Essen 2013 przyniosło wiele ciekawych gier. Pojawiło się sporo fajnych logicznych tytułów, kilka ciekawych dwuosobówek, oczywiście mnóstwo eurogier i tak przez niektórych uwielbianych amerykańskich molochów. Dla mnie jednak najciekawsze okazały się być tytuły lżejsze, prawie że rodzinne. Oczywiście, rodzinność jest kwestią względną – banda krwiożerczych optymalizatorów ze wszystkiego zrobi dobrą rzeźnię. Recenzowany tytuł też ma taką podwójną naturę – można się nim bawić, a można próbować go okiełznać. Z jakim skutkiem? Zapraszam do lektury mojej recenzji Steam Park, gry stworzonej przez trójkę Włochów – Lorenzo Silvę, Lorenzo Tucci Sorrentino i Aurélien Buonfino. Całą trójkę możecie kojarzyć z 1969 i Dungeon Fightera.
Co idzie w parze z pudełkiem?
Kiedy otworzymy średniej wielkości, kwadratowe pudełko Steam Parku, w środku oprócz funkcjonalnej i sztywnej tekturowej wypraski, znajdziemy:
- 18 kolejek górskich w sześciu kolorach w trzech rozmiarach
- 42 meeple odwiedzających w sześciu kolorach
- 20 stoisk, po cztery w pięciu rodzajach
- 4 początkowe tereny dla każdego gracza
- 20 dodatkowych fragmentów terenu
- 4 znaczniki kolejności
- 34 karty bonusów
- 4 karty pomocy
- 4 plansze świni
- 84 twarde, tekturowe banknoty
- 24 kości, po sześć dla każdego gracza
- 1 materiałowy woreczek
- 48 znaczników brudu
- 1 tor tur
- 1 znacznik tur
- 1 tabelkę końcowego podliczenia punktów ujemnych za brud
- instrukcję
Jakość komponentów gry jest naprawdę zniewalająca. Zarówno kolejki jak jak i stoiska są duże, zrobione ze sztywnej tektury, kości mniejsze niż normalne K6, o przyjemnym kolorze naturalnego drewna. Niewielkie znaczniki punktów zwycięstwa (banknoty) również zrobiono z grubej tektury, tak jak i całą resztę. Jedyną rysą na tym idealnym wizerunku jest papier, na jakim wydrukowano instrukcję. Z pewnością jest bardzo ekologiczny, ale mam wrażenie, jakbym trzymał w rękach pojedyncze płatki papieru toaletowego. Serio, cieniutkie to to, gnie się i marszy, i w ogóle. No, ale jeśli ponarzekać mogę sobie tylko na jakość papieru instrukcji, to przyznacie, że jest nieźle.
Grafika, czyli para buch, Dixit w ruch
Jeśli kiedykolwiek będę chciał wydać grę to Marie Cardouat znajdzie się w trójce pierwszych artystów, do jakich zwrócę się z prośbą o jej zilustrowanie. Dixit można lubić albo nie, ale każdy chyba przyzna, że graficznie wyróżnia się z natłoku planszówek znajdujących się na naszych i sklepowych półkach. Kreska Cardouat zdaje się być zamrożona w czasie, ale nie tym, w którym my żyjemy, tylko jakimś wyśnionym, wyciągniętym z wymiaru obok. Moja żona powiedziała kiedyś, że Steam Park wygląda tak jakby Disney zatrudnił Burtona do nakręcenia kreskówki, a ten do stworzenia linii graficznej wynajął Salvadora Dalego. Graficzna oprawa Steam Parku jest po prostu doskonała. W każdym calu. Od intuicyjnych ikonek przez piękne ilustracje na kolejkach po stalowe świnie. Nawet banknoty mają swoisty, oniryczny sznyt. Dla samych wrażeń wizualnych – warto choć raz zagrać w Steam Park.
Parę słów o zasadach
Zasady są proste i da się je przedstawić w około 10 minut, do czego wydatnie przyczyniają się dobrze napisane i przejrzyste karty pomocy graczy. Naszym celem będzie jak najlepsze poprowadzenie wesołego miasteczka i zarobienie jak największej ilości mamony, czyli punktów zwycięstwa. Każdy z graczy otrzymuje na początku swojej gry swój kawałek terenu, sześć kostek, pancerną świnię oraz trzy karty bonusów (ukrytych celów). Gramy sześć rund, a każda dzieli się na cztery fazy:
- Turlamy. W tej fazie miotamy swoimi sześcioma kośćmi jak szaleni. Kiedy chcemy zachować któreś wyniki, odstawiamy kostki na naszą prywatną świnię. Kto pierwszy jest gotów, czyli ma wszystkie kości na świni, chwyta za znacznik pierwszego gracza. Gdy wszyscy już wyrzucą, co chcą i zgarną swoje znaczniki (ostatni rzucający ma już tylko cztery przerzuty kości), przechodzimy do kolejnej fazy:
- Brudzimy. W tej części gry sprawdzamy, jak bardzo się nabrudziło w naszym lunaparku. Zależy to od liczby znaczników brudu na wyrzuconych przez nas kostkach, liczby odwiedzających i wreszcie kolejności, którą udało nam się zająć (gorliwsi mają czyściej, spóźnialscy brudniej).
- Wykonujemy akcje. To ta faza jest sercem gry, tu możemy wykonać jedną z sześciu dostępnych akcji, czyli budowanie kolejek, stawianie stoisk, wykonywanie ukrytych celów, sprzątanie brudu, naganianie zwiedzających i rozbudowywanie naszego terenu. Dużym ułatwieniem mogą się okazać stoiska, które usprawniają nam nasze akcje.
- Czerpiemy zyski. W tej części dostajemy kochane pieniążki za odwiedzających (3 denari za głowę) i ewentualnie uzupełniamy karty ukrytych celów do trzech.
W skrócie to tyle. Na koniec gry dostaniemy porządnie po tyłku, jeśli zostało nam trochę brudu. Im go więcej w naszym parowym miasteczku, tym gorzej, a kary rosną lawinowo, aż do automatycznej przegranej!
Para na podsumowanie:
Steam Park jest prosty, łatwy do wytłumaczenia, ma swoje zabawne momenty, jak wyścig w turlaniu kostkami i łapanie za znaczniki kolejności prawie jak za totem w Jungle Speed. Ma też trochę kombinowania, jak ustawić swój silniczek, jak zdobywać dużo kasy, na jakich stoiskach oprzeć swoją strategię, czy grać na karty czy raczej na zyski z odwiedzających, itd. Dzięki temu dobrze sprawdzi się i z mamą i z kolegami z klubu, choć ci ostatni oczywiście będą grę traktować raczej w kategoriach interesującej przekąski. Tytuł świetnie się skaluje, choć najbardziej rozwija skrzydła w cztery osoby – wtedy jest najgłośniej i najciekawiej. We dwie można ciut więcej spróbować zaplanować, ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, w końcu to jednak kości determinują możliwe akcje i potencjalne wybory. Dużą zaletą jest też niewątpliwie czas rozgrywki – myślę, że kwadrans na gracza to góra, choć oczywiście znajdą się myśliciele, którzy zrobią z tego trzy i pół godziny, ale nie mogę przecież brać odpowiedzialności za to, z kim siadacie do stołu, prawda?
Podsumowując – Steam Park to rewelacyjny tytuł z gatunku średnio-prostszych, rodzinnych gier. Moim zdaniem jedna z kilku absolutnych perełek Essen. Szata graficzna wyśmienita, zasady proste, czas gry krótki. Czego chcieć więcej od takiej gry?
Paręplus:
+ design
+ proste zasady
+ wykonanie elementów gry
+ krótki czas rozgrywki
+ przyjemna losowość, którą można okiełznać
Paręminus:
– papier, na którym wydrukowano instrukcję
sipio (8/10) – bardzo zgrabnie zaprojektowana gra rodzinna z ciekawym pomysłem na przestrzenną planszę. Niestety trzeba uważać przy składaniu poszczególnych atrakcji bo można je nieco zdeformować. Gra niestety nie nadaje się dla osób mających problemy z rozróżnianiem kolorów. Szczególnie trzeba uważać przy polowaniu na klientów :-) Losowość do zaakceptowania ale czasami potrafi popsuć szyki, stąd trzeba mieć tego świadomość siadając do tego tytułu. Jednak ciekawy temat, nietuzinkowe wykonanie, ciekawa mechanika sprawiają, że to jeden z lepszych tytułów rodzinnych ostatnich lat.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.
Nie ma opcji, żeby zrobić z tego 3,5h grania, nawet Micelius nie dał by rady;) A poza tym, to potwierdzam, że to świetny tytuł rodzinny. No i ta oprawa graficzna!