Koniec roku to czas podsumowań. Pojawiają się wtedy liczne TOP-ki, niektórzy dzielą się swoimi planszówkowymi statystykami. Ja też postanowiłam zrobić małe zestawienie. Na tapet wzięłam gry książkowe wydawnictwa Muduko, które ukazały się w 2024 roku. Zapraszam do lektury!
Kiedy rozpoczynałam swoją przygodę z grami książkowymi, prym wiodło w nich z mojej perspektywy wydawnictwo FoxGames. Co i rusz dostarczało ono nam komiksów paragrafowych, gamebooków wypełnionych zagadkami, a w końcu też kilku gier paragrafowych z serii Fighting Fantasy. I o ile wciąż pojawiają się na rynku lisie tytuły dla młodszych graczy, to nic nie słychać o nowych Dziennikach lub kolejnych częściach kultowej serii gamebooków. Jeśli chodzi o dobiegający końca rok, to pod względem gier książkowych na wyróżnienie zasługuje zdecydowanie wydawnictwo Muduko, które dostarczyło fanom tego gatunku aż cztery, bardzo różne gry książkowe. Przyjrzyjmy się im.
Fabled Lands. Rozdarte Królestwo
Książki z serii, którą rozpoczyna Rozdarte Królestwo, wydawane były pierwotnie w Wielkiej Brytanii od 1995 roku. Cały cykl składa się z siedmiu tomów i przez wiele osób uznawany jest za klasykę gatunku.
Oldschoolowe, książkowe RPG
Wkraczając do Królestwa Sokary, gdzie rozpoczynamy swoją przygodę, możemy wcielić się w sześć typów postaci. Są to wojownik, mag, podróżnik, kapłan, trubadur i łotr. Każdy z nich posiada cechy takie jak charyzma, magia czy tropienie. Jak widzicie, mamy tu klasykę gier książkowych.
Czym wyróżnia się świat, do którego przenosi graczy Fabled Lands? Uniwersum to można co ciekawe swobodnie eksplorować, samemu decydując dokąd i w jakim celu się udamy. Na czytelników czekają oczywiście liczne zadania, pojedynki i przygody, jednak to czy i kiedy się ich podejmiemy, zależy całkowicie od nas.
Otwarty świat, na który trzeba jeszcze poczekać
Na uwagę zasługuje też system haseł, które zbieramy podczas podróży. W zależności od tego, czy poznaliśmy jakieś słowo lub nie, nasza historia potoczy się w inny sposób. Na koniec dodam jeszcze, że podczas przemierzania fantastycznych krain, opisanych w Rozdartym Królestwie możemy spotkać się z paragrafem, który znajduje się… w innej części cyklu. Oczywiście te nie ukazały się jeszcze na polskim rynku. Osobom, którym tak, jak mnie spodobało się dzieło Davea Morrisa i Jamiego Thomsona pozostaje trzymać kciuki za to, że Wydawnictwo Muduko będzie kontynuować tę serię.
W mroku wieży
Kolejną grą książkową, która ukazała się w tym roku nakładem wydawnictwa Muduko, jest W mroku wieży. Książka ta jest drugim po W mroku podziemi dziełem Hari Conner. Nie miałam okazji wypróbować poprzedniego gamebooka, ale nie ma to znaczenia, ponieważ nowa gra paragrafowa nie jest jego kontynuacją.
Inkluco?
W mroku wieży to książka, w której wcielić się możemy w kilka dość klasycznych postaci. Do wyboru mamy więc złodzieja, żeglarza, libertyna, akolitę. Ale… ciekawym faktem jest to, że w przypadku tego tytułu postacie nie mają ustalonej płci, a fabuła spisana jest z uniwersalnymi końcówkami. Gra jest przez to inkluzywna. Co to znaczy? Że każdy może wcielić się w bohatera o takiej płci, z jaką się utożsamia. Powiecie, że to nikomu niepotrzebne udziwnienie? Może. A może nie. Nie ukrywam, że sama miałam objawy, jak będzie mi się czytać tekst, w którym zamiast klasycznych końcówek występują czasami gwiazdki. O dziwo lekturę wspominam jednak bardzo dobrze. Prawdopodobnie dlatego, że fabuła po prostu mi się podobała. A do gwiazdek szybko przywykłam.
Na ile sposobów można wspinać się w górę?
Jeśli chodzi o grę W mroku wieży, zdecydowanie fabuła wysuwa się na pierwsze miejsce. Na każdej stronie mamy tu jeden, zwykle dość długi paragraf, który kończy się zawsze kilkoma możliwościami wyboru. Podczas gry, jak można się spodziewać, staramy się wspiąć na szczyt tytułowej wieży. Trzeba przyznać, że zadanie to do łatwych nie należy. Wykorzystując klasyczną dla tego typu gier mechanikę ze standardowymi cechami postaci (siła, zręczność, intelekt i charyzma), stawiamy czoła kolejnym wyzwaniom, podążając coraz wyżej lub kończąc swoją przygodę gdzieś po drodze.
Dunder albo kot z zaświatu
Znacie Radka Raka? Ja nie znalazłam. Mimo to zachęcona ciekawymi zapowiedziami, z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po jego debiutancką grę książkową. Dunder albo kot z zaświatu to tytuł, w którym próżno szukać mechaniki. Ot po prostu czytamy paragraf i wybieramy opcję, która najbardziej nam odpowiada. Przechodzimy do kolejnego paragrafu i powtarzamy czynność tę tak długo, aż dojdziemy do zakończenia historii czarnego jak noc, gadającego kota wiedźmy Heleny.
Zwariowany, nieprzewidywalny świat
Czy warto sięgnąć po grę Dunder albo kot z zaświatu? Moim zdaniem absolutnie tak. Tytuł ten fantastycznie nadaje się jako propozycja dla tych, którzy chcieliby spróbować rozgrywki, a obawiają się, że śledzenie statystyk postaci może ich przerosnąć. W tym przypadku mamy tylko czystą, absolutnie nieprzewidywalną fabułę, stworzoną przez utytułowanego polskiego pisarza. Domyślam się, że Dunder może być dla wielu fanów jego twórczości kluczem do świata gier książkowych. Dla mnie jest to podróż w przeciwnym kierunku. Po lekturze historii niezwykłego kota zdecydowanie wpisałam nazwisko Radek Rak na moją książkową listę “must read” ;).
Tropicielonauci
Ostatnią grą książkową, która dzięki Muduko trafiła w mijającym roku w ręce graczy, jest komiks paragrafowy Tropicielonauci. Jego autorami są Nikola Kucharska, którą możecie kojarzyć jako autorkę ilustracji m.in. do gier Bałagany i W krainie baśni oraz jej życiowy partner, Michał Kubas. Wartą odnotowania ciekawostką jest fakt, że prace nad grą rozpoczęli oni dekadę temu! Jako fanka Tropicielonautów mam nadzieję, że na kolejną część komiksu nie będzie trzeba czekać tak długo.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?
Podczas rozgrywki w Tropicielonautów gracze wcielają się kosmicznego poszukiwacza zaginionych osób, zwierząt i przedmiotów. Pierwsza misja polega na odnalezieniu Kudłacza Wierciucha, czyli pupila jednej z mieszkanek naszej galaktyki. Do wykonania misji będziemy wykorzystywać klasyczne metody śledcze – dedukcję i spostrzegawczość, ale i nowoczesne narzędzie, w postaci Tropibota.
Czym jest Tropibot?
Nowy komiks paragrafowy Muduko to gra interaktywna. Do rozgrywki niezbędna jest darmowa aplikacja, która jest swego rodzaju kompendium wiedzy o świecie stworzonym przez autorów. Tropibot służy do skanowania kodów QR rozsianych po książce, ale nie tylko. Znajduje się w nim też tłumacz runów, dziennik osiągnięć i zbiór pojęć i faktów dotyczących galaktyki.
Czy warto?
W przypadku Tropicielonautów walczyły we mnie dwa wilki. Jeden przypominał, że nie lubię gier z aplikacją. Drugi był zaintrygowany światem, który wydawał się bardzo interesujący. Grę testowałam z moją pięciolatką i chyba najlepszą jej recenzją jest fakt, że chciała ona w Tropicielonautów grać przy każdej możliwej okazji, a oderwanie jej od przygody, zawsze poprzedzone było przeczytaniem “jeszcze jednej strony” (a potem jeszcze i jeszcze jednej).
Krótko mówiąc, Tropicielonauci to świetna gra dla dzieci, która spodoba się także dorosłym. Szczegółowy, bardzo rozbudowany świat pełen jest detali, które ubawią starsze osoby, ale i takich, które zainteresują maluchy. Dla mnie rozgrywka była np. świetnym wstępem do długiej, bardzo ciekawej rozmowy na temat czarnych dziur.
Wiele je dzieli, ale coś też łączy
Jak widzicie, gry książkowe, które w 2024 roku ukazały się nakładem wydawnictwa Muduko bardzo się od siebie różnią. Jest jednak coś, co moim zdaniem je łączy – oryginalna, czasem wręcz wychodząca przed szereg szata graficzna. Po jednej stronie mamy tu Fabled Lands i W mroku wieży, które z racji tematyki wypełnione są ilustracjami w dość klasycznym, przyjemnym dla oka stylu. Po drugiej mamy natomiast Tropicielonautów i Dundera, przy których warto zatrzymać się nieco dłużej.
Autorem ilustracji do gry książkowej Radka Raka jest Tomasz Bolik. Nazwisko to możecie kojarzyć z gry Stwory z Obory, której Bolik jest zarówno autorem, jak i ilustratorem. Zabawne, zwariowane, bardzo charakterystyczne grafiki doskonale oddają klimat takiej też fabuły książki. Dzięki nim rozgrywka w grę Dunder albo kot z zaświatu jest nie tylko ucztą dla duszy, ale i niezwykłą przyjemnością dla oka czytelnika.
Na koniec dwa słowa na temat Tropicielonautów. Zamknięta w twardej oprawie, wypełniona szczegółowymi, bajecznie kolorowymi ilustracjami gra książkowa zrobiła na mnie ogromne wrażenie już w momencie, gdy wzięłam ją do ręki. I tak też pozostało. Książka prezentuje się fantastycznie od pierwszego wejrzenia, a pełne detali i humoru grafiki, które odkrywamy podczas gry sprawiają, że efekt ten z czasem tylko się umacnia.