Dr. Livingston’s Anatomy Jigsaw Puzzle to linia puzzli, powstała w laboratoriach i salach do anatomii wydawnictwa Genius Games.
Czemu Games Fanatic recenzuje puzzle? Czy zmieniamy profil z planszowego na zabawkarski? Czy puzzle to gra? Czy w to można wygrać?
Proszę Państwa, proszę przystopować z tymi pytaniami! Nie znam wszystkich odpowiedzi i nie jestem pewien, ilu wśród nas jest maniaków czy choćby fanów puzzli – ale mam zamiar sprawdzić! W międzyczasie mam nadzieję udowodnić, że owszem, w puzzle można wygrać, że można przyjąć kilka strategii i obrać różne ścieżki do zwycięstwa, a przede wszystkim – że można mieć z puzzli frajdę nie mniejszą, niż z najlepszej, kooperacyjnej gry planszowej. Otwierajmy zatem magnetyczne pudełka i wysypujmy wszystkie elementy. Czas poskładać ten tekst w logiczną całość!
Do Genius Games trafiłem dzięki Genotype – grze o eksploracji DNA groszku. Potem przyszedł czas na Cellulose i Cytosis, zabierające graczy do świata chemii i biologii. Naturalną kontynuacją tej „naukowej” trylogii była medycyna – a wraz z nią anatomia człowieka.
Seria sygnowana nazwiskiem tajemniczego Dr. Livingston’a to kolekcja pięciu pudełek, mieszczących puzzle o różnych rozmiarach i liczebności elementów. Nigdy wcześniej nie recenzowałem układanek, proszę więc wybaczyć, jeśli zabiorę się do tego od złej strony. A zaczniemy od skrajów – czyli od kończyn!
Ręce i stopy
Wszystkie zestawy puzzli mieszczą się w takich samych, magnetycznie zamykanych pudełkach, mieszczących od 450 do 999 elementów i liczących do ok. 60 x 80 cm po ułożeniu. Rysunki autorstwa certyfikowanej ilustratorki medycznej, Mesy Schumacher, to znane nam z anatomicznych atlasów (lub książek do biologii) części ciała w przekroju. Niech jednak nie zmyli nas ich podręcznikowość – skrywają przed nami wiele niespodzianek.
W układanie puzzli zaangażowała się u mnie cała rodzina. Po tym jak ukończyliśmy pierwsze zestawy z żoną, puzzle porwali moi rodzice i we frenetycznym szale ukończyli je wszystkie w kilka popołudni. I nagle, po latach przerwy, do mojej rodziny powrócił puzzlowi bakcyl. Bo trzeba Wam wiedzieć, że w latach młodzieńczych układałem puzzle względnie regularnie – w domu rodzinnym do dziś leży stos pudełek liczących po 2000-3000 elementów, z którymi mierzyłem się w młodości. Puzzlomania trochę przycichła, gdy pojawiły się gry video i inne rozrywki, ale teraz, dzięki Dr. Livingston’s Anatomy Jigsaw Puzzle, stara miłość odrdzewiała, a ja odkryłem puzzle niejako na nowo. Może inaczej: odkryłem je jako inny wymiar rozrywki niż to, co zwykle na moim planszowym stole się odczynia.
Skoro jesteśmy przy stopach i rękach – należy wspomnieć o anatomicznie poprawnych pozycjach, przybieranych podczas puzzlowego układania. Bo przecież nikt nie siedzi po prostu przy stole z puzzlami. Obowiązkowa figura to nienaturalne pochylenie, z nosem przy blacie oraz okazjonalny skręt szyi w bok, by szybko sprawdzić, czy właśnie znaleźliśmy ten właśnie kawałek, którego szukamy od kwadransa.
Nie, nie znaleźliśmy.
Szukamy dalej.
Oko
Puzzle jakie są, każdy widzi.
To, co może nie jest oczywiste na pierwszy rzut oka, to nieregularności. Przyzwyczajeni jesteśmy do kwadratowych puzzli – z kilkoma wypustkami lub otworami, czasem z rantem czy narożnikiem. Genius Games idzie o krok dalej i używa nieregularnego wykrojnika w swoich puzzlach. Na tyle nieregularnego, że czasem ciężko stwierdzić, czy mamy w rękach rant, czy fragment ze środka. Puzzle są przedłużone, spiczaste, rozdęte niczym balon albo smukłe niczym klin, tylko czekający, by wepchnąć go między dwóch niczego się niespodziewających sąsiadów.
Nieregularny jest już sam kształt układanki – to nie prostokąt, który musimy systematycznie zapełniać małymi kwadracikami. To kształt czasem okrągły, czasem obły, miejscami prosty, gdzie indziej biegnący łukiem. Mamy tu zamknięte enklawy pustej przestrzeni w samym środku puzzli, wnęki i ranty o zmiennej grubości. I każda z tym zmian i nieregularności niesie ze sobą wyzwanie, zagadkę, moment zatrzymania i zastanowienia, spowolnienia w i tak niezbyt spiesznym marszu do ukończenia i ułożenia całości. Puzzle to rozkoszna łamigłówka i jedyny ekwiwalent poszukiwania grzybów, jakiemu można się oddawać cały rok, niezależnie od pogody. Szaleńcze omiatanie wyłożonych na stole fragmentów, szukanie tego, który nam pasuje, to cudowny trening dla rzadko na co dzień używanych obszarów mózgu. I przy okazji świetna rozrywka, do której podejść można na wiele sposobów. Bo przecież każdy ma swoją strategię układania, prawda?
Mózg
Ranty. Wszyscy zaczynają od rantów. „Ułóż ramkę, to reszta przyjdzie łatwo”.
Nie z tymi puzzlami.
Przetestowałem już wiele szkół układania: od tych najbardziej logicznych, jak zaczynanie od ramek, przez te względnie sensowne, jak układanie od środka, od pojedynczych motywów, aż po te bardziej maniackie, jak grupowanie elementów kolorami/teksturami, żeby ułatwić dalsze układanie.
Niezależnie od przybranej strategii, seria Dr. Livingston’s Anatomy Jigsaw Puzzle łatwo się nie poddaje i robi naprawdę sporo, by rozbić metodologię układających i rzucić im prawdziwe wyzwanie. Niecodzienne kształty elementów, nieoczywiste ranty, nieregularne formy całych układanek i często powracające, przeklęte, jednolite tekstury sprawiają, że każde pudełko od Doktora Livingston’a to droga przez cudowną mękę. Widzicie te różowe pola w sercu? Kości i ścięgna w stopach i dłoniach? Pomarańczowe połacie na oku? Żyły i tętnice wokół mózgu? To nie są elementy układanki. To próby sił. To egzaminy ze spostrzegawczości i sprawdziany z cierpliwości. To miejsca, w których oddziela się ziarno od plew, mężczyzn od chłopców, rasowych układaczy puzzli od zwykłych niedzielnych amatorów. Jeśli przetrwasz te trudne miejsca, zasługujesz, by ułożyć te łatwiejsze, które w zasadzie układają się same, a każdy puzzel wprost krzyczy do Ciebie o tym, gdzie chciałby zostać dołożony.
Sprawę znacząco ułatwia wysoka jakość puzzli. Są idealnie wycięte i spasowane, pasując tylko tam, gdzie pasować mają – chyba, że używamy metody brutalnej siły, w której każdy puzzel pasuje wszędzie, czasem jedynie wymagając mocniejszego wepchnięcia. Wszystkie pudełka były kompletne i tylko nieliczne – może dwa lub trzy – pojedyncze puzzle na wszystkich pięć zestawów były faktycznie uszkodzone czy wygięte. Choć odstawały odrobinę od idealnego poziomu, to nadal pasowały tam, gdzie miały. Ilustracje mają mnóstwo szczegółów, tekstur i elementów, których można się złapać podczas układania. Magnetyczne pudełka świetnie sprawdzają się jako „wolumen” do trzymania na półce, ale i podpowiedź w trakcie układania, ukryta na wnętrzu wieka.
Całość jako pakiet rozrywki i jakości sprawdza się celująco. I myślę, że to jedne z tych puzzli, które mogą przekonać nawet puzzlowych niedowiarków.
Serce
Kochałem puzzle mieszkając w domu rodzinnym. Jak w wielu innych przypadkach, to rodzice zaszczepili we mnie tę miłość i choć na jakiś czas o niej zapomniałem, to jestem im za to dozgonnie wdzięczny. Dzięki Dr. Livingston’s Anatomy Jigsaw Puzzle ta miłość odżyła i wróciła do mnie tak samo intensywna, jak kiedyś, ale ubrana w nieco inną szatę.
Graczom planszowym mogą się wydawać mało dynamiczne, mało strategiczne, a może nawet trochę trywialne. I owszem, jest to inna rozrywka, niż nowoczesne gry planszowe. Genius Games pokazuje jednak, że puzzle nadal mogą zaskakiwać i nadal przyciągają czymś nieodparcie ekscytującym. Wizja stworzenia czegoś z setek elementów, złożenia w całość czegoś uszkodzonego i rozdrobnionego, a także zwykła chęć zobaczenia czegoś ładnego: cieszącego oko i kojącego duszę obrazka.
Teraz te puzzle nabrały dla mnie trochę innego kolorytu, niż kiedyś. Jako nadpobudliwe dziecko notorycznie się przy puzzlach wierciłem, biegając dookoła stołu i sprawiając wrażenie, jakby nie dostarczały wystarczającej ilości bodźców. Teraz widzę w nich okazję do zwolnienia, wyciszenia, odpoczęcia od ciągłej stymulacji, ekranów i powiadomień. Puzzle to szansa na nadrobienie kilku odcinków Piąte: nie zabijaj, wypicia dzbanka herbaty, odkrycia nieaktywnych mięśni i rozruszania kręgosłupa w sposób, który mu się nie spodoba.
Puzzle to cicha medytacja nad obrazem, kształtem, formą i teksturą. To walka niecierpliwych dłoni z zawsze zbyt wolnym wzrokiem. To moment podarowany sobie, z dala od codzienności, a jednak w samym jej środku. To okazja, by wyjść na chwilę z zapracowanego i zabieganego siebie i patrząc na setki malutkich fragmentów zobaczyć w nich piękną całość.
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.