Pod osłoną nocy do sennego miasteczka zakrada się niewyobrażalne zło. Dracula właśnie wybrał sobie nowy teren na polowania i przy świetle księżyca powoli, acz nieubłaganie tworzy armię nieumarłych. Jedyną nadzieją dla mieszkańców jest profesor Van Helsing. Czy uda mu się upolować krwiopijcę, nim ten na dobre przejmie kontrolę?
Jeśli patrzycie na pudełko i od razu na myśl przychodzi wam Jekyll vs. Hyde, to nie jesteście jedyni. Obie gry to dwuosobówki, oparte o mechanikę zbierania lew i ubrane w historyjkę o literackich potworach. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Stworzyli je dwaj odrębni autorzy, a i odczucia z rozgrywki są zupełnie inne.
Nim kompletnie skupimy się na pojedynku dobra ze złem, słów kilka o wykonaniu.
Tuż po otworzeniu gry zachwyciło mnie… pudełko. I nie chodzi mi o samą grafikę, choć ta jest całkiem klimatyczna, ale o zarządzanie miejscem na komponenty. Żetony i kafelki mieszczą się w kartonowej, zamykanej trumnie, a puste przestrzenie zostały wypełnione dodatkowymi elementami wypraski, tak że nic tu się nie wysypuje i nie lata bez ładu i składu.
Podczas gry kafelki świetnie wpasowują się w stojaki i są praktycznie niewywrotne. Ich minusem jest jednak to, że koszmarnie się je tasuje. Obawiam się o ich stan po dłuższym graniu, zwłaszcza, że mają ciemny tył, a jakiekolwiek znakowanie całkowicie zepsuje zabawę. Karty nadawałyby się do tego o wiele lepiej, ale gra straciłaby na wyglądzie i stabilności. No cóż, coś za coś.
Polowanie czas zacząć
Gracze wcielają się w dwóch tytułowych bohaterów i każdy z nich próbuje osiągnąć swój cel. Wiekowy wampir chce zamienić cztery osoby w jednej z dzielnic w swoich pobratymców lub przetrwać do końca 5 rundy, Van Helsing zaś ma tylko jedno zadanie – pozbawić krwiopijcę 12 punktów życia i wysłać go na wieczny odpoczynek. Walka odbywa się za pomocą serii starć w każdej z pięciu dzielnic miasteczka, zobrazowanych karcianym, a właściwie kafelkowym pojedynkiem.
Zarówno Dracula, jak i Van Helsing otrzymują na start po pięć kafelków z puli czterech kolorów i wartości od 1 do 8. Kolejność ich dobierania i ułożenia na podstawce determinuje dzielnicę miasta, do której są przydzielone. Żadna ze stron nie wie, co skrywa przeciwnik. W swojej turze gracze dobierają kolejny kafelek i decydują czy chcą go zachować zamieniając z jednym ze swoich. Bez względu na to co wybiorą, wyrzucany kafelek odpala przypisaną mu akcję. Zwykle pozwalają one na ujawniania części układu (swojego i przeciwnika), zamiany miejsc kafelków w dzielnicach, rotacji koloru atutowego oraz kilku innych, bardzo przydatnych działań.
Kolejne tury wyglądają tak samo, aż do momentu gdy zostanie odrzucony szósty kafelek. Od tej pory gracze mają możliwość zadeklarowania końca gry, poprzez rezygnację z ruchu. Przeciwnik dostaje jeszcze jedną turę, a następnie porównywana jest każdy kafelek z korespondującej dzielnicy. Kolor atutowy zawsze zapewnia wygraną. Jeśli akurat nie występuje w danej parze, to patrzymy na wartości kafelków. Na samym końcu, w przypadku takich samych liczb, decyduje siła pozostałych kolorów, która jest losowo ustalana na początku gry. Jeśli dany pojedynek wygrał Dracula, to zamienia jednego z mieszkańców dzielnicy w wampira. Jeśli zaś przewagę zdobył Van Helsing, Dracula traci jeden punkt życia. Następnie kafelki są ponownie tasowane, dobierane i gra toczy się dalej.
Pojedynek umysłów
Choć gra toczy się o wysoką stawkę. to pierwsza runda jest spokojniejsza, daje przede wszystkim podstawę pod wszystkie przyszłe ruchy. Dopiero od drugiej, gdy już mniej więcej wiemy jakich posunięć spodziewać się po przeciwniku, zaczynają się umysłowe gierki i blef. Rozgrywka jest asymetryczna i wydaje mi się, że Dracula znajduje się na trudniejszej pozycji. Musi przecież skupić się na konkretnej dzielnicy, tym samym ujawniając Van Helsingowi część swojego planu. Chyba że będzie niezwykle sprytny i zacznie manipulować przeciwnikiem, grając na zasadzie ty wiesz, że ja wiem, więc zaskoczę cię zupełnie innym ruchem. Zdarzyło mi się grać z takim wampirem, który postanowił po prostu przetrwać i starał się mieć ogólnie dobry wynik w pojedynkach, wcale niekoniecznie tam, gdzie początkowo miał największą prezencję. Szło mu całkiem nieźle i był dosłownie o krok od wygranej. Musiałam się nieźle nagłowić, by dobro zwyciężyło :)
Dracula vs Van Helsing oferuje zaskakująco dużą ilość kombinowania, jak na tak małą i krótką grę. Jest szybko, dynamicznie, a sytuacja przy planszy potrafi momentalnie zmienić się o 180 stopni. Nawet ostatni dociągnięty kafelek może łatwo zdetronizować zwycięzcę. Taka, wydawałoby się nieco chaotyczna rozgrywka nie wszystkim przypadnie do gustu. Zwłaszcza przy pierwszych partiach mamy wrażenie bezsilności i zbytniej losowości. Dajcie jej jednak szansę, wbrew pozorom gracze mają możliwości poskromienia kapryśnego losu, trzeba tylko lepiej poznać grę. Nawet szczęście w dobieraniu i początkowa ręka złożona z samych wysokich numerów niekoniecznie gwarantuje wygraną. Jakby nie patrzeć, te najwyższe oferują najlepsze i najbardziej przydatne akcje i często warto je odrzucić, żeby wykorzystać ich umiejętności. Zwłaszcza dobre wykorzystanie 7 i 8 może odmienić los. Zmiana koloru atutowego w odpowiedniej chwili, to potężne narzędzie. Trzeba też wiedzieć kiedy i jak zakończyć rundę. Wyczuć czy można sobie pozwolić na danie naszemu oponentowi jeszcze jednego ruchu, czy może lepiej pozbyć się, było nie było, wysokiej ósemki i natychmiast skończyć grę, byle tylko odmówić mu tej przewagi. Niższe karty też mają swoje zalety, odsłaniając kafelki rywala, czy pozwalając na zmiany w zestawach po obu stronach. Nawet nieszczęsna jedynka, której odrzucenie zmusza nas do odsłonięcia jednego ze swoich kafelków, może zostać wykorzystana do zmanipulowania przeciwnika.
Naprzeciw złemu losowi
Po pierwszej partii moim głównym odczuciem było – ta gra jest zbyt losowa. Zwłaszcza, że oponent w ostatnim ruchu zmienił kolor atutowy i zostawił mnie z nic niewartym zestawem kafelków. Im więcej jednak grałam, zaczęłam zauważać pewne subtelności i nauczyłam się mitygować zarówno pecha w dociągu, jak i posunięcia przeciwnika. Każda kolejna partia sprawiała, że gra zaczęła mi się coraz bardziej podobać i obecnie stała się jedną z ulubionych dwuosobówek. Nawet jeden z moich domowników, który nie szaleje za planszówkami, stwierdził, że w sumie zagrałby jeszcze raz – myślę, że to wystarczająca rekomendacja :)
Gra dla 2 graczy, wiek 10+
Czas gry: 20-45 minut
Wydawca: Muduko
Ja mam bardzo mieszane odczucia. Po pierwszej partii miałam takie samo wrażenie jak Kashya – gra bardzo losowa, która kompletnie nie dała mi żadnej przyjemności. Jednak postanowiłam dać jej szansę, tym bardziej, że warto zagrać zarówno jedną stroną jak i drugą. W sumie rozegrałam cztery partie. I jakkolwiek losowość dalej została na wysokim poziomie, to faktycznie nauczyłam się przynajmniej korzystać z efektów tych kart co istotnie wpłynęło na poziom satysfakcji. Ostatecznie jednak nie polubiliśmy się. Na wszystkie cztery partie Van Helsing nie wygrał ani razu! Grając Drakulą oczywiście miałam bardzo dużo radochy i kombinowania, grając Van Helsingiem frustrowałam się, bo wiedziałam, że nie mam szans. Wydaje mi się, że o wiele łatwiej jest przerobić czterech ludzi na wampiry w jakiejś lokacji niż zabrać Drakuli wszystkie życia. Ale może nie mam racji?Grę Dracula vs Van Helsing kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Muduko za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6,5/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.