Jeżeli spojrzy się na gry planszowe z perspektywy lat i ogólnego (szufladkującego) punktu widzenia, to widać, że nie stoją zupełnie w miejscu, ale poddawane są najróżniejszym prądom i trendom występującym w branży. 7 czy 6 lat temu dość łatwo było dzielić i wyznaczać precyzyjne granice między eurogrami, ameritrashem czy grami wojennymi. Można było ufortyfikować się we własnym obozie i mówić, który typ mechaniki i sposobu przedstawienia rozgrywki nam odpowiada.
Później jednak świat się skomplikował. Każdy z gatunków, czując swoje słabości, pozazdrościł mocnych strony innym szufladkom i zaczął je wprowadzać na swój grunt. Gry wojenne i ameritrashy zapożyczyły najróżniejsze rozwiązania z kopalni nowoczesnych mechanik czyli eurogier, a eurogry porzuciły jedynie pacyfistyczny ton i abstrakcyjny charakter, a pokochały też większa losowość, temat i konflikt. Od paru lat hybrydy w światku gier planszowych są czymś zupełnie normalnym i powszechnym. Ot krótkie, uproszczone streszczenie historii.
Jednak ta ciągła wymiana idei we wszystkie strony dotyczyła najczęściej pojedynczych elementów. A to komuś spodobał się jakiś ogólny zarys tematu, a to ktoś zapożyczył jakiś charakter gry (konflikt, polityka), a to ktoś wykorzystał pewien mechanizm prowadzenia rozgrywki. Tak wyglądało to najczęściej. Jednak w obrębie tego szerokiego trendu zapożyczania pomysłów warto wyróżnić prąd, który polega na wykorzystaniu prawie całkowicie danej gry i przerobienia jej na własną modłę. Najlepiej można to dostrzec w postaci przerabiania znanych – wręcz kultowych – gier ameritrashu na grunt eurogrowy.
Na wsparcie dla tej teorii mam trzech przedstawicieli: Witch of Salem (2008), Letters from Whitechapel (2011) oraz Eclipse (2011). Każda z tych gier naśladuje mniejsze lub większe tuzy ameritrashowego świata, odpowiednio: Arkham Horror, Fury of Dracula i Twilight Imperium. Przy czym pozbywa nadmiernej złożoności, losowości i czasu rozgrywki, dostarcza zmyślnej mechaniki i mniej lub bardziej przenosi cały temat i fabułę. Przejdę po tych grach po kolei.
Witch of Salem jest tu najlepszym przykładem. Czerpie z Arkham Horror całymi garściami. Gra kooperacyjna, identyczny otoczka fabularna – walka z Przedwiecznym, jego wysłannikami, zamykanie portali między wymiarami. Co zostało zeurograizowane? Przede wszystkim czas rozgrywki, z czterech godzin skok do góra godziny, znacznie mniejsza złożoność zasad i choć losowość występuje, jest również znacznie niższego poziomu.
Letters from Whitechapel zapożycza okres historyczny z Fury of Dracula, bo w obu grach mamy koniec XIX wieku, ale już sama tematyka jest trochę inna. Tutaj pościg za Kubą Rozpruwaczem, tam za Drakulą. Jednak najważniejsza jest bardzo, ale to bardzo podobna konwencja, w której jeden gracz gra przeciwko zorganizowanej grupie graczy i próbuje zmylić ślady. A co dzięki eurograizacji dostajemy? Czas rozgrywki może niedużo lepszy, bo na poziomie 30-60 minut na korzyść Letters from Whitechapel, ale przede wszystkim uproszczenie reguł przy jednoczesnym zmniejszeniu losowości i zwiększeniu panowania na przebiegiem rozgrywki.
Ostatni przykład jeszcze nie pojawił się na półkach sklepowych, ale trudno go nie wymieniać, skoro również świetnie wpasowuje się w wymieniony przeze mnie trend. Mowa o Eclipse i jego nawiązaniach do kombajnu jakim jest Twilight Imperium. W obu grach jest bardzo podobna batalia najróżniejszych gwiezdnych cywilizacji o panowanie w galaktyce. Tylko, że Eclipse jest eurograizacją sztandarowego przedstawiciela ameritrashu jakim jest Twilight Imperium. Co w zamian? Przepiękny czas rozgrywki, 3 godziny zamiast 5-6 godzin. Zmniejszenie złożoności, ale bez prymitywizacji, po prostu zastąpienie trzonu mechaniki nowoczesnymi rozwiązaniami. I może poza dogłębną polityką jaka występuje w Twilight Imperium, wszystko inne mamy w nadmiarze – walki, eksploracje kosmiczne, rozwój i budowa floty czy odkrycia naukowe.
Nie będę ukrywał, że wszystkich trzech przedstawicieli: Witch of Salem, Letters of Whitechapel i Eclipse powitałem z otwartymi rękami. W ich pierwowzory nie mam możliwości zagrać, bo albo nie mam tyle czasu i tak dobrze zorganizowanej ekipy graczy, albo wręcz brakuje mi zaparcia na przebijanie się przez grube instrukcje. Pozostaje mi tylko trzymać kciuki za kolejne, pełne eurograizacje, które pozwolą mi przenieść się w fantastyczne światy i rozwiązania do tej pory wymagające dużych nakładów czasu i zaangażowania.
Pancho powrócił !!!!!!!
O, widzę, że okładka Witch of Salem ma nowego bohatera ;P
Trochę te nawiązanie Listów do Drakuli jest według mnie na wyrost, bo jeśli już to bardziej do Scotland Yardu, ale felieton bardzo fajny :-) Ciekaw jestem czy to tak po Kaszubkonie czy na dłużej ;-)
Co ciekawe nawet FFG robi podobne ruchy i teraz wydaje Elder Sign który jest reklamowany jako Arkham w godzinę.
Ciekawe kiedy zrobią Twilight Imperium the Card Game (albo Deck Building Game) :D – TI3 w godzinę ;)
Albo może Starcraft, w którym przygotowanie gry będzie trwało mniej niż 5 minut a nie pół godziny
Kiedyś Don Simon robił fotomontaże z Pancho w roli głównej. Teraz Pancho sam się wkleja. I idzie mu to dużo lepiej ;-)
teraz mamy Panchostację a już niebawem będzie z Gamesfanatic.pl – Wszystko o grach Panchowych
Świetny artykuł, tylko tak krótko wtrącę, bo nie mam akurat teraz czasu na dłuższe rozhowory, że to samo mniej więcej daje się zaobserwować w grach wojennych (oczywiście z pewnymi niuansami wynikającymi ze specyficznej materii). Eurogry przeorały świadomość, czy się to komu podoba, czy nie. :)