Carson City: Big Box od Quined Games.
Powrót do miasta młodości to podróż do miasta duchów.
Ulice majaczą jak odległe wspomnienia, znajome, ale zarazem obce. Ludzie zlewają się w jedną, nieznaną nam masę, czasem tylko dając złudne poczucie, że gdzieś już ich widzieliśmy, mijając się na rogu czy wymieniając uprzejmości. Rozpoznajemy drzewa, okna, może nawet budynki, ale towarzyszy nam silne déjà vu – byliśmy tu, ale i nie byliśmy. Nowe, stare miejsca.
15 lat po premierze Carson City, odświeżona wersja Big Box zabiera nas do takiego właśnie miasta, daleko na Dzikim Zachodzie. Po utwardzonych drogach przetaczają się tu pustynne biegacze, z saloonu słychać brzdęk pełnych piwa kufli i okrzyki grających w karty, a na centralnej alei ktoś zaraz będzie się pojedynkować. Nad nami bezlitosne słońce, na horyzoncie jakby znajome wzgórza…
Tak, już tu kiedyś byliśmy.
Sprawdźmy, czy ten rewolwer wciąż strzela.
Witaj w Nevadzie, kowboju
Mimo całej swojej otoczki, Carson City to nie pojedynkowy sandbox typu Western Legends. To klasyczny worker placement, wzbogacony o pomniejsze mechanizmy wspomagające. Mamy tu trochę area control, trochę kafelkowej rozbudowy miasta, zmienne i asymetryczne role do objęcia w każdej rundzie, a nawet trochę rzucania kośćmi.
Naszym celem jest tu zdobywanie dolarów, a środkami będą m.in. przychody z naszych posiadłości w tytułowym mieście, hazard i oczywiście napady z celem rabunkowym. Gra jest nienachalnie tematyczna w niektórych miejscach, dzięki czemu westernowatość jest zachowana na odpowiednim, choć niewysokim poziomie.
W naszych turach będziemy naprzemiennie rozmieszczać pracowników – kowbojów, a jakże – na snującym się wężu z polami akcji, lub na samej mapie sugerując, o jakie działki będziemy zabiegać lub jakie budynki spróbujemy obrabować. Gdy już ostatni kowboj znajdzie sobie zajęcie, akcje zostaną rozpatrzone jedna po drugiej, a po czterech takich cyklach gra odjedzie na koniu w stronę zachodzącego słońca.
Przymiarki do siodła
Mając do wyboru kilkanaście pól, możemy pozyskiwać zasoby, kupować budynki, działki pod budowę, wzmacniać siłę pojedynkowo-rabunkową i czerpać mniej lub bardziej zgodne z prawem przychody. Carson City oferuje tu sporo opcji, które nawet przy większej liczbie graczy dają zawsze jakąś możliwość zdobycia pieniędzy czy przynajmniej zrobienia innym na złość.
Idąc na przekór zasadom worker placement, każde pole i każde miejsce na mapie może być obiektem sporu. A spory w Carson City rozwiązuje się rewolwerami. Proste, ale skuteczne połączenie żetonów i rzutu kością pełni tu rolę ostatecznego sędziego. Walczyć będziemy o prawo do zakupu nieruchomości, wykonania akcji czy w końcu – będziemy napadać swoje budynki, by zrabować utarg, który generują. Lub nie, jeśli właściciel zdecyduje się wyznaczyć swojego obrońcę do ochrony spornego miejsca.
Te sporne akcje i kowbojskie przepychanki dodają Carson City nieprzewidywalności, a jednocześnie rozluźniają trochę tradycyjne ramy worker placement. Żadne pole nie jest nigdy w pełni zajęte, ale też żadne nie jest w pełni bezpieczne. Złośliwa interakcja między graczami płynie przez Carson City jak rwąca rzeka i dobrze mieć to na uwadze. W końcu to Dziki Zachód. Tu zasady nie obowiązują – przynajmniej te dżentelmeńskie.
Gang Jednookiego Adama
Istotnym mechanizmem jest w grze wybór roli. 20 postaci czeka tu, by wesprzeć nas dodatkowymi akcjami, wzmocnieniami, a także zdefiniować ile gotówki zachowamy pomiędzy rundami – a ile będzie trzeba natychmiast zamienić na punkty zwycięstwa. I to nie zawsze w korzystnym przeliczniku.
Carson City: Big Box zawiera o tuzin więcej osobowości, które możemy wybrać, każda z nich dwustronna. Każda z nich posłuży innym celom, wzmocni inną strategię, ułatwi przeskoczenie przeciwnika lub skontrowanie jego działań. Podobnie jak w Puerto Rico, draft postaci ma tu ogromne znaczenie. I rozkład postaci przy stole mocno wpłynie na przebieg gry, pojedynków i ewentualnych przychodów.
Podobnie jest z budynkami. Wymagać będą rozbudowy dróg i miejskich kamienic, niektóre zwiększą moc naszego ognia. Kopalnie przyniosą dochód z sąsiednich gór, rancza z kolei zarobią, jeśli wokół nie będzie sąsiadów, a banki czy saloony wtedy, gdy będą otoczone budynkami mieszkalnymi. W połączeniu, te warunki stworzą za każdym razem unikatową mapę, pełną współzależności, niechcianych sąsiedztw i kurczących lub zwiększających się przychodów. Przychodów, które nigdy nie będą w pełni bezpieczne, bacznie obserwowane przez naszych czujnych konkurentów.
Półtora dekady w mieście
15 lat to w grach planszowych trzy epoki, jeśli nie więcej. Carson City: Big Box jawi się tu trochę jak relikt złotych czasów naszego hobby, a trochę jak eksponat muzealny, lekko tylko przyprószony pustynnym pyłem. I jeszcze to cholerne wydanie…
Bo Big Box jest wydany ze wszech miar luksusowo. Pojemniki na komponenty graczy, drewniane znaczniki, spore kostki, insert, organizer na żetony – wszystko jest tu szyte na miarę. Mamy też w opór dodatków, modułów i rozmaitości, które wydłużą czas spędzony na odkrywaniu gry, a nie tylko udoskonalaniu swojego rzutu kośćmi czy ekonomii ruchów. Carson City nosi wszelkie znamiona gry nowoczesnej, skrojonej na współczesnego, oczekującego ergonomii, jakości i szerokiej zawartości gracza. I nawet niezrozumiale strzępiący się karton, pokrywający wnętrze pudełka celulozowym pyłkiem i paproszkami, ani nawet wykonane z grubego papieru, a nie kartonu znaczniki działek nie są w stanie zmącić tego wrażenia.
Wystarczy jednak usiąść do gry, by zobaczyć w tym pudełku studnię przeszłości i usłyszeć jej donośne echo. Niezbalansowane umiejętności postaci, losowość dociągu budynków, niepraktyczny system podliczania przychodu i przymus jego ciągłej aktualizacji, a finalnie również sprowadzanie wielu konfliktów do rzutu kostką (którego nie mamy jak mitygować). Ta ostatnia cecha sprawia, że gracze miewają nieoptymalne rundy, w których bardziej, niż wysłać pracowników na pola akcji, chcą ich oszczędzać, by zwiększyć swoją siłę ognia (obliczaną z sumy rewolwerów, rezultatu z kości i niezużytych workerów).
Niewdzięczne życie ranczera
Mimo dość wysokiej tematyczności, jak na jej eurowate sentymenty, Carson City: Big Box jest grą bardzo matematyczną, kalkulacyjną. Wymaga ciągłych obliczeń, bo cena zakupu budynku czy działki zależy od jej sąsiadów. Prowadzi to czasem do paraliżu decyzyjnego, wydłużającego rozgrywkę i zaburzającego westernowe odczucia. Nie pomaga tu językowo niezależna, ale bardzo rozległa i nie zawsze czytelna ikonografia. Przy dwóch graczach mechanizmy nie działają zbyt dobrze, ale przy 4 czy 5 gra jest po prostu zbyt długa jak na to, co oferuje. Przy okazji kampanii pominięto też aktualizację niektórych elementów graficznych, które łatwo można było zastąpić czymś bardziej aktualnym, pełnym życia i detali – jak np. tło planszy czy samą rzekę.
Można pewnie spojrzeć na Carson City jak na nieco odświeżony klasyk, do którego wracać należy z odpowiednio klasycznym nastawieniem. Że nie jest to otwarty sandbox, że nie mamy tu nowatorskich mechanizmów, a sama gra może nie mieć tego magicznego składnika, dzięki któremu w miesiąc trzaśniemy 15 partii. Moduły w pudełku – Rzeka Carson utrudniająca rozbudowę, Nowy Początek z arkuszami indywidualnych celów i rozstawień początkowych, wprowadzające zestaw nowych akcji Konie czy Renegaci, pojawiający się losowo na mapie i rabujący lub blokujący pola – dodają grze sporo wagi, ale ostatecznie nie rewolucjonizują jej. Ani też nie pozwalają pozbyć się wrażenia, że obcujemy z tytułem mocno osadzonym w klasycznej epoce gier planszowych.
O której ten pociąg do Yumy?
Ostatecznie, są lepsze gry westernowe i są lepsze gry z mechanizmem worker placement. Najbliżej jest chyba Great Western Trail, choć to obiektywnie dość odmienna gra. Pod względem tematu pewnie ciężko jest przebić nieco zapomniane Western Legends, ale może warto zajrzeć do Gold West. Sięgając po Carson City: Big Box warto najpierw wiedzieć, czego się spodziewać.
Jest tu, mimo wszystko, sporo emocji i niepewności wywoływanych przez negatywną interakcję. Znajdziemy tu satysfakcję z dobrze przeprowadzonego napadu na czyjś bank, odkryjemy korzystne połączenia między grupami budynków. Losowo zasiedlana przed rozgrywką mapa nie raz na zaskoczy, a dostępne w pudełku moduły pozwolą zróżnicować rozgrywki i dopasować ich bieg do swoich prerefencji. Carson City w czasie swojej premiery oferowało nowości, które nie były mocno popularne na rynku, jak choćby zmienne role czy pojedynkowe licytacje na mapie i polach akcji.
Nie jestem jednak pewien, że gra wytrzymuje konkurencję ze „współczesnymi” tytułami. Być może da się to rozstrzygnąć podczas pojedynku, w samo południe, na samym środku Carson City.
Zalety:
+ hojne, wypełnione zawartością wydanie
+ dobrze osadzone w temacie mechanizmy pojedynków, rabunku i rozbudowy pustynnego miasta
+ zmienny rozkład początkowy mapy, różnorodność ról
+ silna interakcja i terytorialna rywalizacja z innymi graczami
Wady:
– surowy wygląd niektórych komponentów
– realizacja wielkich planów często zależna od rzutu kością
– ciągłe kalkulacje i rekalkulacje prowadzą do paraliżu
Personalizowana, dwustronna mata dzięki uprzejmości Playmaty.pl
Złożoność gry
(4.5/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Brrr, nie. Nigdy więcej.
Przynajmniej do edycji jubileuszowej ;)