Escape Roomy od FoxGames przenosiły nas już do Egiptu, Alcatraz, dżungli w Ameryce Południowej, na zamek Draculi, a nawet do Krainy Czarów. Tym razem wybieramy się do zaatakowanej przez hakerów i pogrążonej w ciemności stolicy Japonii. Czeka na nas niespodziewana Misja w Tokio.
Jak to w tej serii bywa, w małym pudełku znajdziemy talię kart pełną łamigłówek spiętych wątkiem fabularnym. Zasady są proste i praktycznie nie wymagają oddzielnej instrukcji. Po kolei odkrywamy karty, wykonując zawarte na nich polecenia i zadania, starając się rozwikłać pojedyncze zagadki, które w założeniu prowadzą do ujawnienia jakiejś większej intrygi. Mamy tu tak naprawdę bardziej do czynienia z przygodą niż escape roomem. Nikt nie zamyka nas w pokoju, nie dostajemy zestawu przedmiotów, które mają nam pomóc w ucieczce. Zamiast tego, każda kolejna rozwiązana (lub nie) zagadka posuwa akcję do przodu i przybliża nas do odkrycia tajemnicy i zakończenia misji. Niepoprawne odpowiedzi nie są jednak bezkarne. Każda pomyłka przesuwa wskaźnik niebezpieczeństwa, a to z kolei może prowadzić do porażki. Na jednej z pierwszych kart znajdziemy również miejsce na wpisanie godziny rozpoczęcia gry. Zdarza się, że jest to bardzo ważny element i integralna część zabawy.
Zasady jasne? To pakujcie walizki, lecimy do Japonii.
Uzbrojeni w talię kart, długopis i notatnik wyruszamy na przygodę
Już od dzieciaka uwielbiałam historie o hakerach (ktoś pamięta film Hakerzy z 1995 roku – film tak zły, że aż dobry?), a Japonia to moja wielka miłość, więc połączenie obu tych tematów w Misji w Tokio musiało być strzałem w dziesiątkę, prawda? Otóż nie. Odnoszę wrażenie, że te wątki zostały potraktowane bardzo po macoszemu i stały się mglistym tłem (zwłaszcza hakerski). Nie chcę zdradzać za dużo, żeby nie popsuć wam odkrywania i zabawy, ale powiem tylko, że fabuła poszła w dosyć abstrakcyjnym kierunku. Dostałam coś zupełnie innego niż się spodziewałam i niestety zaskoczenie nie było pozytywne.
Tym razem nie wciągnęło mnie, a cały Escape Room potraktowałam bardziej jak serię zagadek, bez większego zainteresowania otoczką fabularną. Być może gdybym grała z kimś, a nie solo, dyskusje nad stołem pozwoliłyby mi się mocniej wczuć. Jest to jednak uczucie subiektywne, a Escape Room: Misja w Tokio to jednak gra-zagadka, a nie powieść szpiegowsko-przygodowa więc można jej wybaczyć niezbyt porywającą historię, pod warunkiem, że łamigłówki będą udane.
Burza mózgów
Na pewno nie można narzekać na ich różnorodność. Będziemy testować pamięć i spostrzegawczość, a także zobaczymy jak dobrze kojarzymy fakty. Warto zaznaczyć, że wchodząc do gry nie musimy wnosić ze sobą żadnej dodatkowej wiedzy. Wszystko, co jest nam potrzebne, powinno znaleźć się na kartach.
Zróżnicowanie objawia się również w poziomie trudności. Tokijska przygoda dostarcza zarówno prostych zagadek – do rozgryzienia w kilkanaście sekund, jak i takich, po których rozwiązaniu mamy ochotę poklepać się po plecach i pogratulować sobie dobrze wykonanej roboty. Mam też wrażenie, że co najmniej jedna z nich podpada pod kategorię: domyśl się co autor miał na myśli. Nawet po poznaniu prawidłowej odpowiedzi jestem pewna, że w życiu nie doszłabym do takich powiązań. Spodobało mi się natomiast lekkie budowanie napięcia poprzez zatrzymywanie kart, które mogą przydać się w późniejszym etapie gry. Dzięki temu przez dłuższy czas zastanawiamy się, co takiego jeszcze nas czeka, cóż takiego skrywa ta niepozorna talia.
Pomimo kilku powyższych plusików, w całości zabrakło mi efektu wow. Jakiegoś głębszego powiązania z przedstawioną historią. Niektóre momenty w fabule aż prosiły się o innowacyjne wykorzystanie. Niestety, nawet występujący w grze gadżet jest trochę nijaki. Zachwytów nie będzie.
Udana misja?
Połączenie gry karcianej z koncepcją escape roomu, to świetny pomysł i recepta na sukces, co niejednokrotnie udowodniły inne gry z tego cyklu. Nasi redaktorzy zwykle dobrze się przy nich bawią i oceniają pozytywnie. Sama miałam styczność z kilkoma wcześniejszymi tytułami z serii i również ciepło je wspominam. Tym razem coś jednak nie do końca zadziałało. Jestem rozczarowana zarówno chaotyczną i abstrakcyjną fabułą, jak i niektórymi zadaniami, w których musiałam strzelać niemal na oślep.
Seria Escape Room zdecydowanie może pochwalić się bardziej udanymi tytułami. Misja w Tokio ich nie wyprzedzi i nie wskoczy na szczyt mojej listy. Jest poprawnie i niewiele więcej. Można usiąść i rozwiązać dla samych łamigłówek, ale w pamięci raczej nie pozostanie na długo.
Gra dla 1-6 graczy, wiek 12+
Czas gry: ok. 60 minut
Wydawca: FoxGames
Grę Escape Room: Misja w Tokio kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie FoxGames za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.