The Isle Of Cats Duel od City of Games.
Kotki znów w opałach?! Lepiej ruszajmy z pomocą! Tym razem, oprócz swojego statku, zabierzemy ze sobą tylko jednego przeciwnika i w dwójkę spróbujemy uratować jak najwięcej kotków, stosując przy tym racjonalną selektywność. The Isle Of Cats wraca w wersji kompaktowej, dwuosobowej i szybkiej, nie tracąc nic z przestrzennych dylematów, z których znana jest seria.
Pojedynek łodzi, nie kotów
To historia jakich wiele. Zły Lord Vesh pojawia się na horyzoncie i zmierza w kierunku Squalls End (na nasze – Szkwałowo). Z nim nadchodzą kłopoty, zwłaszcza dla futrzastych czworonogów. Ruszamy więc z misją ratunkową, próbując zabrać na nasz statek jak najwięcej kotów.
Ale koty nie czują zagrożenia tak dobrze, jak my.
Są wybredne.
Nie chcą po prostu wskoczyć na łódź, zająć dowolny kąt i w spokoju przeżyć podróż ku bezpieczeństwu. O nie. Koty mają swoje wymagania i preferencje. Będziemy więc nie tylko ratować je z wyspy, ale i zapewniać odpowiednie warunki. Oczywiście, zostaniemy za to odpowiednio wynagrodzeni, a zwycięzcą zostanie ten z dwójki graczy, który wywiąże się z zadania najlepiej. A że łodzie są kanciaste, a pomieszczenia na nich mało foremne, podobnie jak same kafelki kotów… sami rozumiecie, że mamy tu pełne mózgi roboty.
Nadal główną mechaniką jest układanie nieco tetrisowatych kafelków na prywatnej planszetce – czyli swojsko brzmiące poliomino. Ale The Isle Of Cats Duel dba o to, żeby układanie nieco tetrisowatych kafelków było prawdziwym wyzwaniem.
Podróże po kociej wyspie
Przebieg rundy jest prosty: poruszamy figurkę Oshaxa o dwa pola na centralnej planszy i dobieramy jeden z elementów, przez które przeszliśmy lub na których wylądowaliśmy. Do wyboru mamy karty lub kafelki. Karty dają nam do zrealizowania zadania lub gwarantują jednorazowe korzyści. Kafelki umieszczamy na statku, by realizować m.in. cele z kart, ale nie tylko. Punktujemy tu za wypełnianie pomieszczeń, za łączenie kotów w jednokolorowe grupy i pozbywanie się z pokładu szczurów – ujemnych punktów.
O ile pomieszczenia i szczury są pomysłem dość popularnym, to karty pięknie go urozmaicają. Spełnienie tych warunków wymaga czasem niezłych akrobacji. Dokładnie 5 kotów w danym kolorze. Punkt za każdą parę kotów przy burcie statku. 2 punkty za każdego kota niebieskiego lub fioletowego – w kolorze, którego mamy mniej. 8 punktów, jeśli mamy dwie rodziny kotów o tym samym rozmiarze. 7 punktów za największą liczbę skarbów na statku.
Tak, jak poliomino jest sercem gry, to Karty Odkryć, bo tak się nazywają, są jej mózgiem albo krwiobiegiem. Wyznaczają nam strategię, nagradzają precyzję i dają nam małe kamienie milowe, do których zmierzać będziemy na przestrzeni czterech rund. One też otwierają nam okazję do nieco złośliwych zagrań. Widząc, co już ma na statku nasz oponent, łatwo możemy ocenić, które karty mogą go interesować. Wtedy możemy tak kierować Oshaxem, by do nich nie docierał, albo tak je podbierać, by może niekoniecznie samemu zarobić, ale przynajmniej nie dać zarobić jemu.
Na Wyspie Kotów są powody do mruczenia.
Kot vs Kot
W porównaniu do dwóch innych tytułów w tej rodzinie – The Isle Of Cats i Race To The Raft – The Isle Of Cats Duel jest najkrótsze i najbardziej kompaktowe. Zarówno pod względem mechanizmów, poziomu skomplikowania czy wymaganego na stole miejsca, jest to gra mniejsza. Wraz z wygładzonymi zasadami idzie szybki setup, krótka rozgrywka i poczucie przyjemnej lekkości.
Ale gra wciąż jest wymagająca i nasz statek wciąż stawia nam czynny opór. Kanciasty kształt i nieforemne pomieszczenia nijak niepasujące do kafli kotów sprawiają, że choć dwoimy się i troimy, to ułożenie miauczących pasażerów nigdy nie wychodzi idealnie. Tu zostanie jakiś szczur, tam dosłownie jeden odsłonięty kwadracik i już punktujemy na minus. Wyzwanie nie polega więc na idealnym pokryciu, a na pokryciu lepiej, niż nasz wróg.
Gra składa się z kilku warstw, które spróbujemy zsynchronizować. Jednoczesny draft kafli kotów i kart to już na starcie pytanie rangi „mieć czy być?” – bo naturalnie chcielibyśmy mieć dużo kart, ale i dużo kotów! Decyzyjność nieco zwiększają żetony ryb. Trudnodostępne, ale dające większy wybór i mobilność w drafcie. Każdy dobierany z worka kafelek to szansa, ale i wyzwanie, które z czasem staje się coraz trudniejsze, gdy miejsca na statku zaczyna brakować. Jest tu też pewien potencjał nie tyle do negatywnej interakcji, co negatywnej strategizacji… Możemy tak dobierać elementy z centralnej wyspy i tak kierować Oshaxem, by zmusić oponenta do wydawania ryb czy wykonywania mało optymalnych ruchów. Jest to jednak zajęcie kosztowne i wymagające grania niejako na dwa stoły, co nie jest ani komfortowe, ani łatwe.
W żadnym jednak momencie The Isle Of Cats Duel nie powoduje przegrzania styków… i szkoda.
Rodzinne przygody na morzu
Mamy tu do czynienia z grą niewątpliwie przyjemną w odbiorze, ale też pozbawioną kociego pazura. Są decyzje do podjęcia, są ładne komponenty, są zmienne uwarunkowania punktowo-przestrzenne… a jednak, czegoś brak.
Nie mam nic przeciwko lżejszym, rodzinnym grom – mam ich sporo w kolekcji i chętnie do nich wracam. Jednak po świetnym Race to the Raft, które dosłownie zapędzało graczy w kozi róg przy pomocy ognia, tu tego ognia trochę zabrakło. Mechanicznie mamy tu sprawdzone i dobrze działające pomysły – ale to wszystko już było. Jeśli więc patrzeć na The Isle Of Cats Duel jako samodzielny twór, który ma przyciągnąć graczy czymś, czego nie oferują inne gry – Patchworki, Parki Niedźwiedzie czy Niezbadane Planety – to tego „czegoś” nie odnalazłem. Są lepsze gry z kafelkami zapełniającymi planszetkę i są lepsze gry dwuosobowe, na tle których Duel nie wyróżnia się niczym unikatowym.
Jeśli jednak spojrzeć na grę jak na skondensowaną i nieco ugładzoną, a przede wszystkim dwuosobową wersję lubianej Wyspy Kotów – odbiór jest zupełnie inny. Poliomino, wyzwania i urocze kotki docenią (prawie) wszyscy, którzy zagrywali się w pierwowzór. To znajome terytorium i znajome zagwozdki, które już znają i lubią. W ich kolekcji The Isle Of Cats Duel znajdzie swoje miejsce, na kanapie, regale lub pod ciepłym kocem, spod którego będzie do nich wesoło mruczeć.
Zalety:
+ wierna adaptacja oryginału
+ urocza oprawa graficzna
+ zmienność wyzwań losowanych z worka i talii kart
Wady:
– pewna wtórność mechanizmów i pomysłów
– ograniczona interakcja między graczami
Playmata dzięki uprzejmości Playmaty.pl
Dziękujemy firmie The City Of Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3.5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.