Architekci! Życzeniem faraona Sneferu jest, by czas jego panowania na zawsze zapisał się na kartach historii. Niech wybudowana przez was ku jego czci piramida przyćmi wszystko, co do tej pory zostało stworzone. Zwycięzca zostanie sowicie wynagrodzony, przegrani odejdą w mrok zapomnienia.
Kamień do kamienia
Zaczęcie budowania piramidy do skomplikowanych nie należy. Budulca dostarczą rozsiane wzdłuż Nilu kamieniołomy, a robotnikom zapłacimy zawczasu przygotowanym chlebem. Płyniemy na miejsce, wybieramy interesujący nas kamień, opłacamy jego koszt czasem i jedzeniem, a następnie dołączamy go do budowli. Obowiązują nas co prawda pewne zasady: pierwszy ruch na budowie zaczynamy od podstawy, a każda kolejny blok musi mieć oparcie w poprzednio dołożonych, jednak nie jest to nic z czym sobie nie poradzimy. Pierwsze kilka rund to żaden problem i z dumą patrzymy jak nasza piramida pnie się w górę.
Im dalej w grze, tym konkretniejsze kafelki chcemy upolować. Ich koszt jest zależny od pozycji na markecie – każda kolumna, ale też i wiersz ma swoją cenę, a my musimy zapłacić obie. Generalne zasady, które obowiązują przy określaniu wartości to: im wyżej tym drożej, im mniej czasu potrzeba, tym więcej chleba i odwrotnie. Dosyć szybko przekonamy się jednak, że przygotowane na początku zasoby są niewystarczające, a za darmo nikt budować nie będzie. Ludzie domagają się chleba. Wydobywanie kolejnych bloków jest czasochłonne, nasza łódka mknie po Nilu z zawrotną prędkością, a kolejna podróż nie wchodzi w grę i musimy się ze wszystkim uwinąć nim dopłyniemy do ostatniego kamieniołomu.
Pustynne domino
Kamienie, z których powstaje piramida składają się z różnego rodzaju materiałów, co zaznaczono kolorami i symbolami. Podzielone przez środek, zawsze mają dwa różne kolory i wyglądają jak kafelki domina. Jest to o tyle ważne, że budując staramy się je tak umieszczać, żeby tworzyć zamknięte obszary jednego typu. Faraon najwyraźniej lubi spójne konstrukcje, bo im większą jednolitą przestrzeń ogrodzimy, tym więcej chleba dostaniemy w nagrodę. Tylko w ten sposób uratujemy się przed gniewem nieopłaconych robotników i całkowitą porażką. Dla słabych budowniczych, którzy nie potrafią dobrze zarządzać zasobami nie ma żadnej taryfy ulgowej. Jeśli w którymkolwiek momencie gry nie stać nas dołożenie kolejnego kamienia nasz statek natychmiast przenoszony jest na koniec rzeki. Tym samym kończymy grę, podczas gdy nasi przeciwnicy dalej mogą się rozwijać.
Ostatni będą pierwszymi
Sneferu nie opiera się na standardowych rundach. Kolejność graczy zależna jest od ich położenia na torze rzeki. Zawsze rusza się ten, kto jest bliżej początku. Może się więc zdarzyć, że jeśli odpowiednio zaplanujemy posunięcia, będziemy mieli kilka akcji pod rząd. Dobrze jest więc oszczędzać czas i nie szastać nim na prawo i lewo przy zakupie kafelków. Tym bardziej, że gdy wszyscy dopłyną do ostatniego pola, następuje koniec gry. Sprawdzamy kto wygrał – faraon będzie zadowolony nawet jeśli nie ukończymy całej piramidy. Wystarczy, że wyprzedzimy pozostałych architektów. Im więcej przystanków zrobiliśmy, tym bardziej rozbudowana będzie nasza budowla. Jeszcze jeden powód, by nie pędzić zbytnio do przodu.
Bonus czy nie bonus oto jest pytanie?
Niektóre kamieniołomy poza możliwością zakupu budulca, oferują również dodatkowe premie. Żeby je otrzymać musimy spełnić jeden warunek: dobrać kafelek w kolorze pola, na którym stoimy. Nagrody są losowe, więc w każdej grze będą inaczej rozmieszczone, choć ciągle obracamy się w tej samej puli. Przeważnie dotyczą obniżenia kosztu zakupu lub zdobycia zasobów. Ponieważ wszystko tutaj jest na wagę złota, staramy się tak wycyrklować ruchy, żeby jak najwięcej z nich skorzystać.
Wydawałoby się, że pula kafelków jest na tyle duża, że zawsze powinniśmy móc znaleźć ten najpotrzebniejszy w danej chwili. I tu zaczyna działać prawo Murphy’ego – zdarza się, że idealny kafelek akurat się nie trafia albo jest horrendalnie drogi. Zwykle nie ma wtedy sensu topienie całych zasobów, tylko po to, żeby odebrać minimalny bonus.
Architekci w cieniu piramid
Łatwe do przyswojenia zasady i dobrze napisana instrukcja sprawiają, że wprowadzenie nowych graczy jest szybkie i bezbolesne. To dosyć lekki tytuł, którego niewątpliwą zaletą jest krótki czas rozgrywki, estetyczne wykonanie i dbałość o szczegóły. Zarówno piramida jak i rynek posiadają wgłębienia, które zapobiegają przesuwaniu się grubych, tekturowych kafelków. Nawet użyte do oznaczeń hieroglify nie zostały dobrane na chybił trafił, a nawiązują w jakiś sposób do materiałów, z których budujemy. Choć ostatecznie mamy bardziej do czynienia ze strategiczną łamigłówką niż wciągającą podróżą do starożytnego Egiptu, to starano się zachować odpowiedni klimat.
Wyścig bez adrenaliny
Niezależnie od ilości graczy rozgrywka przebiega podobnie – skupiamy się głównie na wyścigu i optymalizacji zarządzania zasobami. Pierwszy kontakt z grą jest pozytywny, jednak po kilku partiach entuzjazm trochę opada i zaczyna być odczuwalny brak różnorodności.
Sneferu działa poprawnie, ładnie prezentuje się na stole (w końcu ilustratorem jest Mihajlo Dimitrievski znany m.in. z serii Zachodniego Królestwa), ale kompletnie mnie nie porywa. Nie czuję żadnej ekscytacji na myśl o następnej partii. Może dlatego, że każda kolejna wydaje mi się zbyt podobna do poprzedniej? Żongluje dwoma zasobami, starając się zbudować duże, ale nie za duże obszary i zamknąć je w odpowiednim momencie pod koniec gry, tak żeby mieć chleb i móc płacić jak najmniejszą ilością czasu. I tak raz za razem. Piramidy pną się ku górze, napięcie niekoniecznie.
Co prawda możemy urozmaicić sobie grę używając zdolności specjalnych postaci, ale większość z nich skupia się ponownie na zdobywaniu jedzenia (jakby nie było jest jednym z dwóch zasobów), a część w ogóle jest jednorazowa więc też się nimi za mocno nie nacieszymy. Niestety, po kilku partiach na egipską pustynię wkradła się monotonia.
Gra dla 1-4 graczy, wiek 10+
Czas gry: 40-60 minut
Wydawca: TLAMA games
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.