Planszówkowe dungeon crawlery kojarzą mi się zwykle z rozbudowanymi statystykami, modułową mapą i figurkami. Co prawda pojawiają się już także wersje zminiaturyzowane do talii kart, ale czy da się pójść jeszcze jeden krok dalej? Okazuje się, że tak, w tym przypadku niewielkie pudełeczko skrywa jedną kartę i garść kostek.
Jako dzielny poszukiwacz przygód zmierzymy się z 12 poziomami lochu, gdzie każdy kolejny jest coraz trudniejszy. Wbrew znanemu powiedzeniu, że przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę, my jesteśmy samotnym wilkiem – One Card Dungeon to gra tylko i wyłącznie solo.
Karta przedstawia układ lochu, na samym dole podane są statystyki potworów, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć: punkty życia, ruchu, ataku, obrony i zasięgu. Zaznaczone są także pola, na których pojawiają się przeciwnicy reprezentowani przez czerwone kostki. Cel jest prosty – przeżyć, wybijając wszystkie monstra. Zastosowana mechanika raczej nie jest niczym skomplikowanym. Ruszyć możemy się jeśli mamy dostępne punkty ruchu – przesunięcie w pionie lub poziomie kosztuje 2, po skosie 3. Nie możemy także przechodzić przez pola z potworami, przy czym ta zasada naszych przeciwników nie dotyczy.
Aby zadać jakiekolwiek cios należy spełnić trzy warunki:
- być w zasięgu (liczymy go tak samo jak ruch)
- być na linii wzroku – jeśli cokolwiek nam zasłania: potwór, ściana – to nie możemy zaatakować
- uderzyć na tyle mocno, by przebić się przez tarczę. Obrażenia liczymy dzieląc atak przez obronę celu z zaokrągleniem w dół.
Te same zasady obowiązują potwory.
Po pokonaniu przeciwników możemy przejść na następny poziom. Dostajemy również nagrodę do wyboru: zwiększenie jednej z naszych statystyk lub odnowienie życia do pełna.
Na naszej drodze staną pająki, szkielety, trolle(?) i demony(?) – wnioskując po grafice. Od poziomu piątego przeciwnicy zaczynają się powtarzać, rośnie ich liczba, ale statystyki pozostają niezmienne. Różne potwory wymagają trochę innych sposobów gry. Niektóre szybko się poruszają lub mają duży zasięg ataku. Inne są powolne i ociężałe, ale gdy już nas dopadną potrafią mocno przydzwonić. Umiejętne wykorzystywanie linii wzroku, zwiększanie statystyk, które będą bardziej przydatne w danej walce, to kluczowe elementy pozwalające na przeżycie poziomu. Część z nich od samego początku jest logiczna, części uczymy się za każdą kolejną próbą przejścia – nie liczyłabym na to, że pierwsze rozgrywki zakończą się wygraną. Ba! Sukcesem może być nawet dojście do 3-4 levelu.
Początkowo nasz bohater ewidentnie dopiero zaczyna swoją przygodę. Niedoświadczony i słabo uzbrojony, nie może pochwalić się wyśrubowanymi statystykami. Ruch, atak i obrona na poziomie 1, zasięg 2 i mizerne 6 punktów życia sprawiają, że nawet początkowe potwory mogą być nie lada wyzwaniem, a nieprzemyślane ruchy zakończą się szybkim zgonem.
Pozostaje pytanie czy gra jest fajna, daje satysfakcję? Czy na jednej karcie udało się zachować klimat bardziej rozbudowanych dungeon crawlerów, pokonywania mrocznych korytarzy, w których czają się niebezpieczne potwory? I tak, i nie. Z jednej strony mamy ciekawą, skondensowaną mechanikę, która działa i ma sens. Z drugiej wydaje mi się, że po jakimś czasie gra robi się powtarzalna. Głównym czynnikiem wpływającym na regrywalność jest rzut kośćmi dodającymi chwile bonusy do statystyk (ewentualnie specjalna umiejętność, zależna od wybranej postaci, której możemy użyć raz na poziom lochu). Na ich podstawie musimy dostosować naszą taktykę, ale czy jest to wystarczające urozmaicenie? Co prawda One Card Dungeon raczej nie jest grą, w której po pierwszej wygranej, będziemy rozgrywać partia za partią. Jeśli odłożymy ją na dłuższą chwilę i wyciągniemy mając pół godzinki na turlanie kostek, to znacznie wydłużymy żywotność tego tytułu.
Jeśli chodzi o wygląd nie mam nic do zarzucenia. Utrzymana jest w klimacie retro gier komputerowych z pikselową, ale czytelną grafiką. Kostki są porządne, podzielone kolorystycznie w zależności od funkcji. Niewiele więcej można powiedzieć, w końcu to tylko jedna karta.
Jednego grze nie można odmówić – jest naprawdę kompaktowa. Nada się na podróż, a proste zasady sprawiają, że łatwo do niej powrócić nawet po dłuższej przerwie. Co więcej, jeśli chcemy przerwać grę w trakcie, mamy możliwość zapisania stanu gry i powrotu bez potrzeby rozgrywania wszystkiego od nowa. Mimo tej prostoty, nie udało się uniknąć nieścisłości. Kwestia linii wzroku nie jest do końca jasna i nawet sam autor musiał udzielać dodatkowych wyjaśnień w postach na forum BGG.
One Card Dungeon to gra, w której uczymy się z każdą partią. Przegrana jest okazją do zmiany taktyki, wywnioskowania w jaki statystyki należy inwestować, w konkretnym momencie gry. Początkowo może to być frustrujące. Jeśli źle wybierzemy możemy doprowadzić do mało przyjemnych sytuacji. Gdy np. będziemy potrzebować do ataku 7 punktów, a nasze statystyki będą umożliwiały to tylko przy wyrzuceniu 6. Cały poziom będzie polegał na długim i męczącym kitowaniu przeciwnika (pod warunkiem, że nie będzie szybszy od nas). Nie wiem czy tak wydłużona rozgrywka sprawi komukolwiek przyjemność. Losowość rzutów także nie pomaga. Nie raz i nie dwa, będą zdarzały się puste tury, w których naszym jedynym ruchem będzie uciekanie lub obrona.
Jaki jest więc ostateczny werdykt? Myślę, że One Card Dungeon, to dobra gra dla osób, które lubią zagadki logiczne. Takie, w których przy pewnej ilości zmiennych i odrobinie losowości trzeba tak zakombinować, by osiągnąć jak najlepszy wynik. Powinna również przypaść do gustu fanom gier z gatunku roguelike, gdzie śmierć postaci to nie koniec gry, a zachęta do wypróbowania innego podejścia w oparciu o zdobyte doświadczenie. Jeśli nie przeszkadza wam minimalistyczna oprawa graficzna, lekka powtarzalność, dajcie tej grze szansę – zwłaszcza, że jest dostępna w wersji print & play.
+ kompaktowa, dungeon crawler zamknięty w małym pudełku
+ proste zasady i krótki czas gry
+ możliwość zrobienia „save” i wrócenia do gry po jakimś czasie
– powtarzalność
– losowość ma wpływ na rozgrywkę
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.