W popkulturze występuje kilka przypadków tekstów tak silnie zakorzenionych w naszej świadomości, że wystarczy przywołać tylko imiona głównych bohaterów, żebyśmy wiedzieli o jakim dziele mówili. I tak jest w przypadku osławionej drużyny z: krasnoludem, elfem i czarodziejem w składzie. Natomiast co stanie się jeśli w składzie tego bractwa znajdziemy wilkołaka lub kotka? Taką alternatywę proponuję nam karcianka Fellowships of Fate.
Dziewięciu nie zawsze wspaniałych
Tytułowe Bractwo Przeznaczenia dopłynęło do naszej redakcji z dalekiej Japonii, zatem nic dziwnego, że w środku spotykamy się z estetyką typową dla wschodniej kultury. Grafiki prezentują się ciekawie, choć i tu muszę od razu podkreślić pewną niespójność estetyczną. Talia bohaterów, którą otrzymuje każdy z graczy, wykorzystuje dużo jaskrawsze kolory przez co trochę odstaję od estetyki pozostałych kart. Rozumiem, że pewnie wyniknęło to z konieczności przejrzystości gry, niemniej kolorowi puryści mogą tutaj pokręcić głowami. Poza pięcioma taliami w środku znajdziemy jeszcze: karty przygody (dające nam punkty), karty reliktów (dające bonusy postaciom oraz punkty) oraz żetony, których wydawanie umożliwi nam zbieranie kart przygody dających nam punkty. Nie muszę chyba nadmieniać, że celem gry jest zebranie jak największej liczby punktów? A tych podczas gry trochę uzbieramy.
Legendarni i zwyklaki
Całość zabawy w Fellowships of Fate opiera się na wykorzystywaniu umiejętności swoich postaci. Na początku każdej rundy wybieramy czterech z pośród dziewięciu członków naszej drużyny. Następnie rozgrywka będzie kontynuowana zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Każda z posiadanych przez nas postaci posiada dwie umiejętności: zwykłą oraz legendarną. Aby wykorzystać zwykłą umiejętność wystarczy zagrać kartę i zrealizować efekt. Te drugie są dużo lepsze od swoich poprzedników, ale wprowadzają element ryzyka, który staje się esencją rozgrywki w Fellowships Of Fate. Legendarne umiejętności wymagają od nas przeczekania tury zanim będziemy mogli wykorzystać ich właściwy efekt. I nie byłoby to aż tak bolesne gdyby nie zasada umożliwiająca przeszkadzanie innym graczom podczas naszej rundy. Mianowicie, jeżeli w swoim ruchu zagramy kartę o tym samym imieniu to wszystkie karty oczekujące na możliwość aktywowania swojej legendarnej umiejętności zostają odrzucane. Taka mechanika sprawia, że musimy ważyć, którymi kartami chcemy ryzykować, gdyż, zwłaszcza w większym osobowo gronie, nasz plan na rundę może zostać całkowicie zniweczony przez zagranie tej samej karty przez przeciwnika. Jakby tego było mało, takie przeszkadzanie jest możliwie również dzięki postaciom na czarnym tle, które same w sobie posiadają umiejętność odrzucania wszystkich kart, które „czekają” na swoją aktywację.
Nie przeszkadzaj mi!
Przyznam, że po pierwszej partii bardzo frustrowałem się na rozgrywkę w Fellowships Of Fate. To ciągłe przeszkadzanie przeciwników w moim układaniu planów sprawiało, że nie mogłem realizować swoich celów związanych z pozyskiwaniem odpowiednich znaczników. Niemniej, z kolejnymi partiami zacząłem rozumieć zależność pomiędzy tymi dziewięcioma kartami i jak na taką ograniczoną pulę jest tutaj naprawdę sporo kombinowania. Całość rozgrywki jest niezwykle intuicyjna i karty zbieramy w ciągły sposób, właściwie bez większego zastanowienia. Stos kart przygody, tych dających punkty, właściwie co chwilę się zmienia, zatem istnieje duże prawdopodobieństwo, że zasoby, które uzbieraliśmy, będą nam pasować. W grze występują też karty reliktów, które zdobyte we wczesnym etapie gry, wspomagają umiejętności naszych postaci, co w jakiś sposób profiluje rozgrywkę każdego z graczy. W Fellowships Of Fate bardzo ważnym elementem gry jest umiejętne blefowanie. Nasze zasoby oraz karty reliktów mogą w prosty sposób sugerować do czego dążymy i niejednokrotnie gra zmuszała mnie do sytuacji, w której decydowałem się na wykorzystywanie słabszych umiejętności, z obawy przed poczynaniami innych graczy. W stosie kart przygody znajduje się też kilka kart posiadających tekst wpływający na sytuację na stole bezpośrednio po zagraniu. I aż szkoda, że w trzydziestodwukartowej talii takich kart jest tylko pięć, bo pomimo dość dużego dynamizmu rozgrywki, wprowadzają one jeszcze dodatkowe „zamieszanie” na stole. Niemniej, jak na tak kompaktową grę, otrzymujemy kilka dobrze łączących się ze sobą rozwiązań.
Przeznaczeniu nie uciekniesz
Gdy zobaczyłem Fellowships Of Fate obawiałem się nudnej karcianki opartej na smutnym, indywidualnym zbieraniu zasobów. Jakież miłe było moje zaskoczenie gdy okazało się, że taka rozgrywka może dostarczyć sporo emocji przez wymuszenie na graczach nieustannego szacowania ryzyka. Takie rozwiązanie sprawia, że z euraskowatej gry karcianej Towarzyszy Przeznaczenia staje się grą, w której nieoczywistość naszych zagrań prowadzi do wygranej. Jeżeli już odwiedzicie Japonię, to warto tę grę nabyć, bo to tytuł, który dobrze sprawdzi się w podróży, zwłaszcza w większym gronie. A jeśli ktoś jest entuzjastą kultury wschodu i tych śmiesznych krzaczków na kartach, tym bardziej będzie zadowolony z zakupu tego śmiesznego Gandalfa, Bilba czy Nicka Fury’ego.
Zalety:
– łatwa
– interakcja między graczami
– zachęcająca do kolejnych rozgrywek
– estetyczna
Wady:
– czasem zbyt schematyczna
– bez większej głębi
– trudno dostępna
Dziękujemy firmie WY Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.