„Państwo to JA” zakrzyknął Ludwik XIV i zachęcił tym samym wielu obywateli i entuzjastów monarchii do porzucenia nadziei, że kiedykolwiek to oni będą państwem.
A co jeśli… państwo to właśnie my?
Co jeśli podzielimy się na klasy: robotniczą, średnią, kapitalistyczną i usiądziemy do wspólnego stołu, by negocjować nasz dobrobyt z samym Państwem? Czy wtedy uda nam się wywalczyć odpowiednie środki do życia, prawo głosu i należne nam benefity, a może nawet owocowe czwartki?
Przekonajmy się – oto Hegemony, gra w której cztery strony ścierają się w walce o ów dobrobyt, pojmowany inaczej przez każdą z nich. Siadajmy więc do stołu i sprawdźmy, co oznacza prawdziwa hegemonia!
Słowem wstępu wyjaśnić należy, iż samo słowo – „hegemonia” oznacza „przywództwo jednego państwa nad innymi”. I pod tym dziwnym słowem kryje się gra, której celem zdaje się być symulacja mechanizmów i procesów rządzących państwem, ukazanych z czterech stron jednocześnie.
Gracze nie konkurują ze sobą jako oddzielne byty, a przeciągają linę, a w zasadzie tkaninę dobrobytu w obrębie jednego państwa. To już na starcie wprowadza interesującą dynamikę naczyń połączonych, z których każde chce być napełnione w inny sposób, niż pozostałe.
Klasa średnia również skłania się ku konsumpcji, ale drogę do zwycięstwa utoruje sobie posiadaniem firm i eksportem dóbr.
Bezwzględni kapitaliści zdobywają punkty bezwzględnie gromadząc bezwzględny kapitał.
Niejako obok i trochę naokoło tego stoi Państwo, próbujące przypodobać się wszystkim grupom – zwycięstwo zagwarantuje sobie punktując za poparcie klas: dwie najniższe wartości, żeby przypadkiem Państwo nie popadło w obojętność na bolączki wszystkich klas.
Sprawy wagi państwowej
Tyle z lotu ptaka. Resztę przeczytacie w świetnie napisanej, zrozumiałej i co najważniejsze czytelnej instrukcji. Skrót akcji i informacji najważniejszych dla każdej frakcji znajduje się też nie na jednej, a dwóch pomocach gracza – małej i dużej. Wydawca zadbał o to, by najpotrzebniejsze info było zawsze pod ręką, niczym szparka sekretarka. Pograjmy więc chwilę w Hegemony i wyciągnijmy wnioski.
Z czego składa się państwo?
Otóż państwo składa się z… dużego pudełka. Pełno tu komponentów: ponad 300 kart, ponad 200 żetonów, ponad 100 drewnianych znaczników i blisko 150 kostek. W tym bogactwie jest metoda, bo pudełko Hegemony nabiera słusznej wagi, ale wiąże się z tym bolesny i długi setup. Rozdzielanie talii, przygotowywanie planszy i przygotowywanie frakcji to proces – jest to raczej gra, którą warto przygotować PRZED przyjściem gości, aniżeli otwierać pudełko przy nich.
Pierwsze wrażenie z rozgrywki: Hegemony przytłacza możliwością wyborów, i to przytłacza przez duże P. Z dwóch powodów.
Po pierwsze: w początkowych rundach nic nie jest oczywiste. Zrobić można wiele, ale żadna z tych różnych, ekscytujących rzeczy nie jawi się jako ta, którą na pewno zrobić trzeba. Założyć firmę? Wziąć pożyczkę i założyć lepszą firmę? Zatrudnić pracowników, a może kilku zwolnić w ramach cięcia kosztów? Przegłosować ustawę i zmienić warunki gry na takie, w których łatwiej będzie się rozwinąć w kolejnych ruchach? Niby znamy swój cel i wiemy – z grubsza – jakie suwaczki są dla nas najważniejsze, ale zrozumienie sieci połączeń, które do poruszania tych suwaczków się przyczyniają, to kompletnie inna para kapitalistycznych kaloszy z importu.
Po drugie: Hegemony to gra, w której naprawdę każdy przy stole powinien przeczytać instrukcję, obejrzeć video tutorial i poznać grę przed siadaniem do stołu. To może truizm, bo tak powinno być z każdą grą. Ale to nie jest tytuł, do którego można podstępnie skusić niewinną ofiarę i oczekiwać, że będzie się dobrze bawić. Gra wymaga pewnej intencji, poświęcenia i zrozumienia, nie tylko swojej frakcji, ale i pozostałych.
Zrozumienie dla procesów
Asymetrie w Hegemony to nie tylko inne cele i akcje czy dostępne zasoby. To też różne role w obrębie tej samej ekonomii.
Gra w dość bezpośredni sposób wymaga od nas znajomości wszystkich czterech stron, by efektywnie grać swoją. Nasze działania będą się ze sobą przeplatać i będą od siebie zależeć, a nasze cele niejednokrotnie wykluczą się nawzajem. Cała ta sieć połączeń z początku jest zupełną enigmą, bo pól, elementów i wskaźników jest na planszy i planszetkach tyle, że łatwo się w nich pogubić.
Jeśli to czytasz to już wiesz, czy Hegemony jest potencjalnie grą dla Ciebie. Moje odczucie jest jednak takie, że to nie gra dla Ciebie – to gra dla Ciebie i konkretnej grupy graczy. Zdecydowanej, zaangażowanej i gotowej poświęcać całe wieczory – tak, to gra na 3-5 godzin, nie na szybki wcisk między dwa euraski – by tę grę poznawać, ujarzmiać i nadawać swoim działaniom nie tylko celowości, ale i efektywności.
Mnóstwo jest tu mięsistych akcji – takich, po których czujemy realny wpływ naszych ruchów na sytuację na stole. Wprowadzając ustawę o zmniejszeniu podatków czy obniżenia kosztów edukacji jest przecież wydarzeniem monumentalnym, przynajmniej z punktu widzenia państwa. I tu kryje się też specyficzna waga, jaką mają nasze działania. Oto bowiem zagrywamy jedną kartę i nagle, zakładając pozytywny przebieg głosowania, cały kraj działa inaczej – wszystkim coś jest łatwiej kupić, wszyscy mniej za coś płacą, niemal każdy się cieszy (może poza skarbem państwa…). Z pozoru mała akcja ma wielkie konsekwencje – i takich akcji będziemy tu mieć naprawdę wiele.
Na wszystkie te mięsiste ruchy przypada zaledwie kilka „zapychaczy”, darmowych akcji służących drobnym korektom wynagrodzeń czy braniu pożyczek. W przeważającej części nasze działania są szeroko zakrojone i od razu widoczne na planszy – mapie mechanizmów i współzależności, jakimi karmi się gra.
Cierpliwości, panie kapitalisto
Hegemony zdecydowanie zyskuje z kolejnymi rundami i kolejnymi rozegranymi partiami. Akcje nabierają większego sensu, ich długofalowe efekty zaczynają być dla nas czytelne, a cała maszyneria gry zaczyna pracować wydajniej. Gra zaczyna „trybić” i wtedy też fascynuje najbardziej.
Obsługa gry nie jest trudna – faza akcji, faza produkcji, faza głosowań to niekiedy złożone, ale logicznie napisane mechanizmy. Sprawa nieco się komplikuje, gdy graczy jest mniej niż 4, a do gry przyłącza się automa – lub nawet automy, liczba mnoga.
Dodatek Kryzys i Kontrola wprowadza do gry automatyczne frakcje, z którymi możemy rozegrać pełną, czterofrakcyjną partię. Automy nie są proste, zawierają sporo zwrotów warunkowych, gdzie „jeżeli” coś zrobimy to musimy podjąć dodatkowe działania, często po konsultacji z instrukcją. Wystarczy jednak, że jeden gracz pozna ich obsługę i weźmie na siebie administrację talii automy, a reszta graczy może skupić się na własnych celach i planach.
Jest jednak sporo argumentów przemawiających za tym, by w Hegemony grać tylko w komplecie. Wszystkie frakcje są tak samo potrzebne, by poczuć pełną moc aparatury kryjącej się w grze, wszystkie warianty dla gry w mniejszym gronie w pewnym sensie umniejszają skali rozgrywki, a poza tym nakładają na jednego z graczy przymus myślenia za więcej, niż jedną frakcję. Nie mówiąc o tym, że podstawowa wersja gry przewiduje, że kolejne frakcje wchodzą do gry wraz z kolejnymi graczami – nie mamy pełnej dowolności w wyborze.
Symulakry i symulacja
Nie da się odmówić Hegemony skali. To wielka gra, w wielu znaczeniach tego słowa, poruszająca ważkie tematy i symulująca istotne procesy.
Jest jednocześnie bardzo tematyczna i sucha jak pieprz. Bo skoro pokazuje de facto mechanizmy państwowe i rynkowe, to jej tematyczność trudno uchwycić słowami- to nie gra o piratach czy armii Gondoru, mknącej przez stepy rohanu. Hegemony robi to, co ma robić bardzo dobrze, ale czy daje robotnikom poczuć smar na dłoniach? Czy pozwala kapitalistom naprawdę zatracić się w bogactwie i splendorze? Nie, ale pokazuje ich problemy i stojące przed nimi wyzwania w postaci nieco sterylnej, wydestylowanej – co może się podobać, ale może być przeszkodą we „wczuciu się” w temat gry. Tę sterylność zresztą podkreśla minimalistyczna, czysta, ale najwyższej próby oprawa graficzna – od gustownych grafitów w tle, przez duże, wyraziste ikony, kontrastujące kolory i gustowną typografię, aż po pełne kolorów, sugestywne ilustracje. To graphic design w najlepszym możliwym wydaniu – czytelność i estetyka są tu na absolutnie najwyższym poziomie.
To też pozycja unikatowa choćby przez swoją tematykę. Niewiele jest tytułów, które poruszają kwestie tego, jak działa państwo, jaki udział w wytwarzaniu dóbr, realizacji usług i obsłudze importu i eksportu mają poszczególne klasy społeczne. Hegemony upraszcza oczywiście pewne procesy, ale jednocześnie wiernie oddaje wpływ, jaki mają na nie poszczególne strony biorące udział w funkcjonowaniu państwa, na każdym jego szczeblu i w każdym jego zaułku. Odważne ruchy Kapitalistów mogą pogrążyć ich finansowo w jednej rundzie, by poskutkować oszałamiającym sukcesem w kolejnej, a pozorna bezczynność Państwa może już za chwilę okazać się przemyślaną strategią, prowadzącą np. do wysokich podatków i drogiej ochrony zdrowia.
Hegemony jest stołożerne jak mało która gra i wymaga naprawdę wielkiej przestrzeni, by wygodnie się nią cieszyć. Przy tym w pudełku nie znajdziemy ani jednego podajnika, który ułatwiałby obsługę żetonów czy meepli. Znajdziemy za to całe naręcze woreczków, z których rozpakowywać i do których chować będziemy grę za każdym razem, gdy zamarzy nam się zabawa w Robotników i Złodziei. Jeśli jednak wysupłamy trochę grosza na organizery i dostępne gdzieniegdzie metalowe monety, gra zdecydowanie zyska – zarówno na komforcie obsługi, jak i na efekcie „wow”, który poczujemy za każdym razem, gdy rozliczać będziemy się z fiskusem lub gdy przyjdzie nam pobierać należne wynagrodzenie.
Gra jednocześnie przytłacza i pociąga, onieśmiela i zachęca do zanurzenia się w nią głębiej i głębiej. To bez wątpienia ważny tytuł w naszym hobby, choć grupa jego odbiorców jest dość specyficzna.
Pierwsze rozgrywki na pewno zajmą cały wieczór i dopiero z czasem Hegemony uda się ograć w widoczne na pudełku 180 minut. Ale droga do tego ogrania, odkrywanie coraz to nowych kombinacji, machinacji i efektywnych strategii jest usłana satysfakcjonującymi momentami. Każda frakcja, każda klasa to wyraźnie inny styl gry, inne talie kart, inne akcje i inny sposób odbierania tego, co dzieje się w grze. To gra, w której można mieć ulubioną stronę, ale w której intensywnie chce się następnym razem spróbować rozgrywki z innej perspektywy. Choćby po to, by zobaczyć, czy robotnicy faktycznie są w stanie przepchnąć swoje ustawy i nie tylko stawić czoła kapitalistom, ale wręcz dokopać im i pokazać, co tak naprawdę znaczy „siła” w określeniu „siła robocza”. Choćby po to, by spróbować swoich sił jako Państwo, które uśmiecha się do wszystkich pozostałych stron i rozdaje na lewo i prawo przywileje i świadczenia, ale tak naprawdę samo dąży do wygranej i stworzenia na planszy idealnych dla siebie i tylko siebie warunków.
Jeśli czujesz, że Twoja grupa jest w stanie poświęcić na zgłębienie tej gry kilka, a może i kilkanaście wieczorów, Hegemony z pewnością odpłaci się z nawiązką i procentem, oczywiście odpowiednio opodatkowanym.