-Ok, ja muszę odejść od gry i nakarmić małą.
-Mogę cię zastąpić, nie ma problemu.
Zawsze pojawiała się jakaś chętna osoba i rozgrywka bez przeszkód toczyła się dalej. Wszyscy byli zadowoleni. A rodzice mogli się pobawić, równocześnie nie zaprzestając zajmowania się swoimi dziećmi.
2. Impreza bez dymu. Po części problem z palącymi rozwiązał się dzięki stolikom na zewnątrz. Pogoda była niezwykle sprzyjająca stąd niewiele osób spędzało czas na graniu w środku. A zresztą nawet ci co zostali starali się nie fajczyć. Wyjątkiem może był późny wieczór w sobotę gdy przyszli klienci nie związani z planszówkami i atmosfera zrobiła się gęsta. Generalnie jednak, w porównaniu do pierwszego Planszówkonu, znacznie mniej było „smogu”. Nieodłącznie zresztą ten punkt będzie związany z poprzednim. Jeżeli rodzice musieliby siedzieć w zadymionym pomieszczeniu ze swoimi pociechami to zaraz by uciekli. A, że nie było takich sytuacji to mogli dłużej na nim bawić.
3. Gigantyczny wybór gier. 44 różnych gier naliczyłem, w które ktoś choć raz zagrał. Bardzo wiele przynieśli ze sobą poszczególnie gracze, resztę organizatorzy. Były tytuły bardzo popularne jak Scrabble, Osadnicy czy Jungle Speed, ostatnie nowości Thurn und Taxis, Hacienda czy Mykerinos i wyjątkowe pozycje jak choćby Alaska. Można było przebierać jak w ulęgałkach. Cały Planszówkon II opanowały Eurogry. Oczywiście z mojego punktu widzenia to nic złego, ale należy też pamiętać o osobach, które preferują bardziej zaawansowane strategie i gry wojenne. W poprzedniej była równowaga, absolutnie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Tym razem, oprócz Wallensteina, nic nie było w wojennym gatunku. To po części wina wszystkich. Gracze interesujący się tymi grami nic nie przynieśli. Pomimo, że mają na przykład Warrior Knights czy A Game of Thrones na własność to chcieli przyjść na gotowe. A tu niespodzianka – nic nie było. Organizatorzy też średnio się w tym przypadku spisali. Wargamer co prawda przywiózł gry, ale nie było nikogo kto mógłby lub miał ochotę je poprowadzić. Brakowało jakiegoś aktywisty tak jak w poprzedniej edycji. Wtedy Sosna szybko wyskoczył, grę rozłożył, błyskawicznie wytłumaczył i poprowadził. Sam zachęcał do grania, zbierał uczestników. Tym razem pewnie nie mógł być obecny i jego brak od razu wszyscy stratedzy mogli odczuć.
4. Turnieje. Można by się zastanowić nad jakimś niewielkim turniejem w przyszłości. Nie wiem czy jakiś tym razem się odbył. Przynajmniej nic takiego nie zarejestrowałem. Może był w Jungle Speed, ale w takim razie powiadomiono tylko okoliczne osoby. Jedyny konkurs jaki był to Kalambury. Trzeba się zastanowić czy w kolejnej edycji nie zorganizować jakieś rywalizacji w Osadników, Thurn und Taxis czy inne pozycje.
5. Promocja. Planszówkon to świetna szansa na promocje nowego tytułu. Spotykają się tu maniacy gier planszowych i każdą ciekawą produkcję rozgłoszą po różnych serwisach, forach dyskusyjnych czy ustnie. Dlatego dobrze wpasowała się w imprezę promocja HinduWindu. Twórca wraz z obsługą Paradoxu zachęcali do spróbowania tytułu. Przygotowano duży stół i od razu zarekrutowano graczy. W pewnym momencie stało tam kilkanaście przekrzykujących się wesoło osób. Gra została przyjęta pozytywnie i pewnie część osób od razu kupiła egzemplarz na miejscu. Wróg u bram cieszył się mniejszym powodzeniem. Niestety nie było osób, które go dobrze znały. Te co przywiozły egzemplarz dopiero starały się go poznać. Może następny razem wydawca powinien wysłać jakiegoś instruktora gry na Planszówkon? Wydaje mi się, że może się to opłacić. Na Sygnale w ogóle nie był prezentowany, bo dopiero po Planszówkonie został odebrany z drukarni. Nieszczęśliwe spóźnienie.
6. Nowi. Z tego co widziałem, osoby, które przyszły po raz pierwszy na Planszówkon szybko się zaaklimatyzowały. Widząc przygotowanie do nowej gry, podchodziły, pytały się czy mogą zagrać. Rzadko ktoś odmawiał, chyba, że nie było już miejsc. Przynajmniej takie były moje obserwacje. Może i były jakieś osoby, które wstydziły się zapytać o uczestnictwo. I wyszły. Tego nie wiem. Ale jeżeli ktoś widział takie przypadki to wtedy można pomyśleć o funkcjach „poganiaczy”. Jak to świetnie robi Leo na spotkaniach „na Smolnej”:
-A ty tam, grasz w coś? Nie? A masz ochotę? Ok, chodź ze mną. A ty? Też w coś chcesz pograć? To również chodź z nami. Słuchajcie mamy nowych dwóch graczy, jest jeszcze miejsce? O to świetnie, zostawiam was. Miłej zabawy.
Tyle refleksji, które mi zostały po Planszówkonie. Zabawa była przednia i czekam na powtórkę we wrześniu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej, choć nie wiem czy to fizycznie możliwe.
Ja strasznie zaluje, ze planszowkon odbyl sie w tak fatalnym terminie (srodek, a dla coniektorych – koncowka sesji) :(
Dzieki za rzeczowa i konkretna opinie. Faktycznie kilka rzeczy jest jeszcze do poprawki, ale popracujemy nad tym. :)
I jeszcze jedno, gier bylo wiecej, jesli pamietam to na Twojej liscie zabraklo Spadamy/Fallin i Light Speeda. :)
No to mamy mickiewiczowską liczbę 44 gier :)