Nie ukrywam, że Półeczką zainteresowałem się (już przed Essen) ze względu na nazwisko autora, Phila Walkera Hardinga (Kakao, Lamaland, Imhotep). Choć zdarzały mu się gorsze tytuły, to kilka jego gier pozostaje w topce moich ulubionych gier rodzinnych. Po cichu liczyłem, że Półeczka do nich dołączy. A jak wyszło?
Trzeba przyznać, że wyszło całkiem nieźle. Prosta mechanika i krótki czas partii połączone z małymi, ale niebanalnymi decyzjami to coś co P. Walkerowi – Hardingowi (prawie) zawsze wychodziło bardzo dobrze. Tu jest nie inaczej.
O zasadach
Każdy z graczy dostaje swoją półeczkę, w której będzie umieszczał przedmioty z ogólnego bałaganu (czyli te rozmieszczone na planszy głównej). Rozmieszczając przedmioty chcemy to robić tak żeby były one uporządkowane, to znaczy chcemy żeby przedmioty jednego rodzaju ułożone były koło siebie. Dodatkowo chcemy zrealizować wyzwania indywidualne – te wymagają, żeby określony rodzaj przedmiotu leżał w wyznaczonym miejscu na półce, i wspólne – te bywają różne i mogą wymagać np. żeby w dwóch rzędach leżały niepowtarzające się rodzaje przedmiotów lub żeby na każdym roku półeczki leżał przedmiot z tej samej kategorii. O wyzwania wspólne ubiegamy się razem, lecz kto pierwszy je spełni dostanie wyższy bonus punktowy na koniec partii.
W naszym ruchu możemy dobrać od 1 do 3 przedmiotów z ogólnego bałaganu. Są przy tym jednak dwa warunki – wszystkie dobrane przedmioty muszą ze sobą sąsiadować w linii prostej (stykać się bokami) i każdy dobrany przedmiot na początku naszego ruchu musi mieć co najmniej jedną ściankę wolną (nie może sąsiadować z innym przedmiotem). Dobrane w ten sposób przedmioty możemy następnie w dowolnej kolejności umieścić na naszej półeczce, ale tylko w jednej kolumnie. Jeżeli przed naszym ruchem na planszy bałaganu znajdują się 4 lub mniej przedmiotów, zdejmujemy je i całą planszetkę zapełniamy kolejnymi kafelkami losowanymi z woreczka.
Gra kończy się, po końcu rundy, w której chociażby jedna osoba zapełni całą półeczkę. Punkty – jak wspomniałem – otrzymujemy za grupy jednorodzajowych przedmiotów na naszej półce oraz za realizację celów indywidualnych i wspólnych (+1 pkt dla osoby, która zapełniła półeczkę jako pierwsza).
O wrażeniach
Wszystko w tej grze – proste zasady, krótka, dynamiczna rozgrywka czy gadżeciarskie wykonanie – informuje nas, że jest ona skrojona jako tytuł dla nieco bardziej casualowych lub rodzinnych graczy. Co wcale nie oznacza, że ci bardziej zaawansowani nie będą się przy niej bawić dobrze. Po prostu potraktują ją jako fillerek między poważniejszymi tytułami, ale na pewno fillerek, przy którym miło spędzili czas.
Przyznam, że sam po lekturze instrukcji obawiałem się trochę, że gra będzie dla mnie zbyt prosta, zbyt infantylna. Na szczęście już pierwsza partia rozwiała te obawy, a kolejne utwierdzały w przekonaniu, że jednak pomyliłem. W efekcie zagrałem w Półeczkę na ten moment 4 partie, łącznie z 7 różnymi osobami, o różnym zaawansowaniu w planszówkowym hobby. Do tego zaniosłem grę na spotkanie do ośrodka kultury, podczas którego zagrało w nią (niezależnie ode mnie) 6 kolejnych osób. Łącznie więc zagrało w mój egzemplarz 13 osób i każdej z tych osób Półeczka się podobała. Oczywiście gradacja tego zachwytu była różna, od „fajna”, poprzez „bardzo fajna / świetna” do „kiedy mogę ją kupić?”, ale każdy dobrze się bawił i z chęcią zagrałby kolejną partię.
Coś co może być potencjalnym problemem (raczej dla geeków niż casuali) to lekka monotonia rozgrywki. Co prawda wyzwań publicznych i prywatnych jest po 12, a to teoretycznie oznacza sporą liczbę unikatowych partii, ale te cele nie są aż tak zróżnicowane, żeby decydować o odmienności każdej partii. Jak pisałem, to jednak może być problem tylko dla tych, którzy zamierzają grać w Półeczkę bardzo często, a jednocześnie mają doświadczenie pozwalające im wyłapać takie niuanse. Dla osób, które gry planszowe traktują nie jako hobby, a jako jeden z kilku rodzajów rozrywki, mają kilka tytułów w kolekcji i będą grały w każdy od czasu do czasu, Półeczka będzie tytułem doskonałym. Ja na potrzeby recenzji rozegrałem w Półeczkę 4 partie, teraz dobicie do 10 zajmie mi pewnie rok, o ile nie dłużej, lecz nie z powodu tego, że jest słaba, ale ponieważ, ma u mnie dużą konkurencję. Dlatego ja tej powtarzalności nie będę zauważać, a sama zabawa jest na tyle dobra, że gra zostanie w mojej kolekcji (nie ukrywam, że mocnym argumentem za tym jest też niewielki rozmiar pudełka – brawo wydawca).
Kashya: Zdecydowanie należę do fanów Półeczki. Po pierwszej partii zagrałam kolejną i gdyby starczyło mi czasu, usiadłabym do następnej. Miłe dla oka wykonanie (łącznie z rozkminianiem, które gry planszowe zostały przedstawione na kafelkach), fajna mechanika i chwytliwy temat przyczyniły się do tego, że chętnie dodam tę grę do swojej kolekcji i przedstawie ją podczas rodzinnych rozgrywek.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.