Za nami Nowy Rok. Dla wielu osób okres ten to czas snucia planów i ustalania celów. Jednym z moich postanowień noworocznych jest grać częściej i w bardziej różnorodnym gronie. Jeśli i Ty masz podobne cele, może zainteresować Cię tytuł, który postanowiłam dziś przybliżyć naszym czytelnikom. Zapraszam do lektury recenzji gry Wysypy Cooka.
Przez wzburzone wody…
Tekst, który dziś czytasz, miał pojawić się na naszym portalu już jakiś czas temu. Grę wydawnictwa Trefl objęliśmy w końcu patronatem nie bez powodu, o czym przekonasz się zresztą wkrótce. Niestety zdradzieckie wody codzienności, wzburzone fale natłoku zajęć, czy wreszcie okrutne wiry nieprzewidzianych wydarzeń sprawiły, że moja podróż od otwarcia pudełka przez rozgrywki aż po opisanie wrażeń z tychże okazała się znacznie dłuższa, niż planowałam. Dziś dobijam do portu i chcę Ci opowiedzieć, dlaczego Wyspy Cooka odwiedzić warto i to nie raz.
Wizja nowego, pięknego świata
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o Wyspach Cooka, moją uwagę przykuło nazwisko autora gry. Jest nim Klaus-Jürgen Wrede, czyli nie kto inny, jak twórca kultowej, absolutnie kanonicznej i uwielbianej przeze mnie planszówki – Carcassonne. Kolejnymi aspektami, które wzbudziły moje zainteresowanie, były jej mechanika, a także tematyka. Gra kafelkowa, w której wcielam się w poszukiwacza przygód, odkrywcę dalekich krain, podróżnika do nowego świata? Tytuły tego typu zawsze chętnie wypróbuję! Wisienką na torcie okazał się być ilustrator. Do pracy przy tym projekcie wydawnictwo Trefl zaprosiło Piotra Sokołowskiego, którego pracę cenię nie od dziś.
Opowiem Ci historię o Ocenie tak pięknym, co i zdradzieckim
Zanim przejdziemy do mechaniki Wysp Cooka, dwa słowa na temat wykonania i wyglądu gry. Wewnątrz pudełka w standardowym rozmiarze znajdziemy sporo, dobrej jakości komponentów. Wśród nich są kartonowe kafle morza i wysp początkowych, żetony skarbu i pierwszego gracza, drewniane pionki statków i wiosek. Podobają mi się zwłaszcza urocze chatki, w ładnej, klasycznej kolorystyce, choć trzeba też na nie uważać, ponieważ są maleńkie, a przez to łatwo je zgubić. Wszystkie te elementy będziemy podczas rozgrywki umieszczać na doskonale zaprojektowanej, czytelnej, dwupoziomowej planszy. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie, gdyż znacznie ułatwia grę, zmniejszając też ryzyko przypadkowego zniszczenia układu kafelków.
Tyle na temat wykonania. A co z tym wyglądem? Tak naprawdę w Wyspach Cooka nie ma wielu ilustracji, które można komentować. Szata graficzna tego tytułu jest jednak ładna i spójna. Obrazki, które widzimy na planszy, czy kafelkach są miłe dla oka, ale też nie bardzo miał w ich przypadku gdzie ilustrator poszaleć. A jednak znalazł przestrzeń na stworzenie obrazu, który mnie absolutnie zachwycił. Mówię o okładce, którą zrobi grafika moim zdaniem absolutnie rewelacyjna. Jeśli nie wiesz, o czym mówię, koniecznie zrób sobie przerwę i przyjrzyj się tej abstrakcyjnej, rewelacyjnej ilustracji! Prawda, że świetna?
Ahoj przygodo!
Wyspy Cooka to familijna planszówka. Podczas rozgrywki w nią wcielamy się w członka wyprawy Jamesa Cooka. Przemierzając Ocean Spokojny, będziemy odkrywać wyspy, skały oraz zatopione wraki statków. Trzeba też mieć się na baczności, aby nie trafić na przeczesujących tutejsze wody piratów. W czasie podróży możemy oczywiście trafić również na niesprzyjającą pogodę, która nas spowolni, ale i silniejszy wiatr, który wypełni nasze żagle, dzięki czemu zyskamy przewagę nad innymi graczami. Tak, tak… nie można zapominać o pozostałych podróżnikach. Wyspy Cooka to bowiem gra, w której ścigamy się o to, kto odkryje najwięcej podwodnych skarbów i komu uda się osiedlić na największej liczbie wysp, tworząc przy tym owocne (suchar alert 😅) szlaki. Osoba, która okaże się najsprawniejszym wilkiem morskim, zostanie zwycięzcą.
Kodeks morski
Przygotowanie rozgrywki w przypadku Wysp Cooka jest łatwe, szybkie i przyjemne. Zostało ono opisane na jednej stronie instrukcji i obejmuje pogrupowanie elementów gry wokół i na planszy, losowe rozłożenie kafli początkowych i rozdzielenie mepli. Zanim rozpocznie się morski wyścig, należy jeszcze dobrać po 3 płytki morza. Trzeba przy tym pamiętać, żeby odrzucić dobrane płytki skał i wysp i zastąpić je nowymi.
W swojej turze każdy wilk morski kładzie na planszy wybrany kafelek. Płytkę trzeba umieścić w kolumnie zgodnej ze znajdującym się na niej numerem. Wyłożony element powiększa obszar gry, po którym można się poruszać i przynosi graczowi określoną liczbę punktów akcji (symbolizowanych przez żagle). Punkty te wykorzystywane są w kolejnej fazie. Jeśli płytka powyżej także ma taką samą liczbę żagli, gracz dostaje dodatkowy punkt lub punkty, jeśli takich kafli jest więcej.
Punkty akcji można wykorzystać na to, aby:
- poruszyć statek
- postawić wioskę na wyspie
- wydobyć skarb z wraku.
Oprócz tego na niektórych płytkach znajdują się symbole akcji specjalnych. Są to:
- Ekspedycja – dociąga się dodatkowy kafelek i otrzymuje punkty akcji na nim przedstawione
- Zasadzka piratów – umożliwia przesunięcie czarnego statku na dowolne pole. Jeśli jest na nim przeciwnik, musi wykupić się złotem lub zapłacić dodatkowy punkt akcji, aby się poruszyć
- Niewykorzystany wiatr – pozwala przesunąć po jednym statku każdego gracza na sąsiednie pole.
Gra toczy się do momentu, gdy wypełni się 6 kolumn na planszy. Ostatni gracze dogrywają jeszcze swoje tury, a następnie zliczone zostają punkty. Te przyznaje się za zestawy tych samych owoców na wyspach, gdzie gracz wybudował wioskę, pola, na których gracz postawił domki w czasie gry i żetony skarbu z liczbą punktów lub niewykorzystanym złotem. Wygrywa oczywiście osoba z największą liczbą punktów.
Morskie opowieści
Wyspy Cooka to gra dla 2-4 graczy (choć najlepiej sprawdza się w gronie min. 3 osób) w wieku od 8 lat. Rozgrywka w nią trwa około 40 minut. Gra bardzo podoba mi się wizualnie, ale i mechanicznie sprawdza się znakomicie. Proste zasady, ciekawa tematyka i ładna szata graficzna sprawia, że Wyspy Cooka to świetna propozycja dla planszówkowych żółtodziobów, ale tytuł ten ma co nieco do zaoferowania także doświadczonym wilkom morskim.
Przez wzburzone płynie wody nie zważając na przeszkody
Rozgrywka w Wyspy Cooka jest przede wszystkim przyjemna. Przemierzanie początkowo dość ograniczonego obszaru wiąże się oczywiście z rywalizacją z innymi, jednak wyścig ten nie wzbudza raczej w graczach negatywnych emocji. No, chyba że… W grze jest kilka opcji na uprzykrzanie życia innym. Pierwszą z nich jest możliwość nasłania na przeciwnika piratów. Inny sposób na to, by zyskać przewagę, to wykorzystanie wiatru i poruszenie obcych statków w niekorzystnym kierunku. Pomysłowy kapitan może też wyłożyć skałę lub mgłę tak, aby stanęła ona współgraczowi na drodze np. do wyspy. Ostatecznie można też po prostu prześcignąć konkurenta i wybudować wioskę na terenie, który ten miał upatrzony (czasem jest mniej pól niż graczy, a i wcześniej zajęte są wyżej punktowane). A no i jest jeszcze opcja podkradnięcia komuś skarbu. Jak widać, możliwości przeszkadzania jest całkiem sporo.
Ocean jest nieprzewidywalny
Warto omawiając Wyspy Cooka, wspomnieć także o losowości i regrywalności tego tytułu. Z racji, że rozgrywka rozpoczyna się z losowym układem kafli początkowych (osobnym dla 2 i 3/4 graczy), a plansza za każdym razem wygląda zupełnie inaczej, każda partia jest też inna. Losowość oczywiście w niej występuje, jednak niweluje ją fakt, że każdy gracz ma do dyspozycji trzy kafelki, a więc jest z czego wybierać.
Jak wspomniałam, zdecydowanie lepiej gra moim zdaniem sprawdza się w przypadku min. 3 graczy. Rozgrywka dwuosobowa jest przyspieszana przez dodatkową zasadę – po turze gracz dokłada na planszę jeszcze jedną płytkę, ale z niej nie korzysta. Nie ukrywam, że ja często o tym zapomniałam, a i drażniło mnie, gdy wykładany kafelek był tym, który chętnie bym wykorzystała sama, zamiast po prostu kłaść go na planszy.
Czy warto wypłynąć w poszukiwaniu Wysp Cooka?
Moja odpowiedź na powyższe pytanie jest oczywiście jednoznacznie twierdząca. Nowość Trefla to świetna, rodzinna gra planszowa, która z racji tematyki, ale i przystępnych zasad, na pewno sprawdzi się na stole młodych poszukiwaczy przygód. Ja sama z chęcią zagram w nią jeszcze nie jeden raz.
P.S. Mieliście okazję wypróbować grę? Nie zapomnijcie ocenić ją na BGG i Planszeo.pl :)
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.