Wolicie leśne wędrówki czy morskie wyprawy? Kojący szelest liści czy spokojny szum fal? Teraz macie możliwość wyboru, ponieważ znany i lubiany Everdell doczekał się młodszego brata, który zamiast siedzieć w spokoju w leśnej ostoi, postanowił zasmakować morskiego życia. Jednak czy warto wyruszać w nieznane, gdy lubi się swoją norkę i zielone otoczenie? Odpowiedź niestety nie jest prosta.
Problemy dobrobytu
Planszówkowy świat cierpi na kilka chorób. Narzekanie na to, w jakim kierunku zmierza nasze hobby na konkretnych przykładach gier, zajęłoby bardzo obszerny artykuł. Jednym z problemów jest powielanie tytułów, które osiągnęły sukces i zostały dobrze przyjęte przez graczy. Autorzy czasami zmieniają tematykę, wprowadzają kilka poprawek do instrukcji i ulepszają (chociaż nie zawsze się to udaje) mechanikę. Wypuszczają nowy produkt, który w przeważającej części przypadków jest sporo droższy od oryginału.
I to właśnie przemyślenia na ten temat były pierwszym, co przyszło mi do głowy po przeczytaniu informacji o nowym Everdell. Zawsze zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście potrzebujemy drugiej, tak podobnej mechanicznie gry. Jeśli jestem posiadaczką pierwowzoru, irytuję się, że wydano teoretycznie ulepszony produkt, a ja mam na półce ten „gorszy”. Mam go sprzedać i kupić nową grę? Zostać przy oryginale? A może mieć dwie podobne gry i wyciągać je w zależności od humoru albo w drodze losowania? Półki nie są z gumy, a portfel sam się nie zapełnia, więc dochodzą kolejne dylematy, aż w końcu zaczyna mnie ten temat drażnić.
Oczywiście znajdą się zwolennicy zarówno pojedynczych gier jak i tacy, którym nie przeszkadzają bliźniaczo podobne tytuły. Być może mają możliwość, aby kupić więcej pudełek albo nie przeszkadza im ciągłe wymienianie gier ze swojej kolekcji. Tak czy siak, takie zabiegi są coraz częstsze i ja akurat nie jestem ich fanką. Jednak jako recenzentka nie mogę sobie czasami odmówić wypróbowania kolejnych gier z serii, tym bardziej, jeśli lubię pierwowzór. I ten przydługi wstęp doprowadził nas do momentu, w którym opowiem co nieco o niedawnej premierze wydawnictwa Rebel, czyli o Everdell: Dalekobrzeg.
Piękne widoki, przystępne zasady
Biorąc do ręki pudełko, od razu można stwierdzić jego przynależność do rodziny Everdell. Baśniowy krajobraz i urocze zwierzaki to znaki rozpoznawcze tej serii. Komponenty robią równie dobre wrażenie, co w leśnej odsłonie. Jak wcześniej drzewo, tak teraz latarnia morska jest zbędnym elementem, który może i ładnie wygląda, ale raczej nie będzie przeze mnie używany. Niestety podczas składania statków lekko wygięła mi się część żagla, ale to już raczej wina zbyt dużego nacisku niż wykonania tego elementu.
Przygotowanie trwa chwilę, ale z posortowanymi komponentami nie jest uciążliwe. Rozkładamy planszę i w odpowiednich miejscach umieszczamy drewienka, wodorosty, kryształki, grzybki, kafelki róż wiatrów, płytki map oraz losowe kafelki wysp w liczbie równej liczbie graczy. Obok planszy kładziemy muszelki i żetony skarbów. W centralne części planszy wykładamy 8 kart z potasowanego stosu. Następnie gracze, rozpoczynając od pierwszego, dobierają kolejno 5, 6, 7 i 8 kart na rękę oraz po 3 kotwice. Każdy bierze 2 pionki w wybranym kolorze do siebie, jeden ląduje w statku na początku toru, a 3 na latarni lub nad planszą, jeśli nie używa się tekturowej konstrukcji.
Główne zasady pozostały bez zmian. W swojej turze możemy wysłać pracownika na wolne pole lub takie, na którym może znajdować się więcej figurek. Pozostałe dwie opcje to zagranie karty z ręki lub z zatoki oraz przygotowanie się do nowej pory roku. Nasze miasto może być zbudowane z maksymalnie 15 kart, chyba że na którejś z nich znajduje się informacja, że nie jest liczona do tego limitu. Prawie cała magia tej gry dzieje się na kartach. To ich umiejętności, dodatkowe pola akcji i sposoby punktowania zapewniają świetną rozgrywkę, podczas której próbujemy stworzyć najlepszy zestaw kart, czyli nasze miasto.
Podstawowe reguły są bardzo proste. Mamy tu typowy worker placement, więc wysyłamy robotników na pola, aby pozyskali dla nas zasoby. Za zasoby kupujemy karty. A jeśli nie chcemy lub nie możemy zrobić żadnej z powyższych czynności, przygotowujemy się na następną porę roku, czyli zbieramy swoje figurki, dobieramy jedną nową i wykonujemy dodatkową akcję — aktywujemy produkcyjne karty (wiosna), dobieramy dwie karty z zatoki (lato) lub robimy obie te akcje podczas jesieni.
Jest jeszcze kilka dodatkowych zasad, o których należy pamiętać. Za kotwice możemy zagrywać karty postaci za darmo, kładąc ten zasób na budynku w tym samym kolorze co postać. Natomiast zagrywając kartę z symbolem, który znajduje się na odkrytym kafelku róży wiatrów, przesuwamy statek z naszą figurką. Pozwala to pobierać skarby po wpłynięciu lub minięciu odpowiedniej ikony, które mogą być wydane jako dowolne zasoby. Pozycja statku na koniec gry daje nam dodatkowe punkty.
Gra dobiega końca, gdy wszyscy spasują podczas jesieni. Podliczamy punkty za posiadane muszelki, karty, niewydane żetony skarbów, kafelki map oraz pozycję statku. Gracz z największą liczbą punktów wygrywa.
Las vs morze
Nie jestem w stanie stwierdzić, które Everdell jest lepsze. Niektóre zmiany względem oryginału są pozytywne, jak chociażby układanie kart w zatoce jedna na drugiej, jeśli są takie same. Dzięki temu rynek się nie zapycha, co zdarzało się wcześniej, gdy leżały kopie kart, których nikt nie chciał. Podoba mi się także zmiana jednorazowych wydarzeń na kafelki map, które im szybciej zdobędziemy, tym lepiej będą punktowane. Zachęca to do małego wyścigu pomiędzy graczami, ale nie odrywa od trzonu mechaniki.
Natomiast statki nie przypadły mi do gustu. Przesuwamy je, gdy zagramy kartę z symbolem, który znajduje się na odsłoniętych żetonach róż wiatrów. I to mi przeszkadza w optymalnym tworzeniu miasta. Tor statków może zapewnić całkiem sporo punktów, więc jeśli pozwolimy, aby inni odpłynęli nam za daleko, możemy stracić szansę na zwycięstwo. Nie lubię sytuacji, w których muszę wybrać między przesunięciem się na torze, żeby gonić przeciwników, a zagraniem karty, która jest najlepsza w danym momencie dla budowy mojego miasta. To karty były w centrum zainteresowania w Everdell, a tutaj uwaga jest odciągana, tym bardziej że żetony róż wiatrów się zmieniają, więc musimy ich pilnować.
Mieszane uczucia mam względem kotwic. Z jednej strony uproszczono zagrywanie darmowych kart, ponieważ wystarczy mieć tylko budynek tego samego rodzaju co wykładana postać. W poprzednim Everdell na kartach była informacja o konkretnej karcie, którą trzeba posiadać, aby móc skorzystać z darmowego wyłożenia. Jednak z drugiej strony ograniczono bonusowe zagranie do trzech kotwic na całą grę. Nie lubię być tak stopowana.
Wygląd to jeden z najmocniejszych plusów wszystkich gier i dodatków z tej serii. Podobnie jak drzewo wcześniej, tak teraz latarnia jest zbędna, ale rozumiem, że poniekąd takie konstrukcje stały się znakiem rozpoznawczym gier Everdell. Nie trzeba z nich korzystać, ale jeśli ktoś bardzo chce, to proszę bardzo. Natomiast świetne łódki mieszczące po jednym pionku są zbyt duże i nie mieszczą się na pojedynczym polu. Żeby nie mieć wątpliwości, gdzie się znajduję, ustawiam je dziobem statku w kierunku danej liczby, jednak wydaje mi się, że można było lepiej zaplanować ten element.
Najważniejsze pytanie i brak jednoznacznej odpowiedzi
Czy warto kupić Everdell: Dalekobrzeg? Nie mam pojęcia. Ja się skusiłam na nowe pudełko, ponieważ jestem fanką oryginału, ale tak naprawdę odpowiedź zależy od pytającego. Jeśli ktoś ma komplet leśnego wydania wraz z dodatkami, to nowa odsłona nie wniesie niczego odkrywczego. Nie warto w nią inwestować, ewentualnie można zapożyczyć lepsze rozwiązania, np. układanie kopii tej samej karty na już wyłożonej. Chyba że ktoś założy, że Dalekobrzeg będzie szybką podstawką, a pierwszy Everdell będzie wyciągany z dodatkami na nieco poważniejsze rozgrywki. Jednak nie wiadomo, jak potoczą się losy wodnej wersji i ile rozszerzeń zostanie wydanych. Wtedy będzie to powielanie tego samego, a to już będzie bez sensu.
Jeżeli nie posiadamy żadnego pudełka, a bardzo chcemy, to mamy większy dylemat. Teoretycznie druga część powinna być bardziej dopracowana, ale pierwszą można już teraz dowolnie rozbudować o dodatki. Moje odczucia po rozgrywkach w oba tytuły są bardzo podobne. Chciałam podkreślić różnice pomiędzy dwoma podstawkami i ewentualne minusy nowej odsłony, ale nie zrozumcie mnie źle. To bardzo dobra gra, która sama w sobie jest wystarczająca. Jeśli podoba Wam się pierwsza, druga też powinna przypaść Wam do gustu. Ja nie odmówię partii w żadną wersję i póki co obie zostaną u mnie na półce. Bynajmniej nie dlatego, że są na tyle różne, aby miało to głębszy sens. Po prostu granie i kolekcjonowanie gier to dwa różne hobby, a posiadanie Dalekobrzegu zaliczam do obu.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(8,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.