Na Essen 2015 swoją burzliwą premierę mieli Codenames. Tajniacy (bo taki nosi tytuł polskie wydanie) z miejsca podbili serca graczy na tych największych europejskich targach gier planszowych, a na BGG noty plasują się powyżej ósemki. Ciekawe, dlaczego?
Zasady gry
Wszyscy uczestnicy zabawy (od 4 osób wzwyż) dzielą się na dwie drużyny. Każda drużyna wybiera swojego szefa – pozostali będą próbować jak najszybciej nawiązać kontakt ze wszystkimi swoimi agentami. Ups… to klimat szyty grubymi nićmi. Pozostali po prostu będą odgadywać hasła.
Na stole układamy 25 kart ze słowami. Szefowie otrzymują wspólną losową kartę-klucz. To na niej zaznaczony jest układ kart na stole – 9 słów należy do drużyny rozpoczynającej, 8 dla przeciwników, jedno słowo to zabójca, a pozostałe są neutralne. Tury rozgrywane są naprzemiennie. W swojej turze Szef Wywiadu podaje swojej drużynie hasło (słowo + liczba), którym powiąże ze sobą kilka kryptonimów (rzecz jasna powinny one należeć do jego drużyny). Przykład: „zwierzę 3” – oznacza trzy kryptonimy leżące na stole, które kojarzyć się będą ze słowem zwierzę. Zadaniem drużyny jest odgadnięcie tych słów. Co się stanie, gdy drużyna wskaże jakieś słowo?
- jeśli odgadła własne słowo, zgaduje dalej (maksymalnie tyle razy, ile wynosi liczba użyta w haśle +1), a szef przykrywa odgadnięty kryptonim kafelkiem drużyny.
- jeśli wskazała słowo należące do drużyny przeciwnej lub neutralne – tura drużyny się kończy, a szef przykrywa hasło kafelkiem – odpowiednio – drużyny przeciwnej lub neutralnego obserwatora
- jeśli wskazała słowo-zabójcę – przegrywa!
Gra toczy się do momentu, aż wszystkie hasła jednej z drużyn zostaną ujawnione (uwaga – nie muszą to być hasła explicite wskazane przez tę drużynę, błąd drużyny przeciwnej również przybliża ich do zwycięstwa). To ona jest zwycięzcą partii.
Wariant 2-osobowy
Zasługuje na uwagę, bo nie zawsze uda się zebrać 4 graczy, a w ten wariant można się bawić we dwójkę lub w trójkę. Wtedy jest to gra kooperacyjna. Jeden szef i reszta drużyny. Nasza tura wygląda tak samo, zmienia się tylko tura naszych oponentów – szef bierze kafel drużyny przeciwnej i przykrywa nim jedno wybrane przez siebie słowo przeciwników. Wygrywamy wtedy, gdy uda się odgadnąć wszystkie nasze słowa, zanim zostaną ujawnione słowa rywali.
Wrażenia
O Codenames napisano już wiele, zanim jeszcze ujrzeli światło dzienne w postaci naszej rodzimej wersji. Przyznam się, że śledziłam wszelkie doniesienia i z niecierpliwością czekałam na ukazanie się wydania PL. Cóż zatem mogę jeszcze dodać do peanów pochwalnych, które na pewno już słyszeliście? Niewiele więcej. W Tajniaków gra mi się świetnie. Nie grałam w wersję anglojęzyczną i trudno mi powiedzieć, czy niuanse języka pomagają czy szkodzą – na pewno jednak po naszemu gra się bardzo dobrze.
Nie jestem humanistą. Nie cierpię wszelakiego rodzaju gier słownych, kalamburów i quizów. W testach na inteligencję zawsze najgorzej wypadały mi zadania, w których trzeba było korzystać z bogatego słownictwa i skojarzeń, a na języku polskim konieczność stosowania synonimów w wypracowaniach przyprawiała mnie o dreszcze. Dziwić więc może fakt, że na Codenames czekałam. Ano tak, bo jako matematyk kocham wszelkiego rodzaju dedukcje i łamigłówki. I nie żałuję – w Tajniaków gra mi się fantastycznie.
Właściwa gra zaczyna się od 4 graczy wzwyż, bo wtedy tworzymy dwa zespoły i ze sobą rywalizujemy. Ale choć to w założeniu jest imprezowa gra, to muszę przyznać, że bardzo dobrze grało mi się również w dwie osoby. Tak się nawet złożyło, że przez pierwszy miesiąc grałam tylko w dwie osoby… i wciąż nie miałam dosyć. Wbrew temu, co na pudełku (14+), całkiem nieźle grało mi się z dziećmi lat 12+. Owszem, czasem trzeba było wytłumaczyć znaczenie jakiegoś słowa, ale skojarzenia dziecko miało jak najbardziej prawidłowe i radziło sobie w obu rolach. I nie powiem, że najgorszą wtopę zaliczyliśmy grając w gronie dorosłych. Otrzymałam podpowiedź „biżuteria 1” gdy na stole leżały diamenty i perły. Wybrałam perły. Perły były zabójcą… brat pomyślał, że wybiorę diamenty, w końcu to diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety, prawda? Ech, czasem lepiej grać z dzieckiem ;).
Gdy do stołu siadają trzy osoby mogą grać w tej samej drużynie lub stoczyć pojedynek dwóch szefów. Wszystko zależy od ludzi i ich nastawienia do gry. Może przyjść taki moment, gdy zakiełkują podejrzenia, że osoba odgadująca sprzyja jednej ze stron. Nie bójmy się trybu kooperacyjnego, z wirtualnym przeciwnikiem, bo to też ciekawe wyzwanie. Jak dla mnie Codenames chodzą na dwie osoby dużo lepiej niż niejeden eurosuchar. Po prostu w tym wariancie nie są grą imprezową i tak ich należy oceniać.
Siedzi zając w polu przy kamieniu i coś rysuje. Podchodzi zaciekawiony wilk i pyta:
– Zając co tam piszesz.
– Prace dyplomową – odpowiada zając.
– A na jaki temat?
– O wyższości zajęcy na wilkami.
– O ty kurduplu! – zawołał wilk.
Chwyta zająca za uszy i ciągnie w krzaki, po chwili wypada z krzaków cały poobijany, futro wymięte, ucho naderwane.
Za chwilę z tych samych krzaków wychodzi niedźwiedź i mówi:
– Nie ważne, jaki jest temat – ważne kto jest promotorem!!!
To w temacie kolejnego zabójczego skojarzenia. Hasło brzmiało „Opiekun 2”. Co byście wybrali? Oczywiście chodziło o anioła i pielęgniarkę. Ale ja przekombinowałam: „opiekun – promotor – niedźwiedź”. A niedźwiedź był zabójcą ;). Ta gra jest naprawdę fantastyczna!
Jak wcześniej wspominałam przez pierwszy miesiąc grałam wyłącznie w dwie osoby. Już wtedy bardzo mi się podobało. Gdy po raz pierwszy zagrałam drużynowo poziom uwielbienia dla gry niemal wyszedł poza skalę ;).
Jest to jedna z lepszych gier imprezowych w jakie przyszło mi grać. I nie jestem w tym odczuciu osamotniona. Blisko połowa osób, którym pokazywałam tę grę deklarowała chęć zakupu lub pożyczenia jej ode mnie. Nigdy też nie kończyło się na jednej partii. Momenty skupienia przeplatane są salwami śmiechu. Zgadujący nakręcają się (nawet jeśli mówią tylko sobie a muzom, bo kiedy w drużynie jesteś sam na sam ze swoim szefem to nikt przecież nie powiedział, że nie możesz myśleć na głos) a szefowie próbują, nie rzadko z miernym skutkiem, utrzymać kamienną twarz – co powoduje jeszcze większe wybuchy radości.
Czy ta gra ma jakieś wady? Tak, zdarza się, że jednej z drużyn podejdzie łatwiejszy układ – ale w grze imprezowej niespecjalnie to przeszkadza (bo dobra zabawa jest na tyle dużą wartością dodaną że nikt nie przejmuje się takimi duperelami) a w grze kooperacyjnej ten problem nie istnieje.
A co z regrywalnością? Jest olbrzymia. I praktycznie nie ma takiej możliwości aby układy się powtórzyły. Po jakimś czasie oczywiście zaczną się powtarzać słowa, ale nie dość, że będą inaczej rozlokowane na stole, nie dość, że w komplecie z innymi (choć być może te inne też już widzieliście) to jeszcze kart z proponowanymi układami jest dużo, a każdą można zorientować na 4 sposoby. Nie ma takiej możliwości, żeby dwie partie były podobne do siebie. Nie ma takiej możliwości, żeby skojarzenia były takie same. No way.
Gra jest genialna i to nie tylko w swojej kategorii, bo jako dwuosobówka też sobie całkiem dobrze radzi. Ma ogromną szansę spodobać się nawet ludziom, którzy dotąd omijali ten typ gier szerokim łukiem. A ja jestem tego przykładem.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(10/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra praktycznie bez wad, genialna i to nie tylko w swojej kategorii. Ma ogromną szansę spodobać się nawet ludziom, którzy dotąd omijali ten typ gier szerokim łukiem.
Spróbujcie modnego ostatnio wariantu z wykorzystaniem kart od Dixit:)
Zamiast słów-haseł układa się karty obrazkowe dixit. Reszta według oryginalnych zasad.
Wtedy to dopiero jest jazda:D
Tajniaków dostałem na gwiazdkę i od razu sie w nich zakochałem własnie ze względu na nieskończoną praktycznie ilośc kombinacji:)
Niestety mój Dixit zmienił jakiś czas temu właściciela. Ale jak tylko nadarzy się okazja (czyt. gracz z Dixitem, a zdaje się, że ktoś w redakcji się niedawno chwalił Odyseją ;)) to nie omieszkam spróbować…
Bardziej niż gra imprezowa jest to dla mnie gra na inteligencję. Świetna, ale kilka partii pod rząd bym nie zagrała. Właśnie dlatego, że więcej w niej wysiłku niż zabawy :) / Dziś właśnie zagrałam z grupą 11-latków. Dało radę, ale tylko z tymi najbystrzymi (niektórzy nie wiedzieli, co to jest „ruletka”!).
Po części się zgadzam. Ja jestem wypluta po kilku (pod rząd) partiach – ale imprezowych, w większym gronie. Wtedy faktycznie nie idzie grać w nic cięższego. Po partiach dwuosobowych spokojnie mogę usiąść jeszcze do jakiegoś mozgożera i być w stanie myśleć.
11-latki nie wiedzą co to jest ruletka? Czego ich uczą w tych szkołach?!