Gry fabularne coraz częściej goszczą w moim domu. Miałam już okazję wypróbować tytuły zarówno niewielkie, np. Dawno, Dawno Temu, jak i potężne (Uśpieni Bogowie). Z przyjemnością zagłębiłam się też w świat komiksów i książek paragrafowych, przeżywając dzięki nim przygody m.in. w Krainie Czarów lub u podnóża Ognistej Góry. Teraz do moich rąk trafiła interaktywna karcianka od wydawnictwa Muduko, czyli Cartaventura: Oklahoma. Jaka historia kryje się pomiędzy kartami? Przekonajmy się!
Zamknięta w niewielkim, ozdobionym klimatyczną grafiką pudełku gra przenosi nas do XIX-wiecznych Stanów Zjednoczonych, na tereny stanu Oklahoma. Wszystko, czego potrzebujemy, aby wyruszyć na czekającą na nas przygodę, to talia kwadratowych, dwustronnych kart. Każda z nich skrywa kolejny element układanki, która ostatecznie złoży się na historię Bassa Reevesa. Wraz z odkryciem kilku pierwszych kart otwieramy nowy rozdział w życiu czarnoskórego niewolnika. Zamiast pracy na polach bawełny i trzciny cukrowej dla swojego pana Williama Steele’a Reevesa, czeka go… no właśnie – co takiego? To, jak potoczą się losy mężczyzny, zależeć będzie tylko od Ciebie!
To proste!
Wiele tytułów fabularnych nie wymaga właściwie tłumaczenia zasad. Aby zrozumieć rządzącą nimi mechanikę, wystarczy przeczytać pierwszą stronę książki lub odkryć wierzchnią kartę talii i podążać za instrukcjami. Nie inaczej jest w przypadku gry Cartaventura: Oklahoma. W zawierającej 70 różnorodnych kart talii znajdziemy wiele takich, które każą nam dobrać kolejne, w zależności od ścieżki, którą chcemy podążyć. Niektóre z nich będziemy musieli odwrócić na drugą stronę, inne odrzucić lub włożyć z powrotem do talii. Ta zaś kryje m.in. mapy, przedmioty, sojuszników i wrogów, akcje opcjonalne i natychmiasto które możemy podjąć, a także pięć różnych zakończeń.
Fabularna, znaczy na jeden raz?
Pewnie niektórzy z Was zastanawiają się, czy omawiana przeze mnie gra jest „jednorazowa”. Odpowiedź brzmi: Nie. Do wspomnianych przeze mnie, alternatywnych finałów historii Bassa Reevesa można dojść różnymi ścieżkami. Wybierając jedną z nich, czasem zamykamy sobie drogę do tego, aby odkryć nitkę fabularną wiodącą do kolejnej. Zdarza się, że wyraźnie widzimy, dokąd prowadzi nas dana karta. Innym zaś razem pozornie nieistotna decyzja odkrywa przed nami zupełnie nowy wątek, dzięki któremu przeżyjemy jeszcze ciekawszą przygodę. Zawsze możemy też rozegrać partię, w której podejmiemy po prostu inne decyzje w sytuacjach, które postawili przed nami autorzy gry w poprzednich rozgrywkach. Ciekawym rozwiązaniem są też karty z kluczykiem i kłódką, które wpływają nie na bieżącą, ale na przyszłe rozgrywki.
Decyzje, które mają znaczenie
Gra Cartaventura: Oklahoma bardzo mi się podoba. Uwielbiam tytuły, w których to ja decyduję o tym, którą ścieżką podążę. W jej zaś przypadku wyborów takich jest bez liku. Decyzje te czasem trzeba podjąć „na czuja”, innym razem w oparciu o swój kompas moralny lub kalkulację zagrożenia dla postaci, w którą się wcielamy. Udzielić komuś pomocy, czy odejść udając, że nas tu nie było? Podążyć bezpieczną ścieżką, czy może zaryzykować, mając nadzieję, że hazard nie odbije nam się czkawką? Skłamać, czy powiedzieć prawdę? Podczas trwającej około godziny rozgrywki zostajemy postawieni przed wieloma wyborami. Każdy z nich ma realne znaczenie dla historii bohatera, w którego się wcielamy.
Dziki, piękny Zachód
Dużą zaletą gry są śliczne, bardzo klimatyczne ilustracje, którymi ozdobione są karty. Na wielu z nich znajdziemy też sporo tekstu, dzięki któremu historia Bassa Reevesa jest bogata w szczegóły. Tytuł ten, choć według pudełka przeznaczony jest nawet dla sześciu graczy, moim zdaniem najlepiej sprawdza się jako gra solo. Gra nie zajmuje wiele miejsca. Maksymalnie, w czasie rozgrywki na stole może być rozłożonych w jednym momencie od kilku do kilkunastu kart.
Przygoda niejedno ma imię
Cartaventura: Oklahoma to trzecia już odsłona fabularnych gier karcianych wydawnictwa Muduko. Wcześniejsze tytuły pozwoliły graczom wybrać się do Tybetu i na Grenlandię. Dzielą je różne okresy historyczne, w których są osadzone i odmienne miejsca, które dane nam będzie dzięki nim zwiedzić. Jest jednak też coś, co je łączy. Wszystkie one dają nam możliwość przeżycia niezwykłej przygody, przenosząc się na dalekie krańce świata. Fabuła ostatniej z nich, oparta na życiorysie historycznej postaci wciągnęła mnie na tyle, że z przyjemnością od razu po pierwszej partii, rozegrałam kolejną. Ostateczne udało mi się poznać wszystkie zakończenia, łącznie z tym, które odpowiada rzeczywistej historii.
Czy warto?
Moim zdaniem, Cartaventura: Oklahoma to tytuł zdecydowanie warty polecenia. Aby zapewnić Wam możliwość jeszcze lepszego wczucia się w atmosferę Dzikiego Zachodu, wydawnictwo przygotowało nawet playlistę, którą możecie włączyć w czasie rozgrywki. Jeśli lubicie klimatyczne gry fabularne, koniecznie wypróbujcie zarówno tę, jak i inne karcianki Muduko.
Grę Cartaventura: Oklahoma kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Muduko za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.