Maciek Kapustka – Grywa pan w szachy?
Tadeusz Marczyk – Grywam. To królewska gra.
Czemu nie pozostać przy nich do końca życia?
Inteligentny człowiek potrzebuje wszystkiego po trochu. Swoją drogą teraz, jak wymyśliłem „Mazo”, moja córka zastanawia się, czy pozwolę jej grać w szachy.
Ma problem z otrzymaniem obiadu jeśli to zrobi?
Obiad dostanie, ale kolacji nie (śmiech).
Ale przecież Mazo przypomina szachy.
Wiele osób ma to skojarzenie tylko dlatego, bo wykorzystałem bierki i szachownicę. Może powinienem wyprodukować grę w plastiku, z kolorową planszą, a zachować tylko zasady.
Wciąż pozostaną podobne formacje pionów, ruchy na zmianę, sześćdziesiąt cztery pola …
W tym sensie warcaby też są podobne. Doświadczeni szachiści reagowali w pierwszej chwili tak, jak pan. O nie, znowu ktoś wymyślił, że zamiast koników i wież będą teraz laufry. Widzieli już mnóstwo takich rewolucyjnych pomysłów i one denerwują, bo reguły szachów dojrzewały wiekami. Jednak na koniec spotkania cieszyli się, że Mazo powstało.
Jednocześnie walczy pan z tym skojarzeniem i sam do niego sięga w reklamach i na tej prezentacji. Rozdwojenie jaźni?
Na potrzeby reklamy.
Może lepiej mówić, że to abstrakcyjna gra logiczna.
To kojarzy się z nowoczesnymi grami planszowymi, kolorowymi, w których zbieram pieniądze i uczę się zarabiać. Natomiast wiążąc Mazo z szachami podpowiadam, czego można się spodziewać. Planszy osiem na osiem, figurek i podobnej rozgrywki jak w warcabach czy szachach.
Największa zaleta Mazo?
Jest prosta. Przed chwilą usiedliśmy, wyjaśniłem panu zasady w dwóch słowach i od razu mogliśmy zagrać. Natomiast rozegrać partię szachową, żeby mieć szanse z przeciwnikiem, na to potrzeba lat.
Jeśli od razu mogę wygrać, to też źle. Czy w Mazo brakuje głębokich decyzji?
Z doświadczenia wiem, że jedna decyzja może przesądzić o wyniku gry. Do tego Mazo jest jeszcze młodą grą, pozostaje w niej wiele do odkrycia.
Bawiło mnie, że nieśmiertelny król wręcz pożerał figurki przeciwnika, choć może dlatego, bo sam jestem trochę głodny.
(śmiech)
Gra nazywa się Mazo od?
Mazowsza.
Czemu?
Czemu nie. Długo się nad tym zastanawiałem. Chciałem, by nazwa była krótka, wpadająca w ucho i nie kojarzyła się z innymi rzeczami.
Gdyby nazwać ją konkretniej, na przykład „Pożeracz”?
W skali do dziesięciu oceniłbym to na jeden.
Właśnie złamał mi pan serce. W odwecie powiem, co dziś usłyszałem: „Ta gra jest dużo bardziej ciekawa i pasjonująca od szachów, ale w pudełku są też trzy inne gry, więc można w nie zagrać”. To jak, pasjonująca, czy nie?
Wolę Mazo od szachów. Na forum kiedyś dyskutowałem z człowiekiem który opisał, że od Mazo woli książkę. Odpisałem mu, że jak ktoś jest sam, to bardzo fajny pomysł, żeby poczytać książkę, ale jak ma towarzystwo, to czemu nie rozegrać Mazo.
Dla kogo jest ta gra?
Na dzisiejszej prezentacji sześcioletnia Sara miała problemy z pierwszą partią. Jednak widziałem dzieci w jej wieku, które grają dobrze. Dwa egzemplarze Mazo leżą w bibliotece szkolnej mojej ośmioletniej córki.
Sześciolatki nie grają w szachy?
Słyszałem, że grają. Natomiast nie rozegrają poważnej partii szachów.
Znalazłem reklamę „Moja żona twierdzi, że Mazo będzie popularne wśród kobiet”. A więc to gra dla dzieci i kobiet, czyli osób, które są ewakuowane ze statku w pierwszej kolejności. Proponuję wrzucać egzemplarz Mazo do każdej łodzi ratunkowej.
Ta reklama to wypowiedź mojej żony. Nigdy nie namówiłem jej do szachów, ale w Mazo zagrała nawet, gdy była bardzo zmęczona. Miałem wtedy ogromną ochotę, ustawiłem figury i wykonałem pierwszy ruch. I czekałem. Ona, tak na półleżąco, w końcu odpowiedziała.
Może lunatykowała?
Potem podniosła się i wypracowała dużą przewagę. Właściwie już prawie wygrała, ale w ostatniej chwili odwróciłem wynik. Zastawiłem pułapkę. Podstawiłem bierkę do zbicia, a w zamian uzyskałem dogodną pozycję.
Czy żona i córka wolą Mazo od współczesnych gier planszowych, takich jak Osadnicy z Catanu lub Carcassonne?
Te nazwy znam tylko ze słyszenia. Wiem, że mają wielu miłośników. Kilku z nich próbowało Mazo, ale wrócili do nowoczesnych gier, nad którymi cały dzień siedzą. Powiedzieli, że lubią takie gry, gdzie coś buduje się powoli i w połowie partii jeszcze nie wiadomo, kto wygra.
One trwają średnio po dwie godziny, nie cały dzień.
Nie wiedziałem.
Martwi mnie, że nie zagrał pan w żadną grę z ostatnich dziesięciu lat.
W życiu musimy wybierać. Ja mam na przykład ośmioletnią córkę i pewien zestaw gier.
Wydaje mi się, że jeśli ktoś poświęcił miesiące na wymyślenie gry, to powinien znaleźć jeden wieczór na poznanie współczesnych tytułów.
Mówi pan o tych grach, ale gdybym stworzył jedną z nich, to bym się wtopił w tysiące tytułów. Tymczasem Mazo wypełnia pewną niszę. Trafia do ludzi, którzy mają ochotę zagrać w szachy, pociąga ich ta plansza i rozgrywka figurami, ale nie poznali dobrze zasad.
Ile czasu pan poświęcił na wymyślenie gry?
Nie wiem co pan teraz pomyśli o mnie, ale powiem prawdę … Ponad rok temu przyśniła mi się fantastyczna gra. Wstałem, zapisałem wszystko i przełożyłem na planszę. Niestety, nie kleiło się. Pracowałem dwa miesiące i jak już wydawało mi się, że wymyśliłem, to przedstawiłem grę ośmioletniej córce. Ona w trzecim, czwartym ruchu wykazała wady. I tak poprawiałem kilka razy. Ostatnia zmiana zakazała królowi się cofać.
W mojej opinii, to najlepszy element mechaniki gry.
To konieczność. Córka mi pokazała, że inaczej gra nie ma sensu.
Co się panu śniło ostatnio?
O tym niedługo pan przeczyta w jakieś gazecie (śmiech).
Widzę pewien problem ze sprzedażą Mazo.
Jaki?
(Wychodzę do szatni, wyjmuję z plecaka zwyczajną szachownicę i kładę ją przed panem Tadeuszem). Wie pan, do czego zmierzam? Rozstawimy zwyczajne szachy i powiedzmy, że skoczek i wieża to też „senior”.
Niech pan zachęci do tego wszystkich.
Naprawdę?
Chciałbym, żeby wszyscy grali w Mazo i mieli z tego taką samą radość jak ja. Mi wystarczą prawa autorskie.
Czyli nie wiąże pan z tym przyszłości?
Wiążę. Gdyby wszyscy zachowywali się tak, jak pan tutaj zaproponował, to nie produkowano by szachów, bo w szachy można zagrać warcabami. Można na karteczce narysować sobie, można kamykami na drodze. Ale nikt nie jest tym zainteresowany.
Wydawcy panu prawdopodobnie odmówią, bo to kolejna gra na szachownicy.
A nie przeszkadza mi to. Pracuję w handlu. Nie raz sprzedałem rzeczy, o których słyszałem, że nikt się nimi nie zainteresuje. Nieprawda. Ktoś za rogiem marzy o tej grze.
Podsumujmy, pana marzenie?
Pozwalam sobie na taki żart, że nie spocznę, dopóki co drugi Chińczyk nie będzie mieć Mazo w domu.
Ale oni mają swoją wersję szachów.
Chińską?
Tak, „chińskie szachy”
* Tadeusz Marczyk
Zawodowo specjalista do spraw reklamy i promocji, w wolnym czasie projektant gier. Autor czterech tytułów: „Mazo” (2010), „Trasy”, „Na przełaj” i „Zbijak”. Samodzielnie wymyśla gry, zamawia u wytwórcy i promuje na forach. Wciąż czerpie z tego przyjemność.
Świetny wywiad. Chylę czoła przed Panem Tadeuszem i jego podejściem do planszówek. I czekam na wywiad kapustki z Panem Bogiem (o ile istnieje).
Dzięki wielkie :). Pan Tadeusz wygrał w Mazo, a w wywiadzie sugeruję remis, albo ponownie jego zwycięstwo. 1:1 albo 2:0.
Z Bogiem (o ile istnieje) zrobię wywiad na sądzie ostatecznym. Ale jak go opublikować?
Świetna forma żartobliwych (czasami prowokujących), ale nie prześmiewczych pytań. Bardzo dobrze się czytało.
Pancho: dokładnie taki miałem cel. Szczerze, ale życzliwie.
Bardzo dobry wywiad, brawo.
A co do wywiadu z Panem Bogiem, to ja sądzę, że istnieje, ale może nie wysyłajmy jeszcze kapustki na tamten świat w celach wywiadowczych, byłby problem z powrotem ;)
:) Niestety nikt nie chciał tego wywiadu kupić, więc przymieram głodem, więc być może wkrótce udam się na prezentację „tamtego świata”.
No dobra, już nie narzekam, karmię się waszymi miłymi słowami, amciu amciu.
Pan Bóg na pewno nie istnieje, bo inaczej już dawno miałby konto na Fejsbuku – w końcu by mógł się przekonać kto go lubi :)
Kapustko ja bym jeszcze poczekał z tą wyprawą na tamten świat, chociaż mówi się, że dobre pióra sprzedają się świetnie tylko po śmierci :)
Może jakieś wrażenia z gry ? Zasady wydaja się dość proste, ale jak to w rzeczywistości działa ?
Cel:
Rozstawienie jak w szachach. Ruchy na przemian. Figury tak samo biją jak się ruszają. Celem jest zbicie króla, lub doprowadzenie dowolnej figury do linii promocji (ale nie hetmana).
Zasady ruchu:
– Piony i Hetman ruszają się o jedno pole poziomo i pionowo. Piony mogą się cofać, Hetman nie.
– Hetmana nie można zbić. (To jest ten „pożeracz”)
– Król jak w szachach.
– Wieża, skoczek, goniec też ruszają się jak król.
Gdzie można kupić ta gre?
Nie wiem, czy to wciąż aktualne, ale może tutaj?
https://www.favore.pl/172165_gra-planszowa-grodzisk-maz-mazowieckie.html
Ignorancja autora jeśli chodzi o poznanie innych gier planszowych, już nie chodzi o nowoczesne ale choćby właśnie chińskie szachy, skutecznie mnie zniechęciła do choćby spróbowania „Mazo”.
konev – to tak jak mnie… tym bardziej, że nie lubię szachów. Poza tym chyba nie docenia sześciolatków: „Słyszałem, że grają. Natomiast nie rozegrają poważnej partii szachów.” Ja umiałem ustawić figury szachowe w wieku 2 lat, w wieku 4-5 nauczyłem się podstaw, lecz wczesny początek zniechęcił mnie do tej gry na tyle, że chyba wolałbym zagrać w „Monopoly” niż w szachy. A co do sześciolatków to nieraz widziałem jak ogrywały swoich rodziców, mimo że ci mieli za sobą znacznie więcej partii niż one.
konev – nie rozumiem czemu przeszkadza Ci to, że kogoś nie interesują nowoczesne gry planszowe, czy np. chińskie szachy. Uważasz, że taki ktoś nie jest w stanie stworzyć wartościowej gry planszowej?
Może właśnie to taka furtka do poznania i stworzenia świetnych gier w dobie zblazowanych kolejnymi grami o identycznej mechanice graczy?
Nie twierdzę, że „Mazo” to coś, co zmiażdży krajobraz planszówkowy. Uważam jednak, że nie należy potępiać w czambuł autora, tylko dlatego, że nie zna współczesnych gier planszowych.
clown- ,,kto nie jest z nami ten jest przeciw nam” to chyba oczywiste :)
Co do zasad gry to porównanie z szachami wydaje się grubo na wyrost.
Hetman i piony poruszają się o 1 pole (nie na skos), więc ,,prawie” jak król w szachach, reszta figur (w tym król) porusza się dokładnie jak król w szachach.
Gdzie tu błyskotliwość, przerzucanie sił
z jednej strony szachownicy na drugą, czy budowanie formacji obronnej w oparciu o różne właściwości figur?
Trochę mi to wygląda jak gra w szachy 16 pionami (czy ściślej królami), z których jeden jest prawdziwym królem, drugi jest niezbijalnym hetmanem a pozostała 14 to piony z nieco większym zakresem ruchu.
Temat raczej z zakresu kreatywnej myśli marketingowej, niż rzeczywistego tworzenia nowego produktu.
dominusmaris: nie mówi hop. Go ma o wiele prostsze zasady niż szachy a wielokrotnie większą głębię. To że są tylko 3 figury w Mazo nie oznacza, że nie ma tu decyzji, strategii i miejsca na cwane ruchy. Tak samo z grami z projektu Gipf – tam są najwyżej 3 rodzaje pionów a gry są rewelacyjne.
@clown – normalnie by mi to pewnie nie przeszkadzalo. Niestety w wielu miejscach autor „chwali” swój produkt pośrednio i bezpośrednio kompletnie nie znając realiów.
Rzeczy, które zwrócily moją uwagę:
[i]Inteligentny człowiek potrzebuje wszystkiego po trochu[/i] – odpowiedź na pytanie czemu tylko nie grać w szachy. Rozumiem, że stwierdzenie to ma zachęcić innych do zagrania w Mazo, ale nie zachęcilo samego autora do zagrania w inne gry?
Z jednej strony Mazo to takie szachy, ale wlaściwie to tylko dla marketingu, bo przecież nie może się kojarzyć z plastikiem i kolorową planszą.
Stwierdzenia co do szachów do kompletne nieporozumienie. Że niby, żeby rozegrać partię szachową, żeby mieć szanse z przeciwnikiem (jakie to ma znaczenie!?) potrzeba lat? W szachy można grać na różnych poziomach, a podstawowe zasady są bardzo proste. Latami można się doskonalić w grze w szachy. Tego w Mazo nie ma? Jaki związek ma stwierdzenie, że jedna decyzja może przesądzić o wyniku gry w nawiązaniu do pytania o glębokie decyzje? W KAŻDEJ nielosowej grze jedna decyzja może przesądzić o wyniku jeżeli przeciwnicy są na podobnym poziomie.
Z odpowiedzi na pytanie „dla kogo jest ta gra” dowiedzialem się tylko, że dla sześciolatków (no i kobiet). I znowu, że sześciolatki nie rozegrają poważnej partii szachów. Co to znaczy poważnej? Jak na sześciolatków? Że niby sześciolatek ma szansę wygrać w Mazo z czlowiekiem, który gral kilka lat w Mazo? Jaki to ma sens?
Przeświadczenie autora, że nad INNYMI grami trzeba siedzieć caly dzień, gdzie „coś buduje się powoli i w polowie partii jeszcze nie wiadomo, kto wygra”. Podejrzewam lekkie przekonanie autora o tym, że Mazo jest lepsze bo jest szybkie? Blędne przekonanie zresztą jak widać wynikające z niewiedzy. Dodatkowo rozumiem, że w Mazo w polowie partii wiadomo kto wygra i dalej to gramy już tylko żeby skończyć? Znów jakoś wypowiedź kupy się nie trzyma.
[i]Martwi mnie, że nie zagrał pan w żadną grę z ostatnich dziesięciu lat.
W życiu musimy wybierać. Ja mam na przykład ośmioletnią córkę i pewien zestaw gier.[/i]
No tak. Ja też mam córkę. Wielu ludzi grających w planszówki ma dzieci. Folko ma dzieci ;). Związku kompletnie nie widzę. Gdyby autor wprost napisal, że nie interesują go inne gry planszowe w ogóle to bym zrozumial.
[i]Tymczasem Mazo wypelnia pewną niszę[/i] – to jest puenta. Osobiście nie mam kompletnie pojęcia o jaką niszę chodzi, bo gier szachopodobnych jest setki. BGG wyświetla ponad 200 tytulów z szachami w tle. Nie wszystkie do szachów nawiązują, ale pewnie też nie wszystkie a’la szachy mają szachy w tytule. Więc chętnie dowiem się o jaką niszę chodzi.
Autorowi wystarczą prawa autorskie do Mazo. Rozumiem, że do nazwy bo chyba nie do zasad?
Stwierdzenie, że nikt by nie kupowal szachów to następne gigantyczne nieporozumienie. Szachy to klasyka mająca tysiące lat i dlatego ją ludzie kupują i będą kupować. Nie będą natomiast kupować gier szachopodobnych (jak Mazo), by pograć w szachy. Kupią szachy by pograć w Mazo.
Tak więc wrażenie z calego wywiadu sprawilo, że Mazo raczej sie nie zainteresuje :).
We wszystkich tych grach jest duże pole decyzji. Nie liczy się ilość typów figur a to że możemy je szybko przemieszczać, albo dokładać w różne miejsca planszy.
W Mazo mamy duży ścisk i małą mobilność, trochę jak w wojnie okopowej.
Jasne że to może być ciekawe. ,,Czołg” w postaci hetmana, za którym można przebijać się innymi pionami, przy jednoczesnym osłanianiu dowódcy. Fajne? Fajne.
Ale jakoś nie chce mi się wierzyć by to
była gra na dłużej niż dwa,trzy razy na spróbowanie.
konev – a ja myślę, że dopasowałeś odpowiedzi autora do swojej tezy, żeby udowodnić, że masz rację :)
Autor jest PRowcem, więc jego wypowiedzi mogą zawierać mniej lub bardziej wyrafinowane próby zareklamowania swojego produktu.
Skąd wiesz, że chodzi o niszę gier szachopodobnych? Nic takiego nie wynika z wypowiedzi autora.
Szachy to klasyczny przykład gry „easy to learn, hard to master”. Przecież nawet we współczesnych grach planszowych zdarzają się takie gry. To, na jakim się gra poziomie, akurat nie ma znaczenia.
Ja też mam córkę i rozumiem pewne priorytety – nie dla każdego priorytetem jest granie w gry planszowe – dla mnie wypowiedź jest zrozumiała wprost.
Problem wynika z faktu, że czasem ciężko jest nam zrozumieć, że ktoś może mieć zupełnie inny punkt widzenia.
Ja rozumiem, że ktoś może mieć inny punkt widzenia. Ja się po prostu z tym punktem widzenia nie zgadzam ;).
Co niszy w jaką Mazo ma teoretycznie trafiać: „Tymczasem Mazo wypełnia pewną niszę. Trafia do ludzi, którzy mają ochotę zagrać w szachy, pociąga ich ta plansza i rozgrywka figurami, ale nie poznali dobrze zasad.”
Jakoś mi się narzuca, że chodzi o niszę gier szachopodobnych, przy czym trudno to nazwać niszą przy tak wielu tytulach.
„I czekam na wywiad kapustki z Panem Bogiem (o ile istnieje).”
Myślę, że kapustka jednak istnieje… Chyba, że to zintegrowany twór modularny o strukturze skórzano-synapsowej stworzony na potrzeby marketingowe przez ONYCH.
Albo po prostu Transformer – a w życiu codziennym zwykła pralka Frania ;)
O tak, sporo tematów do rozmowy.
@dominusmaris: Zagrałem trzy razy, czołg okazuje się fajny i interesujący taktycznie.
Natomiast mam wrażenie, że przerzucanie sił i znaczenie pozycji akurat rośnie, gdy figury ruszają się powoli.
@konev:
Dobrze, jeśli autor gier pozna kilka współczesnych planszówek. Takich autorów już mamy. Ciekawe, na co może wpaść ten, który myśli w innych kategoriach. Dobre reguły dla „czołgu” są pewną próbką. Autor-outsider może wnieść ciekawe pomysły. Albo zagłodzić się brakiem inspiracji.
Nie będę obstawiał.
Zaimponowałeś mi odnajdywaniem paradoksów i nielogiczności. Znalazłeś chyba wszystkie! Jednak ja sam, gdybym nie pokochał Katanończyków (Osadników), to całkiem możliwe, że mówiłbym podobnie do pana Tadeusza.
No, pamiętajcie o pewnej niszy: dobra gra do szalupy ratunkowej!
@clown: Dokładnie tak, to inny punkt widzenia, odległy od eurograczy i europrojektantów, ale zrozumiały.
Sądzę też, że z natury jesteśmy logicznymi hipokrytami. To znaczy najczęściej od innych oczekujemy o wiele większej spójności logicznej, niż sami oferujemy.
Mój ostatni akapit nie wiąże się logicznie z poprzednim :)
No wlaśnie niestety często jest tak, że ten, który nie zna wspólczesnych planszówek wpada na pomysl następnego klonu Monopoly czy Magii i Miecza… czy szachów. Nie traktowalbym poznanie dzisiejszych gier jako przeszkody w stworzeniu czegoś oryginalnego, ale konieczności. Choćby po to by nie tracić czasu na odkrywanie Ameryki od nowa. Sztuką jest stworzenie oryginalnej mechaniki/gry wiedząc co już zostalo wymyślone i potrafić się z tego szablonowego toku myślenia wyrwać. Próba stworzenia oryginalnej gry nie wiedząc czy już podobnej nie stworzono jest oczywiście możliwa. Trzeba mieć jednak przy tym mnóstwo szczęścia.
konev – pełna zgoda, ALE – masz przykłady autorów gier, którzy wykorzystując sprawdzoną mechanikę, albo jej zlepek, tworzą coś teoretycznie nowego. Nic dziwnego, że potem słychać opinie w stylu: „X mechanicznie wykorzystuje rozwiązania z A, B i C”.
Niby fajnie, ale pozostaje niedosyt, że jemy tak naprawdę tego samego kotleta mielonego, tylko trochę więcej w nim papryki czy pieprzu :)
Patrząc na to z innej strony – znajomość współczesnych planszówek przeszkadza, bo wiem co jest modne i popularne i idę na łatwiznę, zamiast brnąć głębiej i dalej.
Nie interesuje mnie przyszłosć, a jedynie „tu i teraz” – buch – gierka z ogranymi mechanizmami, temat sam się dokleja, bo w eurograch tematyka jest często zupełnie od czapy, szybciutko na Essen, troche hype’u i gotowe. Potem tylko garść krytycznych uwag od zawiedzionych graczy i możemy spokojnie robić następną grę :)
Mnie, podobnie jak kapustkę, ciekawi to, co może wymyślić ktoś, kto nie ma do czynienia z nowoczesnymi planszówkami – taki planszówkowy Robinson Kruzoe :)
Ależ takich planszówkowcyh Robinsonów Kruzoe jest mnóstwo o czym już pisaliśmy. Można ich spotkać w wielu miejscach (choćby na forum). Niestety wielu uważanych jest za szaleńców zapewne z powodu dlugiego przebywania w samotności jedynie z pudelkiem Monopoly i/lub Magii Miecza ;).
Czego nam trzeba to obcego, który pokaże w jaki inny sposób może jeszcze dzialać ludzki mózg ;).
Według mnie tak samo – znajomość gier innych autorów przeszkadza. Wystarczy popatrzeć na nowo wychodzące gry. Jakiś dziwnym zbiegiem okoliczności 99% nowych gier mocno przypomina kiedyś już wydane gry. Gdyby tacy autorzy gier nie zagrali w Dominiona, Caylusa itp. to by teraz nie wydawali kolejnej gry opartej na deckbuildingu czy worker placemencie tylko pracowali by nad czymś unikalnym co sami wymyślili, dzięki temu nowe gry byłyby różnorodne, a nie kolejne klony tych samych mechanik.
Z innej beczki, yosz napisał:
„Go ma o wiele prostsze zasady niż szachy a wielokrotnie większą głębię.”
Brzmi jak kolejny zaczątek flejma w temacie co jest głębszą grą: szachy czy go :)
Bartek: patrząc z czysto matematycznego punktu widzenia go ma dużo więcej możliwych partii.
Do tej pory nie powstał program mogący pokonać profesjonalistę go, szachistę i owszem :)
Co nie znaczy że szachy łatwo opanować – to też bardzo głęboka gra :)
….
….
tyle że go jest głębsze ;)
Patrząc z czysto filozoficznego punktu widzenia glupoty gadasz Yosz zestawiając umiejętność grania przez komputer w Go/Szachy z ich rzeczywistą glębią. W ten sposób to można co najwyżej udowodnić, że dzisiejsze komputery są tak skonstruowane, że lepiej sobie radzą z pewnymi rodzajami obliczeń w Szachach niż w Go, a nie że jedna gra jest glębsza od drugiej ;).
dlatego napisałem na początku z „czysto matematycznego punktu widzenia” :)
miało się to odnosić do całej wypowiedzi. Nie da sie porównać głębi szachów i go. Obie gry wymagają dużo 'pracy’ i nauki włożonej żeby grać na średnioprzywzwoitym poziomie nie wspominając o jakimś zawodostwie czy nawet turniejach amatorskich na wysokim poziomie
@Bartek – analizując problem projektowania nie ma się co sugerować 99% wydawanych gier, bo 99% gier jest wydawanych po to, żeby się zwróciły – a więc mówią nam one tylko o problemie wydawniczym (wydając grę na dużą skalę trzeba zaspokoić oczekiwania jak największej grupy potencjalnych nabywców, a łatwiej to zrobić serwując w ładniejszej formie sprawdzone rozwiązania, niż coś nowego – vide gry komputerowe, w których przed rokiem 90 trudno było o plagiat, a w ostatniej dekadzie praktycznie nie wydano niczego oryginalnego), a nie projektowym. O braku pomysłowości projektantów może nam powiedzieć co najwyżej pozostały 1% gier wydanych (albo 99% gier nie wydanych ;)
Idąc tym tropem oryginalnych pomysłów oczekiwałbym raczej od kogoś nie borykającego się z problemami wydawniczymi – nie zaś: znającego lub nie znającego konkurencji.
A czy pod tym względem autor Mazo, nie naciskany przez nieubłagane prawa rynku, sprostał wyzwaniu, to można określić dopiero po kilkukrotnym zagraniu w tę grę :)
„Nie da sie porównać głębi szachów i go.”
Może i się nie da ale jak widać można próbować:
„Go ma o wiele prostsze zasady niż szachy a wielokrotnie większą głębię.”
;)
@Knife – może coś w tym być co piszesz, że to nie problem tego, że autorzy nie mają oryginalnych pomysłów, tylko raczej tego, że im te pomysły wydawcy odrzucają bo są „zbyt nowatorskie”. Ale jeśli tak faktycznie jest to chyba byłoby to jeszcze bardziej pesymistyczne.
Aż tak pesymistycznie nie jest – bądź co bądź stale pojawiają się gry-perełki. Tylko z ich odnajdywaniem może być coraz gorzej, bo przeciętnych gier jest coraz więcej :P Ale od odnajdywania perełek mamy GamesFanatic :D
Swoją drogą zbliżona do naszego offtopa dyskusja toczy się na konkurencyjnym blogu:
http://opinionatedgamers.com/2011/04/07/debate-is-this-the-golden-age-of-boardgaming/
Mam nadzieję, że nie zostanę zbanowany za wklejanie linków do konkurencji ;P
@knife: Oryginalne pomysły przyjdą od kogoś, kto nie przejmuje się rynkiem wydawniczym. Niezależnie od tego, czy zna wiele innych eurogier, czy też nie – świetna uwaga, przekonałeś mnie całkowicie. Indie planszówki nadchodzą.
Od dawna chodzi mi po głowie porównanie worker placement do grafiki 3d w grach komputerowych – obydwie zapanowały na rynku i zabiły kreatywność na długie lata.
W grafice 3d istotne okazało się, że znacząco podniosła koszty produkcji. Gry musiały zagwarantować zarobek. Nie sądzę, żeby worker placement podniósł koszty produkcji, ale może one zawsze były zbyt wysokie, aby ryzykować?
Myślę, że obydwa zjawiska zaszkodziły rozrywce, ale z różnych powodów – kosztowna grafika 3d zmusiła wydawców do ostrożności, a worker placement pozwolił zachować ostrożność przy wydawaniu kosztownych gier.