Druga z tegorocznych essenowych premier, którą dostałem do recenzji, to El Gaucho. Tytuł, który zachęcił mnie użyciem kostek, tematyką, pudełkiem i wydawnictwem, a odrzucił grafiką elementów. Czyli wstępnie jestem delikatnie na „Tak”. A dalej?
W pudełku identycznym, jak do Hansy Teutoniki, znajdują się garść kostek, duża plansza, kartonowy płotek (o tym za chwilę) i sterta dużych kafli z rysunkami krów. Ponieważ gra jest niezależna językowo, w pierwszej chwili nawet nie zwróciłem uwagi, jaka to wersja językowa. I pewnie nikt poza uczulonymi na niemiecki nie będzie się tym interesował.
Tematyka gry jest cokolwiek oryginalna – zbieramy z łąk pasące się krowy i sprzedajemy je w zestawach. I choć nie jest to najlepsze w historii powiązanie mechaniki z tematem, nawet osoby wyczulone na „euroabstrakty” nie powinny narzekać. Dużą zasługę mają tutaj oryginalne ilustracje. Z jednej strony są – przynajmniej dla mnie – na pierwszy rzut oka odrzucające, ale z drugiej strony po krótkiej chwili ukazują drugie dno i zwiększają przyjemność z rozgrywki. Co mnie zaskoczyło, bo rzadko spotykam się w grach z sytuacją, że grafiki zaczynają się mi się z każdą chwilą coraz bardziej podobać. Być może dzięki bardzo konsekwentnemu stylowi i lekko komiksowej kresce. I jeszcze jedno na temat wykonania – w jednym z rogów planszy są rowki, w które wkłada się dołączone do pudełka tekturowe płotki. Dzięki temu na planszy stoi miniaturowa zagroda wyglądająca jakby żywcem przeniesiona z Dzikiego Zachodu. Poza walorem estetycznym, ma ona też znaczenie praktyczne – to do niej wrzuca się wszystkie kostki używane w każdej rundzie. I muszę przyznać, że patent jest doskonały – całość nie tylko wygląda stylowo i pomysłowo, ale faktycznie kostki nie rozsypują się po stole i są zawsze pod ręką. Taki drobiazg, ale świetnie pomyślany i wykonany. Instrukcję napisano bardzo klarownie i zrozumiale, więc nawet nie mam specjalnie czego komentować.
Gra rozpoczyna się od wyłożenia na pastwiska na planszy kafelków z krowami, po czym każdy wstawia jednego swojego ludzika na wybrane pole akcji. Tutaj wspomnę o istotnej rzeczy – krowy występują w pięciu (lub w czterech – w zależności od liczby graczy) gatunkach i w każdym z nich są egzemplarze numerowane od 1 do 12. Sama rozgrywka jest stosunkowo prosta. Pierwszy gracz rzuca garścią kostek, po czym kolejno każdy bierze dwie z nich i wykonuje akcje w zależności od liczby oczek. Akcji są dwa rodzaje:
- Albo wstawiamy ludzika/i na krowę/y o wartości równej wybranym kostkom, albo
- Wstawiamy ludzika/i na pole/a akcji przyporządkowane do konkretnej liczby oczek.
Dodatkowo możemy zdjąć dowolną liczbę ludzików wstawionych na pola akcji w poprzednich rundach i aktywować różne akcje specjalne. Następnie sprawdzamy, czy na którymś z pastwisk nie zostały obstawione wszystkie krowy. Jeśli tak, to wszyscy właściciele ludzików zabierają je razem z krowami. Ludziki wracają do zapasów gracza, a krowy układa się przed sobą w stada. I tutaj użyto mechaniki podobne do tych z Fasolek i Keltisa: można dołożyć krowę tylko na końcu szeregu, musi być dokładana w porządku rosnącym lub malejącym, a jeśli nie da się tego zrobić, trzeba sprzedać całe stado, a nowa krowa jest pierwszym egzemplarzem w nowym. Sprzedaż jest jedynym źródłem pieniędzy w grze, a osoba z największym majątkiem wygrywa. Dodatkowo ciekawy jest sposób obliczania wartości stada – wartość najdroższej krowy w stadzie jest mnożona przez liczebność stada. Gra kończy się po wyłożeniu ostatniej krowy i wtedy rozgrywane są jeszcze dwie rundy końcowe, pozwalające na sprzedaż resztek stad.
Z opisu wynikałoby, że gra jest prostą i losową „popierdółką”. Nic bardziej mylnego. A decydują o tym akcje specjalne. Pozwalają one:
- Sprzedać stado z większym zyskiem
- Wstawić krowę w środek stada, a nie na jego koniec
- Użyć dodatkowej, „wirtualnej” kostki, o wybranej przez nas wartości
- Podkraść krowę innemu graczowi
- Podmienić cudzego ludzika stojącego na pastwisku lub postawić dwa swoje leżące (o tym za chwilę)
- Wylosować krowy z zakrytego stosu
Celowo nie wspomniałem jeszcze o jednym niuansie rozgrywki. Zamiast wstawić ludzika na krowę na pastwisku możemy go na niej położyć (czyli zarezerwować krowę). Kosztuje nas to połowę punktów potrzebnych do wstawienia, ale wymaga postawienia ludzika do pionu w jednej z kolejnych rund. To powoduje takie namnożenie możliwości wykorzystania kostek, że czasem aż trudno się zdecydować.
Interakcja w grze jest dość ciekawa. Z jednej strony jest to typowa gra kostkowa, gdzie gracze grają raczej obok siebie, niż przeciwko sobie. Z drugiej strony worker placement to mechanika wymuszająca interakcję konkurencyjną – ścigamy się, kto pierwszy zajmie jakieś pole. Z trzeciej wreszcie strony można nie tylko podmieniać ludziki przeciwników, ale nawet podkradać im krowy ze stad. Wydawałoby się więc, że jest to gra dla miłośników interakcji negatywnej. Nie do końca. Bo choć podkradanie jest możliwe i może zaboleć (ktoś nam zmniejszy wartość stada nawet o 20), to każda okradziona osoba dostaje z banku odszkodowanie w postaci wartości nominalnej zabranej krowy. Czyli ktoś skorzysta na naszej krzywdzie, ale my nie będziemy tak bardzo stratni. Podoba mi się ten mechanizm, bo zwiększa interakcję, nie podnosząc niepotrzebnie temperatury emocji podczas rozgrywki. A ponieważ interakcja jest opcjonalna, bardzo dużo zależy od współgraczy. Zdarzyła mi się partia, gdzie podkradanie krów było używane nagminnie, a były też takie, gdzie przez cała rozgrywkę nie było ani jednej kradzieży. I to też mi się podoba, przywodząc na myśl interakcję w Carcassonne. W zależności od współgraczy jest albo pokojowe budowanie łąk i miast, albo radosna wyrzynka w zdobywanie przewag.
Gra skaluje się dobrze: w zależności od liczby graczy jest wykładana różna liczba krów na pastwiskach i rzuca się różną liczbą kostek. Poza tym wszystkie reguły pozostają bez zmian. I w każdym składzie rozgrywka jest dynamiczna i ciekawa. Co przypominała mi rozgrywka? Poza przywołanymi wcześniej tytułami, przychodzą mi na myśl jeszcze Zamki Burgundii. I to nie tyle z powodu samej mechaniki, co z powodu takiego zaprojektowania rozgrywki, że praktycznie nie ma złych rzutów.
Testowałem El Gaucho na mojej mało grającej rodzinie i wrażenia mieli pozytywne, choć chyba najbardziej zadowoloną osobą w towarzystwie byłem ja sam. Bo nie jest to gra dla zupełnie początkujących. Co prawda reguły są proste i nie sprawiają kłopotów w ogarnięciu, ale pewną barierą może być duża liczba opcji w każdej rundzie. Bo sposobów wystawienia kostek jest zwykle kilkanaście, a dodawszy do tego jeszcze akcje specjalne, otrzymamy całkiem pokaźny wachlarz możliwości. I to może sprawiać początkującym nieco problemów. Jednak dla mnie gra była bardzo satysfakcjonująca i na pewno chętnie zagram w nią jeszcze przyszłości, nawet już po napisaniu recenzji. Co chyba najlepiej świadczy o moich pozytywnych odczuciach.
+
Bardzo proste i logiczne reguły, do tego doskonale opisane
Konsekwentny styl graficzny
Zagroda dla kostek jest świetna
Sporo decyzji do podjęcia
–
Liczba możliwości może przytłaczać początkujących
Pierwsze wrażenie jest nieco odpychające
Dziękujemy wydawnictwu Argentum Verlag za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Ależ narobiłeś smaku tą recenzją… :)