RECENZJA BEZ SPOILERÓW
A priori
Poniższy tekst to recenzja gry Aeon’s End: Wygnańcy bez spoilerów. Na Games Fanatic pojawi się wkrótce kolejny. W nim pochylę się nad zawartością kopert, znajdujących w pudełku, omawiając nowe komponenty i wrażenia z rozgrywek z nimi toczonych.
Są takie gry, o których słyszałam dużo dobrego, a których wypróbować nigdy nie miałam okazji. Należą do nich tytuły z serii Aeon’s End. Premiera Aeon’s End: Wygnańcy była dla mnie pretekstem do tego, aby wreszcie dowiedzieć się, o co tyle szumu z Bezimiennymi.
Kiedy otrzymałam od wydawnictwa Portal Games paczkę z grą Aeon’s End: Wygnańcy, o serii tej nie wiedziałam właściwie nic. Wiedziałam natomiast, że cieszy się ona wyjątkową popularnością. Z tego właśnie powodu postanowiłam zaufać innym miłośnikom planszówek i zagłębić się w to uniwersum. Swojej decyzji nie żałuję. Zaległości obiecuję niezwłocznie nadrobić. Nowości będę uważnie śledzić.
Rzut oka na Gravehold
Wystarczy spojrzeć na okładkę gry Aeon’s End: Wygnańcy, aby nabrać przekonania, że mamy do czynienia z tytułem osadzonym w fantastycznym, pełnym magii i niezwykłych istot świecie. I tak też jest w rzeczywistości. Po jego rys fabularny, zapraszam Was do tekstu Kashi. Ja spoilerować tego, co czeka na Was w Wygnańcach nie chcę (bynajmniej nie tutaj). Każdy z Was spodziewa się jednak pewnie epickich pojedynków. I znowu – nie mylicie się. Zanim jednak rzucimy się w wir walki, dwa słowa o tym, co w pudełku.
Pięknie na zewnątrz, bogato w środku
Wygnańcy to podstawka, której elementy można łączyć z innymi tytułami z serii. W pudełku znajdują się 4 planszetki Magów, arkusz pierwszego Nemesis, 11 talii, 7 zamkniętych kopert z komponentami do odblokowania w toku gry, ale i sporo różnego rodzaju znaczników i żetonów. Do tego mamy jeszcze arkusz przygotowania pierwszej rozgrywki, instrukcję końca ekspedycji, instrukcję główną i w końcu moją ulubioną – Broszurę Opowieści. Wykonanie gry stoi na bardzo dobrym poziomie. Jedyna uwaga, jaką mam, to właściwie brak wypraski. Biorąc pod uwagę potężną pulę różnego typu kart, ale i powiększającą się w toku rozgrywki liczbę dodatkowych komponentów, przydałby się sensowny organizer, który pomógłby elementy gry uporządkować.







Pierwsze spotkanie
Aeon’s End: Wygnańcy kontynuuje to, co zaczęły jej poprzedniczki. Jej zasady są niemalże identyczne, dlatego, zamiast je opisywać, odeślę Was do tekstów innych Redaktorów Games Fanatic. Zarówno Kashya (Aeon’s End), jak i Aldabert (Seria Aeon’s End) wyłuszczyli reguły gry jasno i zrozumiale. Jeśli chodzi o pierwszą rozgrywkę, to jej rozpoczęcie ułatwia dwustronicowa pomoc. Informuje ona, które talie otworzyć i jak przygotować obszar gry. Następnie przechodzi się do Broszury Opowieści, aby przeczytać wprowadzenie fabularne. Znajdują się tam też przydatne z mojej perspektywy notki fabularne z informacjami o Magach, których można kontrolować podczas pojedynku z Nemesis i miejscach, w których bitwy się toczą.
Co nowego?
Choć zasady gry Aeon’s End: Wygnańcy są niemalże identyczne do poprzednich części, pojawia się w niej kilka nowych elementów. Są to:
- Tryb Ekspedycji – wprowadzony co prawda w Aeon’s End: Nowy Początek. Wygnańcy. Dla tych jednak, którzy w tę karciankę nie grali, może być nowością. Pozwala on wykorzystywać elementy innych gier z serii do pojedynczej rozgrywki.
- Skarby – umożliwiają ulepszenie talii startowej, upgradując jedną z kart.
- Klątwy – odkryta talia, z której co jakiś czas trzeba pobrać wskazaną kartę, utrudniającą życie graczom.
- Tułacze – niektórzy poplecznicy redukują zadawane im obrażenia do wartości 1, co komplikuje walkę z nimi. Gracze mogą jednak poświęcić eter, aby zadać im dodatkowe obrażenia.
Regrywalność…
Aeon’s End: Wygnańcy absolutnie mnie zachwyciło. Niesamowite jest przede wszystkim to, jak bardzo jest to gra regrywalna. W pudełku znajdujemy cztery, kompletnie różne postacie, w które możemy się wcielić. W czasie każdego pojedynku będziemy walczyć z Nemesis, które w zupełnie inny niż poprzednie sposób postara się zetrzeć nas z powierzchni ziemi. Wykorzysta do tego talię – będzie ona zawsze nieco inna, bo karty trafiają do niej według algorytmu, w którym losowość odgrywa niemałą rolę.
Więcej regrywalności! Ale i klimat
Jakby tego było mało, mamy jeszcze zmienny rynek kart. Na początku dostajemy ich 9 rodzajów, ale z czasem będzie ich więcej i sami będziemy decydować, jaki zestaw wybierzemy (instrukcja podpowiada, jak dobrze przygotować rynek). Kolejna sprawa to trudniejsze warianty bossów. Jeśli ogracie podstawowy tryb, możecie rzucić się ponownie do walki z Nemesis, które będzie nieco mocniejsze, niż poprzednio. Last but not least, na regrywalność ogromny wpływ ma także zmienna kolejność tur. O tym, kto wykonuje swój ruch, decyduje bowiem talia tur, z której dociągamy losowo kartę. Fantastycznie wpływa to także na klimat. Dzięki temu zabiegowi rzeczywiście nie wiemy kiedy spodziewać się ataku lub w jakim momencie nadarzy się okazja do tego, abyśmy to my natarli na przeciwnika.


Każdy inny, wszyscy trudni do pokonania
Kluczowe, dla omawiania bitew w grze Aeon’s End: Wygnańcy, jest wyzwolenie Nemesis. Nieważne jednak na kogo trafimy, będziemy musieli starać się unikać wyzwolenia jak ognia, bo jego konsekwencje są zawsze bardzo dotkliwe. Każdy z przeciwników, z którymi będziemy się mierzyć, ma zupełnie inną mechanikę. To ona wymusza na graczach odpowiednie dostosowanie stylu gry. Nie jest to kwestia kosmetyki, jak w wielu innych grach. Tutaj rzeczywiście, do każdej bitwy trzeba podejść zupełnie inaczej.
Wszyscy na jednego, jeden na wszystkich
Obiecałam tekst bez spoilerów. Za takie jednak uważam opisywanie zawartości kopert, nie zaś postaci startowych i pierwszego bossa, o nich więc teraz słów kilka. Osoby, które nie chcą nawet takiego spoileru, zapraszam do akapitu Najtrudniejszy pierwszy krok.
W Aeon’s End: Wygnańcy można grać w od 1 do 4 graczy. Ja rozgrywałam swoje przygody solo, ale kontrolowałam zawsze dwóch magów. Każdy z nich ma indywidualne zdolności specjalne. W grze wydawnictwa Portal Games mamy do dyspozycji następujących bohaterów:
- Tarquen (złożoność 6) – Mag, który potrafi leczyć siebie i Gravehold. Dodatkowo, gdy otrzymuje obrażenia, może korzystać z Bariery, zapewniającej mu dodatkowe akcje. A jakby tego było mało, otrzymuje jeszcze profity, kiedy jest wyczerpany.
- Z’hana (złożoność 3) – Potrafi leczyć Gravehold. Ponadto dysponuje magią Glifu. Dzięki niej może pomóc swoim partnerom, zapewniając im przydatne akcje.
- Kel (złożoność 4) – Jest w stanie odzyskać dopiero co zagrane klejnoty lub artefakty. Pozwala też sojusznikowi dobrać kartę i przygotować zaklęcie.
- Ilya (złożoność 4) – Po zebraniu odpowiedniej ilości ładunków może aktywować zaklęcia, bez odrzucania ich. Dodatkowo pozwala współgraczowi odzyskać kartę ze stosu kart odrzuconych.



Pierwszy Boss – przerośnięty królik
W Aeon’s End: Wygnańcy będziemy ścierać się z bardzo ciekawymi potworami. Pierwszym z nich jest Eksperyment 153. Jest to królik, który spędził kilka miesięcy w Pustce, a teraz przedostał się na drugą stronę. Mroczna kraina wpłynęła na niego w bardzo wyraźny sposób. Ma on obecnie nie 2 a 4 uszy, a każde z nich zakończone jest pełną ostrych jak brzytwa zębów paszą. Życie Eksperymentu 153 to suma witalności jego paszcz i wynosi ona 4×20, czyli 80 punktów. W toku gry paszcze przesuwają się na specjalnych torach, aktywując efekty uderzające w graczy i Gravehold. Magowie mogą nie tylko z nimi walczyć, ale i cofać je, m.in. zadając jednej 3 obrażenia na raz (-1 pole). Nemesis przegrywa, gdy polegnie ostatnia paszcza lub wyczerpie się jego talia, a na stole nie ma już żadnych jego popleczników lub kart mocy.
Walka z króliczkiem
Eksperyment 153 to moim zdaniem najmniej wymagający z potworów, któremu stajemy na drodze w grze Aeon’s End: Wygnańcy. Mnie udało się go ubić przy pierwszej rozgrywce, kontrolując Kal i Ilyę. Złożoność tego Nemesis jest wystarczająca, by rozgrzać bohaterów gry przed kolejnymi bitwami, ale nie na tyle duża, aby wygrana z nim była bardzo trudna. Sporo mogą namieszać tu poplecznicy, a zwłaszcza Tułacze, których pozbyć się jest czasem bardzo trudno. Podczas pojedynku z Eksperymentem 153 rzeczywiście mamy wrażenie, że musimy strzec się każdej paszczy. Co prawda to my decydujemy o tym, która się porusza, ale w pewnym momencie jest to wybór między dżumą a cholerą – żadna opcja, nie jest dobra.
Najtrudniejszy pierwszy krok
Ktoś powiedział mi, że Aeon’s End: Wygnańcy nie jest najlepszą grą do poznania tego uniwersum. Muszę się z tym stwierdzeniem zgodzić. Choć podstawowe zasady są proste, to jeśli weźmiemy pod uwagę złożone reguły dotyczące każdego z bossów, robi się zdecydowanie trudniej. Przyznam, że momentami byłam nieco zagubiona, choć w takich przypadkach instrukcja lub planszetka Nemesis bywała dość przydatna.




Proste? Ale działa!
Jest w grze Aeon’s End: Wygnańcy kilka elementów mechanicznych, które nie są chyba rewolucyjne, ale połączone ze sobą sprawiają, że rozgrywka w ten tytuł to czysta przyjemność. Po pierwsze gracze nie tasują swoich talii. Nie zawsze mimo to mamy nad nią pełną kontrolę, ale na pewno mamy zdecydowanie większy wpływ na kolejność kart, niż gdybyśmy talię bezceremonialnie przetasowali za każdym razem, kiedy skończy się stos dobierania. Druga sprawa to mechanika bram. To na nich przygotowujemy zaklęcia, które zadają obrażenia Nemesis. Możemy to zrobić na otwartej bramie lub wzmocnionej w danej rundzie, ale kartę taką rozpatrujemy dopiero w kolejnej rundzie. Sprawia to, że musimy lepiej planować, także w oparciu o to, co robią nasi współgracze. Czasem mogą oni nam np. takie przygotowane zaklęcie odpalić. Jest też Gravehold, które trzeba chronić. Z jednej strony ma ono sporą pulę życia, więc może stanowić czasem tarczę. Z drugiej, jeśli miasto polegnie, kończymy grę, więc trzeba z tym uważać. No i są jeszcze mechaniki bossów, o których tutaj nie napiszę ;P
Historia, która żyje
Grze zdecydowanie należy się pieśń pochwalna dla jej klimatu. Oczywiście pierwszym elementem wyjątkowej kreacji świata przedstawionego w Aeon’s End: Wygnańcy jest szata graficzna, która mnie bardzo się podoba. Ale to nie wszystko! Zarówno postacie, jak i Nemesis są jakby żywcem wyjęci z rewelacyjnej powieści fantasy. Wspomniana już przeze mnie Broszura Opowieści prowadzi nas przez kolejne etapy gry, ale opisy fabularne znajdziemy także na planszetkach postaci i bossów. Wszystko to składa się na grę, która zarówno mechaniką i regrywalnością, jak i klimatem stoi.
Fantastyczna wyprawa, choć nie dla każdego
Deckbuilding wydawnictwa Portal Games to gra, której podstawowe zasady są dość proste. Mimo to jej “waga” na BGG to 3.05, a wiek, od którego jest polecana, to aż 14 lat. Z tym drugim nieco bym polemizowała. Sądzę, że ograny 10-latek spokojnie może zagrać w ten tytuł. Inna sprawa, na ile skutecznie. Aeon’s End: Wygnańcy to bowiem gra niezwykle złożona jeśli chodzi o decyzje, które należy podjąć w czasie rozgrywki. Jakie karty z rynku kupić? Walić w bossa, czy pozbywać się jego popleczników? Starać się odrzucać karty, których efekty odpalą się za jakiś czas, tracąc na to cenne ładunki? A może przeć przed siebie, nie zważając na otrzymane rany? A w końcu także w jakiej kolejności zagrać karty tak, aby ich ustawienia w nigdy nietasowanej talii było optymalne? Takich pytań podczas gry zadajemy sobie bardzo dużo.
Czy warto?
Choć nie dane mi było jeszcze poznać innych części serii Aeon’s End, wierzę, że Wygnańcy nie zawiodą tych graczy, którzy są jej żarliwymi miłośnikami. Deckbuilding wydawnictwa Portal Games to na ten moment najlepsza gra, w jaką dane mi było grać w tym roku i nie powiem, poprzeczka została postawiona bardzo wysoka. Każda rozgrywka w Aeon’s End: Wygnańcy była czystą przyjemnością, nawet wtedy, gdy Nmesis spuszczało mi bezceremonialnie lanie.
Złożoność gry
(7/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(10/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra praktycznie bez wad, genialna i to nie tylko w swojej kategorii. Ma ogromną szansę spodobać się nawet ludziom, którzy dotąd omijali ten typ gier szerokim łukiem.