Wybierasz postaci, chwytasz w dłoń ołówek i zaczynasz… czytać książkę.
Magia, przygoda, zdrada, niebezpieczeństwo, przyjaźń – wystarczy przewrócić stronę.
Podejmujesz decyzje, przeprowadzasz testy zdolności, rozwijasz swoją drużynę, zdobywasz przedmioty i popychasz fabułę w miejsca, które fascynują Ciebie i tylko Ciebie. Twoja lektura będzie inna, niż dla jakiegokolwiek innego Czytelnika.
Oto Legendary Kingdoms – epicka opowieść, która zaprasza Cię, byś stał się jej współautorem!
To gra, to książka
Gamebook to z łaciny „książka, w którą można zagrać”. Za pomocą połączonych ze sobą, ponad 900 paragrafów, gamebook prowadzi gracza przez przygodę w świecie fantazji. Nie wszystkie drogi są jednak zawsze dostępne, nie wszędzie uda nam się dostać i nie zawsze zdobędziemy upragnione zakończenie i nie każda księżniczka zaczeka na nas w zamku, do którego zmierzamy.
Ale to dygresja.
Początek rozgrywki to wybór drużyny – gra oferuje kilka gotowych postaci, a także możliwość zbudowania własnej. Postaci te posiadają krótkie tło fabularne, zarysowujące ich motywacje i osobowości, ale z grubsza sprowadzają się do zestawu kilku cech. To one będą definiować naszą strategię w trakcie rozgrywki i to one ułatwią lub utrudnią nam ukończenie poszczególnych zadań i wątków fabularnych.
Historie zapisane na stronach
Żadna książka nie może obejść się bez historii, a ta zapisana na kartach Legendary Kingdoms jest wielowątkowa, wielowymiarowa, często nieodparcie zabawna, czasem dramatyczna i brutalna, ale zawsze wciągająca.
Trudno o niej opowiadać bez rozwiewania aury tajemnicy – nie chciałbym tu psuć niespodzianek, ani wyprzedzać zdarzeń, które czekają Was w dalszych rozdziałach. Powiem więc o tym, co znajdziecie w pierwszych akapitach i pierwszych wyborach, jakie napotkacie na swojej drodze.
Twoja czteroosobowa banda bohaterów zaczyna swą opowieść w trakcie transportu – gdzieś. Mało widzicie z wozu, w którym Was wiozą i mało możecie zrobić, bo ograniczają Was więzy. Gdy docieracie na miejsce okazuje się, że zostaliście sprzedani jako niewolnicy o bardzo specyficznym przeznaczeniu. Zaraz po oswobodzeniu z kajdan zostajecie umieszczeni w komnacie, z której niebawem wyruszycie do… walki na arenie. I choć, jak to czasem bywa w grach, Waszymi pierwszymi przeciwnikami nie będą żaby czy niegroźne koboldy, to właśnie na tej arenie nauczycie się znajdować oręż i zbroję – a zaraz potem przetestujecie je w walce.
Pomiędzy kolejnymi pojedynkami pojawią się możliwości ucieczki i współpracy z innymi pojmanymi. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, kanały pod areną doprowadzą Was nie do wolności, a do spotkania z ważną i nieco enigmatyczną postacią. Od Waszej decyzji co do jej losów i tego, czy udzielicie jej pomocy, zależeć będzie dalszy szlak Waszej podróży w świecie Legendary Kingdoms. Czy właśnie zyskaliście serdecznego sojusznika? Czy może nieświadomie zadecydowaliście o losach czegoś o wiele większego od Was wszystkich?
Mechanika książki
Paragrafy w Legendary Kingdoms to nie tylko kolejne etapy jednolitej opowieści, które odczytujemy jeden po drugim, idąc jak po sznurku do zakończenia. Niemal każdy z nich stawia Czytelnika przed wyborem.
Iść na zachód, czy na południe?
Pomóc czyimś działaniom czy je udaremnić?
Walczyć, czy uciekać?
Bronić się, czy negocjować?
Każda z tych decyzji zabiera nas do innej strony książki, do innej postaci, innego miasta lub innej krainy. Rozwidlające się ścieżki nadają Legendary Kingdoms epickiego wręcz rozmachu. Wydaje się niemożliwym, żeby usiąść do gry dwa razy i przebyć tę samą drogę. Każde nasze działanie ma tu swoją konsekwencję i popycha historię w nowym kierunku. Abyśmy nie biegali po stronach jak dzik po hurtowni obierek gra stosuje system kodów, zdobywanych w określonych miejscach w fabule. Kody te albo odcinają nam możliwość powrotu czy wykonania akcji ponownie, albo z kolei kierują nas w nowe, niedostępne wcześniej miejsca.
Gdyby sandboxowe nawigowanie po ścieżkach piszącej się historii było niewystarczające, mamy tu też wyraźny rozwój postaci. Oprócz znajdowania nowego oręża i odzienia, nasi bohaterowie wzmacniają swoje zdolności (atak, skradanie, przetrwanie, charyzmę i lore – swoiście rozumianą wiedzę na temat świata przedstawione), stają się żywotniejsi, a nawet uczą nowych czarów (przynajmniej ci z nich, którzy umieją cokolwiek w magię). Wszystko to ma nam pomóc w zdawaniu testów – bo każdy dobry bohater uwielbia testy.
Te są logiczne i proste: rzuć tyloma kostkami (cyfrowymi, jeśli ktoś lubi), ile wskazuje wartość danej zdolności. Uzyskaj X wyników wyższych od Y i test jest zdany. Uzyskaj mniej i przygotuj się na porażkę. Rzucanie 5 czy 10 kostkami w poszukiwaniu „czwórek lub więcej” działa tutaj wybornie i dostarcza niemal tylu emocji, co szybka modlitwa przed rzutem jedną.
I to może jest trochę old-schoolowe – „rzuć kostką i zobacz, co Ci wyszło” – ale kurcze, jest pewna moc w tym, że rozwijamy postać pod kątem silnej charyzmy i nagle okazuje się, że tą charyzmą możemy się wedrzeć niemal do każdego pałacu i przekonać niemal każdego przeciwnika, by nie spuszczał nam srogiego manta. I odwrotnie – to szczypie i parzy podwójnie mocno, gdy nasza ledwo stojąca na nogach, licha bohaterka pudłuje cios za ciosem i nijak nie potrafi pomóc nam w walce, którą właśnie prowadzimy. Proste, ale angażujące i emocjonujące są te rzuty kośćmi. I do mnie, jako do człeka prostego, przemawiają z pełną mocą.
Podróże małe i duże
To wszystko byłoby może i fajne, patrząc z czysto mechanicznego punktu widzenia, ale czymżesz byłaby mechanika bez odrobiny mięska na kościach?
Legendary Kingdoms czyta się świetnie – jako książkę. Opisy miejsc i postaci, dialogi czy fabularne zagwozdki są napisane lekkim, przyjemnym językiem i są po prostu wciągające – budują ciekawość tego, co kryje się za kolejnym paragrafem. Owszem, świat fantasy jest nieco generyczny i oparty na pewnych archetypach, ale nawet one traktowane są z przymrużeniem oka i należytym dystansem. Łatwo się w niego zanurzyć i lektura – po latach przerwy od czytania tradycyjnego fantasy – była dla mnie czystą przyjemnością. Jestem pewien, że po odpowiedniej redakcji te same treści całkiem dobrze sprawdziłyby się jako samodzielna fabuła, zamknięta w tradycyjnej, nieinteraktywnej książce. Ale co to za przyjemność czytać, skoro można współtworzyć?
Nasze wybory kształtują nasze postaci, budują i niszczą ich relacje z postaciami drugiego planu, a nawet decydują o losie królestwa, w którym przyszło nam żyć. Koniec końców prowadzą też do niepowtarzalnych zakończeń, dających poczucie, że to my, a nie gra, wybraliśmy taką, a nie inną ścieżkę – i cokolwiek spotyka nas na końcu, należało nam się jak poranna herbata w zimowy dzień. Do tej przygody chce się wrócić choćby po to, by przejść ją zupełnie na odwrót, stawiając na inne cechy i inne testy, wybierając na przekór swoim poprzednim wyborom. Wszystko po to, by sprawdzić, czy tym razem zakończenie będzie naprawdę całkowicie inne.
Sama oprawa graficzna zasługuje tu na słowo silnego uznania. Poza paragrafami pisanymi gustowną czcionką mamy tu bowiem przepiękne i charakterne ilustracje! Rysowane mocną kreską, wyraziste i sugestywne, a jednocześnie pozostawiające pole do domysłów i interpretacji rysunki cieszą oko. Wiele tu szczegółów, zabaw ze światłocieniem i zmiennych perspektyw: od krajobrazów i rysunków miast, po sceny walk i zbliżenia na postaci. Ilustrator wycisnął z czarnobiałego obrazka siódme poty i siódme cuda. Me młodzieńcze serce rwie się, by wytatuować sobie któryś rysunek. Starczy rozum podpowiada, by chociaż powiesić niektóre z ilustracji nad biurkiem. Budżet domowy mówi, że może jednak nie robić nic, tylko wymienić klocki hamulcowe w aucie.
Papierowy Rubikon
„Kości zostały rzucone” to maksyma, którą można sobie powtarzać niemal na co drugiej stronie Legendary Kingdoms. Napotykane tu wyzwania, dylematy, walki, zagadki i negocjacje wymagają ciągłego sprawdzania się w testach indywidualnych i „drużynowych” (gdzie sami wybieramy dwoje bohaterów, których konkretną cechę zsumujemy ze sobą). W walce rzucamy na atak swój i na własną obronę przed atakiem przeciwnika, na który przecież też rzucamy sami (obecna technologia nie pozwala jeszcze na to, by książka sama rzucała kostkami). System walki oferuje dynamiczne starcia, często z wieloma przeciwnikami na raz. Wielu przeciwników to za mało? A co powiesz na armię przeciwników? Zrekrutuj więc własną i prowadź prawdziwie legendarne bitwy na specjalnie podzielonym na strefy polu walki. Uważaj jednak nie tylko na siłę, ale i morale swoich wojsk – inaczej przeciwnik może Cię niemile zaskoczyć!
Królestwo ołówka i gumki
Choć moja przygoda w świecie Legendary Kingdoms była nad wyraz radosna i intensywna, nie obyło się bez małych ALE.
Obsługa ołówka i drukowanego arkusza (wydawca udostępnia graczom cyfrowy plik) jest pozornie prosta. Jeśli jednak gramy wystarczająco długo, to ciągle zapisywane i wymazywane miejsca stają się nieczytelne, bo wraz z ołówkiem usuwamy tusz z drukarki. A skoro w trakcie jednej walki poziom naszego zdrowia zmienia się wielokrotnie, by chwilę potem wrócić do stanu wyjściowego, gdy uleczy nas wiejski znachor, to nie trzeba wielu takich walk, by wytrzeć gumką dziurę w papierze. Taka jest jednak specyfika gier paragrafowych i należy się z nią po prostu pogodzić. Wychodząc naprzeciw tej sytuacji, opracowana została aplikacja, która pomaga zarządzać grami i postaciami w sposób cyfrowy.
Były też momenty dłużyzn, gdzie narracja zwalnia i podrzuca nam niezbyt interesujące fragmenty czy mozolne walki, które chcielibyśmy już szybko zakończyć, by przekonać się, w którą stronę skręci opowieść. Nie zawsze też nasze decyzje mają widoczny dla nas efekt w ogólnym przebiegu historii. Czasem utkniemy po prostu na rozdrożu z sześcioma opcjami dalszej drogi, nie wiedząc do końca, gdzie powinniśmy się udać tym razem.
Jest jednak magia w Legendary Kingdoms i jest w niej moc. To rozbudowana i na wskroś unikatowa przygoda, która zdaje się mówić: „chodź i napisz mnie tak, jak chcesz”. Bez problemu da się tu wyczuć, że jesteśmy częścią plastycznego i zmiennego świata, który możemy eksplorować niemal tak dowolnie, jak tylko chcemy. I choć nasza wolność ma tu swoje granice – decyzje pojawiają się tylko tam, gdzie gra CHCE, byśmy mieli wybór – a niektóre z zagwozdek czy wyborów mogą wydawać się nieco arbitralne, to poczucie przechodzenia książki w swoim tempie i zgodnie ze swoim sumieniem jest tu od początku do końca bardzo silne. Podobnie jak chęć, by czasem przekulać niesforną kość, gdy autor gry nie patrzy.
Legendary Kingdoms to świetny dowód na to, że gamebooki nie powiedziały jeszcze swojego ostatniego słowa i że wcale nie trzeba szperać po pchlich targach i internetowych aukcjach w poszukiwaniu wybitnych przedstawicielek gatunku.
Legendarna przygoda jest tu, na wyciągnięcie ręki.
Najlepiej jeśli jest to trzecia ręka – bo jedna już trzyma ołówek, a druga obsługuje kości.
Dziękujemy firmie Spidermind Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.