Pomimo dość mocno ugruntowanej pozycji w popkulturze, tematyka piracka wciąż wydaję mi się nieobecna w grach planszowych. Być może przemawia tu do mnie sentyment do niedostępnych od dawna Kupców i Korsarzy, ale z trudem znajduję grę, której rozgrywka wykorzystywałaby ten temat i uzasadniała go mechanicznie. Zapowiedziana niedawno polska wersja Feed the Kraken to interesująca, ale jednak wariacja na temat mafii. Zapomniane Morza to wspólna sesja RPG w połączeniu z kilkoma planszowymi elementami. Można poszukać różnych wynalazków, co ucznił m.in. Propi w tej recenzji, ale ceny oraz dostępność potrafią być zaporowe. Najpopularniejsze gry o piratach to gry familijne i choć bardzo lubię do nich zasiąść (Port Royal, Jamajka), to jednak wciąż szukam gier o trochę większym ciężarze, w którym będzie więcej rumu niż złotych monet. Jednym z projektów, który próbuje połączyć właśnie taką tematykę z poważniejszym graniem jest gra, której kampania na Kickstarterze wypłynie we wspieraczkowy rejs już niedługo.
Losy czarno-brodych majtków
Owym tytułem jest gra pt. Blackbeard’s Lost Fleet, która stanowi połączenie mechanik worker placementu oraz deckbuildingu. Podczas rozgrywki będziemy: rywalizować z innymi o miano najlepszego pirata, zdobywać przychylność poszczególnych statków floty Czarnobrodego oraz zbierać dwa najważniejsze zasoby w życiu pirata – złoto i rum. Wszystkie te czynności zależne będą od umiejętności poszczególnych załogantów. Znajdziemy ich na naszych kartach, a odpowiednie ich wykorzystanie zapewni nam zwycięstwo.
Wszystkie ręce na pokład
Jak przystało na grę wykorzystującą mechanikę deckbuildingu, rotacja naszej talii jest możliwa na bardzo wielu płaszczyznach i jak na grę wykorzystującą mechanikę worker placementu zależność naszej talii od rozgrywki jest bardzo duża, ponieważ każda akcja jaką będziemy wykonywać w naszej turze będzie możliwa tylko, jeżeli na ręku posiadać będziemy posiadać karty. Dodatkowo, karty te nierzadko będziemy mogli wykorzystać na jeden z czterech dostępnych sposobów, co przy ich dodawaniu oraz usuwaniu z talii nie raz zmusi nas do podjęcia trudnych decyzji.
Zastosowanie tych kart wygląda następująco:
- Możemy zagrać kartę wykorzystując ich symbol żeglugi, aby przesunąć nasz statek do odpowiedniego regionu
- Wiele kart zawiera pole tekstowe ikonograficzne, które umożliwi nam wykonanie unikatowych akcji
- Być może zdarzy się tak, że zabraknie nam pojedynczego zasobu, by wykonać wartościową dla nas akcję. W takim przypadku możemy odrzucić kartę by otrzymać skromny zasób, który wspomoże nas w tej turze.
- W końcu zaś każdy majtek i bosman posiada swoją wartość dzwoneczków/uczynków, która to umożliwi im rekrutowanie innych marynarzy i marynarek.
Całość naszego planowania uzależniona jest od pięciu kart, które otrzymamy na początku każdej tury. Wymusza to na nas bardzo rozważne planowanie każdego posunięcia, gdyż każde nieumyślnie wykorzystanie karty sprawi, że być może zabraknie nam kart, do rzeczy, które byłyby bardzo przydatne do wykonania w tej turze. Nasze wybory podczas gry będą sprowadzać się do nieustannego konfliktu decyzyjnego: czy wzmocnić swoją załogę poprzez zakup lepszych piratów albo zdecydować się na wykorzystanie kart, by zapewnić sobie punkty zwycięstwa, gwarantujące zwycięstwo.
Do abordażu!
W grze towarzyszyć nam będzie uczucie permanentnego wyścigu, a to za sprawą czterech różnych sposobów zakończenia gry. Na naszej planszy znajdziemy trzy tory zwycięstwa, których osiągniecie odpowiednych pól może zapewnić nam wygraną (Tor Kontrolowanej Floty) lub zakończenie gry (Tor Map Skarbów oraz Tor Latającej Floty). Innymi słowy nieprzypilnowanie gracza, który koncentrować się będzie na jednym warunku zwycięstwa może doprowadzić nas do szybkiej porażki. Oczywiście, szybkie zakończenie rozgrywki nie musi decydować o wygranej, ale na pewno zapewnia dużą przewagę.
Moje pole! Moje!
Jak wspomniałem na wstępie, gra łączy aspekt karciany z mechaniką worker placement, co również jest ważnym aspektem planowania naszej gry. Do dyspozycji graczy oddanych zostaje dziewięć pól statków, do których podpłynąć będziemy mogli naszymi slupami i szalupami. Tu też będziemy ścigać się z innymi, gdyż na każde takie pole wpłynąć mogą maksymalnie dwa statki, co sprawi, że pewne pola dosyć częstą będą „okupowane” przez innych, a my będziemy musieli zdecydować się na skorygowanie naszych strategii. Największym zaś polem będzie nasza plansza czyli stolica pirackich hucp – Nassau, na której znajdziemy cztery różne tory. Tam też zajmowanie odpowiednich pól zapewni nam bonusy natychmiastowe oraz perspektywy na premie w przyszłości. Rozpoczynając rundę pierwszy gracz, ma zatem aż trzynaście możliwych wyborów, gdzie każdy zapewni różne możliwości. Jest się nad czym zastanawiać.
Rumem i szpadą
Gra w Blackbeard’s Lost Fleet przebiega sprawnie, choć wyraźnie trzeba zaznaczyć, że to nie jest gra dobra dla osób, których potrafi pochłonąć paraliż decyzyjny. Cztery sposoby zagrywania kart, połączone z wieloma polami sprawią, że ta gra nie sprawdzi się w gronie osób nieogranych zbytnio z tytułami zawierającymi te mechaniki. Niemniej, wyjadacze będą zachwyceni liczbą sposobów na jakie możemy wykorzystać nasze skromne 5 kart. Te założenia gra realizuje świetnie i przez to jest grą, w która gra się naprawdę przyjemnie. Zdobywanie poszczególnych zasobów, przesuwanie się na torach zwycięstwa czy w końcu blokowanie ruchów przeciwnika to elementy bardzo satysfakcjonujące, więc te dwie godziny, a nawet więcej w maksymalnym składzie osobowym, przepływają bardzo szybko. Tym bardziej jeżeli wsłuchamy się w piracki dźwięki.
Hej ho! Plądrować by się chciało!
Przyznam, że jako wielkiemu entuzjaście muzyki, bardzo spodobał mi się pomysł połączenia gry planszowej z towarzyszącą jej muzyką. Oczywiście, mieliśmy już do czynienia z takimi projektami (np. Ucieczka: Świątynia Zagłady), ale zawsze miałem wrażenie, że to taki zbiór stockowych dźwięków towarzyszących w tle. Tutaj wydawca podjął się współpracy z zespołem Ye Banished Privateers, który to od lat wyśpiewuje pirackie melodie na największych festiwalach muzycznych na świecie. Taka forma korespondencji wydaję się nadzwyczaj interesująca i mam nadzieję, że pieśni te również będą powiązane z poszczególnymi elemantami tej gry. Zresztą, gdy przejrzymy karty załogantów, będziemy mieli szansę znaleźć wielu członków tego muzycznego składu. Ważne tylko, by nie przyglądać się tym kartom za długo.
@!@#%$Obrazki!@$@!$
Największym mankamentem tej gry jest dla mnie estetyka kart. Nie potrafię zrozumieć dlaczego zdecydowano się na takie rozwiązanie, ale grafiki są dla mnie niespójne. Wszystko to, co na planszy i symbolach posiada komiksowy styl. Tymczasem wiele kart zawiera zdjęcia konkretnych piratów, co w takim połączeniu, daje estetycznie efekt tandetny i kiczowaty. Nie dotyczy to wszystkich kart, bo wiele z nich posiada piękne tła i nawet nie rzuca się to tak w oczy ale karty startowe oraz planszetki postaci wyglądają koszmarnie i przywodzą mi na myśl takie talie kart, które kupowało się na bazarkach nad morzem. Różnica jest taka, że tam talie dostawaliśmy za 9 zł, a tu płacimy za pełny produkt.
Oj, czytelnie i przyjemnie!
Nie ocenię tutaj jakości samych komponentów, bo otrzymałem prototyp na dość wczesnym etapie produkcji, jednakże mogę zapewnić, że liczba komponentów jest wystarczająca do rozegrania, bez nudy, wielu partii. Karty załogantów są zróżnicowane, a ich umiejętności nierzadko wprowadzają pewne modyfikacje względem znanych zasad. Warto też nadmienić, że intencjami autorów tej gry było stworzenie tytułu praktycznie niezależnego językowo i faktycznie bardzo dobrze to działa. Ikonografika jest zrozumiała, dzięki czemu gracze szybko rozumieją jakie akcje mogą być wykonywane i nie będą potrzebowali często sięgać po instrukcje. Są pewne elementy, które wymagają większego wyjaśnienia w instrukcji, ale patrząc na komunikatywność ze strony twórców, można być spokojnym o realizacje wielu poprawek. Sama gra posiada również dwa warianty podstawowy, oraz wprowadzający asymetrię – zaawansowany, ale wszystkim graczom polecałbym od razu rozpoczęcie od wariantu zaawansowanego. Głównie dlatego, że indywidualne zdolności, które otrzymamy wraz z wyborem naszej postaci, wprowadzą większą dynamikę w rozgrywce i uczynią ją bardziej dynamiczną.
Na Kickstartera szczury lądowe!
W Blackbeard’s Lost Fleet grało mi się z przyjemnością i z wielką chęcią zagram już po właściwej premierze gry. Odpowiedni miks deckbuilidngu i worker placementu sprawia, że to gra, w której liczba podejmowanych decyzji jest znaczna, ale odpowiednie ułożenie planu i jego realizacja zapewnia dużą satysfakcję. Wszystko to w klimatycznej oprawie, która sprawia, że trochę zapominamy o eurasowych korzeniach tych mechanik. Jeżeli szukacie pirackiej gry cięższej wagi Blackbeard’s Lost Fleet może zapewnić wam wiele dobrze spędzonych godzin.
Link do kampanii znajdziecie tutaj.
Pamiętajcie, że to tylko prototyp, a zatem wiele aspektów gry może ulec zmianie.
Dziękujemy firmie Taberna Vagantis Publishing za przekazanie gry do recenzji.