Lacerta do tej pory kojarzyła się jako wydawnictwo oferujące polskim graczom tytuły zaawansowane, wymagające raczej poważnego podejścia. Tymczasem w najnowszej ofercie pojawiły się i takie gry jak mała karcianka Pięć ogórków. Jest to autorska modyfikacja klasycznej gry karcianej Ogórek zaproponowana przez Friedemanna Friesego. Po niemiecku nazywa się na F (Die Fünf Gurken) i ma w sobie pełno zieleni, stąd pewnie zainteresowanie nią autora (całego w zieleni) tak znanych gier jak seria Wysokie Napięcie, Fürstenfeld czy Fauna. Jak wpisuje się w dotychczasową linię wydawniczą Lacerty ta mała karcianka?
Ogórek to klasyczna karcianka znana w krajach bałtyckich. Ja usłyszałem o niej po raz pierwszy w zetknięciu się z Pięcioma ogórkami. Zmiany jakie wprowadził Friese to karty z numerami (1-15) zamiast tradycyjnej talii 52 kart oraz przypisanie kartom liczby ogórków, które – jako karne punkty – zdobywa gracz na koniec rundy. No i najfajniejsze! Zamiast zapisywania wyników zdobywamy przemiłe ogórkomeeple. Grafiki na kartach ociekają zielonością, a wprawne oko dojrzy sporo humorystycznych akcentów. Także na pudełku!
Zasady zostały także zmodyfikowane. Gramy siedmioma (zamiast 6) kartami, a na koniec liczbę zdobytych (skiszonych) ogórków określają obrazki na kartach, a nie ich wartość liczbowa. Jedynka, jako jedyna, nie daje nam ogórków, ale podwaja wynik gracza przegrywającego.
Ale o co chodzi?
Gra na pierwszy rzut oka wygląda jak ogórek. Mnóstwo wody i niemal nic wartościowego. No bo jakże to tak? Gramy 6 kolejek (mając na początku 7 kart na ręce), a dopiero ta jedna, ostatnia karta – i to tylko nasza! – decyduje o zdobytych punktach karnych. Do tego zasady zagrywania kart… Możemy wyrównać lub przebić najwyższą zagraną kartę albo musimy (tak, musimy!) oddać swoją najniższą kartę. No niemal wzorcowy przykład głupiej, losowej gry.
Pierwsze partie mogą być zniechęcające. Gracze zaczynają od wysokich wartości, pozostali często zżymają się, że muszą zrzucać się z najlepszych kart. Powszechne są narzekania na losowy dobór kart. Jednak z kolejnymi rundami okazuje się, że gra daje się kontrolować. Zaczynając (ale to wciąż bardzo zależy od kart na ręce) od środkowych wartości zachęcamy przeciwników do zrzucania się z wyższych kart. A to może oznaczać, że kolejne zagrania będą wymuszały oddawanie niskich nominałów. Bywa emocjonująco, gdy trzeba bronić tej jedynej niskiej karty. Ale też zostawienie sobie na koniec wysokich kart też nie musi gwarantować sukcesu. Ileż razy w przedostatniej kolejce niespodziewanie zagrana 15 zebrała niskie wartości, a ostatnia kolejka zostawiła kogoś z pechową 13 czy 12.
Czas na orzeźwienie
Gra jest bardzo prosta. Należy pamiętać, że liczbę zdobytych ogórków określa tylko jedna karta – gracza zbierającego ostatnią lewę. Niestety we dwie osoby czynnik losowy jest dojmująco dokuczliwy. Nawet mając świetne karty, gdy najniższą jest 6 czy 7 niemal na pewno skisimy i zbierzemy ogórki. W większym gronie (3-5) ten czynnik losowy nieco się łagodzi i więcej śmiechu budzi niż frustracji. Zasady mówią, że zdobywając 5 czy więcej ogórków gracz odpada, a gra toczy się dalej. Ale można (jam tak czynił) liczyć to jako duży ujemny punkt i nie eliminować graczy, by nie nudzili się czekając na koniec partii. W końcu warto wziąć pod uwagę sugestię o możliwej rozgrywce nawet i ośmiu graczy (8*7 to wciąż mniej niż 60 kart z całej talii), choć pewnie może braknąć ogórkomeepli. Nie udało mi się zebrać tak licznej ekipy w czasie testów, ale chętnie sprawdzę.
Ciekawa propozycja
Prostota zasad, miłe dla oka wydanie i w złośliwość wpadające zasady czynią z Pięciu ogórków nader ciekawą propozycję na letni filer. Gdy słońce spiecze nam mózg, taka prosta karcianka może dać tak potrzebne orzeźwienie. Niewiele tu miejsca na poważne myślenie, więcej za to okazji do zaskoczeń. Naszych, gdy musimy radzić sobie z aktualnym układem kart na ręce. Innych, gdy świetnie zaplanowaną akcję rozbija w proch i pył nasza przymusowa zagrywka. Więcej w tej grze śmiechu, takiego zdrowego, jakże potrzebnego niż faktycznej rywalizacji.
Należy jednak podkreślić, że gracz świadomy, skupiony na grze wygra z młodszymi czy początkującymi. Gracze przyzwyczajeni do dotychczasowej oferty Lacerty muszą się przyjrzeć tej karciance, by swoimi oczekiwaniami nie przenieść Pięciu ogórków na nienależną im półkę. Tak jak Agricola, Belfort czy Le Havre nadają się na honorowe miejsce w każdym domu, tak Pięć ogórków bardziej przypominają garniec z ogórkami małosolnymi. Potrzebne i jakże pożądane w letnie upały, ale przecież niekoniecznie do chwalenia się przed gośćmi.
Jeśli ktoś nie pozna tej karcianki, świat się nie zawali. Jeśli komuś trafi się okazja – warto spróbować, traktując ją jako szybki, bardziej radosny przerywnik wśród innych gier. Modyfikacje Friesego chyba uczyniły z Ogórków lepszą i ciekawszą grę. Ja Pięć ogórków zostawiam na mojej półce.
Złożoność gry
(1/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.