Forges Of Ravenshire od B.A. Games.
Proces rekrutacji nigdy nie był tak żmudny i fizycznie wymagający. Ale gdy na szali jest posada nowego Mistrza Kuźni, warto zakasać rękawy.
Gildia Kowalska z Ravenshire organizuje turniej dla wszystkich mistrzów ciężkiego rzemiosła. Jeśli wykażemy się siłą, sprytem i kunsztem – intratne stanowisko może być w zasięgu naszej ręki, mocno trzymającej kowalski młot.
Hammer time!
Forges Of Ravenshire to ekonomiczna gra, w której manipulować będziemy kośćmi, by zdobywać i przetwarzać zasoby, mające nam służyć do wytwarzania coraz bardziej imponujących elementów oręża. Tarcze, zbroje, miecze – oto nasz chleb powszedni.
Bazując na kilku surowcach i kilku metodach ich ulepszania, spróbujemy nie tylko stworzyć, ale i uszlachetnić nasze wyroby. Cały nasz warsztat zresztą też mieni się kolejnymi okazjami do uszlachetnień. Wydajność produkcji czy przeliczniki konwersji również możemy poprawić, by jeszcze lepiej służyć królestwu, Gildii i naszym przyszłym klientom. Nowe pola, w których możemy umieścić wzmacniające nas żetony Gildii, czekają na odblokowanie, a same plansze graczy to w zasadzie mini-gra w grze. I to bardzo dobra mini-gra w grze.
I choć gier o wykuwaniu stali było już kilka, a niektóre z nich nawet wykorzystywały do tego kucia kości – jak np. King’s Forge – to Forges Of Ravenshire ma w kowalskim rękawie kilka żelaznych asów.
Kości zostały wykute
Runda w grze składa się z kilku splecionych ze sobą faz.
Zaczynając od trzech kości, będziemy umieszczać je na planszy centralnej, wykonując akcję i zabierając kość sąsiednią. Tę zaś umieścimy po lewej stronie naszej planszetki, uruchamiając z kolei akcje danej Gildii – tu na gościnnych występach konwersje, zasoby oraz pomniejsze dylematy.
Gdy już każdy z graczy dokona trzech takich kościanych wymian, przejdziemy do prawej strony planszetki. Tu przeniesiemy kości uzyskane wcześniej w rundzie, ponownie aktywując akcje, tym razem w naszym warsztacie. I tu już produkcja rusza pełną parą. Zdobyte surowce – jak skóra, drewno i ruda – zostaną przetopione, podpalone i wykute. Wzmocnione i uszlachetnione zasobami magicznymi – jak talizmany, mithril, klejnoty czy smocza łuska – posłużą do realizacji kontraktów.
W każdej z faz mamy dostęp do akcji pobocznych, opłacanych – a jakże! – kolejnym surowcem (znacznikiem młota). To bardziej „porządkowe” działania, jak pozyskiwanie kontraktów czy rekrutowanie członków Gildii.
Po czterech takich rundach, zwanych tu sezonami, gra zakończy się, a zdobywca największej ilości złota zostanie nowym Mistrzem Kuźni. I kucie zacznie się na nowo, ale już po lepszych stawkach.
Dwuwarstwowe przyjemności
Ta zabawa w skaczące czapeczki, z kośćmi trzykrotnie zmieniającymi miejsce zamieszkania, jest tak wciągająca, jak podejrzewałem widząc Forges Of Ravenshire po raz pierwszy.
Kośćmi rzucamy w zasadzie tylko czterokrotnie, na początku każdej rundy. I poza samym początkiem gry nie mamy żadnej gwarancji, że do naszej dyspozycji zawsze będą wszystkie trzy ich kolory. Polowanie na zasoby i intratne pola ma tu więc wiele wymiarów. Co oddajemy, co zyskujemy, co dzięki temu odpalimy w Gildii i jak potem przełoży się to na pracę warsztatu? Pojedyncza kość zalicza tu niemałą podróż i jej kolor jest tak samo ważny, jak jej wartość. Zielone kości uruchamiają zielone kafle Gildii i tak dalej. Dobrze byłoby więc już od pierwszego ruchu mieć na uwadze to, jaki łańcuch akcji i reakcji właśnie uruchamiamy.
Nasze decyzje są tym przyjemniejsze, że gra karmi wszystkie zmysły na raz. Kości są solidne, kolorowe, dobrze leżą w dłoni. „Dziurawa” plansza i dwuwarstwowe plansze kuźni sprawiają, że kości nie latają na boki i mają swoje zasłużone miejsca. Wszędzie jest coś do przełożenia, żeton do wsadzenia lub usunięcia, by odblokować nowe miejsca dla Gildii. Chociaż kolory są tu nieco zbyt stonowane, a ilustracje miejscami zbyt uproszczone, to całość jest przyjemna dla oka. Jest swojsko, sympatycznie i nieco baśniowo. Nic nie zwiastuje ciężkiej pracy, jaką aspirujący kowale mają przed sobą.
Wykute na blachę
Gdyby nie system pobierania i przekładania kości, Forges Of Ravenshire byłoby kolejnym euro o zdobywaniu i przetwarzaniu surowców, by zdobywać punkty. Jednak dzięki bardzo sprytnemu wykorzystaniu kości, serce gry bucha ognistym żarem.
To, co lubię w tej grze, to nieoczywistości. Z pozoru wydaje się, że należy zagrywać te kości, które dadzą nam najwięcej zasobów. Ale wtedy przypominamy sobie, że wartość tego, co zabierzemy w zamian, zdefiniuje nasze możliwości na koniec rundy. A niemal zawsze to one decydują o wydajności naszego warsztatu. Na przestrzeni czterech pór roku mamy tylko 12 okazji, by wybrać dobrze. Jesteśmy w ciągłym rozkroku między surowcami zwykłymi i magicznymi, między wzmacnianiem warsztatu a rozwijaniem efektów Gildii, realizowaniem prostszych i bardziej złożonych projektów. A gdzie tu jeszcze znaleźć czas na złośliwe ruchy wymierzone w oponentów czy zdobywanie wyróżnień!
Forges Of Ravenshire zostawia graczom sporo miejsca na kreatywność. Nie widać tu z pozoru żadnej wygrywającej strategii – na nasze zwycięstwo składać się będą taktyczne decyzje i elastyczność tam, gdzie zabraknie miejsca na nasze plany. I gra otwiera nas na te wszystkie decyzje przy użyciu relatywnie prostych zasad i mechanik. Gra absolutnie nie jest trudna w obsłudze. Jej obsługa na wygrywającym poziomie… to już inna historia.
Rycerze Lśniącej Zbroi
Forges Of Ravenshire to kompletny pakiet: od solidnej dawki zabawy, po dobrze wykonane komponenty, pomoce gracza (trochę tylko niefortunnie rozbite na serię małych kart) i bardzo praktyczny insert z organizerami na zasoby. Jeśli szukamy czegoś ekstra – znajdziemy tu karty Asystentów, wprowadzające asymetryczne bonusy, które mogą nakierować naszą rozgrywkę na nowe tory. Opanowanie tej gry w stopniu satysfakcjonującym dla nas, a zabójczym dla oponentów, to temat na długie i przyjemne wieczory.
To dopiero druga gra studia B.A. Games i zarazem druga gra autorstwa Sama Stocktona. Pośród wielu innych debiutów i premier od niewielkich wydawców jest to rzecz, na którą zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Jest tu sporo żaru, który – mam nadzieję – w kolejnych grach B.A. Games zapłonie żywym ogniem.
Zalety:
+ świetny i świeży sposób wykorzystania kości
+ szeroki wachlarz potencjalnych dróg do zwycięstwa
+ dwuwarstwowe planszetki, insert i organizery na żetony
Wady:
– nieco przytłumiona paleta barw
– nie do końca precyzyjne zasady (np. nieopisana w szczegółach metoda początkowego rozstawiania kości na planszy)
– brak większej interakcji między graczami, poza podbieraniem sobie kart/kości
– mnogość opcji może prowadzić do paraliżu decyzyjnego
Dziękujemy firmie B.A. Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5.5/10):
Oprawa wizualna
(6.5/10):
Ogólna ocena
(7.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.