Nie tak rzadko zdarza się, że dobrze znana i lubiana gra planszowa zostaje wydana w nowej wersji, często ze zmienionymi zasadami. Taki lifting różnie bywa odbierany przez miłośników danego tytułu. Czasem jest to pozytywna zmiana podyktowana zmieniającymi się gustami estetycznymi. Innym razem jest to dopracowanie reguł w odpowiedzi na krytyczne głosy graczy. Najczęściej jednak wynika to z chęci zdyskontowania popularności tytułu i zaoferowaniu go nowej grupie nabywców.
Jungle Speed (znany także w wersji Prawo dżungli) to kapitalna gra imprezowa. Emocje przy tej rozgrywce bywają skrajnie różne (od mnóstwa śmiechu z pomyłek gapciów do krańcowej agresji podczas walki o totem), ale gra ma swoich wiernych fanów i jest jedną z najłatwiej wprowadzających nowych graczy w świat nowoczesnych gier imprezowych.
Od niedawna możemy zapoznać się z mutacją tej kapitalnej gry pod nazwą Jungle Speed Safari. Najbardziej wyrazistym wyróżnikiem tego nowego tytułu jest wykorzystanie aż pięciu totemów! Na tytułowe pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.
Jak było na początku…
Dla tych, którzy nie mieli okazji doznać radości z gry w pierwowzór przypomnę (bo w pewnym stopniu jest to recenzja porównawcza), że Jungle Speed polega na wykładaniu przez graczy na swoje stosy kart zawierających dość podobne, abstrakcyjne grafiki. Jeżeli wyłożona karta jest identyczna (co do wzoru) z już widoczną u innego gracza należy chwycić totem, aby pozbyć się swoich wyłożonych kart.
Z racji zamierzonego podobieństwa kart (często różnią się zaledwie drobnymi detalami) często dochodzi do pomyłek, które mogą powodować radość pozostałych graczy, którzy w ten sposób pozbywają się swoich kart. Aby było jeszcze weselej w grze występują karty, które czasowo zmieniają zasady (np. istotny staje się kolor, a nie kształt rysunków!). W określonych warunkach gra może trwać bardzo długo, ale często – w imię dobrej zabawy – gracze specjalnie „mylą się”, aby zabawa trwała dłużej.
a jak jest teraz…
W Safari mamy zdecydowanie zmienione zasady. Przede wszystkim każdy z graczy ma swój stos zdobyczy, który stara się powiększać. Nie ma okazji, by stracić więcej niż jedna kartę ze swoich łupów. Nie ma prawie kar za pomyłki, potrącenie totemów itp.
Gra zawiera o połowę mniej kart w stosunku do pierwowzoru (42/80) i tym samym może być rozgrywana w zdecydowanie mniejszym gronie (2-6/2-10). Istotnym wyróżnikiem jest też obniżenie sugerowanego wieku graczy (5+/7+). Jedynie totemów jest więcej!
W Jungle Speed uwagę naszą skupiała kwestia pojedynków z innymi graczami – błyskawiczna analiza porównawcza to klucz do sukcesu. Wybierając Safari patrzymy tylko na aktualnie odkrytą kartę. W zależności od jej typu musimy odpowiednio reagować.
Zmienione zasady
W podstawowej wersji gry są trzy rodzaje kart. Białe – nie wymagające
reakcji – są darmową zdobyczą dla wykładającego ją gracza. Niebieskie – łapiemy totem z pożywieniem dla odkrytego zwierzaka – wymagają błyskawicznego rozpoznania zwierzęcia i jego przysmaku, kolory są oczywiście mylące… Czerwone – zawierają rozjuszone zwierzaki – to okazja do wydania z siebie szalonych odgłosów i wykonania odpowiednich gestów.
I tu już pojawia się wątpliwość ze strony fanów oryginału. O ile w Jungle Speed można było się odegrać nawet w trudnej sytuacji albo stracić wygraną przez rozkojarzenia, to białe karty w Safari są losowym prezentem.
Drugie zaskoczenie to karty wściekłych zwierzaków – konieczność wygłupiania się nie była wpisana w oryginał. O ile pierwowzór mógł dać radość nawet dość smętnym i drętwym osobnikom – liczy się refleks i szalona zabawa (niektórzy pono stawiają totem w sąsiednim pokoju ;) ), to przymus wygłupiania się raczej zniechęci takie osoby.
Zasady zaawansowane dodają dwa nowe rodzaje kart. Kameleony – zamiast pożywienia na totemach interesują nas ich kolory albo kolory przedmiotów wokół nas. Oj, z gromadą dzieciaków może być wesoło, gdy zaczną biegać w poszukiwaniu tego swojego koloru! Myśliwi, gdy możemy zdobyć kartę od innego gracza. Tutaj musimy też uważać, by sobie nie strzelić w stopę.
Dla kogo?
Wydaje się, że zmiany są nakierowane na młodszych graczy. Sympatyczne ilustracje zwierząt, niemal brak kar czy strat kart, zachęta do robienia szalonych min i wydawania groźnych dźwięków, wreszcie okazja do zabawy kolorami – to cechy, które powinny zainteresować rodziców i organizatorów dziecięcych imprez.
Dla dzieci zmniejsza się stres związany z wymaganiami okrutnego (ach! Jak ja to lubię ;) ) świata dżungli. W zamian dostają legalizację szalonych okrzyków i zabawy z pięcioma totemami.
Jeśli znasz Jungle Speed (i z dumą pokazujesz ślady po epickich partiach – nieważne czy na sobie czy na ścianach), to prawdopodobnie uznasz Safari za grę infantylną. Wartą zagrania raz czy dwa, aby mieć czyste sumienie, gdy ktoś zapyta – A grałeś w to w ogóle?
Jeśli jednak masz dzieci albo bywasz w miejscach, gdzie dzieciakom chciałbyś zaproponować szaloną zabawę, to poważnie rozważ wzięcie ze sobą Jungle Speed Safari. Radość na ich twarzach będzie na pewno zasłużoną nagrodą za rozpoczęcie rozgrywki.
Finalne zalecenia
Gdybym miał odpowiedzieć na tytułowe pytanie z punktu widzenia fana Jungle Speed, to odpowiedź brzmi: Nie, więcej totemów wcale nie oznacza lepszej zabawy!
Jednak mam świadomość, że Safari jest adresowane do innej zupełnie grupy odbiorców i wówczas odpowiedź się zmienia: Tak! Więcej totemów to lepsza zabawa młodszych graczy z ich rodzicami, którzy mogą swobodniej modyfikować swój udział w grze. Dzieci są wrażliwe na odpuszczanie gry przez starszych. W Safari naprawdę można się pogubić, ale i celowo dać młodszym nieco forów bez tak ostentacyjnego okazywania różnicy w zaangażowaniu w rozgrywkę. Dodatkową zaletą jest krótszy czas rozgrywki. Dzieciaki nie powinny czuć znużenia ciągnącymi się walkami o totem. Za to po zakończeniu można sprawnie rozegrać partię rewanżową.
Rodzicom polecam i dla nich ocena z pewnością może być podniesiona.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.