ZjAva 5 już za nami. Zimowe wydanie Avangardy tym razem odbywało się w gimnazjum na dalekiej Woli. Czy były kolejki jak na Polconie? Jakie wydawnictwa się pojawiły? Jakie gry ze sobą przywiozły? Czy samymi planszówkami planszówkowiec żyje? Czy fizyka kwantowa ma przyszłość? Gdzie jest Wally? Na większość z tych pytań odpowiedź znajdziecie w niniejszej relacji.
Organizacja
ZjAva była nieźle promowana w planszowych mediach, więc na kilka dni przed eventem już było w miarę wiadomo, co gdzie, jak i kiedy. Choć… na niecały tydzień przed konwentem zmieniono miejsce. Dziwna sprawa, mam nadzieję, że do wszystkich zainteresowanych dotarła ta informacja. pozostali mogli się tylko odbić od drzwi pierwotnej miejscówki. Po dotarciu na miejsce weszliśmy z Anią do gimnazjum, gdzie chmara organizatorów i gżdaczy sprawnie i szybko przeprowadziła nas przez proces rejestracji (dla osób spoza klasztoru fandomowego wyjaśnienie: Gżdacze to określenie na wolontariuszy pomagających się odnaleźć w trakcie konwentu. Trzeba przyznać, że bez nich organizacja tak dużego przedsięwzięcia byłaby bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa). Tym razem obyło się bez niesławnych Polconowych kolejek, przynajmniej w okolicach 11:00 w sobotę, czyli godzinę po rozpoczęciu imprezy. Ze strefy rejestracji potem jeszcze dwa kroczki do szatni, obowiązkowa zmiana obuwia i jesteśmy w Games Roomie. Organizacyjnie nie można wiele zarzucić zjAvie. Wręcz nic. Można mieć za to marzenia :) A więc moje organizacyjne marzenie na kolejną zjAvę, to duży ekran w jakimś centralnym punkcie, np. przy rejestracji. Na tym ekranie w czasie rzeczywistym pojawiają się kolejne wydarzenia wraz z numerami sal (cała strefa RPG-LARP-prelekcje odbywała się w różnych salach szkoły). Coś jak tablica odlotów na lotniskach. Ale skoro gadam już o takich dyrdymałach, to chyba serio nie da się do niczego przyczepić. Gżdacze byli wszędzie, organizatorzy czuwali nad przebiegiem imprezy, słowem, konwentowa bajka.
Wystawcy
Jeśli chodzi o planszówkowych wystawców, to było nie najgorzej, choć miałem nadzieję na więcej. Pojawili się: Fabryka Gier Historycznych, Cube, LocWorks, Portal i oczywiście Rebel. Nie było RedImpa z głośnym ostatnio Panem Lodowego Ogrodu, Phalanksów z ich Wyścigiem do Renu i nową wersją Bożego Igrzyska. Nie było Granny, Lacerty, Galakty. Można by sie też było spodziewać Egmontu i Fox Games, daleko nie mają (oba wydawnictwa mają swoje siedziby w Warszawie), a mają przecież co promować. No, ale grać i tak było w co. Miejmy nadzieję, że na kolejną zjAvę zajrzy po prostu więcej wydawców, bo to chyba fajne miejsce, żeby pokazać swoje nowości, co zresztą niektórzy uczynili.
Prototypy i nowości
Dwa wydawnictwa przywiozły ze sobą nowe gry: Rebel i Fabryka Gier Historycznych. Jeśli chodzi o Rebela, to można było zagrać w znane już szerszej publiczności Nations, Lewis&Clark i Packet Row, ale pojawiły się także dwa tytuły do tej pory raczej niegrywane.
- Splendor – to szybka gra polegająca na zbieraniu odpowiednich zestawów. Zbieramy odpowiednie surowce, by kupować budynki, które dają nam jeszcze więcej surowców, aż ktoś nie dojedzie do 15 punktów, kończąc grę. Nataniel twierdzi, że grał w nią z małymi dziećmi i one równie dobrze sobie z nią radziły, o ile dostały jakiś mały handicap na początek. Ja się nieco martwię o kulę śniegową, ale może na wyrost. Pierwsze wrażenie – warto zagrać!
- World of Tanks: Rush – to nie jest gra, jakie znamy. To produkt marketingowy oparty o popularną grę komputerową. Z punktu widzenia fana planszówek nie ma o czym mówić, ale ma szansę na duży sukces komercyjnych dzięki sprzedaży w sieciach typu Empik i marce, którą reprezentuje. W skrócie jest to przyspieszony, odarty z finezji Dominion wymieszany z wojną. Pierwsze wrażenia – zapomnieć.
Fabryka Gier Historycznych obok swoich już wydanych gier przywiozła cztery prototypy. Niestety w grę cywilizacyjną i w grę o obcych nie udało mi się zagrać i wciaż wiem tyle, co Wy po lekturze relacji Inka z lubelskiego ogrywania prototypów FGH. Ale w dwa tytuły udało mi się na szczęście zagrać:
- Pojedynek Magów – wyobraźcie sobie, że gracie w Magic: The Gathering, w którym zamiast kart many macie kości, którymi musicie rzucać w czasie rzeczywistym. Wszystko po to, by jak w komputerowym Heroes of Might&Magic zabić przeciwnika. Brzmi koszmarnie? Brzmi. A jakie jest? Genialne. To szybka, emocjonująca gra taktyczna, w której turlamy jak szaleni starając się przewidzieć ruchy przeciwnika. To nie jest pusta karcianko-turlanka. To ciekawa gra z niebanalnymi wyborami. A spodziewać się jej możemy już na najbliższe Essen, ewentualnie na początku przyszłego roku. – jako antyfan MtG zdecydowanie polecam!
- Arka Zwierzaków – ten tytuł pojawi się w sklepach w marcu lub kwietniu. Genialne połączenie Mondo i Galaxy Truckera z kilkoma poziomami trudności. Najtrudniejszy naprawdę wyżyna mózg! W skrócie staramy się tak dobierać zwierzaki w naszej arce, by się nie pozjadały, by arka nie zatonęła, by nie zjadły nam prowiantu na drogę, by zapewniły odpowiednią różnorodność po potopie i by zostało ich nam jak najwięcej. Ale układamy je na czas i zakryte, więc albo pamiętamy, co gdzie położyliśmy, albo… – gra zdecydowanie warta zagrania, to może być jeden z ciekawszych rodzinnych tytułów 2014!
Obok planszy
Z fajnych rzeczy, na które się natknąłem na zjAvie, nie mógłbym nie wspomnieć o:
- Nimbrell, E-misi i Zielonejludce, trzech dziewczynach, których rękodzieło naprawdę wywołuje uśmiech na każdej twarzy
- Wydawnictwu Dobre Historie, czyli twórcach magazynu Coś na Progu, które na smutnym stoliczku w łącznikowym korytarzu gdzieś pomiędzy salami prelekcyjnymi wystawiło kilka swoich magazynów i książek, ale przede wszystkim wydany na PolakPotrafi pierwszy polski komiks o polskiej superbohaterce Tequili
- Apocalypse World – przedziwnym systemie RPG, w którym to głównie gracze tworzą świat gry, systemie, który również powstał na PolakPotrafi i o którym bardzo przekonująco opowiadała trójka zapaleńców (twórców?) gry
- niezliczonych prelekcjach, z których między innymi można było się dowiedzieć, o tym, jak czytać hieroglify oraz czy możliwa jest wizja buntu maszyn z Terminatora
- przedziwnie wmieszanych do GamesRoomu stanowisk typowo RPG-owych. Najpierw myślałem, że to zły pomysł, ale teraz wiem już, że takie przeplatanie się światów dobrze wpływa na krwioobieg konwentu – wychodzimy z niego bogatsi o nową wiedzę i ciekawi kolejnych nieodkrytych jeszcze przez nas światów
Wrażenia
To były fajne, pełne różnorodnych gier dwa dni. W ciepłym, czystym i dobrze wentylowanym miejscu, na około 1000 m2 można było zagrać w dobre, ciekawe tytuły. Poprzyjeżdżali ludzie z Poznania, Zakopanego, Gdańska, Lublina – zewsząd. Odbyło się mnóstwo turniejów, odbyła się tradycyjna Rebelowa loteria. Szkoda, że niektórym wydawnictwom to się nie udało, ale trzymamy kciuki za kolejne zjAvy. Ten konwent już stałe wpisał się do warszawskiego kalendarza porządnych imprez planszowych. Jak to mówią nasi anglosascy przyjaciele: Keep up the good work!
Na koniec jeszcze moje dwa prywatne zaskoczenia: W Zakładzie: Lubelski Lipiec ’80 to hardcore’owa gra na noże, krwawy worker placement bez litości. A Dinopody to rewelacyjna imprezowa gra blefu. Kto by się spodziewał?