Czy w dobie tylu nowości na rynku wydawniczym, gry starsze mają jeszcze jakieś szanse przebicia?
Ano mają! Dowodem na to jest chociażby Trucizna – kultowa gra Reinera Knizi. Gra wyszła na świat w 2005 r., a w Polsce ukazała się lata temu nakładem wydawnictwa G3. Aktualnie Trucizna wraca na rynek! I to jeszcze mocniejsza! Po 20 latach od jej wydania. Tym razem dzięki pracy wydawnictwa Muduko. I to nie tylko odziana w nowy, odświeżony image, ale również z pewnymi zmianami! Mrrr… ;)
Prosty przepis na truciznę
Trucizna to banalnie prosta w zasadach gra bazująca na kartach. Kombinujemy jak zatruć kociołek toksyczną zieloną substancją, ale tak, aby potem samemu nie musieć jej wypić… Karty rozdajemy między wszystkich graczy. Na rękę mogą trafić eliksiry w 3 kolorach, trucizny i antidota. W swojej turze zagrywamy jedną kartę do jednego z kociołków zgodnie z prostą zasadą: jeden kolor na kociołek. Cała zabawa polega na tym, że kociołek przelewa się, gdy suma wartości kart w kociołku przekroczy 13, a osoba która dokonała tego czynu zbiera karty jako punkty. A w Truciźnie nie lubimy punktów! W Truciźnie wygrywa ten, kto ma ich najmniej!
Trucizna to de facto gra w „upychanie się”. Chcemy wyzbywać się kart, ale tak, aby do nas nie wróciły. Sprytnym zabiegiem mechanicznym jest fakt, że większość kart eliksirów ma skrajne wartości: 1 i 2 albo 5 i 7. Zazwyczaj kociołki balansują na granicy wybuchu! Jakże często akurat mamy kartę o jeden za dużą, aby bezpiecznie zatopić ją w kotle! Dzięki tak dużym wahaniom wartości kart naprawdę musimy wyczuć kiedy zagrać którą z nich. Gdy kociołek jest pusty: hop lecą siódemki. Niższe wartości zazwyczaj trzymamy na czarną godzinę, która wybija wtedy, gdy jedynie drobna numerycznie karta daje nam bezpieczeństwo.
Trucizna to gra na zarządzanie kartami. W podstawowym wariancie od początku dostajemy wszystkie karty na rękę, a to pozwala nam co nieco zaplanować. Widzimy, których kart mamy najwięcej i analizujemy na jakim polu mogą pojawić się kłopoty. A na podstawie otrzymanych kart można już trochę przewidzieć i zaplanować.
Jak nie zatruć się eliksirem?
Oto jest pytanie.
Karty z trucizną pasują do każdego kotła i mają atrakcyjną wartość 4. Taką akurat, aby jeszcze ją w kotle zmieścić, ale też go zapchać. No i asymilują się z każdym kotłem! Są jak jokery. Trucizny są straszne. O ile każda zebrana karta eliksiru to niechciany punkt, to trucizna warta jest aż 2. Dlatego w swoim ruchu szczególnie stronimy od przelania kociołka z trucizną. Albo dwiema.
Dużo zabawy dostarczają nam knowania: jak doprowadzić do sytuacji, w której kociołki będą pełne na ruch kogoś innego! Albo nawet w ruchu konkretnej wygrywającej osoby. Dodatkowo pojawiają się dylematy gdzie zagrać truciznę. Zazwyczaj wybierzemy ten kolor wywaru, który po jej dołożeniu akurat nie wybuchnie, a czasem ten, z którego karty zbierają inni gracze – żeby uzyskać odporność! No właśnie, odporność…
Całe to mieszanie w kociołkach nie byłoby aż tak czarujące, gdyby nie fakt, że na każdy z eliksirów jedna osoba zdoła się uodpornić (gdy zbierze najwięcej kart danego eliksiru spośród wszystkich graczy). I tu włącza się drugi rodzaj kalkulacji! Obserwujemy kto, ile i jakie karty zbiera, aby mieć kontrolę nad tym, na co możemy się uodpornić. Finalnie: co do zasady staramy się upchnąć z kartami, ale jak już zbierać karty – to dużo i jednego koloru! Szkopuł w tym, że o uodpornienie może walczyć kilka osób i wtedy trzeba czujności. Podejmując rywalizację na uzyskanie odporności na dany eliksir, podejmujemy też ryzyko… porażki/zremisowania i pozostania z celowo zebranymi punktami.
Nowe składniki trucizny
Nowe, odświeżone wydanie Trucizny to zarazem kilka nowych propozycji modyfikacji gry. Bardzo spodobało mi się novum jakim są karty antidotum. Dzięki temu pojawia się kolejna zagwozdka: gdzie dołożyć antidotum, aby potem je zgarnąć? Antidotum anuluje działanie trucizny, a zatem możemy mieć interes w jego zabraniu. Tylko jak to zrobić, by nie zebrać zbędnych punktów…
Kolejny trik to karta akcji Niewidzialnego Goblina. To ratunek przed wykipieniem kociołka. Dzięki niej raz na rundę odrzucimy dowolną kartę z dowolnego kociołka. To bardzo przyjemna zmiana, która wprowadza do gry więcej decyzji, ale również nieprzewidywalności. Bez tej karty jesteśmy w stanie doprowadzić do sytuacji, w której kolejny gracz musi zebrać karty. Z tą kartą w grze nigdy nie wiemy kiedy będzie wykorzystana przez przeciwnika.
Trucizna zawiera również nowy wariant gry, tzw. „nieznane buteleczki„. W tej wersji decyzję o zagraniu karty podejmujemy zawsze tylko z pięciu, które mamy na ręku. Jest to ciekawe urozmaicenie gry, zarządzamy kartami w dużo mniejszej skali. Dla mnie ten wariant był mniej taktyczny, bardziej nieprzewidywalny i stwarzający więcej bieżącej reakcji na sytuację. Mimo wszystko wolę opcję, w której od początku gry widzę jakie mam karty i mogę przewidzieć, że mając tak dużo białych eliksirów, zapewne mam szansę zbierać je i uzyskać na nie odporność.
Podsumowanie
Trucizna to gra aż do 6 osób. Przy takiej liczbie graczy może być więcej emocji związanych z tym, że zawsze liczymy, iż kociołek wybuchnie komuś innemu. Ponadto wówczas również rośnie znacząco konkurencja na uodpornienie się na dany eliksir. Z drugiej jednak strony możemy odczuć, że gra na tyle osób trwa dość długo jak na tak prostą karciankę. Optymalną liczbą graczy wydaje się być 4 i w takim składzie zawsze chętnie zagram! Wówczas mamy i emocję i dynamikę rozgrywki! Doceniam możliwość rozgrywki na 2 osoby, ale przyznam – mnie nie urzekła. Gra trwała dość długo, a nie dawała aż tyle napięcia i emocji co przy wariancie wieloosobowym. Wszak na 2 osoby upychania się jest jednak jakby mniej. Naprzemiennie jednak ciągle coś zbieramy.
Trucizna to gra na zastawianie pułapek. To niby tylko jedno dołożenie karty, a ile zastanawiania nad tym, jak zastawić na kogoś innego sidła. I to jest urok Trucizny. Wiemy, co mamy zrobić, zastanawiamy się tylko jak. Co chwilkę liczymy do trzynastu i cały czas jesteśmy skupieni na tym co się dzieje. Gra angażuje cały czas, nawet w turze innego gracza.
Trucizna to przyjemna gra na luźny wieczór. Rozgrywka nas nie wymęczy, a da poczucie, że ruszyliśmy głową. Sprawdzi się na towarzyskim spotkaniu, gdy przy okazji chcemy też trochę porozmawiać i się pośmiać.
Czy Trucizna uzależnia? Na pewno spowoduje, że nieraz do niej wrócicie ;)
Plusy:
– proste zasady,
– przyjemne analizowanie jak zastawić pułapkę na innych,
– dobry stosunek jakości do ceny
Minusy:
– możliwość pomylenia białego eliksiru z fioletowym,
– przy rozgrywce w pełnym składzie gra może się nieco dłużyć
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.