Endeavor: Deep Sea od Grand Gamers Guild.
Kontynenty poodkrywane. Przejście Północno-Zachodnie wyznaczone i dawno zastąpione Kanałem Panamskim. Mount Everest zdobyty, Kosmos podbity.
Cóż zostało dla żądnych przygody eksploratorów? Chyba tylko zapaść się pod ziemię ze wstydu… albo zejść pod wodę i zobaczyć, czy nie zostało tam trochę podróżniczej chwały.
I uratować przy okazji jakiegoś żółwia.
Tam, gdzie prawie nikt wcześniej nie dotarł
Endeavor: Deep Sea to eksploracyjna gra dla 1 do 4 graczy, oparta o specyficzny mariaż mechaniki worker placement i punktów akcji. Na przestrzeni 6 rund będziemy tu zatrudniać specjalistów, poszerzających nasze spektrum działań, pozyskiwać i odzyskiwać dyski, pełniące rolę punktów akcji, by następnie owe akcje wykonywać.
Przed nami: bezkres oceanu.
Tzn. pięć poziomów i nie więcej, niż pięć kolumn oceanicznych.
Pion i poziom pod poziomem morza
Obszar naszych działań zawężony jest przez misję określającą wygląd początkowy mapy i nasze cele cele. Zwykle mamy od 3 do 5 kolumn kafli, z których każdą możemy „zgłębić” do pięciu kafli w dół.
Ograniczona przez specjalistów liczba akcji sprawia początkowo wrażenie bardzo krótkiej, morskiej kołderki. Wkrótce jednak nauczymy się, gdzie znaleźć dodatkowe akcje i pasywne korzyści.
Gra skrywa wciąż się rozwijającą sieć połączeń, interakcji i ścieżek do eksploracji. Sonar pozwoli nam odkrywać nowe kafle, a na dzielnych odkrywców czekają nagrody – wzmocnienie podstawowych umiejętności. Możemy zanurkować po bonusowe żetony, spisać Dziennik dla korzyści własnych lub po prostu pływać tak daleko i tak głęboko, jak pozwolą nasze łodzie.
Ocean dwuwarstwowy
Panel sterujący – dwuwarstwowa planszetka – określa odległość i głębię, które osiągać mogą nasze łodzie. Tu też ważą się losy pozyskiwanych i odzyskiwanych dysków. Oryginalny system wymaga zawsze jednego dysku, by wykonać akcję, a czasem dwóch, by dodatkowo oznaczyć punktujące dokonania – jak obecność na określonej głębokości lub kolumnie czy wykonanie konkretnych akcji.
Dzięki tworzonej dynamicznie mapie morza pozornie proste akcje nabierają unikatowego blasku. Mocy przerobowych nigdy nie starcza na wszystko, spektrum możliwości w danej rundzie stale się zmniejsza, a do tego inni gracze chcą wszędzie być pierwszymi.
Odkrywcy się znaleźli…
Studium w błękicie
Endeavor: Deep Sea działa na zasadzie kuli śnieżnej. Pierwsza runda to dwie zaledwie akcje! Rundy będą jednak coraz dłuższe, bo dzięki nowym specjalistom dotrzemy dalej, sięgniemy głębiej i coraz jaśniejszymi zgłoskami zapiszemy się w panteonie morskich wilków.
To, co mnie fascynuje, to jak wymagające i bezlitosne bywa tu planowanie. Wiemy przecież na starcie, ile możemy zrobić, ile mamy dysków i jakich specjalistów możemy użyć. Ale oprócz realizacji celów, chcemy się rozwijać i wzmacniać, żeby kolejne rundy były jeszcze bogatsze i wydajniejsze. I w tym rozkosznym rozkroku tkwić będziemy do samego końca. A współgracze niczego nam nie ułatwią i nie dość, że pozajmują upragnione miejsca, to jeszcze będą czerpać korzyści z naszych odkryć.
Pan przodem, panie docencie!
Akcja konserwacji żywi się takimi właśnie zależnościami. Tu każdy dołożony dysk powoduje reakcję – i korzyść – sąsiada. Chcemy być pierwsi i ustawić się w środku, by czerpać pasywne zyski z akcji sąsiednich. W eksploracji to samo – chcemy odkrywać jako pierwsi i dostawać bonusy, ale tym samym otwieramy przed przeciwnikami nowe możliwości.
Zakładamy więc ambitnie, co zrobimy, rozkładamy siły na ruch i akcje, a tu nagle w połowie rundy na mapie pojawia się kąsek. Odizolowane jaskinie, które zwiedzimy z sąsiednich kafli, albo rafa koralowa, oferująca kuszące możliwości Dziennikarskie. I smutek, bo nie mamy już specjalisty od żeglugi, jesteśmy zwyczajnie za daleko lub nasza łódź nie może tak głęboko nurkować. Zostajemy więc sfrustrowani na powierzchni, dłubiąc kolejne akcje sonaru i licząc na to, że w kolejnej rundzie odzyskać nie cztery, a pięć dysków, by naprawdę pokazać tym szubrawcom, kto jest prawdziwym zdobywcą mórz.
Prawdziwi zdobywcy mórz
Endeavor: Deep Sea rozkłada się w kilka minut i rozgrywa w godzinę. I niezależnie od misji, opcjonalnych modułów czy trybu rozgrywki – kooperacja jest tu jak najbardziej możliwa – jest to zawsze pyszne doświadczenie.
Gra wygląda pięknie, łącząc sugestywne ilustracje z wyraziście odróżniającymi się elementami drewnianymi. Eksploracja nowych kafli cieszy małymi odkryciami: podwodne jaskinie, ukryty w ciemnościach rekin – zapewne megalodon, bajeczne rafy koralowe czy ławice delfinów niemal odwracają uwagę od zamieszczonych obok pól i bonusów za odkrycie. Endeavor: Deep Sea pozwala naprawdę poczuć, że odkrywamy coś nieznanego, że gdzieś nurkujemy i że łódź zaraz zgniecie ciśnienie, by na zawsze pogrzebać nas pośród głębinowych ciemności.
Wszyscy żyjemy w żółtej, czerwonej, fioletowej lub szarej łodzi podwodnej
Godzina pełna bolesnych dylematów logistycznych niezmiennie skłania do refleksji o tym, co mogliśmy zrobić lepiej, co usprawnić wcześniej, które pola bonusowe zająć i które umiejętności szybciej rozwinąć. Podwodne wcielenie Endeavor jest idealnie skrojone, by jednego wieczoru ukończyć dwie lub trzy misje, bez poczucia przesytu, za to z pełną gamą różnorodnych doznań. 32 kafle oceanu i 10 misji, które nienachalnie sugerują kierunek eksploracji i różnicują strategie zmienną punktacją – to wystarczy, by do gry wracać i wciąż odkrywać ją – i ocean – na nowo.
Wersja retail skręca odważnie w stronę braku plastiku, mieszcząc żetony specjalistów w kartonowej wytłoczce. Ta jednak, mimo papierowej obwoluty, nijak nie wytrzymuje trudów transportu i zmusza do ciągłego porządkowania specjalistów przed rozpoczęciem gry.
Brak tu też pomocy gracza, zawierających wyjaśnienia ikon czy podstawowych akcji. To dziwne, bo inne gry tego wydawcy (jak np. seria Artemis) zawiera bardzo sensowne pomoce.
Trochę buja…
Choć sama gra podoba mi się bezmiernie, to nie da się nie zauważyć, że dominuje tu prosty mechanizm: połóż dysk, wykonaj akcję, otrzymaj profit. Owszem, akcje różnią się od siebie mechanicznie, ale funkcjonalnie dają nam podobne rezultaty.
Strategia otwarcia ma ogromne znaczenie – źle zrealizowana potrafi zblokować gracza na frustrująco długi czas. Jeśli szybko nie rozwiniemy umiejętności odzyskiwania dysków ze specjalistów i nie odblokujemy specjalistów wyższego poziomu, nasze rundy będą krótkie, a akcje ograniczone.
W moich grupach działaliśmy dynamicznie, mieszcząc się zawsze w 50 czy 60 minutach, ale widzę tu potencjał dla paraliżu decyzyjnego. Mając 4 czy 6 ruchów w rundzie, łatwo tu przepaść w kalkulacjach i sekwencjonowaniu kolejnych akcji. A przecież nasze plany może pokrzyżować najmniejszy ruch przeciwnika!
Z racji na pewną ciasnotę ruchów, eksploracja czasem schodzi na drugi plan. Mając początkowo jedną łódź możemy spędzić nawet kilka tur nie ruszając się z miejsca, nawet jeśli wykonujemy akcję sonaru i dokładamy nowe kafle, po których zaczynają buszować inni.
… ale widać słońce na horyzoncie
Mimo pewnych wad – a raczej „specyfiki” – Endeavor: Deep Sea podoba mi się bardzo, a moi współgracze reagują na grę podobnie, regularnie proponując powrót do tej łajby. I trudno byłoby mi prosić o więcej.
No, może tylko o skute lodem i spowite śniegiem Endeavor: Arctic Endeavors, z dodatkiem zaprzęgowym, Dogs In The Snow.
Tak… Arktyka to dobry kierunek na kolejne przygody.
Zalety:
+ decyzyjno-strategiczna kula śnieżna
+ duża różnorodność kafli mapy
+ asymetryczni specjaliści piątego poziomu
+ świetna oprawa graficzna
Wady:
– niska interakcja
– powtarzalność strategii otwarcia
– potencjał na paraliż decyzyjny
– problematyczny organizer na specjalistów
Playmata dzięki uprzejmości www.Playmaty.pl
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.