Gdy przyniosłem Proszę wsiadać! na planszówkowe spotkanie, nietrudno było przekonać współgraczy do wypróbowania tego tytułu. Zachęcająca grafika, kolorowa plansza z możliwością budowania połączeń czy bilety to elementy, które nakierowywały nasze skojarzenia na serię Wsiąść do Pociągu. Jak się miało okazać, daleko tej grze do naszych wyobrażeń. A szkoda, bo połączenie archetypu gry w budowanie tras i gier z ołówkiem mogło być ciekawym pomysłem.
Stacja 1 – dobre wrażenie*
Proszę Wsiadać! Nowy Jork i Londyn to wykreślanka, w której tworzymy naszą wielką autobusową trasę. Każdy z graczy otrzymuje swój arkusz, na którym będziemy zaznaczać pasażerów, których spotkaliśmy podczas naszej metropolitalnej podróży. Jak to w przypadku tego gatunku gier, każda postać, którą zabierzemy w trasę będzie punktować w inny sposób. Poza celami zawartymi w arkuszu, jednakowymi dla wszystkich graczy, odkrywamy też dwie losowe misje, które umożliwiają zdobycie dodatkowych punktów na koniec. Te cele również są wspólne dla stawiających trasy. Asymetria w tej grze pojawia się w momencie, w którym zaczniemy tworzyć połączenia na planszy. A dotyczy ona: miejsca rozpoczęcia, określonych miejsc na mapie za jakie będziemy punktować oraz, co najważniejsze, w jaki sposób będziemy stawiać nasze znaczniki.
Stacja 2 – nie wiem gdzie jadę
Całość zabawy w Proszę wsiadać! napędzana jest przez karty biletów, które dobieramy na początku rundy. Na górze naszych wykreślanych arkuszy, każdy z graczy posiada informacje o tym, w jaki sposób może położyć trasę wycieczki. Może to być połączenie: krótkie, długie, proste, zakręcone, czy cofające się itp. Jest w czym wybierać. Na nasze nieszczęście, to jakie połączenie możemy użyć w danej turze zależne jest od wspomnianych biletów. To losowy dobór decyduje, w jaki sposób jedziemy dalej. Doznanie to należy do frustrujących i dość powiedzieć, że mimo wszystko trudno planuje się dalsze ruchy, bez wiedzy w jaki sposób poprowadzi nas gra. Oczywiście, zasady przewidują pewne modyfikacje, ale zemści się to na nas w końcowej punktacji. To jeden z tych aspektów, które odrzucają od tej gry, a jest ich więcej.
Stacja 3 – nic nie widzę
Kolejnym z nich jest wykonanie. Estetyka w stylu retro może się podobać, a dziurkowane karty biletów przyjąłem pozytywnie jako ciekawy pomysł. Niestety sama plansza jest dość pstrokata i mało czytelna. Może któreś z was pomyślało, że podtytuł sugeruje dwa warianty rozgrywki, zależne od miasta. Nic bardziej mylnego! Stronę wybieramy zależnie od osób przy stole, a miasta te nie różnią się od siebie w żaden sposób. W przypadku większej liczby graczy (Nie róbcie tego!), ilość ikon i znaczników zlewa się ze sobą. Dodatkowo same oznaczenia naszych tras są bardzo małe przez co obsługa wymaga zgrabności rąk. Dzieci potrafiły się zirytować gdy dość często, któreś szturchnęło pojedyncze elementy. Sama instrukcja jest z gatunku tych dla lubiących używać lupy. Wielkość czcionki skutecznie chce pogorszyć moją wadę wzroku. Nie jest to najgorzej napisane, ale liczba tekstu, jak na grę rodzinną, jest zdecydowanie za duża. Nie uwierzę, że ośmiolatki będą w stanie same zrozumieć ten tytuł.
Stacja 4 – nie ogarniam
Sama punktacja za pasażerów, w dużej mierze ogranicza się do myślenia „Więcej znaczy lepiej” (Babcie i Studentki) a czasem na dowiezieniu określonej liczby postaci (Kapelusznicy i Fotografowie) do wybranych miejsc. Zasady dotyczące wykreślania pól na arkuszu wydają się oczywiste, ale niektóre potrafią wprowadzić w konsternację, zwłaszcza dzieci. Konieczność myślenia o dowożeniu określonych grup do wybranych lokacji zabija zabawę przy budowaniu trasy. W tej grze nie mamy żadnej swobody. Wszystko to odejmuje jakąkolwiek frajdę z grania w tę grę co doskonale komponuje się z obojętnością jaka towarzyszy nam podczas grania w tę grę.
Stacja 5 – wieczne korki
Proszę wsiadać! to gra, która bardzo dba, żebyśmy czasem nie odnieśli przyjemności z rozgrywki. Nie dość, że nasze budowanie tras jest ograniczone poprzez bilety i wieczne zastanowienie nad zbieranymi pasażerami to jeszcze sama sytuacja na stole może spowodować zakłopotanie. Za stawianie znaczników na czarnych polach oraz drogach, gdzie inni gracze już się rozłożyli, musimy odejmować punkty. Takie dołożenie liczy się jako korek. Przy maksymalnym składzie powoduje to niesamowity downtime, którego nie jesteśmy w stanie przyspieszyć, bo nawet gdy podejmiemy decyzje w jaki sposób chcemy jechać dalej, to musimy mieć na uwadze, że czterech graczy może wymusić na nas zmianę decyzji. Mało ograniczeń? To jeszcze dodajmy zasadę, która mówi, że dojechanie do skrzyżowania, na którym już byliśmy (coś jak ukąszenie się w Snake’u) kończy naszą grę. Fantastyczna zabawa…
Stacja 6 – wreszcie koniec
Proszę Wsiadać! to jedno z najgorszych doświadczeń planszówkowych jakie spotkało mnie w ostatnim czasie. Stworzenie downtime’u uniemożliwiającego granie w większym składzie niż trzech osób to jednak sztuka przy grze rodzinnej. Właściwie nie wiem do kogo skierowany jest ten produkt. Żadna grupa nie czerpie radości z obcowania z tym tytułem. Budowanie tras uzależnione jest od czynników zewnętrznych, a punktowanie ludzików jest bezpłciowe i mimowolne. Ot taki tytuł, żeby go skończyć i więcej nie zagrać. Proszę wsiadać! to gra, której nie poleciłbym absolutnie nikomu. Chyba, że ktoś czerpie niezwykłą przyjemność z zamazywania ikonek. Niemniej, każdy tytuł dostarczy więcej radości i przyjemności niż to pudełko. Gra działa i tylko dlatego nie dostaje najniższej noty.
Zalety:
+dziurki na kartach biletów
+ działa…
Wady:
– …ale to za mało
– nudna
– downtime
– cena
– męcząca oczy
*Tytuły nagłówków inspirowane tekstem Propiego. Mój redakcyjny kolega był bardziej przychylny temu tytułowi. Sprawdźcie jego opinię tutaj.
Kashya (5,5/10): Zagrałam raz w 4 osobowym składzie. Na planszy szybko zrobiło się dosyć ciasno i naprawdę momentami było trudno opracować sensowną trasę, zwłaszcza gdy coś się zaplanowało, poświęciło ruchy na częściową realizację, a inny gracz akurat nas przyblokował. Wąskie uliczki pozostawiały nikłe pole do manewru. Moje doświadczenia z tą grą nie były aż tak skrajnie negatywne jak w przypadku Jakuba. Początkowo bawiłam się całkiem nieźle i pewnie wspominałabym ją jako miły, luźny fillerek. Niestety wszystko zepsuła dla mnie zasada eliminacji gracza – w ostatnim ruchu udało mi się “ugryźć własny ogon” i odpadłam. Frustrujące i po prostu przykre, gdy po poświęconym czasie, planowaniu, kombinowaniu, nie zostaje nam dosłownie nic. Ginet (6/10): Zwykle nie czytam wcześniej recenzji gier do których się dopisuję. Wychodzę z założenia, że odnoszę się do gry, a nie do recenzji kolegi / koleżanki. Tym razem jednak ocena Jakuba zaintrygowała mnie na tyle, że pękłem i przeczytałem. No i muszę przyznać, że choć Proszę wsiadać za grę wybitną nie uważam to jednak moja ocena jest zdecydowanie lepsza. Mi na przykład zupełnie nie przeszkadza losowość doboru biletów i brak możliwości zaplanowania olejnego ruchu. Ba, uważam nawet, że te możliwości mamy znacznie większe niż w innych wykreślankach. Możemy manipulować ułożeniem tras (kosztem punktów, ale jednak), widzimy jakie numery biletów (a więc i trasy) już wykorzystaliśmy, a jakie zostały. W takich Kartografach czy Welcome to tego nie ma.Za ciekawy i tematycznie uzasadniony pomysł uważam również konieczność rozwożenia turystów i biznesmenów do odpowiednich obiektów na mapie. Jego likwidacja sprowadzałaby te dwie grupy pasażerów do roli babci i znacznie zubożałaby rozgrywkę. Podoba mi się również (inaczej niż w prawdziwym życiu) przedstawiona w negatywnym świetle przez Jakuba mechanika korków, jak i pominięta przez niego mechanika zielonej fali dająca dodatkowy ruch, jeżeli poprzedni zakończysz na polu z sygnalizatorem. Pierwsza mechanika determinuje do takiego planowania tras, żeby kluczowe miejsca odwiedzić przed innymi, druga do poszukiwania tras najbardziej optymalnych, wykorzystujących zielone światło. Ostatnia kwestia którą widzę odmiennie od autora to downtime. Nie przypominam sobie, żeby w moich partiach był on jakoś szczególnie odczuwalny, o czym świadczy też przyzwoity czas rozgrywki. Partię czteroosobową udało nam się rozegrać w 55 minut, trzyosobową w nieco ponad 40 min. To daje niecałe 15 minut na gracza – wynik całkiem przyzwoity, nawet jak na grę rodzinną.
Zgadzam się natomiast z autorem w kwestii średniego wykonania i niezbyt przyjaznej instrukcji. Za całkowite nieporozumienie uważam natomiast możliwość eliminacji gracza, bo zdarza się, że nie jest to do końca winą jego decyzji. Niemniej ja całość oceniam na solidne sześć na dziesięć, co oznacza, że mimo, iż mam jakieś konkretne zarzuty (eliminacja graczy, przeciętne wykonanie i instrukcja), to uważam ostatecznie warto się grze bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców (nawet znam takich).
Pingwin (5/10): Proszę Wsiadać zdecydowanie nie należy do moich ulubionych gier. Nie wspominam jej jakoś bardzo źle (udało mi się nie zjeść własnego ogona ;)) ale też nie ma w niej nic takiego, co by te moje wspomnienia czyniło wybitnie pozytywnymi. Ot, taki sobie przeciętniak. Co ciekawe, po zapoznaniu się z zasadami mamy wrażenie, że to będzie naprawdę fajna gra – jednak rzeczywistość się z teorią nie pokrywa. Przynajmniej w moim przypadku. W trakcie rozgrywki miałam momenty przyzwoitej zabawy i kombinowania, ale po rozegraniu całości doszłam do wniosku, że nie mam ochoty siadać do tego tytułu ponownie – ani teraz, ani w przyszłości. Zgadzam się z większością zarzutów Jakuba – może poza dowożeniem pasażerów na określone miejsce, które akurat odebrałam pozytywnie oraz korkami, które nie działały na mnie aż tak przygnębiająco. Jednak – mimo oczywistych pozytywów – całość nie sprawia oszałamiającego wrażenia. Mimo to sądzę, że gra ma szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców – podejrzewam, że miłośnicy Ticket to Ride mogą znaleźć w niej więcej frajdy niż ja. Propi (7/10): Moja pierwotna ocena to 7 na 10 i przy całej mojej rezolutności muszę tę ocenę przytrzymać – mimo głosów krytycznych ze strony współredaktorów. Zgadzam się, że 7/10 to taka „letnia woda” – gra być może dobra, ale niewyróżniająca się. Poprawna, ale nie wciągająca. Ładna, ale nie piękna. Dla wielu, ale nie dla każdego. I sercem jestem z roll-and-write’ami, sercem jestem ze stylistyką retro i sercem jestem za grami, w których można coś zniszczyć (arkusz), a coś już zostało zniszczone (bilety). Po czasie mogę dodać tyle, że choć Proszę Wsiadać jest grą bez wątpienia ładną i działającą nawet dość płynnie, to nie wyróżnia się na tyle w swojej kategorii, by pisać na jej cześć peany i opowiadać znajomym o tym, jaką to się wczoraj cudną trasę ułożyło i jak fajnie się bilety zeszły. Rozumiem argument o losowości, o braku znaczącej decyzyjności czy o problematycznej eliminacji graczy. Moją „siódemkę” usprawiedliwiam jedynie tym, że jako tytuł „na wejście” – dla mniej doświadczonych lub nieznających gatunku graczy – Proszę Wsiadać nadal może się sprawdzić. Starych wyjadaczy nie zachwyci, a fanów i znawców roll and write pewnie skwasi, jako zbyt mało innowacyjne czy pozbawione jakiegoś naprawdę unikatowego waloru. Czy da się pograć? Oczywiście. A czy są lepsze gry? Jeszcze bardziej oczywiście. Spędziłem jednak przy tym tytule kilka przyjemnych momentów i myślę, że takich jak ja może być więcej. Maro (7/10): W Proszę Wsiadać zagrałem tylko jedną partię. Na plus zaliczyłbym tematykę i kombinowanie przy planowaniu trasy, manewrowanie jak wężem na Nokii. Minusem była dla mnie losowość z kartami celów, przy których trzeba było mieć spory fart, aby go zrealizować. Po tej jednej partii grę na BGG oceniłem na 7/10, ale to niestety jeden z tych tytułów, które nie zapadają w pamięć na dłużej i nie zachęcają do kolejnej partii.Grę Proszę Wsiadać! Nowy Jork i Londyn kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(3/10):
Ogólna ocena
(3/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Da sie grać, ale nie bardzo jest powód, żeby to robić. Nie polecilibyśmy jej nikomu, bo potężne wady przesłaniają kompletnie nieliczne, drobne plusiki, które gdzieś tam próbują się nieśmiało wyłonić. Raczej dla desperatów.