Atlantis Rising: Monstrosities od Elf Creek Games.
– Orestesie, czy ten cypel nie wygląda trochę, jakby się zanurzał?
– Nie, gdzie tam. Może to złudzenie optyczne. Słońce świeci, może to przez to.
– Nooooo, ale czekaj… czujesz? To trzęsienie? Jakby ziemia się ruszała? Może to czas się stąd zmywać?
– Moment, daj mi chwilę, drogi Bachusie, imprezowaliśmy tu tak długo, że nie załatwiłem wszystkiego, co miałem. Zgarnę jeszcze tylko te dwa kryształy i możemy wracać.
– Jesteś pewny? Grunt zapada Ci się pod nogami…. woda wlatuje ci do sandałów… Wiesz co? Ja ruszam, a ty sobie tu zostań, zwariowany wariacie. Ja ci mówię.
To wszystko utonie.
Ponad poziomem morza
Atlantis Rising to opowieść o ostatnich dniach i godzinach legendarnej, a wręcz mitycznej wyspy. Jako jej dumni mieszkańcy otrzymujemy wiadomość z niebios – nasz dom nabiera wody. Czymś ostatecznie zdenerwowaliśmy bogów, którzy postanowili ukryć problematyczną wyspę pod kilkuset metrami słonej wody.
Nie ma odwrotu.
Nie ma czasu do stracenia.
I zamiast modlić się o przebaczenie, pakujemy resztki dobytku, którego nie zdążyliśmy złożyć w ofierze i rzucamy się do przygotowań. Przed nami prawdziwe hydropiekłowstąpienie – wdrażamy plan ewakuacji i bierzemy się za konstruowanie kosmicznej bramy, która przeniesie nasz lud w bezpieczne miejsce. A do tego potrzebujemy trochę zasobów, sporo planowania… i jeszcze więcej szczęścia.
Niebezpieczne miejsca pracy
W głębi duszy Atlantis Rising to kooperacyjna gra oparta o mechanikę worker placement. Unikatowy twist polega na tym, że pola, na które możemy wysłać naszych dzielnych robotników… będą znikać pod wodą. Uczucie kurczącej się przestrzeni i uciekającego czasu jest tu wszechobecne i jeśli szukacie spokojniej, pozbawionej stresów rozgrywki, to Atlantis Rising zdecydowanie nie jest tytułem dla Was. Zwłaszcza, jeśli nie lubicie stresu, ale lubicie czasem zaryzykować grę o wysoką stawkę.
Nasza rozgrywka będzie więc polegać na zmyślnym zarządzaniu ryzykiem. Lukratywne, ale zagrożone zalaniem pozycje na krańcach wyspy? Bezpieczne, ale bardziej wymagające pozycje bliżej centrum/ Będziemy tu w ciągłym rozkroku i w ciągłej kalkulacji. Ryzykować w zamian za większe szanse powodzenia? Nie ryzykować, ale liczyć się z niepowodzeniami?
Atlantis Rising rzuca graczom wyzwanie, ale jednocześnie daje im intrygującą przestrzeń do dyskusji. Dzięki unikatowym mocom bohaterów, które mogą wpływać niemal na każdy aspekt gry, każda runda to nowa zagadka. Kogo wysłać i gdzie? Jak używać zdolności? Gdzie alokować zasoby? W jakiej kolejności je zdobywać? Kiedy wznosić ochronne Mistyczne Bariery (kosztujące 4 punkty energii i chroniące cypel przed zalaniem), a kiedy po prostu odwracać efekt zalania (za 5 punktów energii można przywrócić fragment wyspy po zalaniu)?
Nasze wyzwania będą raczej podobne – ocena ryzyka, zdobywanie zasobów i wydawanie ich na kolejne części Kosmicznej Bramy. Jednak dzięki kilku elementom zmiennym, jak zdolności postaci, karty Nieszczęść i Biblioteki czy same komponenty w Kosmicznej Bramie, każda rozgrywka będzie wymagać naprężenia innych mięśni strategicznych. Tu, na Atlantydzie, nigdy nie wchodzimy dwa razy do tego samego oceanu.
Trzy wymiary ryzyka
W praktyce zagrożenia płyną do nas z trzech kierunków – i każdy może być tak samo zabójczy.
Dobierane przez każdego gracza karty Nieszczęść informują nas o tym, która część wyspy zatonie tym razem. Lub jaka inna klątwa spotka nas teraz, jeszcze PRZED wykonaniem naszych akcji.
Następnie mamy postępujący wciąż do przodu tor Gniewu Bogów. W razie gdyby Nieszczęść było nam za mało, znacznik na tym torze podpowie nam, ile dodatkowych fragmentów wyspy musimy zatopić w każdej rundzie. Na szczęście nie zwiększa się ponad 3.
Na końcu Nieszczęść mamy zaś… szczęście. Bijące serce Atlantis Rising, źródło skrajnych emocji i niebotycznych wręcz frustracji. W grze jeśli nie masz szczęścia, to nie masz ani wielkich szans na wygraną, ani wielkich szans na dobrą zabawę.
Pozyskiwanie zasobów i ich konwertowanie, dobieranie kart z Biblioteki czy werbowanie dodatkowych pomocników do pracy – wszystko wymaga tu wyrzucenia wartości „równej lub większej niż…”. Nie ma prostej drogi naokoło. Niektóre moce i zdolności, a także wydawana w tym celu Mistyczna Energia mogą pomóc: coś przerzucić, coś zwiększyć, może nawet wybrać pole dopiero po rozpatrzeniu kart Nieszczęść. Ale u podstaw gry zawsze leżeć będą testy wykonywane kośćmi K6.
Lubisz taką losowość? Poczujesz się tu jak w domu.
Wolisz, gdy ślepy los nie może krzyżować wszystkich Twoich planów runda po rundzie? Cóż… na tym oceanie są też inne wyspy…
W grupie siła
Nie jesteśmy natomiast bezbronni. Możemy tymczasowo pozyskać do pomocy mieszkańców wyspy. Nasi herosi mają swoje zdolności, a my czasem powołać się możemy na wiedzę wieków, czerpaną prosto z Biblioteki. Jednorazowe akcje lub potężne Artefakty potrafią niekiedy odwrócić losy rozgrywki – o ile wyczekamy dobry moment, by ich użyć. Dodatkowe akcje, wymiana zasobów między graczami, okazje do obejścia czy złamania reguł gry, a w końcu rozmaite sposoby na obronę przed atakującymi nas kataklizmami – oto karty Biblioteki, mityczne środki ochrony przed boskim gniewem.
A sytuacja w Atlantis Rising jest gniewna od samego początku. I od pierwszej rundy czujemy, jak grunt ucieka nam spod stóp i jak kurczą się nasze opcje. Gra popycha graczy do coraz bardziej desperackich ruchów, tworząc wyczuwalne napięcie i pobudzając nas do myślenia, reagowania, przewidywania. Nomen omen, jesteśmy tu zdani na łaskę losu. I niewiele jest w grze ruchów, które mają stuprocentową szansę powodzenia. Dla mnie to nowa perspektywa. Zwykle w grach worker placement obawiałem się raczej tego, że współgracze zabiorą mi miejsce. Nie musiałem liczyć się z tym, że to miejsce zwyczajnie utonie.
Jeszcze więcej potworności
Atlantis Rising (Second Edition) nie tylko rozbudowuje i poprawia pierwszą wersję gry – idzie o krok dalej. Wraz z dodatkiem Monstrosities, gra wzbogaca się o całe mnóstwo mechanizmów i nowości, dzięki którym w machinie boskiego zniszczenia jest teraz więcej trybików i elementów ruchomych. Jest się przed czym bronić i czego się bać – ale dostajemy też do rąk arsenał, który zaskoczy niejednego boga. Po raz pierwszy otrzymujemy do rozegrania scenariusze, w których zmierzymy się z potężnymi potworami z mitologii. Mamy tu nowych bohaterów i nowe karty Biblioteki (Cuda), nowe Nieszczęścia (Omeny), nowe komponenty Kosmicznej bramy, Sojuszników i Magiczne Przedmioty.
Dużo, dużo szczęścia, by znów stawiać czoła nieszczęściom.
I wyobraźcie sobie, że wokół Atlantydy latają Harpie, kradnąc graczom karty, zasoby i Mistyczną Energię. Albo że pomiędzy dobrze nam znanymi cyplami sobie Scylla i Charybda, zjadając Atlantydów i przyspieszając tonięcie samej wyspy.
Albo że po Atlantydzie krąży Meduza, petryfikując naszych pracowników lub zapełniając skamieniałymi wyspiarzami dostępne pola akcji. My zaś możemy przyciągać jej zabójczy wzrok, by kontrolować zagrożenie, wydawać Mistyczną Energię, by ratować spetryfikowanych Atlantydów lub finalnie przerwać jej klątwę, konstruując Lustrzaną Tarczę.
Monstrosities to też Laboratorium Alchemika, Obserwatorium Astrologa, Ukryta Skrytka czy Gniazdo Harpii. To nowe lokalizacje, które możemy odwiedzić w poszczególnych scenariuszach. To też bardziej rozbudowany tryb solo, w którym prowadzimy dwie drużyny i to nowe sposoby na zmianę trudności rozgrywki.
To możliwość rekrutowania Sojuszników i korzystania z ich umiejętności. Dzięki nowym kartom możemy wytworzyć Magiczne Przedmioty i Eliksiry, by wesprzeć nasze starania, ale też uczynić grę bardziej złożoną: pełniejszą, bogatszą i… nieco dłuższą.
Zbyt wysoki poziom wody?
Centralna mechanika podstawowej gry bardzo dobrze łączy prostotę zasad z nieziemskimi dylematami. Rozgrywka to nauka balansowania między obszarami ryzyka i nauka sekwencjonowania ruchów. W Atlantis Rising nie ma miejsca dla solistów, nie ma tu przestrzeni na spontaniczne wyprawy tam, gdzie akurat nas dusza ciągnie. Rundy muszą precyzyjnie realizować większy plan, wzmacniany przez kolejno konstruowane komponenty Kosmicznej Bramy. I każdy z nich to nowy benefit, dodatkowe pole akcji czy pasywna zdolność, która może pomóc nam przetrwać o rundę czy dwie dłużej, zanim wyspa zatonie.
Dodatek wprowadza do tej machiny więcej trybików i nowych smaków w postaci pięknych i zmyślnych, ale… nie krytycznych modułów.
Walka z Harpiami czy Meduzą mechanicznie jest super. To dodatkowa mini-gra, tocząca się równolegle do głównej gry. Ale scenariusze to też dłuższy setup, synchronizacja dwóch instrukcji, więcej reguł do spamiętania i więcej nieszczęść, które spadną na nasze głowy. Atlantis Rising jest wymagające i bez tego. Czy warto sprawę komplikować dodatkowymi wymiarami zagrożenia?
Monstrosities dodaje kolejne niebezpieczeństwa do już mocno losowej i często okrutnej gry. Budowane naszymi ruchami strategie i plany mogą zostać zniweczone w mgnieniu oka. Czy potrzebujemy do tego niweczenia Scylly i Charybdy, skoro już mamy piękną talię Nieszczęść i dwie nieskore do współpracy kości? Dla mnie Monstrosities to świetny pomysł dla graczy solo – takich, którzy lubią pogłówkować, optymalizować, eksperymentować. Takich, którym nie zależy na rześkim tempie gry, ani na opiniach i sugestiach innych graczy. W tym wydaniu Monstrosities sprawdza się idealnie, jak puszka Pandory, której zawartość możemy dowolnie moderować. Trudniej? Łatwiej? Z takim czy innym scenariuszem? Z tymi, a nie innymi bohaterami? Tu soliści znajdą miejsce do strategicznych poszukiwań i łączenia zdolności postaci tak, by pokonać każde zło i każdy żywioł.
W przypadku gry w grupie, sugerowałbym pozostanie przy podstawowej grze, ale np. połączonej z nowymi komponentami i postaciami, dla jeszcze większej różnorodności.
Niech nam żyje Atlantyda!
Wszystko tu jest absolutnie cudownie wydane, na grubym kartonie, pięknym papierze. Wysokiej jakości karty i znaczniki mieszkają w insercie, gdzie wszystko ma swoje sensowne miejsce. Może tylko kostki mogłyby być bardziej turlające – rozmiar i proste kąty nie sprzyjają płynnym rzutom. Do tego nietypowa „plansza”, złożona z dwustronnych segmentów, pięknie ukazujących systematyczne zatapianie Atlantydy. Do tego przejrzysta, choć niepozbawiona wad instrukcja, zawierająca zasady gry wprowadzającej, opcje skalowania trudności, warianty solo i dla małej liczby graczy, a nawet krótkie FAQ.
Wszystko przybrane jest w boskie ilustracje Vincenta Dutrait, dzięki czemu gra żyje, wypełnia się teksturami, intensywnymi kolorami i unikatowymi postaciami. I trudno przejść obok niej obojętnie. Sam zamysł – kurczącej się puli miejsc do wykonywania akcji – jest świetny, inspirujący, nietypowy. Jednak gra potrafi być na przemian absolutnie brutalna lub zaskakująco łatwa. A przez to przegrane szczypią podwójnie, a zwycięstwa mogą się wydawać niezasłużone – jakby były dziełem przypadku.
Różnorodność i spora ilość komponentów Bramy, pokaźna kolekcja postaci do wyboru i zmienność rozgrywek wynikająca z losowego dociągu kart dają grze żywotności i regrywalności. Jednak nieco uporczywy setup gry (wymagający rozkładania i składania kilkudziesięciu segmentów planszy) w połączeniu z jej nieprzewidywalną trudnością sprawiają, że Atlantis Rising nie trafia na stół tak często, jak mogłoby.
Bilet na wyspę… w jedną stronę?
To dziwny twór. Wymagający zdystansowanej grupy, która oczekuje raczej chaotycznej rozrywki w stylu rodzinnych czy gateway’owych gier, aniżeli głębokiej i dającej się idealnie kalkulować strategii.
Atlantis Rising to siła natury – nie znam drugiej takiej gry i nie wiem, do czego mógłbym ją porównać. By ją okiełznać i czerpać z niej prawdziwą, choć często incydentalną satysfakcję, niezbędna będzie świadomość jej żywiołowości. Lub gotowość, by porzucić wszelką nadzieję i po prostu dać się ponieść przypadkom i wypadkom o mitycznych wręcz proporcjach.
Zalety:
+ ciekawy twist w mechanice worker placement
+ zróżnicowane moce postaci
+ pomysłowe, choć komplikujące grę moduły dodatkowe
+ fenomenalna oprawa graficzna
+ insert, o którym można śpiewać pieśni pochwalne
Wady:
– nieprzewidywalna i na wskroś losowa oś rozgrywki
– momentami frustrująco trudna
– instrukcja zostawia nieco pola do interpretacji zasad
Złożoność gry
(4.5/10):
Oprawa wizualna
(8.5/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.