Hidden Ark od All Or None Games.
Żeby złowić wartościową rybę, trzeba się narobić – o tym wie każdy wędkarz.
O tym, ile trzeba się napracować, by wartościową rybę uratować – wiedzą tylko ekolodzy, ichtiolodzy i towarzyszący im kapitanowie. Zaraz dowiemy się też o tym my: nieświadomi skali zjawiska gracze. W Hidden Ark opuszczamy nasze ciepłe i przytulne stacje badawcze, wsiadamy do łodzi i ruszamy na poszukiwanie zagrożonych gatunków. Przemierzymy morza, może i oceany, zmarzniemy nieco, ale rozgrzejemy się punktami.
Wsiadajcie. Trochę pobuja, ale na horyzoncie już coś widać. To chyba wielka ryba.
Jest naprawdę piękna.
Flauta
Wszystko wydaje się spokojne i przyjemnie chłodne. Jak okiem sięgnąć: oceany. Przed nami cała kula ziemska, w całej swej planszowej płaskości. Wyruszamy z małego portu, by dokonać wielkich rzeczy.
Historia naszych łowów będzie prosta: okrążamy świat zbierając zasoby i wzmacniając swoje akcje, by sprostać wymogom widocznych na mapie gatunków. Hidden Ark to jednak nie tylko suwanie się po torach i odliczanie pól do następnej ryby. To ciekawe sprzężenie dwóch systemów, dzięki któremu rozgrywka jest tu dwutorowa. Mamy cudownie minimalistyczną mapę świata, po której będziemy się poruszać. Mamy oszczędną w środkach planszetkę akcji i zasobów.
Nasze dwa morza.
Nawigacja pomiędzy nimi nigdy nie będzie łatwa, podobnie jak synchronizacja obu tych wymiarów gry. Za każdym razem stworzymy tu zupełnie inny, napędzający nasze poszukiwania silnik. Inny silnik, z innych części, prowadzący nas na coraz inne, strategiczne wody.
Sezon na leszcza
Zaczynamy grę z jedną stacją badawczą – naszym portem macierzystym – i jedną łodzią. Do dyspozycji mamy też cztery akcje.
W każdej turze możemy aktywować jedną z nich: jedną kolumnę na naszej planszetce. Z początku będą to proste czynności: ruch, budowa kolejnych łodzi lub stacji, wprowadzanie usprawnień i pozyskiwanie zasobów. Ale ta sytuacja szybko się zmieni. Hidden Ark daje graczom prosty, ale niesamowicie elastyczny system rozwoju. Na początku każdej tury dobierzemy tu jeden żeton Okazji – i w tych żetonach kryje się moc możliwości.
Niektóre z nich dają nam natychmiastowy efekt w postaci zasobów, oznaczanych na zygzakowatych torach Ekologii Chemicznej, Biologii Morza, Konserwacji, Technologii i Funduszy. Inne zachowujemy, by w przyszłości wykorzystać jako dodatkową, jednorazową akcję. Ostatnia grupa żetonów to usprawnienia. Te możemy wkrótce umieścić na naszej planszetce, by wzmocnić poszczególne akcje w niemal dowolny sposób. Połączenie ruchu z pozyskiwaniem kasy? Mamy to. Dodatkowe zasoby otrzymywane podczas akcji budowy? Jasne. Jeszcze więcej ruchu statkiem podczas akcji ruchu? Żaden problem!
Każda akcja może zostać ulepszona nawet pięciokrotnie. Oczywiście, te ulepszenia nie są darmowe – niektóre pola są płatne, ale gra pozwala te opłaty trochę „obejść”. Oczywiście, nie zapełnimy wszystkich wolnych pól. Ale w każdej grze stworzymy tu unikatową matrycę, która usprawni nasze ruchy i pozwoli krzyżować i łączyć akcje, by tworzyły cudownie kreatywne kombinacje. Wszystko dla dobra ryb, rzecz jasna.
I dla punktów, trochę.
Będziemy potrzebować większej łodzi…
Hidden Ark w bardzo sprytny sposób ogranicza ruchy graczy, popychając ich w stronę pomysłowości.
Np. podczas standardowej podróży statkiem możemy poruszyć się o tyle pól, ile mamy łodzi plus jeden. Ruch co prawda możemy rozdzielić pomiędzy wszystkie nasze statki, ale w ramach tej akcji możemy uratować tylko jeden gatunek ryby – a po każdym takim ratunku łódź wraca do stacji badawczej. Chcemy więc nie tylko zwiększać swój zasięg, ale też móc uratować więcej gatunków za jednym zamachem! Polujemy więc na żetony odpowiednich usprawnień i systematycznie dopieszczamy akcję ruchu, by pozwalała zrobić więcej… więcej… i jeszcze więcej!
Podobnie jest z pozyskiwaniem zasobów. Standardowo, akcja daje nam trzy dowolne zasoby (ale nie Fundusze). Możemy jednak dodać w kolumnie kilka żetonów z dodatkowymi zasobami i Funduszami, a nawet ruchem czy budową.
Horyzont możliwości jest niemal nieograniczony. Wszystkie nasze działania krzyżują się na tej planszetce, mieszają w różnych kolumnach i dają nam wysoce spersonalizowany silnik. W dalszej części gry w jednej akcji realizujemy pełen wachlarz działań i korzyści, dopasowanych do naszego stylu gry, potrzeb i sytuacji na mapie.
Żetony Okazji są w grze draftowane, jest tu więc okazja do przeszkadzania innym. Obserwowanie co kto próbuje zrobić i jakich zasobów potrzebuje nie jest łatwe (planszetki nie są ani specjalnie duże, ani bardzo czytelne do góry nogami), ale dla chcącego nic trudnego. Walczymy tutaj o zaledwie kilka gatunków widocznych jednocześnie. Odległości na mapie są wbrew pozorom duże, ratowanie ryb jest kosztowne, a zasoby nie przychodzą ani łatwo, ani szybko. W Hidden Ark nawet jedna dobrze odebrana konkurencji Okazja może wrzucić w szprychy oponentów potężnie spowalniający kij.
Cała naprzód!
Pompowanie żetonów w naszą planszetkę i zwiedzanie świata to nie jedyne, co dzieje się w Hidden Ark.
Punkty zbieramy tu za samo uratowanie ryby, ale i za najwięcej gatunków z jednego regionu (koloru) i jednego typu (gatunki podzielone są ze względu na stopień zagrożenia wyginięciem), za wybudowane stacje i łodzie, a także zebrane z mapy żetony eksploracji (rozrzucone po jej odległych krańcach i nie tylko). Mamy tu więc bardzo ciasny i zacięty motyw set collection, mocno kierunkujący nasze działania. Złowienie dwóch przypadkowych gatunków jest miłe, ale złowienie dwóch gatunków w jednym regionie pozwoli nam złowić więcej punktów na końcu gry. Gdzie więc zarzucimy wędkę? I czy przewidzimy i wyprzedzimy ruchy przeciwników tak, by w kolejnych kategoriach mieć o jedną zdobycz więcej, niż oni?
Ucho od śledzia
Hidden Ark przyciągnęło mnie wręcz surowym minimalizmem planszy i elegancją zasad (mieszczą się na trzech, luźno zapisanych stronach). Lubię gry, które po krótkiej prezentacji reguł pozwalają graczom na głębokie i kreatywne poszukiwania.
I tutaj poszukiwania są nie tylko tematem gry, ale i jej motorem napędowym. Tworzenie sprytnych kombinacji w ramach naszych akcji i umiejętne ich sekwencjonowanie to czysta przyjemność. Rozgrywka jest płynna, z początku nawet szybka – komplikuje się dopiero, gdy akcje są naprawdę rozbudowane. Nigdy nie tracimy też zainteresowania tym, co robią inni. Ich ruchy mówią nam, gdzie się zmobilizować i które plany porzucić, bo ktoś nas wyprzedził w pogoni za nimi.
Ekologiczne tło naszych działań szybko schodzi na drugi plan: gatunki stają się zasobami, które musimy wydać, dystansami, które musimy przemierzyć i punktami, które możemy zdobyć. Ale to nie przeszkadza w rozkoszowaniu się pogonią za tym rekinem czy tamtym jesiotrem. Tym, co trzyma graczy w napiętym wyczekiwaniu na kolejny ruch, jest pozorny bezmiar możliwości. Inwestowanie w rozbudowę akcji daje nam realne przyspieszenie, odczuwalne już w kolejnym ruchu. I ten przyrost mocy wciąga, wręcz intoksykuje – chcemy sprawdzić, jak sprawnie zadziałamy w następnej turze i czym jeszcze zaskoczymy rywali.
Gdyby tej różnorodności było mało, Hidden Ark oferuje nam drugą mapę i trzy warianty, wydłużające rozgrywkę, utrudniające ją (gracze zaczynają bez zasobów) lub wprowadzające element eksploracji, w którym kafelki gatunków są z początku zakryte. Tryb kooperacyjny i solo pozwolą nam zmierzyć się z czasem, oceniając wydajność naszych ruchów i zestawiając je z tabelką wyników. Ciekawym dodatkiem są tu żetony eskalacji, które przy każdym uzupełnianiu gatunków na mapie zwiększają koszt uratowania pozostałych na niej gatunków.
Ryba psuje się od kartonu
Tym, co najbardziej umniejsza odbiorowi całości, są względy praktyczne i estetyczne.
Świetna okładka i gustowny minimalizm planszy stoją w kontraście do kiepskiej jakości żetonów i nieżyciowych planszetek. Cienki karton byłby niewielkim problemem sam w sobie – wiele gier stosuje podobne rozwiązania. Niestety, planszetki akcji są w Hidden Ark używane bardzo intensywnie, a ich ergonomia krzyczy o upgrade. Wpychanie i wypychanie żetonów działa jeszcze w miarę. Natomiast tory surowców to koszmar niewygody. Wystarczy najmniejsze pchnięcie, by znaczniki ożyły i zmieniły miejsce zamieszkania. Do tego karton jest na starcie odkształcony, przez co nie leży równo na stole i ułatwia przypadkowe, katastrofalne w skutkach uniesienie całej konstrukcji.
Ikonografia jest też specyficzna, czytaj: surowa i zbyt drobna. Nadrukowane tu koszty budowy czy inne małe ikonki giną w artystycznych giloszach. Intensywne kolory zasobów źle kontrastują ze stonowaną paletą okładki i planszy. Użyte fonty – niemal odręczny na kaflach i drukowany na planszetkach – nie pasują do siebie i żaden nie jest stricte „ładny. A do tego mikroskopijne kategorie zagrożenia są na kafelkach niemal niewidoczne. Czytelność informacji i kanciasta obsługa planszetek sprawiają, że gra cierpi na ergonomii i pogarsza się jej odbiór.
Wkrótce zacznie się kampania nowego dodatku do gry, który wprowadza m.in. dwuwarstwowe planszetki (z nadal mikroskopijnym fontem).
Cała gra to też tylko 30 kafli ryb (po 6 w każdym kolorze/regionie). Czy to wystarczy, by grę naprawę intensywnie ogrywać? Tym bardziej przy stałych miejscach, w których owe gatunki wciąż się pojawiają?
Różnorodność w komponowaniu własnych akcji jest wielka, ale pozostałe elementy gry pozostają względnie niezmienne. Nawet przy 16 portach łatwo tu z czasem wyczuć, że pewne miejsca są po prostu lepsze do budowy stacji, niż inne.
Czas wkładania kaloszy
Hidden Ark niesie w sobie obietnicę dużej elastyczności w tworzeniu swojego „silnika”. I choć nie jest to typowy, generujący zasoby engine building, to nasze akcje możemy tu traktować jako napęd całej gry. I w tym zakresie gra dowozi – możemy tu wiele i choć nie zawsze z worka wypadnie to, czego szukamy, to mamy znaczną swobodę w kształtowaniu przebiegu swojej gry.
Niedociągnięcia produkcyjne i graficzne przeszkadzają w odbiorze całości, ale to nie one zadecydują o tym, czy do Hidden Ark ktoś siądzie, czy nie. Interakcji w grze jest niewiele i sprowadza się ona do draftu żetonów Okazji i wyścigu po kafle gatunków. Dobry, a nawet bardzo dobry system wyboru i modyfikacji akcji nie jest jednak wsparty odpowiednio dużą zmiennością mapy. Być może jednak Hidden Ark nie celuje w długowieczność, a raczej okazjonalną satysfkację? Może nie każda gra musi być nieskończenie regrywalna i ekosystem tutaj zawarty jest zupełnie wystarczający?
Całość może ciekawić i może przyciągać: innością tematu, oprawą (a przynajmniej jej częścią), skrótowością zasad i intrygującą mechaniką centralną. Hidden Ark pływa jednak w morzu pełnym innych nowości. W tym takich, które bardzo dobre są w całości – nie tylko w części. A to takie właśnie ryby, piękne od ogona po wąsy, warto chronić i ratować.
Zalety:
+ ciekawy i rzadki temat
+ piękna plansza i ilustracje
+ eleganckie, zwięzłe zasady
+ wciągający system rozbudowy własnej puli akcji
Wady:
– problemy z czytelnością i jakością wydania
– ograniczona różnorodność gatunków i zmienność mapy
– niska interakcja między graczami
Dziękujemy firmie All Or None Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(6.5/10):
Ogólna ocena
(6.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.