Niemiecki doktor matematyki Reiner Knizia znany jest ze swojej bogatej twórczości w zakresie projektowania gier planszowych. Mam wrażenie, że przepis na większość z nich jest następujący: do prostych zasad dodać ze dwa bardzo intrygujące triki-składniki, dzięki którym gra nabiera smaku. Zamieszać i gotowe. I co tu zmieniać, skoro taka receptura się sprawdza!
Na tych założeniach w 1995 r. Reiner Knizia zaprojektował grę pod tytułem High Society. W Polsce kilka lat temu ukazała się ona pod tytułem Milionerzy i bankruci, a aktualnie jej reskin jest dostępny pod nazwą Bale i skandale.
Jak uniknąć skandalu? Oto jest pytanie
W grze wcielamy się w uczestników dość… interesownego balu. Niby pojawiamy się na imprezie, aby dobrze się bawić, ale naszym prawdziwym celem będzie składanie obietnic (w formie licytacji) co znamienitszym gościom, aby pozyskać ich przychylność! A jakże. Wszędzie tylko te interesy i biznesy. Kto skończy zabawę w najbardziej doborowym towarzystwie ten wygra.
Chyba że zbankrutuje albo padnie ofiarą skandalu…
Wchodząc na bal otrzymujemy pakiet obietnic, tzw. listy. Listy będą nam służyły do licytacji. Nie są punktami, są tylko walutą, kartą przetargową. Nazwijmy je roboczo kartami waluty. Każdy gracz otrzymuje takie same karty waluty o nominałach jak poniżej na zdjęciu, a więc posiada ich bardzo ograniczoną liczbę.
Następnie na środek sali wychodzą goście, których będziemy starali się nieco przekupić. Albo nie nieco, tylko dosłownie! Z tali kart gości, składającej się z 16 dużych kart, dociągamy jedną i rozpoczyna się licytacja.
O czyje względy będziemy zabiegać? Dziesięciu gości (nazwijmy ich „normalnymi”) prezentują sobą wartości od 1 do 10. Tak jak chociażby Jego Wysokość Pan Lemur. Ich wartości to po prostu liczba punktów zwycięstwa.
Trzech gości jest uznawanych za „prestiżowych„. Tak jak Dostojny Pan Paw. Ich prestiż wynika z podwajania na koniec gry pozyskanej liczby punktów zwycięstwa z kart gości. To bardzo pożądana persona!
Ale jak to czasem na imprezach bywa, zdarzają się i skandale… W talii znajdziemy trzy karty skandali. Powodują one albo utratę punktującej karty o wartości od 1-10 albo -5 punktów albo utratę połowy punktów na koniec gry. Brzmi boleśnie i takim jest… Wszak kto ma najwięcej punktów na koniec gry wygrywa!
Licytacja w czystej postaci
Bale i skandale to licytacyjna gra karciana. Składa się ona z serii następujących po sobie licytacji o karty gości z podstawową zasadą: przebijasz albo pasujesz.
Dzięki zakrytej i potasowanej talii kart gości nigdy nie wiemy o jak wartościową kartę za chwilę toczyć się będzie licytacja. Powoduje to, że zawsze skupiamy się tylko na bieżącej ofercie. Najhojniejszy oferent zdobywa kartę, ale traci walutę. Przebijanie ofert trwa aż wszyscy gracze, poza jednym – nabywcą, spasują.
Licytacja ma kilka niuansów, które bardzo mi się podobają:
1) pojedyncze nominały waluty: sprawia, że gdy jakąś kartę wydamy, to już tą wartością nie dysponujemy. Oczywiste, ale zarazem jakże brzemienne w skutkach! Gdy pochopnie wyczerpiemy pulę określonej grupy kart okazuje się, że nasze zdolności licytacji nagle bardzo się ograniczają.
2) różnorodne nominały waluty: część z naszych jedenastu kart ma niskie wartości. Z pozoru wydają się one najmniej użyteczne. Prezentują bowiem małą wartość. Nic bardziej mylnego! Wszak małe nominały pozwalają nam przebijać ofertę o mniejszą kwotę i mniej tracić na przebitce cenowej! Poza tym różnorodność wartości kart waluty sprawia, że widzimy co prawda ile przeciwnik ma kart, ale nie wiemy jakiej wartości i na ile faktycznie jest bogaty!
3) zakaz rozmieniania waluty: to doskonały zabieg mechaniczny. Raz wyłożonej karty nie możemy od tak podnieść i podmienić na inną chcąc podbić stawkę. To by było za proste! Wykładając nominał analizujemy co nam na ręku zostanie i jakie będą nasze możliwości w dalszym toku tej licytacji.
4) ograniczona liczba kart: okazuje się, że znaczenie ma nie tylko wartość kart, ale również ich ilość! Czasem nie warto wygrać niedrogo licytację, np. za 13, jeśli w wyniku tego mielibyśmy stracić aż 3 karty z ręki (np. 8, 4 i 1). Dzięki ograniczonej liczbie kart patrzymy nie tylko czy coś jest warte sumarycznie daną cenę, ale czy jest warte utraty tych lub tylu kart!
Każda decyzja ma znaczenie
Chociaż licytacja w Bale i skandale jest dobrze przemyślana, to całego uroku gry upatruję w dwóch sprytnych trikach. To właśnie one nadają rozgrywce prawdziwej głębi.
Pierwszy z nich to odwrócona licytacja negatywnych kart (kart skandalu). O ile w przypadku pozostałych kart licytujemy, by otrzymać kartę, o tyle w przypadku kart skandalu licytujemy, by nie dostać karty! Podbijamy ofertę tak długo, aż pierwszy z graczy nie spasuje. To właśnie on dostanie kartę skandalu, która niewątpliwie przyniesie mu szkodę, ale… jednocześnie ten gracz będzie jedynym, który nie poniesie straty finansowej! Każdy z graczy, który nie wziął danej karty skandalu oddaje zagrane w tej rundzie karty listów! To genialne rozwiązanie oznacza de facto, że gdy dojdzie do skandalu, każdy z graczy poniesie jakąś szkodę. Gracz, który weźmie kartę utraci punkty zwycięstwa, ale zachowa środki do licytacji, zaś pozostali gracze nie poniosą szkody na punktach, ale w walucie już tak. Okoliczność tę można wykorzystać strategicznie, aby doprowadzić do zubożenia naszych konkurentów.
Drugi trik związany jest z końcową punktacją. Sprytne zarządzanie ręką i kalkulowanie doprowadzić może do tego, że pozbywając się większości naszej waluty zakupimy bardzo wartościowe karty i wygramy na punkty. Ale przecież to by było za proste: wydać prawie wszystko i wygrać. Sztuką jest nie wydać wszystkiego i wygrać! Ha! Dlatego Reiner Knizia wprowadził zasadę, zgodnie z którą na koniec gry najuboższy z graczy przegrywa! Tak po prostu. Nie ważne ile ma punktów. Okazał się zbyt rozrzutnym, by zasłużyć na estymę.
Dzięki tym trikom podczas rozgrywki toczymy nieustanną walkę z innymi i samym sobą o zachowanie balansu: zdobycie najznamienitszych gości, a jednocześnie nie utracenie nazbyt dużo waluty. Ważymy każdą decyzję, zadając sobie to filozoficzne pytanie: czy warto? Czy nie przeinwestuję? Ile jeszcze waluty mają inni?
Podsumowanie
Bale i skandale to prosta w zasadach i szybka gra karciana, ubrana w nutkę nieprzewidywalności, z lekkim dreszczykiem emocji. Rozgrywka weryfikuje czy potrafimy mądrze zarządzać ręką i ważyć podejmowane decyzje, czy ulegamy emocjom i dajemy się podpuścić innym. Wszak nie zawsze w licytacji chodzi o to by zdobyć kartę! Czasem chodzi tylko o podbicie stawki, by nabywca karty trochę się wykosztował. Poza tym wciąż zastanawiamy się do którego momentu aukcja jest dalej opłacalna. Niejednemu zdarzyło się przeinwestować, np. kupując drogo kartę mnożącą sumę punktów, a potem wpaść w skandal (bo nie starczyło środków by z niego wybrnąć) bądź nie nabyć już żadnej karty, którą dałoby się sensownie pomnożyć.
Dzięki temu, że gra trwa do momentu, gdy na stole pojawi się czwarta karta z czerwoną obwódką, nigdy nie możemy czuć się pewnie z naszą aktualną sytuacją punktową. Nieprzewidywalność końca rozgrywki stanowi skuteczną przeciwwagę do tego, że czasem możemy mieć pokusę niekupowania początkowych kart, aby wpierw inni nieco wypstrykali się z funduszy, abyśmy po kilku rundach mogli kupować karty taniej, gdy oni zaczną oszczędzać. Należy pamiętać, że z każdą kolejną kartą gościa z czerwoną obwódką rośnie ryzyko wystąpienia warunku natychmiastowego końca gry. Wobec tego oszczędzając przez pierwszą połowę rozgrywki możemy już nie zdążyć wydać naszych środków finansowych na karty. Ba! Świetne jest to, że zdarzało się, iż zwycięzca miał zaledwie 4 punkty :) Wyniki punktowe na koniec gry potrafią zaskoczyć, a status lidera jest ulotny jak mgła.
Przyznaję, że poprzednia wersja gry Milionerzy i bankruci była bardziej dopasowana tematem to mechaniki (dysponowaliśmy pieniędzmi by kupować bogactwa), ale gra w wersji Bale i skandale wydaje się bardziej zachęcająca do zagrania z młodszymi graczami. Co istotne, niezależnie od tematu głównym atutem gry jest jej mechanika. Duża dawka przyjemnego ryzykowania i szybkich decyzji, skompresowana w czasie, powoduje chęć zagrania jeszcze raz i jeszcze raz.
Seria taktycznych gier od Muduko
Bale i skandale to kolejna propozycja, która wpisuje się w serię gier wydawanych przez Muduko, autorstwa Reinera Knizi, z ilustracjami Piotra Sokołowskiego. Gry te zapraszają nas do świata antropomorficznych zwierząt, a fabuła gier związana jest z wydarzeniami mającymi związek z Wielką Prapuszczą. Dotychczas w ramach serii ukazały się również: Spór o Bór, Spór o bór 2, W pył zwrot, Ryki Afryki i Sojusz na już. Ich wspólną cechą są nie tylko finezyjne językowo rymowane tytuły, ale również prostota zasad z głębszą rozgrywką, wydana w kompaktowym opakowaniu. Niektóre z nich to reedycja gier znanych nam pod innymi tytułami np. Schotten Totten czy Loco!
Zalety i wady
Zalety:
+ proste zasady, głęboka rozgrywka,
+ satysfakcjonująca forma mechaniki zarządzania ręką,
+ przyjemne uczucie ważenia każdej decyzji i rozwiązywania dylematów finansowych,
+ balansowanie między rozsądkiem (zachowawczością wydatków), a pokusą (pozyskaniem danej karty za wszelką cenę),
+ przykuwające wzrok grafiki z ujmującą kolorystyką,
+ dobry stosunek jakości gry do ceny.
Wady:
– zarówno karty listów, jak i karty gości, są oznaczone liczbami o częściowo zbliżonych wartościach, przez co początkujący gracze w czasie pierwszej rozgrywki zapominają, że zachowane karty listów nie dają punktów; może dobrym pomysłem byłoby określenie waluty np. w tysiącach, aby dodatkowo odróżnić funkcje obu typów kart,
– gra może być frustrująca dla osób nie przepadających za licytacją i nieprzewidywalnością,
– przy niefortunnym ułożeniu w talii gości kart z czerwoną obwódką gra może skończyć się zanim na dobre się rozkręci.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Najbardziej podoba mi się w tej grze to, że osoba, której zostało najmniej listów odpada przy punktacji. Paradoksalnie – właśnie ten szczegół sprawił, że przy mojej pierwszej rozgrywce umoczyłam z kretesem (mimo, że miałam wylicytowane fantastyczne karty). Świetna, zaskakująca gra. I do tego taka piękna!
Z tego co rozumiem gra ma dokładnie takie same zasady, w szczególności nominały i karty negatywu, co gra „Milionerzy i bankruci”. Zastanawiam się, która gra była pierwsza, a która to plagiat w nowej szacie graficznej. W Milionerów grałem już około 10 lat temu.
Przecież to jest właśnie napisane w drugim akapicie tekstu – nie plagiat, tylko nowe wydanie tej samej gry (High Society)
Okej, masz rację. Nie doczytałem