Urubamba Valley – Święta Dolina Inków położona w peruwiańskich Andach. Dzięki pobliskiej rzece i żyznej glebie stała się doskonałym miejscem pod tarasowe pola. Twoja rodzina przez pokolenia wyspecjalizowała się w uprawie jednej z roślin. Czas jednak rozwinąć skrzydła, zdobyć nową wiedzę i korzystając z pomocy zatrudnionych wyspecjalizowanych pomocników rozszerzyć rolniczą działalność.
Rolnictwo wersja light
Przed nami i nad nami rozciągają się zielone pola, a w woreczku czekają kafelki nasion. Chili, ziemniaki, kukurydza, groszek, lawenda, wszystko to możemy umieścić na naszych poletkach. Początkowo jednak potrafimy zasadzić tylko jeden typ. Co więcej umiejętność ta jest przypisana do koloru gracza, więc rośliny nie powtarzają się. Grasz fioletowym? Proszę oto lawenda. Zapomnij o czymkolwiek innym do czasu, aż trochę podszkolisz swoje agrokulturowe umiejętności.
Na szczęście planszowa uprawa jest o niebo łatwiejsza od rzeczywistej. Nie będzie żadnego babrania w ziemi, podlewania i obserwowania pierwszych kiełków. Po prostu bierzemy kafelek z magazynu na naszej planszetce i przenosimy na planszę ogólną. Musimy jedynie zadbać by miał dostęp do wody w postaci rzeki lub znajdował się obok innej rośliny. Gotowe? No to czas zdobyć punkty zbiorów. Ich liczba zależy od wielkości obszaru (składającego się z tej samej rośliny), do którego się dołożyliśmy. Późniejsza akcja pozwoli nam je przekształcić w brzęczącą monetę.
Runda po rundzie pola coraz bardziej rozrastają się, a my bogacimy. Jest tylko jedno “ale”. Nie wszystkie miejsca są od razu dostępne pod zasiew. Jeśli chcemy piąć się w górę, musimy odblokować kolejne poziomy tarasu. Potrzebne będzie kilka monet z naszej kieszeni i kieszeni wyznaczonego przez nas gracza. Ot taki mały psikus, najczęściej wycelowany w kierunku osoby, której powodzi się najlepiej.
Każdy gracz może w swojej turze wykonać jedną akcję.
Tak prezentuje się pierwsza z nich.
Pozostały trzy inne do wyboru.
Grabie i łopatę zostaw w domu
Jak już coś wyrosło, to wypadałoby to zebrać. Będzie jeszcze łatwiej niż z sadzeniem. Patrzymy na tabelkę i wymieniamy wszystkie zebrane punkty na kasę. Tylko tyle i aż tyle, bo mając już jakieś fundusze możemy przejść do kolejnej akcji – zakupów.
Hulaj dusza, piekła nie ma. Nasiona, umiejętność sadzenia kolejnego gatunku, pomocnicy ze specjalnymi zdolnościami stałymi i jednorazowymi. Wszystko to jest w zasięgu ręki, w dowolnej kombinacji, jeśli tylko nas na to stać.
Ostatnia akcja to praca – czyli coś, czego staramy się uniknąć za wszelką cenę. Opcja ratunkowa dla tych graczy, którzy wyzbyli się wszystkich pieniędzy i w jakiś sposób muszą je pozyskać. Niezwykle nieopłacalna, bo dostajemy zawrotną, jedną monetę i w sumie marnujemy ruch.
Gdy już wszystkie poletka zostaną zajęte kończymy grę. Wygrywa ten, kto zgromadzi najwięcej pieniędzy.
Ziarnko do ziarnka
Urubamba Valley to gra optymalizacji. Kombinujemy jak zarządzać polami, które rośliny zasadzić, by zdobyć jak najwięcej punktów, a co za tym pieniędzy. Potem, to co zdobyliśmy wydajemy, by usprawnić cały proces i tak w kółko, aż do samego końca.
Początkowo skupiamy się na swoim gatunku. Bardzo szybko jednak przychodzi moment, gdy mamy już dość lawendowej herbatki albo nie możemy patrzeć na chili i ziemniaki. Pola naszych przeciwników zaczynają wyglądać coraz bardziej zachęcająco i nachodzi nas myśl, żeby się do nich podpiąć. Zmiana uprawy w odpowiednim momencie, to być albo nie być w tej grze.
Jak to w życiu bywa doprowadzenie do sytuacji, gdy ktoś ma na coś monopol raczej nam nie służy, więc przespanie rozwinięcia odpowiedniej technologii upraw potrafi zaboleć. Nie ma nic gorszego jak ziemniaczane imperium, do którego nie mamy się jak przyłączyć. Możemy tylko patrzeć jak inny gracz łapie punkt za punktem albo spróbować go przyblokować. Służy do tego winorośl pełniąca rolę chwasta ograniczającego rozrost pola. Kupujemy ją i sadzimy jak każde inne nasiona. Takie działanie ma jednak kilka mankamentów. Po pierwsze musimy zużyć akcję na jej posadzenie i bez względu na wielkość obszaru winorośli zawsze otrzymujemy tylko dwa punkty uprawy – jest więc to ruch mało opłacalny w porównaniu do sadzenia pozostałych roślin. Po drugie blokowanie w pojedynkę jest niezwykle trudne i dopiero z pomocą innych graczy zaczyna nabierać większego sensu.
Dobrze jest też zadbać o przydatnych pomocników. Za odpowiednią zapłatą dołączą do naszego gospodarstwa przynosząc punkty i/lub zmieniające zasady gry umiejętności. Komu nie przyda się dodatkowa akcja, darmowe nasiona albo powiększony magazyn? Niektórzy pozwalają nawet na przejęcie kontroli nad alpakami, które z kolei zapewniają dodatkowe punkty zbiorów jeśli akurat pasą się na rozliczanym polu.
Możemy zatrudnić do trzech pomocników, a także wymieniać ich w trakcie trwania gry.
Pola aż po horyzont
Świetna prezencja na stole to jeden z ważnych składników dobrej gry. Oczywiście samą grafiką nie uratujemy największego gniota, ale nie da się ukryć, że wygląda ma wpływ na bardziej pozytywny odbiór całości. Współczesne gry konkurują więc również na tym froncie. Urubamba Valley nie pozostaje w tyle. Klimatyczne ilustracje, urocze, drewniane alpaki, płócienny woreczek, ramka łączona na zasadzie puzzli, w którą wpasowujemy pnącą się w górę, przestrzenną planszę – wszystko to przenosi nas na chwilę w peruwiańskie Andy. Trochę tylko szkoda, że tarasowe uprawy nie wnoszą zbyt wiele do samej gry. Praktycznie nie są powiązane z żadną mechaniką, bo odblokowywanie poziomów za kilka monet, to dla mnie zdecydowanie za mało.
Całkiem przyzwoicie prezentuje się anglojęzyczne tłumaczenie. Instrukcja jest jasna i przejrzysta, raczej nie pozostawiająca wątpliwości co do zasad rozgrywki. Ponadto kafle pomocników są dwujęzyczne i od razu wiadomo jakimi umiejętnościami dysponują (a gdybyśmy potrzebowali obszerniejszych opisów, to znajdziemy je w instrukcji). Można co prawda narzekać, że przez to czcionka jest mała i mniej czytelna, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało.
Dynamiczna rywalizacja
Urubamba Valley wymaga planowania i szybkiego reagowania na posunięcia innych graczy. Sytuacja na planszy zmienia się nieustannie, a im więcej osób, tym te zmiany są bardziej radykalne. Przed chwilą dostępne nasiona i pomocnicy, za moment mogą zniknąć. Nasze bezpieczne, długo rozwijane i wysoko punktujące poletko nagle ma dwóch dodatkowych farmerów, którzy na pijawkę zaczynają korzystać z jego dobrodziejstw. A może wręcz przeciwnie? Inwestycja w nasze ziemniaczki czy kukurydzę przestała się opłacać i czas samemu zmienić kierunek upraw? Podczas gry łatwo więc o niespodzianki i zaskoczenia. Nawet punktacja jest owiana tajemnicą, bowiem zebrane pieniądze ukrywamy za zasłonką i do samego końca nie mamy 100% pewności kto wygra.
Proste zasady, szybkie tury – nawet przy większej liczbie graczy, raczej niski poziom negatywnej interakcji i wizualna atrakcyjność sprawiają, że Urubamba Valley sprawdza się jako w miarę lekka, ale nie nudna gra rodzinna. Gra się przyjemnie, choć bez gigantycznego móżdżenia. Zabrakło mi jednak jakiegoś twistu, zaskoczenia pod względem mechaniki, czy może większego wykorzystania wertykalności i wielopoziomowości planszy. Jest dobrze, ale mogłoby być jeszcze lepiej.
Gra dla 3-5 graczy, wiek 8+
Czas gry: ok. 60 minut
Wydawca: Broadway Toys LTD
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.