Gdy pierwszy raz zasiadłam do rozgrywki w Great Western Trail nic nie wskazywało na to, że pokocham tę grę. Nie mój temat, stylistyka taka sobie, niby mówili, że dobre euro, ale czy to wystarczy? Wystarczyło. I to jak. Gra Alexandra Pfistera mnie zauroczyła i do dziś uważam ją za jedną z najlepszych planszówek w mojej niemałej kolekcji. Niedawno miałam okazję wypróbować jej najnowszą odsłonę, czyli Great Western Trail: Nowa Zelandia. A oto moje przemyślenia na jej temat.
Dzięki spójnej szacie graficznej klasyczne średniej wielkości pudełko gry Great Western Trail: Nowa Zelandia idealnie komponuje się z dwoma poprzednimi tytułami w serii (Great Western Trail i Great Western Trail: Argentyna). W jego wnętrzu znajdziemy mnóstwo dobrej jakości komponentów, utrzymanych w dość charakterystycznej stylistyce. Zarówno plansza główna, jak i plansza szlaków morskich są pstrokate, ale w mojej ocenie dzięki dobrze pomyślanemu układowi symboli, nie zmniejsza to ich czytelności. Bardzo dobre wrażenie ponownie zrobiły na mnie planszetki. Podoba mi się to, że zostały one wyposażone we wgłębienia, ale i pewnego rodzaju podsumowanie faz tury gracza w górnej ich części.
Krowa w owczej skórze?
Jeśli ktoś grał w klasyczną Great Western Trail, to przy tłumaczeniu zasad Nowej Zelandii poczuje się jak na spotkaniu ze starym znajomym po kilku miesiącach. W zasadzie podstawowe informacje są te same, tylko przybyło kilka nowych faktów do ogarnięcia. Te zaś nie odbiegają specjalnie od poprzednich poziomem skomplikowania, więc spojrzenie na “starego znajomego” za bardzo się nie zmienia, acz mamy w jego wyniku przemyślenia w stylu “dojrzał, przemyślał kilka spraw i je odpowiednio poukładał”.
W Great Western Trail (grałam tylko w pierwszą część trylogii) podoba mi się najbardziej mnogość możliwości rozwoju, przy jednoczesnej prostocie zasad. Tak naprawdę można je sprowadzić do stwierdzenia, że podczas gry poruszamy mepelkiem po wyznaczonej trasie, wykonujemy akcje z pola, a kiedy dotrzemy do końca, rozpatrujemy proces sprzedaży bydła. I tak w kółko, aż spełniony zostanie warunek końca gry. Nie brzmi to specjalnie skomplikowanie, bo też takie nie jest. A że pod zwrotem “wykonujemy akcje z pola” kryją się niezliczone możliwości strategiczne, to już inna sprawa. W Great Western Trail: Nowa Zelandia jest podobnie, tyle, że możliwości jest jeszcze więcej.
ABC Owczarza
Podczas rozgrywki w planszówkę wydawnictwa Rebel będziemy zarządzać stadem owiec, reprezentowanym przez naszą talię. Każdy gracz będzie miał przed sobą planszetkę z mnóstwem drewnianych elementów, które z czasem będziemy wykładać na plansze, odblokowując kolejne profity. Karty będą z jednej strony wykorzystywane przez nas do wykonywania akcji, wymagających ich odrzucenia, z drugiej zbierane, w celu uzyskania grupy owiec o optymalnej wartości. Będzie ona mieć znaczenie na końcu trasy, czyli w Wellington, gdzie dokonamy ich sprzedaży.
Zanim dotrzemy do celu, odwiedzimy rozmieszczone na trasie budynki. Pozwolą nam one na skorzystanie z bardzo wielu, różnych akcji. Z czasem będzie ich coraz więcej, jako że każdy gracz ma swój zestaw budynków, które może postawić w wybranym przez siebie miejscu. Na planszy występują także dwa obszary, na których wykładane są kafle niebezpieczeństw. Przechodząc przez nie, ale i przez budynki przeciwników, musimy uiścić opłatę.
Kasa rządzi
Pieniądze to ważny element rozgrywki. Będą nam one potrzebne m.in. po to, aby poszerzać swoje stado na targu, rekrutować pracowników, pozyskiwać żetony bonusów, opłacać koszty dostawy owiec, rozbudowywać porty. Co ciekawe w Great Western Trail: Nowa Zelandia profity finansowe przynosi nam nie tylko dostawa owiec, ale i ich strzyżenie. Nie o kasę tu jednak chodzi, a o punkty. Te zaś otrzymamy nie tylko za posiadaną gotówkę, ale i niektóre wystawione budynki i owce w naszym stadzie, odblokowane pola na planszetce, dyski i magazyny w portach, które rozbudowaliśmy, karty celów… Wszystkich źródeł, z których możemy otrzymać punkty na koniec jest aż 12. To zaś sprawia, że ilość dróg do zwycięstwa jest tak duża, że gra Great Western Trail: Nowa Zelandia to pozycja idealna dla tych, którzy lubią testować nowe strategie.
Nowe szaty Great Western Trail
Great Western Trail: Nowa Zelandia to znakomita gra, o której trudno mówić w oderwaniu od poprzednich części serii. Od razu zaznaczę, że nie mogę wypowiedzieć się na temat Argentyny. Jeśli jednak chodzi o pierwszą z nich, to uważam, że Nowa Zelandia jest nieco bardziej złożona. Przekłada się to w moim odczuciu nie tyle na wyższy stopień trudności, co na jeszcze lepiej grywalną, bardziej urozmaiconą rozgrywkę.
Zmiany, jakie występują tu w porównaniu do pierwszej odsłony Great Western Trail to:
- oddzielenie obszaru pracowników od bonusów i niebezpieczeństw
- uproszczenie sposobu zatrudniania pracowników
- w grze wykorzystujemy więcej kart (rozbudowy talii, bonusów)
- mamy tylko dwa woreczki, z których dociągamy żetony pracowników, bonusów i niebezpieczeństw
- usuwając niebezpieczeństwa dostajemy nie tylko punkty, ale i dodatkowe karty do naszej talii (promu i psa pasterskiego)
- trudniej jest się pozbywać kart z talii. Na usunięcie najsłabszych z nich pozwalają żetony wymiany, których zdobycie wcale nie jest tak łatwe
- rozbudowana planszetka gracza o nowe elementy do odblokowania, w tym także bardzo przydatne, stałe certyfikaty.
Nowa Zelandia nie tylko zmienia, ale i wprowadza nowe elementy do kultowej gry Alexandra Pfistera. Są wśród nich m.in. plansza szlaków morskich, rynek bonusów, tor pioniera, magazyny, bryłki złota, inni pracownicy, ale też jeden dodatkowy w stosunku do Great Western Trail, czy też wspomniana wcześniej możliwość strzyżenia owiec.
Wszystkie drogi prowadzą do Wellington?
Niby tak, ale jednak nie. W Great Western Trail: Nowa Zelandia pojawia się nowa planszetka, która umożliwia nam dość swobodne pływanie statkiem. Sięgnięcie po transport morski to ciekawa zmiana w stosunku do poruszania się koleją. Tory bowiem prowadzą od jednej stacji do drugiej i nie sposób zboczyć z drogi. Podróżując po wodzie, można udać się w dowolnym kierunku, co uatrakcyjnia rozgrywkę i sprawia, że każdy gracz może zastosować w tym względzie własną strategię. W przypadku dostaw pojawia się też zmiana dotycząca kosztu za wysłanie bydła, który musimy uiścić w każdym porcie. W efekcie zostaje nam w ręce mniej gotówki, więc trzeba lepiej planować. A jeśli dodamy do tego fakt, że mamy w Great Western Trail: Nowa Zelandia punkty lokalne i zamorskie oraz standardowe i takie, w których znaczenie ma wełna, to jest nad czym myśleć, pędząc stado do celu naszej podróży.
Pasterz, czy żeglarz?
Choć nowa odsłona Great Western Trail traktuje o pędzeniu owiec przez Nową Zelandię, to ogromne znaczenie ma tu planszetka szlaków morskich. Znajdziemy na niej aż trzy rodzaje portów, które możemy odwiedzać i rozwijać – małe, średnie i duże. Pierwsze z nich przynoszą nam stosunkowo niewielkie profity, czyli kartę i kilka punktów. Odwiedzając średni port, możemy zdobyć specjalny żeton. Aby to zrobić, musimy umieścić w nim któregoś z naszych pracowników, awansując go na kapitana. Największe porty pozwalają przede wszystkim na dostawę owiec na bardzo korzystnych warunkach. Jak widzicie dodatkowa planszetka wprowadza sporo nowych możliwości strategicznych. To, czy je wykorzystacie, zależy tylko od Was.
Szlak, który wciąż się zmienia
Great Western Trail: Nowa Zelandia cechuje się bardzo wysoką regrywalnością. Jest ona efektem m.in. losowego doboru kart bonusów (do rozgrywki wchodzą 4 zestawy z 10), żetonów pracowników i niebezpieczeństw. Nie bez znaczenia jest też to, że gracze mogą przyjąć różne strategie. Jak najszybsze dotarcie do punktu wysyłki stada, żeby zebrać kapitał na dalsze działania? A może odwiedzenie po drodze punktów pozwalających na kupno nowych gatunków owiec? Dalekie, zamorskie wyprawy i rozbudowywanie portów? Stawianie dużej ilości budynków, które również mogą przynieść nam punkty oraz pieniądze od zatrzymujących się na ich terenie przeciwników? Pozyskiwanie kart bonusowych, zatrudnianie pracowników, odblokowywanie licznych obszarów płanszetki, realizowanie celów z kart, usuwanie niebezpieczeństw… możliwości zdobywania punktów jest bez liku. A najważniejsze jest to, że wygrać można właściwie na każdy sposób. Nie ma w Great Western Trail: Nowa Zelandia jednej, sprawdzonej drogi do wygranej. Kluczem do sukcesu jest optymalizacja naszych posunięć w warunkach, jakie mamy aktualnie na planszy.
Stado potrzebuje hali, a gra stołu
Omawiając Great Western Trail: Nowa Zelandia warto nadmienić, że gra zajmuje bardzo dużo miejsca. Na stole musimy zmieścić dwie plansze i planszetki graczy, a także kilka rodzajów kart. Wszystko to trzeba oczywiście przed rozgrywką rozłożyć, a po niej posegregować i włożyć do pudełka. Choć zajmuje to sporo czasu, to samo rozdzielanie komponentów dla mnie nie jest zbyt uciążliwe, (dla wielu osób takie właśnie może być). Jest za to dla mnie irytujące wkładanie tego wszystkiego do insertu, który znajdziemy w pudełku. W teorii każdy komponent ma tu swoje miejsce. W praktyce niektóre elementy ciężko się z wgłębień wyciąga i do nich wkłada. A jeśli stawiamy gry na półce pionowo, to z racji braku jakiejś plastikowej nakładki, żetony i tak mogą fruwać w jego wnętrzu. Podsumowując: wątpliwy insert, stołożerność i stosunkowo długi set up oraz czasochłonne składanie gry po rozgrywce – to moim zdaniem wady Great Western Trail: Nowa Zelandia.
Czy warto?
Tak. Po lekturze powyższego tekstu nie macie pewnie wątpliwości, że uważam, że zdecydowanie warto wypróbować nowość wydawnictwa Rebel. Powinniście to zrobić zwłaszcza jeśli jesteście fanami poprzednich części serii o hodowcach bydła. Czy gra jest lepsza od pierwowzoru? Nie jestem skłonna wydać kategorycznie takiej oceny. Głównie dlatego, że wydaje mi się ona naturalnym przedłużeniem pierwowzoru. Klasyczna Great Western Trail jest, jak już wspomniałam, moim zdaniem znakomita i nie potrzebowałam nowej, lepszej, bardziej rozbudowanej wersji. Ale po tym jak ją wypróbowałam, chętnie będę po nią sięgać z osobami, które nie raz pędziły już ze mną krowy. Jeśli jednak ktoś nie miał dotychczas tej przyjemności, nie będę go zapraszać do Nowej Zelandii, tylko na prerię właśnie. Dlatego też oba tytuły mają zapewnione, bezpieczne miejsce na moim regale z grami planszowymi.
Grę Great Western Trail: Nowa Zelandia kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(7/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.