Jedną z gier, na które zwróciłem uwagę przed Essen 2013 w mojej citybuildingowej liście był mały, enigmatycznie opisywany tytuł Z-Mana – Blueprints. Z przedtargowych opisów wiadomo było niewiele: Gra miała być oparta na kostkach, z których następnie budować mieliśmy jakieś konstrukcje. Mój citybuildingowy fiź nie pozwolił mi przejść obok tytułu obojętnie i gdy wypatrzyłem go na stoisku amerykańskiego wydawcy w trzeciej hali targów, nie powstrzymałem się i tak wylądował w mojej kolekcji. A co było dalej? Ano było tak…
Gdy rozfoliowaliśmy pudełko w essenowym pokoju hotelowym, okazało się, że w niewielkim pudełeczku znajduje się materiałowy woreczek wypełniony trzydziestoma dwoma kostkami, kilkadziesiąt kart (projektów oraz nagród), a także instrukcja, planszetka punktowa, cztery znaczniki graczy i tyle samo zasłonek. Na szczególną uwagę zasługują piękne kostki. Występują w czterech kolorach, reprezentujących cztery materiały budowlane: pomarańczowe to drewno, czarne – kamień, zielone – materiały ekologiczne, a przeźroczyste to szkło. Tak estetycznie wykonane komponenty aż miło trzymać w dłoni. Naprawdę Z-Man jak zwykle wykazał się dbałością o każdy szczegół. Jedynym, naprawdę jedynym, elementem gry, do którego można się przyczepić jest… woreczek na kości. Jest dość niewielki, przez co kości mieszczą się w nim idealnie. Oznacza to też, że bardzo trudno jest je w nim wymieszać i wsadzić do środka dłoń, jeśli ktoś ma większe łapki.
Zasady gry są bardzo proste – gramy trzy rundy, a w trakcie każdej z nich będziemy starali się zbudować inny projekt budowli składającej się z sześciu kostek. Przy budowaniu obowiązują dwie zasady – nie wolno położyć kostki o niższym numerze na kostce o wyższym numerze; nie wolno tez układać kostek na karcie projektu w miejscach nieprzewidzianych na kości – zamazanych. Przed ruchem na stole leży określona liczba kostek (zależna od liczby graczy). W każdym ruchu bierzemy jedną kostkę, ustawiamy ją w swoim projekcie, a następnie wyciągamy jedną kostkę z woreczka, turlamy nią i ruch przechodzi na kolejną osobę. Gdy każdy z graczy wykona sześć ruchów, czyli na jego projekcie stoi sześć kostek, runda się kończy i zaczynamy punktację. Każdy otrzymuje odpowiednią liczbę punktów za wykorzystanie kostek wszystkich czterech typów (każdy typ punktuje inaczej, np. kamienie w zależności od piętra, na którym były ułożone, a drewno w zależności od liczby sąsiadujących kostek). Dodatkowo, jeśli udało nam się wybudować budynek zgodny z naszym projektem, otrzymujemy dodatkowe sześć punktów. Sumujemy te wszystkie punkty (korzystając przy tym z planszetki) i osoba, która zdobyła ich najwięcej, otrzymuje złoty medal, dający 3 punkty zwycięstwa, kolejna srebrny z dwoma punktami i trzecia osoba brązowy za jeden punkt. Ostatni projektant nie dostaje nic. Dodatkowo, w trakcie budowania możemy starać się też spełnić warunki otrzymania jednej z czterech dodatkowych nagród, premiujących na przykład wykorzystanie kostek o tych samych wynikach lub należących do tej samej grupy materiałów. Po trzech pełnych rundach odkrywamy zwycięzcę. Ot, cała filozofia.
Blueprints to bardzo przyjemny filler, cała gra nie trwa zwykle więcej niż 30-40 minut. Mamy pole do pokombinowania, choć oczywiście bardzo wiele zależy od tego, ile oczek wypadnie na kościach i co zrobią nasi przeciwnicy. Nie zmniejsza to jednak frajdy z gry, bo temat został tak pięknie powiązany z mechaniką, że oczy cieszą się na widok powstających za naszymi zasłonkami budynków. Dodatkowo, krótki czas gry powoduje, że nasz koszt, jakim jest spędzony nad planszą czas, nie jest ogromny, dzięki czemu można tę losowość jakoś przeżyć. I wreszcie – skoro usiedliśmy do gry w turlanie kostek, to chyba jednak jesteśmy w stanie wziąć odrobinę tej losowości na klatę :) Blueprints cechuje także ogromna regrywalność, każda partia jest inna, a na dodatek niski próg wejścia powoduje, że dużo zabawy będą miały z gry osoby nieobeznane z nowoczesnymi planszówkami. Przyjemnie też jest poznawać reguły z instrukcji niepozostawiającej żadnych wątpliwości co do przebiegu partii.
Żeby nie było tak miło, gra ma jedną wadę – skalowalność. Zdecydowanie najlepiej i najciekawiej gra się w cztery osoby, w trzy jest okej, ale w dwie to już festiwal losowości. Problem polega na tym, że zgodnie z zasadami przy dwóch osobach do wygrania jest tylko złoty medal za trzy punkty zwycięstwa. Biorąc pod uwagę, że grę kończy się zwykle mając punktów 8-10, to te trzy punkty versus zero za drugie miejsce potrafią bardzo silnie „wahnąć” grą. Oczywiście, można wprowadzić poprawkę i przyznawać np. 3 i 1 punktów albo 2 i 0 lub 1 i 0, ale moim zadaniem nie jest zmienianie zasad czy wymyślanie homerules – w obecnej wersji gra w składzie dwuosobowym jest ledwo grywalna i może być frustrująca.
Podsumowując – jeśli szukacie czterosobowego, ładnego fillera, który niebanalny pomysł łączy z ładnym wykonaniem – kupujcie śmiało. Co prawda cena (powyżej 100 PLN) nie jest zbyt zachęcająca, ale spójrzmy prawdzie w oczy – planszówki rosną w siłę i gry raczej nie będą tanieć. Musimy chyba się przyzwyczajać do pułapu 100-200 albo i więcej za jedną grę.
Plusy:
- ładne wykonanie
- czytelna instrukcja
- szybki czas gry
- fajny temat
- wysoka regrywalność
- niski próg wejścia
Minusy:
- ciasny woreczek na kości
- kiepskie skalowanie
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
„Oczywiście, można wprowadzić poprawkę i przyznawać np. 3 i 1 punktów albo 2 i 0 lub 1 i 0, ale moim zadaniem nie jest zmienianie zasad czy wymyślanie homerules”
Gry nie trzeba naprawiać. W instrukcji w dwóch miejscach (Setup i Awards) wspomniane jest, że w partii dwuosobowej używamy tylko srebrnych medali, czyli punktowanie jest 2 i 0.
Damn! Stoi jak byk! Kajam się i dziękuję za zwrócenie uwagi!