Assassin’s Creed IV Black Flag to nie tylko przemierzanie wirtualnych światów i walka z eNPeCami. W tej wersji Assassin’s Creed trzeba też trochę pomyśleć strategicznie ;). W przyszłości łamać komputerowe kody. A w świecie z przeszłości trzeba umieć grać w planszówki :)
Na dzień dobry gra zaproponowała warcabowe zmagania. Trochę zdziwiły mnie zasady, bo byłam przyzwyczajona, że damki mogą się poruszać o wiele pól w linii, ale szybko ogarnęliśmy ten wariant gry i jakoś poszło.
Drugą planszówką do której mnie syn zaprosił (bo to on grywa w Assassin’s Creeda) okazał się Nine Men’s Morris. Wiesz mamo, taka dziwna planszówka, trzy kwadraty jedne w drugich i trzeba przestawiać piony. Pomożesz? Tia… plansza z warcabami po jednej i młynkiem po drugiej stronie do tej pory leży gdzieś w moich starych rupieciach. Okazało się, że matula dziecku młynka nie pokazała (ale za to pokazała Dominiona i parę innych nowoczesnych gier planszowych).
Z chęcią usiadłam więc do młynka i… zonk! Ta sztuczna inteligencja naprawdę jest dobra. Bardzo dobra. Albo ja nie umiem grać w tę najstarszą grę świata.
Zasady są banalne. Każdy z graczy dostaje 9 kamieni. W pierwszej fazie, na przemian układacie je na planszy, na przecięciach linii. W fazie drugiej ruch polega na przesunięciu dowolnego kamienia na sąsiednie, wolne przecięcie. Jeśli komuś uda się ułożyć trzy własne kamienie w jednej linii (czyli młynek) – w nagrodę zabiera dowolny kamień przeciwnika. Cel: uniemożliwić przeciwnikowi ułożenie młynka – inaczej mówiąc przegrywa gracz, któremu zostaną na planszy tylko dwa kamienie.
Jak już pisałam – to jedna z najstarszych gier świata. Pierwsze jej ślady pochodzą z epoki brązu. Dziś ma wiele odmian i rozpowszechniona jest na całym świecie tak, że nawet trudno wskazać gdzie jest jej kolebka i jakie były jej drogi ekspansji.
Po długich zmaganiach i wyborze najłatwiejszego poziomu (tu rolę tę pełnił zakład, w którym stawką była odpowiednia suma pieniędzy – oczywiście wirtualnych pieniędzy) udało nam się wygrać kilka partii.
Ale tak naprawdę nie o tych grach chciałam pisać. Trzecią, najciekawszą grą, z którą przyszło nam się zmagać była Fanorona.
Fanorona
Ludowa gra z Madagaskaru. Na pewno była tam znana i uprawiana już pod koniec XVII wielu. A mocno prawdopodobne, że nawet wcześniej, bo pierwsze informacje o niej już akcentują jej powszechność i niemal rytualny charakter. Co ciekawe jednak – jest znana i popularna jedynie w swojej ojczyźnie.
Nie jest skomplikowana, ale ma dość unikalną mechanikę. Rozgrywana na planszy 9×5 – początkowo po 22 dwa piony dla każdego przeciwnika. Gracze na zmianę wykonują kolejne ruchy: dowolny pion może przejść na dowolne sąsiednie pole połączone linią – o ile pole to jest wolne. Owa unikalna mechanika dotyczy bicia – odbywa się ono na dwa sposoby:
– poprzez odejście – gdy na dwóch sąsiednich polach stoją dwa wrogie piony i jeden z nich odchodzi tak, że przestają ze sobą sąsiadować
– lub poprzez podejście – gdy pion wykonujący ruch stanie na polu planszy sąsiadującym z pionem wrogim.
W obu przypadkach można zbić więcej niż jeden pion – giną wszystkie sąsiadujące ze sobą piony wroga ustawione na linii wykonywanego ruchu. Co więcej – jeśli po wykonaniu tego ruchu możliwe jest kolejne bicie, to gracz znowu musi je wykonać (nie dotyczy to ruchów początkowych). Inaczej mówiąc – poruszamy się dopóty, dopóki możemy bić, po czym kolejka przechodzi na przeciwnika. Wygrywa ten, kto zbije wszystkie wrogie piony.
Nie grałam z żywym człowiekiem. Graliśmy z A.I. I w tym przypadku twórcy Asasyna okazali się łaskawi. Nie było bardzo trudno. A przede wszystkim – chyba z uwagi na ową unikalność bicia – było naprawdę ciekawie. Nie wiem gdzie ją można kupić, ale można w nią pograć online (wystarczy zapytać wujka Google) no i oczywiście można do tego wykorzystać Assassin’s Creed IV Black Flag ;)
Tak czy owak – jako ciekawostkę – polecam. Przynajmniej spróbować.
Grę Fanorona najłatwiej kupić na Madagaskarze :) bo chyba tylko tam jest powszechnie znana. Ale w Polsce już ponad 50 lat temu została opisana w książce „Przewodnik gier” Lecha Pijanowskiego. Przypuszczalnie gra powstała około roku 1680 i wywodzi się (podobnie jak warcaby) z gry Alkerk. Plansza Fanorony to w zasadzie plansza Alkerk rozszerzona z 5×5 do 9×5.
Z tego przewodnika korzystałam :) A dokładniej z Gry Świata według Lecha i Wojciecha Pijanowskich. BTW, znalazłam tam u nich błąd – w początkowym układzie planszy i liczbie kamieni – niemniej na logikę było to do ogarnięcia (nawet jeśli nie byłoby innych źródeł weryfikujących te zasady).
Rzeczywiście, plansza to to takie dwa Alquerque złożone w jedno, tyle, że w Alquerque bicie jest mocno warcabowe i faktycznie to takie pre-warcaby (tak to odczuwam), podczas gdy Fanorona ma to bicie bardzo unikalne. W żadnej innej grze tego nie znalazłam. Jeśli faktycznie wywodzi się od Alquerque to szacun dla tego, kto wymyślił tę zmianę. Bardzo mi się dobrze grało w Fanoronę.
Zarówno bicie „przez odejście” jak i „przez podejście” to faktycznie rzadkość. Geeklisty „boardgames-withdrawal-capture” i „boardgames-approach-capture” zawierają w obu tych kategoriach tylko po 3 pozycje, z których Fanorona jest oczywiście najstarsza.