Nowości na planszówkowym rynku zatrzęsienie, forumowicze nucą unisono „Gloria, gloria in excelsis Essen!”, a tymczasem a ja grzebię sobie w gamesfanaticowym archiwum. Przez te wszystkie lata nazbierało się wiele ciekawych tekstów, dyskusji, całe setki recenzji gier wartych odkurzenia i przypomnienia. Wkróce 11 listopada, Święto Niepodległości. Skoro zatem rozwiązliście już zagadki w Konkursie Historycznym (a rozwiązaliście?), teraz wypadałoby z kolei zagrać w coś swojskiego, odwołującego się do polskiej historii i kultury. Zapraszam do przewodnika po naszej historii, skonstruowanego na podstawie gier, które mieli przyjemność/nieprzyjemność oceniać recenzenci GamesFanatic.pl (i serwisu Gry-Planszowe.pl, połaczonego później z GF)
Nasz kraj niby piękny i zasobny w różne dobra, by wymienić tu tylko śledzie (Mare Balticum), lasy (fakt, że pełne wszelkiego tałatajstwa – patrz Slavika) czy sól (Magnum Sal), a Historia bynajmniej łagodnie go nie potraktowała. Już od czasów wczesnosłowiańskich przyszło nam rywalizować z agresywnym żywiołem germańskim (Kajko i Kokosz: Wielki Wyścig), co później przerodziło się w konkretny konflikt z potężnym państwem krzyżackim (Na Grunwald!). Nie oszczędziły nas również plagi i choroby, aczkolwiek – dzieki mniejszej urbanizacji – nie wyrządziły aż takich szkód, jak na zachodzie Europy (Rattus).
Tym niemniej początkowo szło nam wcale dobrze i to chyba stępiło naszą czujność. Kwitnąca – pozornie – Rzeczpospolita, z wolna zaczęła wykazywać symptomy kryzysu. Rozrywana frakcyjnymi walkami magnatów i knowaniami obcych dyplomatów, z karykaturalnym modelem ustrojowym, w XVIII wieku okazała się państwem nieprzystającym do swoich europejskich rywali. Na kontynencie tryumfy święcił wówczas model monarchii absolutnej, a słaba Rzeczpospolita była tylko polem bitewnym, swobodnie deptanym przez europejskie armie (dobrze widać to w grze strategicznej Richarda Sivela Friedrich – niby Polska zajmuje 1/4 mapy, ale próżno szukać jej jako polityczno-militarnego gracza). Jak doszło do ówczesnej degrengolady naszego państwa, prześledzić można w Bożym Igrzysku – gry świetnie skonstruowanej przez Martina Wallace’a i jeszcze lepiej zrecenzowanej w GF przez Inka.
Skutki rozbiorów Polski okazały się bardzo poważne. Podległość obcej władzy na długi czas ukształtowała mentalność Polaków, owocując kilkoma mniej lub bardziej daremnymi powstaniami (niektórzy za pierwsze uznają Konfederację Barską – Proch i Stal) i dziesiątkami spisków narodowyzwoleńczych, najczęściej pozbawionych szans na sukces. Rozwój ekonomiczny i budowa społeczeństwa obywatelskiego pozostały w tyle, porównując z innymi krajami europejskimi. Krótki i burzliwy epizod napoleońskiego Księstwa Warszawskiego (Bonaparte – co ciekawe, to chyba do tej pory najlepsza polska wieloosobowa strategia wojenna) nie zmienił tutaj wiele. Tymczasem w bardziej sprzyjających warunkach Polska rozwijać mogła się znacznie lepiej, bo rodacy już wcześniej dawali dowody dużego potencjału i handlowej żyłki (Chłopska szkoła biznesu).
Jak się okazało, ponowne zaistnienie Polski na mapie wymagało nie tylko ciężkich walk o granice (cała kampania wschodnia do rozegrania w świetnej polskie strategii Orzeł i Gwiazda), ale przede wszystkim niesłychanego wręcz zbiegu okoliczności: jednoczesnego upadku trzech mocarstw zaborczych (do powtórzenia w genialnych Ścieżkach Chwały), taktycznego sojuszu dwóch głównych nurtów niepodległościowych oraz 'wilsonizmu’.
Polska tamtego czasu miała swoje problemy, ale potrafiła się też dobrze zabawić i odprężyć (Letnisko). Względnie dynamicznie rozwijało się lotnictwo cywilne (Aeroplany: Pionierzy lotnictwa), z pewnością napędzane sukcesami Wigury, Żwirki czy Skarżyńskiego. Niestety, II Rzeczpospolita, choć rządzona przez polityków szczycących się tradycjami legionowymi i umiłowaniem spraw militarnych (Awans), nie zdołała odpowiednio przygotować się do wojennej zawieruchy, w latach 1939-1945 pożerającej niemal cały świat. Polacy dali dowody męstwa na wielu frontach tej wojny. Planszówkowi gracze mogą zawalczyć o kontrolę nieba nad Anglią (303), w ramach tajnej Operacji Most III zbierać informacje na temat niemieckich rakiet V-2, a także przydać się w Powstaniu Warszawskim, roznosząc rozkazy (Mali Powstańcy) lub poszukując nielicznych alianckich zasobników z zaopatrzeniem (MP: Liberator). Niestety, bohaterstwo żołnierzy nie zaowocowało niepodległością taką, o jakiej marzyliśmy. Bezlitosny układ geopolityczny zrobił swoje i na 50 ponad lat dostaliśmy się w sferę bezpośrednich wpływów sowieckich, biorąc udział w Zimnej Wojnie po czerwonej stronie. Przygotowania do „wojny o pokój” na tyle obciążyły niezbyt wydolny system ekonomiczny, że w „Late Game” ten zaczął wreszcie implodować. I to w zastraszającym tempie! Co tu dużo mówić – nad Polską zawisła groźba bankructwa. Na rynku brakowało najprostszych produktów. Jak kraj długi i szeroki, ulice miast przecinały kolejki (nie ma na GF recenzji Kolejki, za to sam Karol Madaj opowiada u nas historię jej powstania), a umordowani sklepową szarzyzną rodacy pozdrawiali się najczęściej swojskim „Panie, Pan tu nie stał!„. Przez kraj przeciągał Strajk za strajkiem (W zakładzie: Lubelski Lipiec’ 80). I choć władza próbowała kontratakować poprzez stan wojenny (Wroniec, jedna z najgorzej ocenionych gier w historii GF), nie dała rady powstrzymać nieubłaganie toczących się kół Historii. Wymarzona wolność i suwerenność (1989), po raz pierwszy chyba w naszej historii 'spokojnie wynegocjowana’, a nie 'krwawo zdobyta’, w krótkim czasie dla wielu stała się jednak rozczarowaniem.
Nastały bowiem czasy szalonego kapitalizmu, mniej lub bardziej udanie sportretowanego także przez gry, piętnujące najczęstsze ówczesne polskie przywary: tandetę, cwaniactwo, kombinatorstwo (Konkurencja i Biznes po polsku – ta ostatnia recenzja to perełka: wyobraźcie sobie, że Nataniel poleca klona Monopoly!;))). Polska cepeliowa rozmiłowała się w wyścigach furmanek (Wiochmen Rejser), kto żyw pchał się też do polityki (Zostań Prezydentem), gdzie 'wojna na teczki’ trwała w najlepsze (Inwigilacja). Patologie panoszące się w rodzimej służbie zdrowia wywoływały (i wywołują) emocje tak w rzeczywistości, jak i w planszówkowym światku (ożywiona dyskusja po recenzji Na sygnale). Tak tak, Panie Gerwazy, takie to były czasy…
Epoka 'byznesmenów w białych skarpetkach’ i sprzedaży mydła/powidła ze stoisk typu 'szczęka’ minęła – miejmy nadzieję – bezpowrotnie. Udało się dynamicznie ruszyć do przodu, dzięki inwestycjom w infrastrukturę transportową (Polska w budowie oraz Stawiam na kolej) i energetyczną (Wysokie Napięcie: Europa Centralna i Beneluks – zdaniem bazika, jeden z najlepszych dodatków do WN), a Warszawa dołączyła do najważniejszych trendsetterskich miast na świecie (Pret-a-Porter). No, z tym ostatnim może się nieco zagalopowałem – planszówkowa rzeczywistość wyprzedza tutaj rzeczywistość rzeczywistą… :)
Długa i wyboista była droga naszego kraju do zapewnienia Polakom dzisiejszego, względnego spokoju. Cóż, jak by ta nasza historia nie była pogmatwana (ZnajZnak), to i tak Kocham Cię Polsko!
Tym razem wybrałem drugi wariant flagi ;)
W Ostatniej Wojnie Cesarzy Jarka Flisa są trzy szare(!) żetony brygad legionowych.
Autor zapomniał wspomnieć o dwóch ważnych wątkach historycznych: „7 Dni Westerplatte” oraz „111” :)
Poza tym jako miłośnik historii z tym zdaniem pozwolę się nie zgodzić”
„Niestety, II Rzeczpospolita, choć rządzona przez polityków szczycących się tradycjami legionowymi i umiłowaniem spraw militarnych (Awans), nie zdołała odpowiednio przygotować się do wojennej zawieruchy”
Mało kto wie ale w 1939 roku, dysponowaliśmy 4 (czwartą!) pod względem siły bojowej armią na świecie!!! Pomimo że 20 lat wcześniej Polska była biedna, zacofana, zrujnowana i dopiero co pojawiła się na mapach świata. Cóż z tego skoro w 1939 nikt nie byłby się w stanie oprzeć inwazji Niemickiej i Sowieckiej jednocześnie. Po prostu Polska w tym położeniu w jakim się znalazła była bez szans.
Autor wbrew pozorom o niczym nie zapomniał, tylko po prostu skupił się wyłącznie na grach recenzowanych przez GF i G-P.pl :) To było celowe zamierzenie, żeby trochę odświeżyć te teksty (i niektóre tytuły przy okazji). Niektóre to prawdziwe perełki :) Gier o tematyce historycznej jest oczwyiście więcej.
Adamie, bardzo fajnie że się nie zgadzasz. Przyznam się szczerze, że liczyłem na jakąś dyskusję :P
Ja z kolei, jako miłośnik historii, przede wszystkim historii wojskowości, nie mogę zgodzić się z tym zdaniem:
„Mało kto wie ale w 1939 roku, dysponowaliśmy 4 (czwartą!) pod względem siły bojowej armią na świecie!!! ”
Co to za współczynnik „siła bojowa”? W jaki sposób liczony i przez kogo?
A żeby się nie rozwijać jakoś szczególnie, to postawię tylko jedno proste pytanie, swego czasu (w innym kontekście) zadane przez słynnego Kazimierza Górskiego: „Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?”
Przez kogo liczona? Przez Normana Daviesa w „Europa Walczy” O ile dobrze pamietam
No właśnie, ale w jaki sposób liczona? Jakimś kwadratem liczebności do ciężaru hipotetycznej salwy bojowej ze wszystkich środków ogniowych? Skoro my bylismy na czwartym miejscu, to kto był na 1,2 i 3? Niemcy? ZSRR? Francja? Wielka Brytania? Japonia? Włochy? Jest jeszcze na przykład Hiszpania (zważ na ogromne doświadczenie bojowe Hiszpanów!). Któreś z tych krajów musimy wyprzedzić.
Davies to bardzo fajne nazwisko, i mam do niego wielki szacunek, ale też trzeba przyznać, że – często – historyczne dywagacje to jedna rzecz, a rzemiosło wojskowe inna. Jaka była siła bojowa Azteków w porównaniu z wyprawą Hernana Cortesa? Na nieszczęście dla nich, Hernan Cortes nie bawił się w obliczenia.
Wartość bojowa (to lepiej pasujące pojęcie niż 'siła’), jest składową sprzętu, liczebności, ale także (a może przede wszystkim) morale, organizacji, doktryny i kilku innych rzeczy. To nie tylko sama 'bitwa’, w której można pokazac swoją 'siłę’, ale też manewr, rozpoznanie, rezerwy, dowodzenie, organizacja zaplecza…
Panowie, dalsza Wasza dyskusja uważam, że jest bezprzedmiotowa, bo obydwaj macie rację, Wasze zdania się nie wykluczają wzajemnie.
Polska nie zdołała się odpowiednio przygotować pomimo czynionych tytanicznych niemalże wysiłków – po prostu dystans ekonomiczny był zbyt duży do nadrobienia dla naszego państwa w omawianym okresie. Żeby uzmysłowić sobie poziomy nakładów na zbrojenia (i ich różnice) należy sobie należy sięgnąć po twarde dane – ile % budżetu w skali rocznej dane państwo przeznaczało na ten sektor oraz jakie to były faktyczne sumy (najlepiej sprowadzone do jednej waluty dla ułatwienia porównania). Zainteresowani na pewno znajdą sobie te informacje.
Co do rozwiązań legislacyjno-koncepcyjnych-strategicznych Polska popełniła kilka błędów (najważniejsze: zbytnia rozbudowa floty, podatek motoryzacyjny który cofnął nas o kilka lat wstecz w tej dziedzinie, źle przyjęte priorytety w dziedzinie unowocześniania lotnictwa) ale uważam, że nie zmieniłoby to w znaczącym stopniu wyniku kampanii w Polsce ze względu na fatalne położenie geopolityczno-strategiczne w tym okresie.
Mógłbym zażartować, że Prof. Wieczorkiewicz był znany głównie z wysuwania kontrowersyjnych hipotez ale i tacy ludzie moim zdaniem są bardzo potrzebni w rozwoju historii jako nauki. A hipotezy te brzmią dla większości osób dziwnie po dziś dzień, ponieważ dysponował on ogromną wiedzą, którą potrafił doskonale wykorzystywać.
Na jednym ze swych wykładów wysunął bardzo ciekawą hipotezę – opartą na danych dotyczących produkcji i rezerw surowców strategicznych w Polsce w 1939 roku – że Niemcy rozpoczynając wojnę we wrześniu 1939 roku nawet nie musieliby przekraczać polskiej granicy, prócz odcięcia korytarza pomorskiego (i.e. portu w Gdyni).
Zdaniem Wieczorkiewicza, Polska gospodarka miała zbyt małe rezerwy materiałowe, by móc funkcjonować w trybie wojennym w dłuższym okresie. Zapasy benzyny, oleju napędowego, rzadszych metali potrzebnych w produkcji (nie tylko) zbrojeniowej wg niego skończyłyby się po miesiącu. Przy bierności aliantów zachodnich armia niemiecka mogłaby stać na granicy i czekać aż Polska poprosi o negocjacje. Taka rozgrywka w oparciu o „soft power” ekonomii i surowców jaka jest najbardziej możliwym scenariuszem konfliktu naszych czasów (vide Rosja-UE).
Jako ciekawostkę na koniec podam fakt, że gospodarka III Rzeszy została przestawiona na tryby wojenne (praca w fabrykach na 3 zmiany zamiast 2, zatrudnienie kobiet w przemyśle w miejsce mężczyzn wysyłanych na front, ograniczenia w konsumpcji dóbr itd.) dopiero w… 1943 roku (polecam wspaniałą książkę „Hitler – strategia klęski”), co było z resztą jedną z przyczyn przegranej – był to wiele spóźniona decyzja.
Pozdrawiam!
Witoldzie, napisałeś, że zdanie moje i Adama nie wykluczają się wzajemnie, a jednak w dalszej części Twojego wpisu próżno szukać poparcia tezy Adama (czy też Daviesa).
Do analizy potencjału gospodarczego w tym miejscu bym jednak się nie odwoływał, bo to też insza inszość. Oczywiście obronność (bezpieczeństwo) państwa to system naczyń połączonych. Jasna sprawa.
Tu natomiast dywagujemy sobie li tylko o 'sile armii’ w zestawieniu z innymi armiami w 1939 roku. I w tym temacie raczej bym się zagłebiał w kwestie doktrynalne, jakości dowodzenia, systemu obsady stanowisk, przygotowania planistycznego itp, aniżeli w moc przerobową hut.
Owszem, kwestia ukształtowania granic i liniowości polskiej obrony gra tutaj swoją rolę, tym niemniej wskazuje też koncepcyjne ubóstwo i niewydolność ówczesnego systemu bezpieczeństwa (w okresleniu interesów, celów, środków itp).
Proszę pamiętać, że polskie wojsko, a przynajmniej dowództwo było przygotowane na wypadek inwazji z zachodu i nawet dysponowało odpowiednim planem na ten wypadek, więc jakieś szanse musieliśmy mieć albo przynajmniej tak nam się wydawało.
Oczywiście na pytanie, co by było gdyby Sowieci nie zaatakowali z drugiej strony, nie jesteśmy w stanie teraz odpowiedzieć, ale działania militarne pokazały, że wielkim problemem były niesnaski wśród dowódców na najwyższym szczeblu jeszcze z czasów wojny bolszewickiej.
A Davisowi jako znanemu polonofilowi nie do końca można wierzyć :)
A propos gier, najbardziej podoba mi się propozycja Kajko i Kokosz, aczkolwiek nie znajduję dowodów na to, że zbójcerze mieli germańskie pochodzenie :D
Odi, jak zawsze, świetny tekst!
Co do dyskusji – wojna została przegrana na arenie polityki międzynarodowej, a nie z powodu takiej a nie innej siły / organizacji WP.
Ziścił się najgorszy możliwy wariant rozwoju sytuacji międzynarodowej, za co 100% winy ponoszą ludzie rządzący Polską w latach 36-39. Żaden plan, żadna bitwa, korekta wydatków czy planów nie mogła nas uratować. Szkoda, że nie uczą o tym na lekcjach historii.
Geopolityka to coś, czego nie rozumiano w II RP i nie rozumie się w III. Być może z tym samym skutkiem.
ozy -> dzięki :)
Ozy, jasne, zgadzam się. Pytanie, czy w ogóle mogliśmy się 'uratować’ (w sensie zachowania ciągłości władzy i – mniej więcej – granic). Niewykluczone, że zdobycie w Niemczech władzy przez Hitlera, a w ZSRR przez Stalina, po prostu musiały doprowadzić do konfrontacji na naszych ziemiach. Mogliśmy ruszyć z jednymi przeciw drugim, albo z drugimi przeciw pierwszym. Czy to by pomogło?
Palladinus -> nie powiedziałbym, że „polskie wojsko, a przynajmniej dowództwo było przygotowane na wypadek inwazji z zachodu i nawet dysponowało odpowiednim planem”. Z tego co pamiętam, plan wojny z Niemcami przygotowywany był raczej naprędce. Tak naprawdę II RP przygotowywała się głównie do wojny na wschodzie.
No i jak nie znajdujesz dowodów na germańskie pochodzenie Zbójcerzy? :D A Germański hełm kaprala? No i ten wąs a la fedfebel! :D
No i Hegemon. Brzmi germańsko! ;)
Poza tym: gdzie ci Zbójcerze mieszkali? W WAROWNI. Tylko społeczność agresywna, hołdująca prymatowi militaryzmu (co typowe dla Germanów), mieszkać może na co dzień w WAROWNI. Za to miłujący pokój Słowianie mieszkają w OSADZIE, zwącej się otwarcie MIRMIŁOWEM. Na pierwszy rzut oka widać, kto jest agresorem, a kto walczy o pokój :)
Odi, skoro mieszkali w WAR-OWNI to musieli być jednak Anglosasi :D
KubaP – Anglosasi to przecież lud germański!
Witold – profesor Wieczorkiewicz nie uwzględnia jednego faktu, a mianowicie stanu przygotowania logistycznego Wehrmachtu w czasie kampanii wrześniowej. Polecam lekturę książki Karla Heinza Friesera „Legenda Blitzkriegu”, gdzie znajduje się kilka ustępów poświęconych kampanii wrześniowej. M.in. na stronie 41: „Tylko szybki koniec tej kampanii – właściwie po 18 dniach – uratował Wehrmacht od logistycznej zapaści, jeśli chodzi o zaopatrzenie w amunicję”. Natomiast odnośnie „logistycznego” uzasadnienia determinowania działań Niemiec w czasie DWŚ polecam książkę Adama Tooze „Wages of Destruction”.
A co do meritum – fajny sposób na przypomnienie niektórych recenzji :)
Wracając do dyskusji. Norman Davies Dokładnie i moim zdaniem rzetelnie przeanalizował potencjał gospodarczy i militarny poszczególnych państw biorących udział w wojnie. O ile gospodarczo Polska była dosyć słaba, to militarnie byliśmy relatywnie silni. Przypomnę, że w kampanii wrześniowej wzięło udział 1.2 mln żołnierzy po stronie Polskiej. Mało które państwa dysponowały tak dużą armią lądową. Do tego świetnie wyszkoloną, całkiem nieźle wyposażoną i o wysokim morale. Dodam też że 1939 roku 60% budżetu Polski zostało przeznaczone na zbrojenia. Silniejsi wtedy byli od nas Niemcy bo mieli liczniejszą armię i więcej czołgów, dział i samolotów. Silniejsza była też Francja, która miała nawet więcej żołnierzy i czołgów niż Niemcy, ale tez zero woli walki, i starych generałów z I wojny swiatowej, nie rozumiejących nowoczesnego sposobu prowadzenia wojny. Silniejsza była też Rosja, której armia była liczniejsza od Niemieckiej czy Francuskiej, ale była sparaliżowana po czystkach Stalinowskich i miała przestarzałe (choć liczne) czołgi i lotnictwo. Poza tym Włochy nie dysponowały tak liczną armią jak Polska. Hiszpania była wyniszczona wojną domową. Wielka Brytania miała potężną flotę i leżała na wyspie więc nie potrzebowała silnej armii lądowej i jej nie miała. Stany Zjednoczone głosiły że są Neutralne i armii nie miały prawie wcale. Inne państwa jak Grecja, Norwegia, Dania, Belgia, Holandia, Węgry, Rumunia nie dysponowały nawet jedną trzecią tego co Polska.
Dlatego uważam, ze Polska przygotowana była do obrony najlepiej jak to było możliwe i nie można mówić że klęska kampanii wrześniowej wykazała słabość polskiej armii.
Dodam, że Hitler w planach miał zmiażdżenie Polski w tydzień, zanim mocarstwa zachodnie podejmą jakieś działania wojenne i w ten sposób uniknięcie wojny na dwa fronty. Na Polskę Hitler rzucił praktycznie wszystko co miał. Dywizje rezerwowe o wątpliwej wartości bojowej jakie pozostały na granicy z Francją nie dysponowały ani jednym czołgiem czy samolotem, wszystko zostało rzucono przeciwko Polsce. Po tygodniu jak wiadomo Niemcy byli jeszcze dalecy od zwycięstwa, tym bardziej że w drugim tygodniu Polacy przejęli inicjatywę i rozpoczeli atak znad Bzury, w wyniku czego Niemcy musieli wycofywać dywizje pancerne prące na Warszawę na pomoc 6 armii której groziło całkowite zniszczenie. Jak wiemy cała kampania trwała ponad miesiąc i mocno wyczerpała siły Niemieckie. Niemcy w październiku mieli już zapasy amunicji na zaledwie 2 tygodnie walki. Przypomnę też, że Niemcy mieli wtedy do Warszawy zaledwie o dwa rzuty beretem i to zarówno od Północy z Prus Wschodnich jaki z zachodu – Wrocław wtedy przecież leżał po Niemieckiej stronie granicy. Niemcy zaatakowali też od południa z terytorium Czechosłowacji wsparci dodatkowo przez wojska Słowackie.
Dlatego nie zgodzę się z twierdzeniem że Polska nie była przygotowana do obrony. Po prostu znaleźliśmy się w takim położeniu w którym nie mieliśmy szans.
Adamie, Twoja wypowiedź pobrzmiewa popularnymi w 1939 roku hasłami Silni, zwarci, gotowi” i „Nie oddamy ani guzika”. Jak się okazało, guzik, to nam został.
Generalizujesz bardzo mocno, bo i Davies generalizuje. Ładnie to może wygląda w liczbach, ale liczby, to nie wszystko.
Choćby w tym fragmencie: „Przypomnę, że w kampanii wrześniowej wzięło udział 1.2 mln żołnierzy po stronie Polskiej. Mało które państwa dysponowały tak dużą armią lądową. [mój dopisek – Chiny dysponowały większą, i niewiele to pomogło w konfrontacji z Japończykami]. Do tego świetnie wyszkoloną, całkiem nieźle wyposażoną i o wysokim morale [popularne mity]”
Zapominasz o najważniejszym. Często FATALNIE dowodzoną, niezmobilizowaną, z niewydolnym systemem dowodzenia i łączności, pozbawionej broni pancernej (tutaj akurat niewiele można było zrobić), broni wsparcia (tu już więcej) i nowoczesnego lotnictwa (tu koncertowo daliśmy ciała).
To nie chodzi o to, żeby bić w II RP w czambuł czy odmawiać odwagi i bitności żołnierzom, albo deprecjonować pewne polskie sukcesy. Ale patrząc obiektywnie, trzeba stwierdzić, że zarówno armia, jak i cały system bezpieczeństwa, zawiodły we wrześniu 1939 roku, a właściwie zawodziły już wcześniej od wielu lat (np fatalna polityka wobec Czechosłowacji, przestarzała koncepcja lotnictwa, kiepska polityka personalna na wysokich szczeblach dowodzenia).
Owszem, z perspektywy czasu łatwo się mówi, że można było lepiej. Ale o to właśnie chodzi, by mówić, że można było lepiej, bo to jest nauka dla nas na dzisiaj.
A tymczasem idąc Twoim tropem (czy też tropem tez Daviesa), możemy z czystym sumieniem zamknąć temat, powiedzieć „Zrobiliśmy wszystko, co było można” i uznać, że przegraliśmy ze znakomitą, zakutą w stal i pancerz armią niemiecką. Nie, przegraliśmy z armią trapioną swoimi problemami, w której jednak skala NIEprzygotowania i NIEkompetencji była mniejsza, niż w naszym przypadku. Wehrmaht 1939 to nie jest jeszcze ta maszyna z 1941 roku.
Piszesz: „w drugim tygodniu Polacy przejęli inicjatywę i rozpoczęli atak znad Bzury, w wyniku czego Niemcy musieli wycofywać dywizje pancerne prące na Warszawę na pomoc 6 armii której groziło całkowite zniszczenie.”
Improwizowany, nieskoordynowany kontratak w skali operacyjnej (bo nie strategicznej) nazywasz przejęciem inicjatywy? I co to znaczy „całkowite zniszczenie 6 armii” (w sensie: 8 armii)? Całkowite zniszczenie w takiej skali osiąga się poprzez okrążenie jednostkami szybkimi i wymiataniem dywizjami piechoty od frontu. Taką sytuację udało się stworzyć w niemieckich kotłach w 1941 roku, albo w radzieckich pod Stalingradem czy na Białorusi w 1944. A nawet nie szukając daleko: uderzeniem znad Wieprza w 1920. Niby kto miał całkowicie zniszczyć Niemców w 1939? Kutrzeba? Obrońcy Warszawy? Armia Modlin? Bez łączności, z niekonsekwentnym dowodzeniem, brakiem rozeznania w sytuacji i szerzącą się paniką („Czołgi!”)? Ach, no i drobiazg: z przeciwnikiem panującym w powietrzu.
Rozumiem, że IIRP zdobyła się na potęzny wysiłek gospodarczy, by przygotować i wyekwipować tak dużą armię i zapewnić krajowi bezpieczeństwo. Niestety, nie udało się. Popełniono błędy dyplomatyczne, koncepcyjne, personalne… Różne różniste :)