Witamy w Sweet Mess: Pastry Competition!
Komu eklerka?
Może torcik dla pani?
A dla pana… może szarlotka? Z lodami, czy bez?
Słodkości starczy dla każdego! Mamy wyborne smaki dla młodszych i starszych, przekąski na mały i duży głód, coś na ząb, coś dla duszy, coś na każdą okazję!
Jedyne, czego nie mamy, to kolejki! Wszystko dzięki temu, że tam z tyłu, gdzie państwo nie widzą, w kuchni, uwija się jak szalony nasz fenomenalny cukiernik – a w zasadzie kilkoro cukierników.
Bo widzą państwo, mamy dziś malutkie zawody. Zwycięży ten, kto nie tylko upiecze najsmaczniejsze smakołyki, ale też rozważnie poprowadzi swoją kuchnię, odpowiednio zaopatrzy swoją spiżarnię i oczywiście zdąży zdobyć najlepsze przepisy, zanim zrobi to konkurencja!
Proszę tylko wybaczyć, że tu i ówdzie rozsypało się trochę galaretki czy czekolady… Taka już natura pracy w kuchni – zdarza się słodki nieporządek!
Magiczny składnik
Dwie porcje galaretki, porcja wiśni i cztery porcje tajemniczego składnika.
Trzy porcje kruszonki, dwie bitej śmietany i dwie wybranego przez Ciebie, ale z pewnością słodkiego dodatku.
Wszystko jest tu, na wyciągnięcie ręki – składniki dosłownie wysypują się z misek i czekają, aż ktoś zamieni je w piękny wypiek. W obowiązkowo cukierkowej oprawie Sweet Mess: Pastry Competition nie będzie jednak tak słodko. Przejście od pomysłu do realizacji, od przepisu do gotowego produktu, będzie wymagać uważnej koordynacji i wyczulonego refleksu. Choć każdy z mistrzów cukiernictwa ma tu swoje własne stanowisko, to wszyscy współdzielą ten sam rynek przepisów i składników. Rywalizacja będzie zacięta, ale i bardzo, bardzo słodka.
W grze tak naprawdę mamy do wyboru trzy akcje, pozwalające dobierać składniki, narzędzia oraz realizować przepisy. Jednak w tych prostych akcjach kryje się sporo niespodzianek, finezyjnych zawijasów i gorączkowej kalkulacji. A przecież tu nam piekarnik stygnie!
W obliczu słodkości
Sweet Mess: Pastry Competition nie przebiera w środkach i wrzuca graczy w sam środek bardzo zapracowanej kuchni. Już od pierwszego ruchu zajmować się będziemy wynajdywaniem przepisów, zdobywaniem składników, wzbogacaniem kuchennego instrumentarium i rzecz jasna rywalizowania o tytuł najlepszego z cukierników!
Mamy tu kilka decyzji do podjęcia. Turę zaczniemy od przesunięcia znacznika akcji, wybierając za każdym razem inną akcję niż poprzednio – a raczej inną parę akcji, wykonując jedną z nich (lub dwie, za opłatą). Bez obaw, wszędzie tu mamy dość podobne możliwości – podstawą będzie jednak dobieranie składników, bez których żaden wypiek nie ma racji bytu. I tu pojawia się rozkoszna mechanika „robienia bałaganu”.
Dobierając składniki z jednej z misek na środku stołu możemy przenieść do 4 składników na naszą planszetkę. Gdy to zrobimy, rozsypujemy dookoła opróżnionej właśnie miski widoczny na niej składnik, zapełniając sąsiednie misy lub brudząc obrzeża stołu. Pomyślcie trochę o dobieraniu kafelków w Azulu – tyle, że tym razem kafelki cudownie rozmnażają się na cztery strony stołu, zamiast spadać do centralnej puli.
Ta w pewnym sensie centralna – wszak dająca grze jej nazwę! – mechanika nazwana „making a mess„ w naszej turze nie robi nam żadnej różnicy: wszak składniki rozprzestrzeniają się poza naszą miskę. Ale dla naszych przeciwników – i być może dla nas, w kolejnych turach – jest to bez wątpienia zdarzenie bardzo korzystne. Mnożenie składników to ułatwienie dla wszystkich, więc jak poruszać się pomiędzy miskami, by to ułatwienie zminimalizować? Czy da się tak planować ruchy, by nie wysypać przypadkiem czegoś wartościowego komuś, kto zaraz z tego bez skrupułów skorzysta?
Moim zdaniem – nie da się. Ale nie zmienia to faktu, że robienie bałaganu jest mechaniką wybitnie smaczną i pomysłową. Dodatkowo wzbogaca ją fakt, że po każdym opróżnieniu miski odwracamy ją na drugą stronę, żeby już wkrótce – po dociągnięciu jednej z kart wydarzeń – pojawił się na niej nowy składnik. Miski są zresztą tak sprytnie zilustrowane, by delikatnie sugerować, co znajduje się na odwrocie miski – widzicie ten prześwitujący, drugi składnik na zdjęciach?
Ma to niestety tę smutną stronę, że tymi żetonami trochę się nawachlujemy. Każde opróżnienie miski to rozsypanie czterech składników na wszystkie strony świata, w konkretnej kolejności. Jeśli zabraknie głównego składnika, korzystamy z „róży wiatrów”, która pokazuje nam, jakim składnikiem go zastąpić. Musimy też pilnować limitu 4 składników na miskę, 3 składników na zewnętrzną krawędź… jest to może i logicznie wyjaśnione, ale z czasem może się znużyć. No ale przecież po to wybieramy grę z premium sztonami, by się nimi trochę pobawić, prawda?
Organizacja i przechowywanie
Dobieranie składników to dopiero połowa pracy – drugą połowę stanowi nasz blat roboczy. Wszystkie – przyjemne w dotyku i efektowne – żetony składników musimy w końcu gdzieś schować i przechować. A blat rządzi się swoimi prawami.
W jego rozmaitych schowkach i wnękach możemy przechowywać rzeczy zgodnie z określonymi regułami. Cztery takie same składniki w jednej części, dwie pary różnych składników w innej, cztery różne składniki w kolejnej. Mniejszym problemem jest pozyskanie składnika: zdecydowanie większym jest odpowiednie jego umieszczenie na naszej planszetce (płaskiej i kartonowej w standardowej wersji gry lub plastikowo-kartonowej z odpowiednimi wgłębieniami w wersji deluxe). Mamy więc element wysokokalorycznej zagadki przestrzennej, której rozwiązaniem często bywa dieta.
Sprawę trochę ułatwia istnienie SuperSkładnika – uniwersalnego jokera, który może być przechowywany i używany jako dowolny inny składnik. Ten niestety pojawia się rzadko – pośród 16 misek tylko jedna zawiera SuperSkładnik i jak na złość, jako jedyna jest jednostronna. O ile nie zdobędziemy karty Narzędzia, która go zawiera, SuperSkładnik będzie rzadkim gościem w naszej kuchni. Narzędzia funkcjonują w grze jako dodatkowe akcje, które możemy wykorzystać lub opłacić nimi rezerwację przepisu. Aaa, właśnie. Przepisy! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem!
Z kart książki kucharskiej
Za co tak naprawdę zdobywamy punkty w Sweet Mess: Pastry Competition? Bo przecież nie za niskokaloryczne czy bezglutenowe dania, prawda?
Głównym źródłem naszych punktów będą tytułowe zawody – tu realizowane przy pomocy wykonanych przepisów. Te dzielą się na trzy rodzaje i dzięki umiejętnemu zbieraniu zestawów tych symboli otrzymywać będziemy nagrody – i tu kryje się kolejna mini-gra. Szybciej, ale mniej zarobimy za zestawy dwóch symboli, ale gdy zależy nam na punktach, powinniśmy „dozbierać” do trzech. Co idzie relatywnie sprawnie, gdyż karty przepisów zawierają jeden lub dwa upragnione symbole: tortu, ciasta i deseru. Idzie sprawnie, dopóki ktoś złośliwie nie podbierze upatrzonej przez nas karty…
Proces zdobywania punktów jest więc specyficzny i upstrzony licznymi przeszkodami. Brakuje nam składników, potem brakuje na nie miejsca, w końcu gdy uzbieramy to, czego było nam trzeba, to sąsiad po prawej sprzątnął nam przepis sprzed nosa. Cała mrówcza praca na nic, całe ostrzenie sobie zębów na nic – wracamy do punktu wyjścia i musimy znaleźć na siebie nowy pomysł.
Z pomocą przychodzi proces zwany „rezerwacją” przepisu. W dowolnym momencie gry możemy mieć jeden przepis, który przygotujemy bez wydawania składników – za niego również otrzymamy bonus, ale będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość. Tak przygotowywany przepis potrzebuje kilku tur, by dojrzeć i wyjść z naszej kuchni, przesuwając się od lewej do prawej wzdłuż dolnej krawędzi naszego blatu.
Pyszny, karmelowy shortbread
Oczywiście – to nie wszystko. Gra robi świetną robotę w polewaniu eurotastycznych machinacji grubą warstwą słodkiego lukru. Pod tą cukierniczą zasłoną mamy tu mechanizmy wyboru akcji, pozyskiwania zasobów, ich konwersji na punkty i symbole, których zestawy zbieramy, by pozyskiwać kolejne benefity, usprawnienia i punkty.
Z pozoru prosty mechanizm zbierania, łączenia i wydawania jest tu ubarwiony soczystą, intensywną paletą kolorów, czytelną ikonografią i przyjemnie tematyczną oprawą. Ubarwiają go też poboczne mechaniki – bonusów za rezerwowane i realizowane przepisy, umieszczania składników na stałe w spiżarni (dzięki czemu nie trzeba ich „wydawać”, jak żetonów), postaci kucharzy (losowanych przed rozpoczęciem gry, dających każdemu z graczy specjalną zdolność związaną z jednym ze składników) czy dotyczące wszystkich graczy wydarzenia. Smaczne i klimatyczne przyprawy sypią się tu z lewej i prawej, podbijając temat i dając nam kolejne wzmocnienia w drodze po zwycięstwo – i wiele sposobów, by na chwilę zboczyć z trasy w poszukiwaniu szybkiej korzyści.
Centralnym punktem gry jest dobieranie składników i dzięki losowemu rozkładowi misek mamy tu zawsze nową zagadkę do rozwiązania. Mechanizm „robienia syfu” jest dokładnie tym, czego potrzebuje każda gra – połączeniem fizycznego, namacalnego gadżetu z mającą strategiczny wymiar mechaniką. Mamy tu do rozważenia to, co sami chcemy zebrać, co potrzebne będzie nam teraz, a co przy kolejnym przepisie – i czy chcemy zebrać wszystkie składniki z miski (dopiero po jej opróżnieniu składniki się rozsypują). Musimy mierzyć siły na zamiary, bo w pewnych momentach zwyczajnie nie pomieścimy składników w swoich schowkach. No i finalnie musimy pomyśleć też o tym, co podbieramy, a co zostawiamy przeciwnikom. Mając do wyboru kilka misek z różnymi mieszankami składników możemy przy okazji własnych zysków pozbawić kolejnego gracza jakiegoś cennego znaleziska, np. pożądanej przez niego/nią czekolady czy kruszonki. A jak tu piec bez czekolady? To może wywołać zamieszki!
Gra jest dość wartka i nasze tury – czyli de facto jedna lub dwie akcje plus trochę obsługi (przesunięcie przepisu, opcjonalne przyspieszenie tegoż przepisu i przyznanie należnych nagród za zrealizowane przepisy) – mijają szybko, nawet jeśli realizujemy przepis, a nie tylko zbieramy składniki. Sytuacja składnikowo-przepisowa zmienia się równie dynamicznie, wraz ze wzrostem graczy powiedziałbym, że zmienia się dramatycznie. Ciągle towarzyszy nam dylemat między szybką, ale kosztowną realizacją przepisów a ich rezerwacją i powolnym czekaniem, aż przesuną się wzdłuż naszej planszetki. Próbujemy zarobić tu i ówdzie parę monet, by w kolejnych turach wykonywać dwie akcje zamiast jednej. A skoro przy akcjach jesteśmy, to tu zawsze towarzyszy nam dylemat podstawowy – jaką sekwencję ruchów przyjąć, żeby wycisnąć z kolejnych tur absolutne maksimum?
Osobną grą, oprócz tej ekonomicznej części, jest tu gospodarka przestrzenna. Dysponowanie naszymi schowkami na składniki to rozkosz – miejsca jest zawsze za mało, a decyzje podjęte w poprzedniej turze wydają nam się nagle abstrakcyjnie nierozsądne, gdy przychodzi upchać gdzieś nowe składniki. Ogromną rolę ma w tej rozkoszy wysoka jakość komponentów. Piękne wydanie (recenzowałem wersję deluxe – z plastikowymi planszetkami i organizerami do wszystkich komponentów) cieszy oko i sprawia ogromną frajdę podczas przekładania żetonów z miejsca na miejsce. Organizery GameTrayz robią ogromną różnicę w przygotowaniu i pakowaniu gry – w dowolnym momencie kilka minut dzieli Cię od kolejnej partii, wystarczy wyjąć tacki, potasować kilka talii, rozłożyć trochę składników i można zaczynać grę.
Gra posiada całkiem niezły tryb solo, w którym zmierzymy się z kucharzem-robotem jako przeciwnikiem, kontrolowanym przez talię specjalnych kart. Dostępne w pudełku moduły pozwalają dodatkowo urozmaicić grę i nadać jej nowych wymiarów. Hand Tokens to wariacja na temat zbierania składników. Gracze umieszczają na centralnej części stołu swoje żetony rąk i od teraz akcję dobierania przeprowadzają w dwóch krokach: najpierw przesuwają żeton o jedną pozycję, a następnie dobierają składniki z sąsiadujących z nim misek. Z kolei Bench Benefits to talia kart, z których odkrywamy trzy: dwie ze składnikami i trzecią z pewnym benefitem (np. narzędziem lub składnikiem). Jeśli gracz w swojej turze posiada wskazane na nich składniki, otrzymuje korzyść wskazaną na trzeciej karcie, po czym odkrywa nowe karty z wymaganymi składnikami. Trzeci moduł, dostępny niezależnie od podstawowej gry – Ice Cream – dokłada do zawsze widocznych kart przepisów nowe karty z recepturami na desery lodowe, które realizować można na takich samych zasadach jak te z podstawowej wersji gry. Wszystkie moduły są opcjonalne, można więc dostosować je do własnych preferencji i odrobinę skomplikować lub ułatwić sobie nimi rozgrywkę.
Zakalec z serniczkiem…
No ale, dosyć słodzenia. Nie wszystko karmel, co się świeci, prawda?
Choć Sweet Mess: Pastry Competition to gra zabawna i stawiająca przed graczami kilka ciekawych wyzwań, to brakuje jej magicznego składnika, by naprawdę przykuwać ich do stołu rozgrywka po rozgrywce. Poza zmiennością płynącą z przetasowanych talii kart w grze nie ma tak naprawdę elementów, które odróżniałyby kolejne partie od siebie. Wiem, że nie dla wszystkich jest to problem – ale kątem oka widzę tych graczy, którzy lubią intensywnie ogrywać tytuł raz za razem, odkrywając nowe patenty, strategie i ścieżki. Tu, na dobre i złe, rozgrywki są do siebie podobne, a wraz z nimi nasze zadania – przyjemne i angażujące, ale podobne. Składniki może i wystąpią w innych miejscach, a narzędzia wejdą do gry w innej kolejności, ale nadal będziemy dryfować po morzu tego samego cukru, poddani jego rytmom i pływom: zbierz składniki, zarezerwuj przepis, zrealizuj przepis, zdobądź nagrodę. Przy spontanicznym wyciąganiu gry z półki nie jest to problem, ale jeśli ma być to nasza główna gra na kilka kolejnych wieczorów z rzędu, może się okazać zbyt mało różnorodna.
Większym problemem jest dla mnie miałkość akcji. Mamy tu niby trzy pola i sześć akcji, ale tak naprawdę trzy z nich to zbieranie składników – a z tych akcji jednej (zbierania z krawędzi stołu) używa się w naprawdę, naprawdę rzadkich przypadkach.. Karty kucharza pozwalają nam na używanie jednego składniku jako zamiennika innych, ale nie dają nam żadnych prawdziwie asymetrycznych zdolności (kucharze różnią się jedynie składnikiem). Nie da się więc przerwać monotonii nagłym zwrotem akcji czy wykorzystaniem jakiejś unikatowej mocy, która przechyliłaby szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Osobna kwestia to interakcja między graczami – a tej tu nie znajdziemy. Ścigamy się po przepisy, składniki i nagrody, ale możliwości przeszkadzania czy wchodzenia sobie aktywnie w drogę tu po prostu nie ma. Każdy gra tu swoją grę, z nosem raczej w swojej planszetce. Nawet w dodatkowych modułach ta interakcja nadal się nie pojawia.
… ale serniczek z rodzynkami!
Co tu dużo mówić: gra robi wrażenie na stole i moim zdaniem jest planszową wariacją na temat domku dla lalek – są tu skrytki i sloty do chowania szpargałów, są kolorowe żetony i bibeloty, a przekładanie ich z miejsca na miejsce jest zabawą samą w sobie. Prezentując grę nieznającym jej graczom, na pewno wywoła ona początkowy efekt „WOW” – w wyglądzie, dotyku i temacie jest czystą rozkoszą.
Nie wiem jednak, czy gra – mimo dostępnych modułów – ma w sobie wystarczającą moc, by przyciągać do kuchni teraz, za miesiąc i za rok. Gra ma za sobą dość traumatyczną i rozciągniętą w czasie kampanię społecznościową, w której pojawił się moim zdaniem najciekawszy z dodatków – Judge’s Table – a wraz z nim ukryte i otwarte cele do realizowania przez graczy. Nie został on wydany wraz z obecną wersją gry, wydaną przez Fantasia Games (wcześniej nazywała się Sweet Mess i przeszła długą drogę i development od czasu pierwotnej kampanii), a patrząc na zdjęcia nie byłby chyba nawet kompatybilny – z pewnością jednak byłby dobrym krokiem w stronę rozwiązania problemu regrywalności.
Obecnie, poza zmieniającymi się kucharzami oraz losowym rozkładem kart i składników, rozgrywki są do siebie łudząco podobne. Wariacje w strategii nie są ogromne i sprowadzają się do sytuacyjnego reagowania na to, jak nasze składniki dopasowują się do widocznych przepisów i systematycznego zapełniania spiżarni składnikami trwałymi, tylko w różnej kolejności. Jeśli definiować regrywalność jako wypadkową zmiennego ustawienia początkowego, możliwości poszukiwania nowych dróg do zwycięstwa, interakcji między graczami czy po prostu odpowiedź na pytanie: co przyniesie kolejna rozgrywka? – to Sweet Mess: Pastry Competition nie jest szczególnie regrywalnym tytułem. Solidną pozycją, wartą sprawdzenia u znajomych – owszem.
Czy stanie się czyjąś ulubioną grą? To zależy od tego, jak bardzo ktoś lubi słodycze.
Zalety:
+ przepiękne, apetyczne wydanie deluxe
+ równie apetyczny, wesoły temat
+ dwa wyzwania w jednej grze: ekonomiczne i przestrzenne
+ opcjonalne moduły w pudełku
Wady:
– brak zmiennych wpływających na regrywalność
– brak asymetrii wśród graczy prowadzi ich na bardzo podobne ścieżki do zwycięstwa
– brak ciekawych, choćby jednorazowych mocy czy akcji, które mogłyby naprawdę zamieszać nie tylko w misce, ale i w rozgrywce
Dziękujemy firmie Fantasia Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5.5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.