Amerykański rynek gier planszowych jest duży. Porównując go do naszego musielibyśmy odwoływać się do biblijnego porównania Dawida z Goliatem. Jednak patrząc na część rynku poświęconą grom nowoczesnym, a przede wszystkim eurogrom nie jest już tak różowo. Wielokrotnie amerykańscy felietoniści z rozrzewnieniem wypowiadają się na temat tego co widzieli w Niemczech: mnóstwo najnowszych gier w dużych sieciach handlowy, reklamy gier w telewizji, rodziny często wybierające jako relaks właśnie granie w planszówki.
Jest jednak jeden gatunek gier, który Amerykanie pokochali. Występuje on w hollywoodzkich filmach jako symbol normalnego spędzania czasu, świetnie radzi sobie w supermarketach, a znane sławy nie wstydzą się powiedzieć, że się przy tym bawią. Mam tu na myśli szeroko pojęty gatunek klasycznych gier imprezowych: wariantów kalamburów, gier słownych, gier z cyklu trivia etc. etc. Większość z nich to nic nie wnoszące klony, ale sporo jest naprawdę wyśmienitych tytułów, przy których ból brzucha ze śmiechu mamy zapewniony. Z pewnością gra Portrayal należy właśnie do tej ostatniej grupy.
Portrayal wywodzi się z gier zaliczanych do kalamburów rysowanych, ale kilka wprowadzonych patentów powoduje, że gra jest oryginalna i unikalna w swojej klasie. Zacznijmy jednak od początku. Wszyscy gracze otrzymują notesy wraz z ołówkami z gumką. Będą w nich rysować opisywane sytuacje, a później oceniać rysunek sąsiada w specjalnej tabelce. Jeden z graczy (zmienia się to cyklicznie) obejmuje rolę opisywacza. Otrzymuje on jeden z rysunków, który będzie opisywał pozostałym uczestnikom. Nie wolno mu go pokazywać, a rysujący nie mogą zadawać żadnych pytań właścicielowi ilustracji.
I zaczynamy. Opisywacz opowiada co widzi na rysunku, skupia się nie tylko na elementach rysunku („jest łódka, w której siedzi eskimos i niedźwiedź polarny”), ale też miejscu występowania („eskimos siedzi po lewej stronie łódki, a niedźwiedź po prawej”) i przede wszystkim na mnóstwie szczegółów („eskimos ma coś co wygląda jak suwak albo guzik, niedźwiedź się obejmuje”). Reszta graczy w tym czasie szybko szkicuje usłyszane informacje. Muszą się śpieszyć, bo czas jest ograniczony. Wszystko odmierza specjalny budzik, który zostaje uruchamiony na początku rundy, i który po dwóch minutach da sygnał, że to już koniec.
Po sygnale gracze oddają swoje rysunki sąsiadom i przystępują do oceniania. Opisywacz odkrywa do tej pory zakryty fragment rysunku gdzie wypisane jest 10 detali, które gracze powinni narysować. Przykładowo: „1. Na wodzie powinny być widoczne fale, 2. Eskimos ma kaptur, 3. W tle widać wieloryba, który nie ma zębów” itd. itd. Gracze notują Tak albo Nie przy danym numerku. Co więcej w niektórych spornych momentach właściciel rysunku może polemizować z oceniającym. Sporo śmiechu wywołują sytuacje gdy np., autor rysunku próbuje wmówić drugiemu graczowi, że kły na wielorybie to nie kły, ale element tła.
Ostatecznie podsumowuje się oceny w tabelce, przy czym zawsze jeden szczegół oceniany jest bonusowo za trzy punkty (który to jest detal decyduje rzut kostką). Swoje punkty otrzymuje również opisywacz. Za każdy szczegół, który został narysowany przynajmniej przez jedną osobę otrzymuje 1 punkt. Następnie zmieniamy opisywacza i przechodzimy do kolejnej rundy. Cała rozgrywka kończy się gdy każdy z gracz choć raz był opisywaczem. Wygrywa właściciel największej liczby punktów.
Pierwsze co mówi prawie każdy przed rozpoczęciem rozgrywki to tekst „Ale ja nie umiem rysować!”. Również ja tak powiedziałem. Okazuje się jednak, że nie ma to większego wpływu na rozgrywkę. Najważniejsze jest żebyśmy skupiali się na tym co mówi opisywacz. Co nie jest łatwe bo mówi szybko, wypluwa szczegóły, śpieszy się, czasami myli. My tylko mamy wychwytywać szczegóły i zapewnić aby w choć minimalnym stopniu rysunek był czytelny dla osoby później nas oceniającej.
Ogólnie zabawa jest wyśmienita. Przygotowane rysunki są bardzo dobrze opracowane pod rozgrywkę. Mają mnóstwo szczegółów, elementów, o których można zapomnieć, które można przeoczyć. Niekiedy bywają absurdalne (np. homar w bibliotece), choć większość ma postać humorystycznych ilustracji. Wybuchy śmiechu są nieuniknione, szczególnie przy wystawianiu ocen i przy obronie autora rysunku przed złą oceną. Bywają też zabawne sytuacje przy rysowaniu. Choćby w jednej z naszych rozgrywek padł tekst: „Na rysunku są trzy bałwany, jeden po lewej, drugi w środku, trzeci po prawej”. I wszyscy zasuwają ołówkami. Rysują klasycznego bałwana, jedna kulka, druga kulka, trzecia kulka. A opisywacz naraz mówi: „ten w środku jest trochę inny, złożony z dwóch kulek”. Po czym wydobywa się jęk zawodu wśród wszystkich rysujących i odgłos równocześnie pracujących gumek.
Portrayal chyba nie łatwo zdobyć, to gra głównie sprzedawana w USA. Ale warto się natrudzić. Mamy zapewnioną znakomitą zabawę na wiele wieczorów, również z graczami, których nawet na nowoczesne eurogry nie da się namówić. W zestawie jest 120 kart, tak więc przez bardzo długi czas rysunki się nie powtórzą. Polecam wszystkim, którzy szukają ciekawej i bardzo wesołej gry imprezowej.
strategia wygrywająca Pancho to nabazgrać kilka „gwiazdek” a później wmawiać, że to w zależności do potrzeby: buty, guziki, słoneczka, zęby, kolczyki ;)
chcącym sprowadzać grę ze stanów dodam tylko, że niestety pudło jest przeokropnie ciężkie, bo ma masę „notatników” dla rysowników
Może warto Przemek Ci przypomnieć kto był autorem Hannibala Lectera i wmawiał, że gdzieś tam na dziwacznej głowie ukryty jest nos, wąsy i usta? :D
Chciałem tylko zauważyć, że jest świetne tło pod nazwą Games Fanatic :D
Zainteresowanym grą polecam odcinek vloga Scotta N. jej poświęcony.
http://www.boardgameswithscott.com
Ten odcinek jest wyjątkowy, bo można nawet zagrać ze Scottem próbną rundkę.
Jako osoba, ktora zalatwila sobie w LO oficjalne zwolnienie z plastyki (muzyki nie moglismy miec, bo pani poszla na urlop -_-) powiem jedno – NIENAWIDZE takich gier. ;D
A jak jest z zależnością językową? Bo w gronie, w którym gram jest osoba, która nie zna angielskiego. Czy wystarczy jeśli tylko jeden z graczy zna angielski?
No niestety gra nie jest niezależna językowo i gracze powinni znać choć podstawy angielskiego. Nie wystarczy jedna osoba (chyba, że nie będzie brała ona udziału w grze, a tylko czytała opisy szczegółów do wychwycenia). Co prawda u nas parę osób miało problemy z niektórymi słowami, ale jakoś im pomagaliśmy i obyło się bez zgrzytów.
teoretycznie punkty musi czytać „opisujący”, ale wydaje mi się, że gra by za wiele nie ucierpiała, jeśli zamiast tej jednej osoby czytałby ktoś inny – tak naprawdę rysunki już powstały, chodzi tylko o to, że rysujący muszą wydać oceny bez konsultacji z „opisującym”, jak również bez obejrzenia obrazka
Pewnie bez problemu moznaby zrobic samorobke w polskiej wersji. Notesiki to sa zupelnie niepotrzebne, a potrzeba tylko kart z fajnymi rysunkami i zestawem pytan oraz jakis stoper.