Podróż sentymentalna
Szachy to nie jest moja ulubiona gra. Znam zasady, kilka razy podchodziłem do nich z poważniejszym nastawieniem, ale na tym się kończyło. Szachy to jednak gra, która zawsze kojarzyć będzie mi się z tatą, grającym wieczorami z sąsiadem. Ja będąc wtedy kilkuletnim maluchem, bawiłem się bierkami :-) Z czasem poznałem go, ta gra stała się dla mnie Graalem (uwaga, nawiązanie do recenzji Moniki ;-) ), a szachy… umarły dla mnie wraz z tatą…
W odległej galaktyce
Może nie umarły tak całkowicie, bo grając już jako tako w go, czasami miałem ochotę poznać i szachy. Gdzieś tam szukałem książek – ale nie kupowałem ich, gdzieś tam grałem z komputerem – szachowe programy grają bardzo dobrze, w przeciwieństwie do programów kaleczących go, ale nigdy nie załapałem bakcyla. Powodem była potrzeba poznania otwarć i innych szachowych kruczków… a ja wolałem poznawać fuseki i joseki :-)
Nie tak daleko od nas
Bo za zachodnią granicą, dwóch panów: Heinrich Glumpler i Matthias Schmitt, zapragnęło odświeżyć ten tytuł, a dokładnie pokazać nowe oblicze szachów, pozbawione wad ojca. Jakie to wady – to właśnie to, co odrzucało mnie, co wspomniałem we wcześniejszym akapicie. Potrzeba uczenia się otwarć, „wkuwanie” układów. Wiem. Dla jednego to wady, dla innego zalety, ale faktem jest, że ta wiedza czasami jest istotniejsza od… inteligencji gracza, który nie ma potrzeby się ich uczyć. Panowie myśleli, myśleli – bardzo polecam wywiad z nimi – aż w końcu powstało Schachen.
Bierki bez szachownicy
Takie jest Schachen. To granie „bierkami” bez szachownicy. Specjalnie bierki umieściłem w cudzysłowie, bo bierki są żetonami, z nadrukowanymi nań znakami, znanymi z klasycznych szachów. Co więcej, te bierki dalej przemieszczają się jak klasyczne, a celem jest – jak zawsze – zamatowanie króla przeciwnika. Jedyna różnica to ta nieszczęsna (a może przeciwnie) plansza i fakt, że gracze zaczynają zabawę z ograniczoną liczbą bierek na „planszy”.Dokładnie z czterema pionami i królem. Reszta dolosowuje się w trakcie gry. Plansza jest wirtualna, dalej jest to szachownica (chociaż nie widoczna), z tym że nie ma ograniczeń. Jedynymi ograniczeniami są bierki, które znajdują się na planszy. W trakcie swojego ruchu gracz przemieszcza jedną z nich – zgodnie z klasycznymi zasadami – z tym że po ruchu figur, ta musi znajdować się na polu sąsiadującym z jakąś bierką na planszy lub na polu gdzie stała bierka przeciwnika – po biciu. Po ruchu gracz może – jeśli chce lub jeśli umie – wyłożyć na planszę jedną z trzech bierek (żetonów) jakie ma na ręce. Jeśli jest to pion, to musi sąsiadować z innym własnym pionem, jeśli figura, to musi być umieszczona za stojącym już pionkiem. W sumie tak jak w klasycznym rozstawieniu szachów.
Gra kończy się zamatowaniem króla przeciwnika, lub w momencie gdy jeden z graczy nie potrafi wykonać ruchu – wtedy mamy remis.
W poszukiwaniu zaginionej planszy
I tak sobie gramy, wykonujemy ruch, dostawiamy żeton i tak dalej. Czy to fajne? I tak i nie. Zacznę od wad… bo w sumie mogę mówić o dwóch ;-) Pierwsza, to brak szachownicy. Jest to na początku męczące. Niestety nie każdy od razu widzi te wirtualne kwadraty, z czasem gracze się przyzwyczajają, ale ideałem byłby odpowiedni obrus na stole. Druga wada to czas rozgrywki. Czytając wspomniany wywiad, jeszcze nim zagrałem, miałem wrażenie że Schachen to gra prostsza i szybsza. Nic bardziej mylnego. To że gra nie jest łatwiejsza, to zdecydowana zaleta, a szybkość… cóż, raczej bliżej rozgrywce do godzinnego pojedynku niż do pół. I znowu, to taka wada jak nie wada, ale wolę o tym wspomnieć.
Teraz milsza część recenzji. Gra mnie wielokrotnie zaskoczyła. Po pierwsze, autorom udało się to, do czego dążyli… czyli wyeliminowali otwarcia. Działa to świetnie, rozgrywka to nie przeglądanie (w głowie) setek układów, tylko ciągłe rozwiązywanie problemów za pomocą tego co mam na planszy i tego co mogę wprowadzić. Doprowadza to nie tylko do przeliczania ruchów, ale i tworzenia zestawów ruchów. Sente – wybaczcie, używam określenia z go, oznaczającego inicjatywę – jest tu bardziej istotne niż w szachach. Wprowadzanie nowych bierek kojarzy mi się z inną grą „szachopodobną” – Japońskimi szachami, czyli Shogi. W Shogi wprowadzanie zbitych pionów jest jeszcze mocniejsze, ale w Schachen też zaskakuje. W klasycznych szachach (również Shogi czy Xiangqi – Chińskich szachach) mamy do czynienia z wagą pionów. Najprościej mówiąc, wieża jest mocniejsza od piona ale słabsza od królowej. W Schachen też tak niby jest, ale… właśnie te ale. W Schachen, oprócz tego co mamy na planszy, równie, a nawet bardziej istotne jest to, gdzie mamy. Królowa może czasami być kompletnie bezużyteczna, a zanim będziemy mogli ją w odpowiednie miejsce przestawić – żeby zaczęła działać – gra może się skończyć. To jest niesamowite, powiedziałbym genialne.
Co ciekawe, w trakcie partii nie przeszkadzała mi losowość, dobierania bierek jakie będę mógł wprowadzić. Po wykonaniu ruchu i wprowadzeniu bierki na planszę, dolosowujemy kolejną, tak by mieć trzy na ręce. Wydawało by się, że ten los może przesądzać o partii, ale nie. Powodem jest wspomniana zmienna waga bierek.
Ostatnim bardzo ciekawym elementem, jest promocja piona. Normalnie, należy go doprowadzić do końca planszy, a jak nie ma planszy? Trzeba wprowadzić go na pole znajdujące się na wysokości króla przeciwnika. I działa to w jedną stronę – czyli jeśli król wejdzie na pole na wysokości piona współgracza, to ten go nie awansuje. To kolejny ciekawy element strategiczny tej prostej, małej gierki…
Wielkość nie ma znaczenia
A jak jesteśmy już przy niewielkich rozmiarach, to kilka słów o wydaniu. Schachen to pudełeczko, żetony bierek i instrukcja. To wszystko. Pudełeczko jest małe i zgrabne, żetony na kartonie – czarno białe, a instrukcja… jak instrukcja i również w takich kolorach (w sumie po co miały by być inne). Żałuję jednego, że Schachen nie zostało wydane jak Hive, na porządnych bakelitowych płytkach. Powód? Gra byłaby pewnie droższa, ale można byłoby ją wszędzie bez obaw zabrać i zagrać, a mobilność to niewątpliwa zaleta tej gry.
I jak?
To tyle co chciałbym opowiedzieć o Schachen. Miłośnicy gier „szachopodobnych” muszą się z ta niepozorną gierką zapoznać. Ci który nie przepadają za szachami z powodów wcześniej opisanych również powinni zagrać. Gracze mający awersję do gier logicznych… raczej nie powinni do pudełka zaglądać, bo Schachen to nie jest dobry tytuł dla takich osób. To dobra gra dla lubiących cięższe gry logiczne i tym grę również polecam. Na koniec wspomnę, że grałem również z osobami kochającymi szachy i byli bardzo mile i pozytywnie zaskoczeni.
Dziękujemy firmie Quander za przekazanie gry do recenzji.
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(3/5):
Interesujące. Ale brak planszy może być poważną wadą – zwłaszcza jak ktoś coś krzywo postawi i trzeba będzie dochodzić, która to linia była. Ciekawe jak będzie polska nazwa? SzachMi? SzachCi?
Wszystko, co chciałem o Schachen powiedzieć, Folko zawarł w recenzji, więc nie będę strzępił języka :)
Co do braku planszy – dla mnie nie jest to wada, a raczej element dodający dodatkowy wymiar rozgrywce, zmuszający graczy do patrzenia, hmm… przestrzennego? W każdym razie świetnie komponuje się z resztą mechaniki.
Ewidentnie ważne jest wskazanie, że waga figur w Schachen nie jest tożsama z ich wagą w szachach – to ewidentnie wywraca wszelkie szachowe teorie „przeliczeniowe” na temat jakości poszczególnych bierek.
Namówiłem ostatnio kolegę szachistę do rozgrywki i z przyjemnością go ograłem, biorąc rewanż za wszystkie porażki w tradycyjnych szachach. Od tej pory jesteśmy umówieni na naprzemienne partie szachów i Schachen :)
Polska nazwa? Szachuje!
Dzięki za recenzję. Muszę polecić koledze szachiście.
Ja_nie, „szachuje!” nie brzmi najlepiej. Kiedyś krążył podobny kawał z Miodkiem i słowem „zarachuje”.
Parafrazując:
Dzwoni babka do profesora Miodka i pyta:
– Przepraszam, czy SZACHUJE to dobry tytuł na grę?
A Miodek na to:
– Wie pani, kulturalniej byłoby powiedzieć PANOWIE, PROSZĘ O CISZĘ.
:)
Clownie masz rację pomysł z nieograniczoną planszą jest dobry, niemniej naprawdę nie gra się na nieskończonej planszy. Można było w testach ustalić jakie jest typowe pole gry i dać np 9-16 małych plansz, które gracz dokładałby z odpowiedniej strony w miarę rozwoju sytuacji.
Albo obrus, o którym pisze folko :)
Co do samej gry ta losowość w doborze figur jest jednak niepokojąca. Czy grze bardzo zaszkodziłoby gdyby wybierać je z pełnej puli?
W świetle istnienia bogatej literatuty do Go, konieczności wkuwania fuseki, joseki itd. wydaje mi się, że to powinno odrzucać od Go w takim samym stopniu co od Szachów.
Każda gra, nawet losowa z czasem obrasta w coraz bardziej ambitne analizy i strategie, żeby tego uniknąć należałoby grywać co najwyżej po kilka partii i zatrzymywać akurat w momencie, w którym zaczynamy grę „rozumieć”, kiedy potrafimy ocenić sytuację na planszy, kiedy potrafimy ocenić konsekwencje naszych posunięć dla osiągnięcia zwycięstwa w grze.
Usprawnień szachów istnieje i jest grywanych całkiem sporo. Począwszy od wprowadzania nowych figur, powiększania planszy, jej częściowego modyfikowania, gry w ciemno, z nieznanego ustawienia figur u przeciwnika, dokładania dodatkowych graczy, aż po modyfikację celu gry. Zainteresowanych odsyłam do Encyklopedii szachowej, gdzie opisano grubo ponad dwadzieścia wariantów szachów.
Ja uważam, że najbardziej porywający jest tzw. Kloc. Gra para zawodników przeciwko drugiej parze. Gra toczy się na dwóch szachownicach ułożonych obok siebie, tak aby obydwaj gracze z jednej drużyny grali odmiennymi kolorami. Obydwie partie toczą się niezależnie od siebie, a jedynym momentem współpracy pomiędzy graczami z tej samej drużyny jest przekazywanie partnerowi zbitych przeciwnikowi bierek (partner i przeciwnik grają tym samym kolorem). Każdy może zamiast wykonania prawidłowego posunięcia bierką na planszy dołożyć jedną z bierek z ręki na wolne pole na szachownicy. Nawet dając przeciwnikowi mata!. Jedynym ograniczeniem jest dostawianie pionów, których nie można dokładać ani na pierwszą ani na ostatnią linię. Także po dotarciu na pole przemiany pion zamiast awansować jest natychmiast zdejmowany z planszy i przekazywany partnerowi przeciwnika. Z różnych względów w Kloca trzeba grać koniecznie z zegarem szachowym – przyczyn nie będę teraz wyjaśniał. Grę kończy zamatowania jednego z przeciwników, koniec czasu do namysłu jednego z graczy, bądź zbicie przeciwnikowi króla (kara za gapiostwo, raczej rzadki przypadek). Wygrywa oczywiście cała drużyna. Czas lepiej nastawiać krótki np. 5 min, wtedy gra nabiera wigoru.
„Otwarcia” oczywiście dalej istnieją.
Otwarcie to po prostu pierwsza faza gry.
Różnica może polegać na tym, że w niektórych grach, wczesny etap gry
ma dużo więcej (sensownych) możliwych kombinacji, niż w szachach,
wiec trudniej z góry rozpracować i zapamiętać niż w szachach.
To jeden z powodów dlaczego np gra Go opierała się komputerowym
programom dłużej niż szachy.