Prawdopodobnie każdy z nas ma swoją ulubioną grę, do której wraca bez względu na to ile innych wypróbuje. Taką, w której karty są już mocno zużyte, kafelki lekko zdarte, a żetony powycierane. Grę, której zasady i mechaniki ma w małym palcu. Rozegraną wiele, wiele razy i choć stała się już nieco powtarzalna, to nadal cieszy. Trochę z sentymentu, napędzani miłymi wspomnieniami z rozgrywek, staramy się ją odświeżyć, zapobiec powoli, acz nieubłaganie wkradają się nudzie. Z pomocą przychodzą wtedy wszelkie maści dodatki.
Jeśli ktoś lubi Azule, to istnieje duża szansa, że ma swój jeden, wybrany i ukochany. W przypadku mojej rodziny na zaszczytnym pierwszym miejscu, pomimo pewnych mankamentów, uplasował się Azul: Letni Pawilon. Po niezliczonych partiach przyszła pora na to, aby urozmaicić rozgrywkę, a nawet więcej, bowiem Azul: Lśniący Pawilon ma również za zadanie podnieść komfort grania. W pudełku znajdziemy nowe, trochę zmienione, dwustronne planszetki graczy, planszę główną, plastikowe nakładki na powyższe elementy, które mają zapobiec przesuwaniu się układanych kafelków oraz znaczniki punktacji, lepiej dostosowane do wcięć w nakładkach.
Komfort i estetyka grania
Nie raz i nie dwa zdarzało się, że przy grze w podstawkę, nieostrożny ruch ręką, nieumyślne potrącenie stołu, powodowało rozjechanie się połowy elementów. W tym dodatku postanowiono zaradzić takim sytuacjom, zmniejszyć frustrację graczy i sprawić, że raz położone kafelki i znaczniki zostaną grzecznie na swoich miejscach. Służą do tego plastikowe nakładki na planszę główną i planszetki graczy. Ta pierwsza jest zamykana i bardzo mi się podoba, te drugie, już (niestety) nie – po prostu kładziemy je na wierzchu. Nie ukrywam, że nie do końca odpowiada mi takie rozwiązanie, wciąż mam wrażenie, że i tak coś zaraz potrącę – i choć nie zdarzyło mi się to do tej pory, to podświadomie i tak się o to martwię. Szkoda, że nie zrobiono po prostu dwustronnych i zamykanych nakładek, wystarczyłoby wtedy obrócić planszetkę i voilà. Niemniej jednak jak najbardziej spełniają swoją funkcję.
Mam jeszcze kilka dodatkowych spostrzeżeń, które na pewno nie będą problemem dla wszystkich, ale mi nieco przeszkadzały, a i część moich współgraczy zwróciła na nie uwagę. Po pierwsze pola punktacji są tak malutkie, że z ledwością mieszczą znaczniki dwóch graczy, co więcej, gdy jeden przytul się do drugiego, jest dosyć niewygodnie je wydłubywać i przesuwać dalej. Po drugie plastikowe nakładki odbijają światło, co mi osobiście utrudnia grę. No i po trzecie, i ostatnie (obiecuję więcej się nie czepiać) – szkoda, że do znaczników punktacji nie dodano też nowego znacznika rundy. Musimy go zapożyczyć z podstawki i być może nie jest to wielki kłopot, ale to kolejny element, który potem trzeba odłożyć do innego pudełka.
Co nowego tam w tych kafelkach słychać?
… ano w sumie niewiele – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dostajemy dwie nowe planszetki: pomarańczową i różową. Ta pierwsza ma wzór, w którym kolory i wartości są z góry określone. Ta druga, pozwala na trochę większą dowolność, ale środkowa gwiazda ma narzucone kolory i wartość 3 na wszystkich wymaganych do jej ułożenia kafelkach. Nie jest to jakaś gigantyczna zmiana w stosunku do podstawki. To jednak nie wszystko. Lśniący Pawilon oferuje nowy sposób zbierania bonusowych płytek – fontanny, które wymagają otoczenia 4 kafelkami (wartości od 3 do 6). Co prawda dają tylko jeden dodatkowy kafelek, ale to zawsze jakaś nagroda, która może zadecydować o naszym być albo nie być. Ponadto fontanny stały się częścią nowego sposobu punktowania i jako zestaw wraz z pozostałymi ozdobami mogą zapewnić pokaźną ilość punktów.
Pomieszano także trochę przy punktacji za konkretne kolory gwiazd i zestawy numeryczne kafelków. Zmieniła się również kolejność kolorów atutowych. Niby niewiele, ale wierzcie mi, jeśli ma się ją zakodowaną głęboko w pamięci, to nawet taka drobnostka może na chwilę wytrącić z rutynowych, automatycznych zagrań.
Powyższe modyfikacje nie wydają się niczym wielkim. Rewolucji nie ma, ale te wszystkie zmiany mają wpływ na jeden, bardzo ważny element. Podstawka cierpiała na syndrom “jedynej słusznej drogi do celu”. Ułożenie kombinacji kafelków o wartościach od 1 do 4 dawało taką przewagę, że praktycznie nie opłacało się układać pełnych gwiazd. Dzięki Lśniącemu Pawilonowi ta nierówność została trochę zniwelowana, gra zachęca do innych kombinacji i niejako naprawia rozgrywkę – przynajmniej dla mnie.
Czy warto?
Przyznaję, że początkowo dodatek zachęcił mnie do siebie plastikowymi nakładkami – miałam już dosyć nieustannego przesuwania się komponentów. Dosyć szybko okazało się, że o wiele bardziej cieszą mnie nowe plansze. Niby wprowadzają tak niewiele, tylko lekko zmieniają zasady, ale to wystarcza by grało się przyjemniej.
Niemniej jednak, Azul: Lśniący Pawilon, to moim zdaniem, przede wszystkim dodatek dla hardcorowych fanów serii. Nie oszukujmy się – wartość dodana nie jest gigantyczna. Trzęsienia ziemi nie będzie, choć faktycznie poprawia się komfort grania, zarówno pod względem komponentów jak i samej rozgrywki. Czy to jednak wystarcza by Lśniący Pawilon stał się niezbędny w kolekcji? To już poddaje pod Waszą ocenę.
Gra dla 2-4 graczy, wiek 8+.
Czas gry: ok. 30-45 minut.
+nakładki zapobiegają przesuwaniu się kafelków
+ nowe plansze trochę niwelują efekt „jedynej słusznej drogi do wygranej” z podstawki…
– …jednocześnie nie wnoszą zbyt wiele nowego do rozgrywki
Oprawa wizualna
(6,5/10):
Ogólna ocena
(6,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.