Tak wiem, są Święta. Ale ja mam dużo wolnego czasu. I lubię pisać. No i ile można jeść? ;) Nie, nieprawda. Wcale dużo w Święta nie jem. I wcale dużo nie gram. Dziś (czyli wczoraj) u rodziców pokłóciliśmy się przy Scrabblu. Stwierdzam, że ta gra jest bardzo streso- i sporogenna. Ale nie o Scrabblu dzisiaj. A właściwie: o Scrabblu nie dzisiaj…
Jeśli opisywany wcześniej Stefan Dorra ma pecha, to co powiedzieć o autorach Deukaliona? Zerknijmy na BGG. Jeden fan, jedna 10tka, jedna 9tka, ponad 4000 miejsce w rankingu. Co prawda Wilfried Lepuschitz i Arno Steinwender nie mogą pochwalić się listą nominacji jak ich starszy kolega, ani nawet życiorysem, którego choćby kawałek mówiłby coś graczom stroniącym od gier dziecięcych, ale odwalili przy Deukalionie kawał dobrej roboty. Tytuł, wydany w 2008 roku, dał światu gier dwie rzeczy. Wniósł odświeżenie do mechaniki „roll and move” oraz dał nowatorskiego KYLIXa. A świat gier to zwyczajnie zlał.
Na wstępie pragnę nadmienić, iż bardzo doceniam Deukaliona (doceniła go również Wiedeńska Akademia Gier przyznając tytuł Spiele Hit für Familien 2008), ale zdaję sobie równoczesnie sprawę, że jest to gra przeznaczona wybitnie dla rodzin, lub dla osób – szczególnie tych pałających sentymentem do starych „dobrych” gier kulanych – które pragniemy wyprowadzić z mroków lasu pełnego grzybów i chińskich monopolistów i powoli przestawiać na brave new world.
Świat bohaterów
Poprzez Deukaliona otworzymy przed nimi na razie świat greckiej mitologii i czterech herosów: Perseusza, Herkulesa, Achillesa oraz tytułowego – najmniej chyba znanego – Deukaliona, którzy żeglując po greckich morzach starają się zebrać wymagane minimum punktów. Punkty kolekcjonujemy w grze podobnie jak w Osadnikach z Catanu czy Elasundzie – zajmując określone miejsca na planszy oraz zbierając karty punktów. Gra kończy się, gdy jeden z graczy uzbiera owo minimum. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż prowadzona w przygodowym klimacie potyczka czterech bohaterów jest, jak na grę familijną, dosyć interakcyjna i punkty można sobie, choć nie bez wysiłku i szczęścia, odbierać.
Jak należy się spodziewać, Deukalion jest grą losową, ale jest to losowość, nazwałabym, ciekawa. Znam wiele przykładów losowości o wiele bardziej wmożonej, a jednak docenianej, więc nie uprzedzajmy się. Szczególnie, że główną rolę odgrywa w niej KYLIX…
Szczegóły
Oto plansza. Bardzo ładna, dopieszczona, utrzymana w bardzo sympatycznych barwach. Na niej greckie wyspy, miasta, dużo wody, miejsce na karty, w jednym rogu nawet Hades, a w centrum miejsce na KYLIX…
Miasta oferują towary/skarby (nie pamiętam nomenklatury) lub miejsce do osiedlenia. Ale nie są zbyt przyjazne i o wszystko trzeba się bić. Nawet o gościnę. Liczba w tym-jakby-grzybku (jak nazwać ten kształt?) stanowi, jaką siłą dysponuje miasto, czyli ilu chłopa z grabiami czeka na nas na nabrzeżu w szyku powitalnym ;)
Po planszy pływamy sobie takimi oto stateczkami 3D. Między nimi plącze się w morskich odmętach hydra, której ukatrupienie przynosi punkty. Walkę z hydrą możemy zainicjować sami lub inny usłużny kolega może ją zupełnie bezinteresownie skierować w naszą stronę.
Stateczek w wersji 2D, który leży przed nami na stole, wygląda natomiast tak jak poniżej. Znajduje się nim 10 miejsc, które zapełniamy wojakami lub w toku podróży skarbami.
Siłą swej intuicji odgaduję, iż większości z Was zrodziło się w głowie pytanie, po co wojakom po prawej krzyżyki. Mianowicie, wojak z jednej strony jest martwy, a z drugiej żywy. Walki rozstrzyga się w Deukalionie poprzez „rzut wojakami”. Zależnie od pozycji upadu delikwent daje nam siłę „1” albo „o”. Na sztorc daje „0,5” jakby to kogoś bardzo interesowało. W ten sposób walczymy z hydrą, z obroną miast i z innymi graczami, bo na ich okręciki też możemy dokonać abordażu.
Po drodze możemy posiłkować się kartami akcji, a wszystko po to, aby zbierać z kolei karty zadań i punktów. Karty zadań są dobrem widocznym i wspólnym. Kto wykona zadanie z karty (typu „przewieź czerwoną kostkę do Aten” lub „pokonaj innego gracza w walce”) otrzymuje ją, a do kompletu zapisane na niej punkty. Kto natomiast dostarczy dowolny skarbotowar do Aten, zdobędzie w odpowiednim momencie przewagę w zaświatach lub pokona hydrę otrzymuje kartę wartą 1 (ale za to jaki duży!) punkt. Ostatnie źródło pezetów to ludki, które udało nam się wepchnąć do miasta jako osadników (vide: osady i miasta w Osadnikach z Catanu). To tak z grubsza o punktach.
Na koniec wypadałoby wreszcie wyjaśnić, cóż to jest ten KYLIX i do czego służy. Otóż, Kylix napędza machinę rozgrywki, napędza każdą kolejną rundę. A wygląda to to tak.
I z leksza przypomina mi karty wydarzeń w Świecie bez Końca. Gracz aktywny miele kostki w Kylixie, które układają się w przegródkach. Wartość na środkowej kostce określa, o ile pól poruszają się w tej rundzie wszyscy pozostali gracze. Kostki skrajne, w zależności, jak gracz obróci kubek, określają dystrybucję nowych kart akcji pomiędzy graczy, ruch hydry, liczbę zmartwychwstałych z Hadesu poległych wojaków (tych, co upadli krzyżykiem do góry i przenieśli się w podziemia, znaczy – do rogu planszy) oraz zasięg ruchu okrętu gracza aktywnego. Całość jest fajnie pomyślana też dlatego, że podczas gdy gracz zastanawia się, jakie ułożenie będzie dla niego najbardziej korzystne pozostali gracze wykonują swoje tury płynąc o wskazaną liczbę pól i łupiąc miasta, wożąc skarby oraz idąc w ślady tego, co „łeb urwał hydrze”. Na koniec rundy gracz aktywny rozgrywa swą bardziej rozbudowaną turę, po czym kubek przechodzi w ręce kolejnego herosa.
Krótkie podsumowanie
Rozgrywka polega więc na pilnowaniu stanu punktowego przeciwników, wywalaniu ich z osad, napadaniu i odbieraniu skarbów oraz posyłaniu ich wojaków na przejażdżkę Styksem. W skrócie, na szukaniu najlepszych okazji na zdobycie punktu lub dwóch. Gra toczy się wartko, przyjemnie, ale tak jak zaznaczyłam wcześniej, jest to mimo wszystko i mimo nowinek gra stricte rodzinna. Na tyle jednak interesująca, że jeśli przyjdzie Wam w nią zagrać, na pewno nie będziecie się chlastać z rozpaczy szarym mydłem.
I jeszcze krótsza dygresja
Gry rodzinne dużo częściej oferują ciekawe nowinki niż gry dla gamer’ów. Bawią ludzi magnesami, światełkami, elementami przesuwanymi, składanymi, chybotliwymi itp. Tymczasem w świecie geeków podniecamy się tekturową wieżą bitewną z Szoguna i kostkami w kubku… Czy trójwymiarowa lub ruchoma przestrzeń nie może koegzystować z procesem myślowym? Zdaję sobie sprawę, że zaraz w komentarzach pojawi się mrowie przykładów na ciekawostki zastosowane w różnych grach, ale czy będą to na pewno tytułu cięższe? Dłuższe? Bardziej wymagające? Wdzięczna za trafne sugestie i celne spostrzeżenia, kłaniam się i życzę pogodnego drugiego dnia Świąt… :)
Deukalion, autorzy: Wilfried Lepuschitz, Arno Steinwender
rok wydania: 2008
graczy: 2-4
czas: 60 minut
cena: 39zł (!)