Byle do pierwszego to już druga – po Kacprze Ryxie i Królu Żebraków – gra autorstwa Łukasz Wrony i Piotra Krzystka, którą dane mi jest w tym roku recenzować. Kacper Ryx to gra, która (mimo kilku ewidentnych wad) urzekła mnie przede wszystkim otaczającym ją klimatem wojny gangów w średniowiecznym Krakowie. Czy jednak rodzinne radzenie sobie z rachunkami jest równie udane, co na wpół taktyczna, a na wpół przygodowa walka o koronę w krakowskim półświatku?
Kacper Ryx jest grą wyraźnie nastawiona na konfrontację. To widać od razu po przeczytaniu wstępu do instrukcji. Byle do pierwszego – na pierwszy rzut oka – wydaje się być grą familijną, pozbawioną negatywnej interakcji, a jeśli nawet nie, to przynajmniej w znacznym stopniu ją ograniczającą. W końcu jest to worker placement, w którym ustawiamy się grzecznie w kolejce (nie przepychamy się :) ) po to, żeby zapłacić nasze rachunki. Nie ma tu miejsca na negatywną interakcję. Czy aby na pewno? Nic bardziej mylnego. Duet Ł.W. – P.K. najwyraźniej lubuje się w tworzeniu gier, w których, aby wygrać, musimy wbijać szpile innym. Jeżeli nie poprzez zabicie ich zbirów, to przynajmniej przez wpędzenie ich rodzin w długi.
Tym razem wcielamy się w głowy rodzin, które walczą z jedną z najbardziej prozaicznych przeciwności życia codziennego – z rachunkami. Na początku i na półmetku gry (przed rozpoczęciem drugiego miesiąca) dostajemy na rękę garść rachunków do zapłacenia i trochę gotówki na zachętę (przed pierwszym miesiącem każdy dostaje tyle samo, przed drugim w zależności od pozycji na torze kariery) i tyle, możemy ruszać. Cel jest prosty – spłacić wszystkie rachunki i najlepiej zostać jeszcze z jakąś kasą w portfelu.
Rachunki możemy spłacać w czterech miejscach – w spółdzielni, w supermarkecie, na Policji i w szkole. Żeby spłacić jakiś rachunek, wcale nie musimy się do danego miejsca udać (nie musimy w danej lokacji ustawić żadnego członka naszej rodziny), ale wysłanie gdzieś naszych ludzików może okazać się niezwykle opłacalne, bowiem jeżeli na danym polu jesteśmy sami lub uzyskamy przewagę nad innymi graczami, wówczas możemy spłacić 1 lub 2 rachunki z tej lokacji z 50 % rabatem.
Spłata rachunku wiąże się z przesunięciem znacznika na torze kalendarza, który odmierza czas gry oraz dobraniem karty akcji, tym mocniejszej, im wyższy rachunek spłacimy.
Przy akcjach się nieco zatrzymamy, bo są one ważnym elementem gry. Są ich trzy rodzaje – słabe, średnie i silne. Zasadniczo w każdej turze, w której spłacamy jakiś rachunek, dobieramy jedną kartę akcji (nawet jeżeli w danej turze spłacimy dwa rachunki naraz). Wyjątek od tego stanowi Kiosk. Przewaga w tej lokacji pozwala nam na dobór dodatkowej karty akcji za spłacenie rachunku (rachunków) o wartości o jeden słabszej niż ta dobrana w wyniku spłaty. Akcje w dużym uproszczeniu dzielą na takie, które pomagają nam albo szkodzą innym graczom. Przykładowo karta Mamusia pomoże pozwala nam odłożyć jeden rachunek nie płacąc jego kosztu, a Kreatywna księgowość pozwoli nam spłacić rachunek z dodatkowym 50% upustem. Z kolei takie Ukryte koszty zmuszają innego gracza do zapłaty dodatkowej kwoty w wysokości 50% spłacanego rachunku, a Tymczasem w parlamencie każe wszystkim graczom, z wyjątkiem rzucającego kartę, dobrać po jednym rachunku. Akcje możemy zagrywać w dowolnym momencie naszej tury lub w turze innego gracza, jeżeli wynika to z zagrywanej karty.
Wróćmy jednak do głównego wątku. Po spłacie rachunku następuje faza Kariera albo Rodzina. Teraz gracz musi się zdecydować, czy przesuwa się w górę na torze kariery, co pozwoli mu uzyskać większą pensję na koniec miesiąca, czy przestawia do dwóch pionków swojej rodziny na inne lokacje, dzięki czemu buduje w tych miejscach przewagę potrzebną do uzyskania rabatu (lub burzy ją innym). Po dokonaniu tego wyboru przychodzi kolei na następną osobę
Ostatnim elementem mechaniki, który wpływa na losy naszych meepli jest kalendarz. W niektóre dni obchodzone są specjalne święta implikujące dla gracza, który postawił na nim znacznik czasu lub dla wszystkich grających określone przywileje lub obowiązki. Jednych z moich ulubionych świąt jest Dzień pluszowego misia, w którym przytulam od innego gracza 50 złotych :).
Przede wszystkim jednak kalendarz odmierza czas rozgrywki, albowiem, kiedy miesiąc dobiegnie końca, jesteśmy na półmetku partii. Wówczas musimy już spłacić wszystkie pozostałe na ręce rachunki, a jeżeli nas nie stać, to zaciągnąć w tym celu kredyt. Następnie rozpoczyna się nowy miesiąc, dostajemy wypłaty zależne od naszej pozycji na szczeblu kariery, kolejne rachunki do spłaty i procedura się powtarza. Po końcu kolejnego miesiąca i drugiej wypłacie podliczamy nasze aktywa i pasywa, i wyłaniamy wygranego.
Grafiki (podobnie jak i cała koncepcja gry) niepozbawiona są specyficznego humoru, znanego chociażby z Włatców Móch. Co prawda gra, w przeciwieństwie do serialu, nie zawiera wulgaryzmów, ale możemy znaleźć tu takie dwuznaczne moralnie elementy, jak wręczanie policjantom łapówki (jeden z rachunków do spłaty na Policji) czy wizerunek króla Kazimierza Wielkiego otoczonego liśćmi marihuany na banknocie 50-złotowym. Mi akurat taki styl i humor nie odpowiada, nie dlatego, że czuję się nim oburzony, ale dlatego, że targetem gry mają być przede wszystkim gracze rodzinni.
Wykonanie elementów (pudło, plansza, banknoty, itd.) jest porządne i trwałe, ale nie wygląda zbyt elegancko. Nie podoba mi się np. połyskujące pudełko czy biały rewers planszy, do tego na banknotach do tej chwili utrzymuje się nieprzyjemny zapach farby drukarskiej. Cała strona graficzno-estetyczna to w tym wypadku chyba jednak bardziej kwestia mojego gustu, niewykluczone więc, że zarówno humor, jak i grafiki oraz wykonanie gry innym osobom mogą się spodobać.
Instrukcja do gry jest przejrzysta, litery w niej są duże, wątki wyraźnie oddzielone od siebie, przez co czytanie jej jest łatwe, a zrozumienie reguł nie nastręcza trudności. Niestety już w trakcie rozgrywek okazuje się, że kilka zasad można interpretować dwojako, a instrukcja nie wyjaśnia wątpliwości w tym zakresie. Przykładowo próżno szukać wyjaśnienia co się dzieje w sytuacji, kiedy na gracza zagrywana jest karta akcji, w wyniku której traci on wyższą sumę pieniędzy niż aktualnie posiada. Czy musi wziąć kredyt (instrukcja mówi jedynie, że kredyt bierze się w sytuacji, kiedy kogoś nie stać na spłatę rachunku lub zobowiązania wobec innego gracza), czy karta taka po prostu na niego nie zadziała?
Jak wspomniałem na początku, mechanika gry to worker placement z elementami area control. Specyficzne tu jest jednak to, że o ile w klasycznym zarządzaniu robotnikami dopiero postawienie w określonej lokacji meepla uprawnia nas do skorzystania z przypisanej do niej akcji, o tyle tutaj możemy spłacać rachunki także w miejscach, gdzie nie mamy ustawionego ludzika. Powoduje to, iż liczą się tylko ci członkowie naszej rodziny, którzy dają nam przewagę w lokacji, bo to uprawnia nas do rabatu, natomiast rozstawienie innych pionków tak naprawdę nie ma znaczenia. Nie podoba mi się to, bo czuję, że przez większość gry część członków mojej rodziny jest zupełnie bezużyteczna.
Drugą zasadą, która wydaje mi się pozbawioną sensu, jest otrzymywanie wypłaty po, a nie przed spłatą rachunków na koniec miesiąca. Wymusza to na nas bardzo często wzięcie wysoko oprocentowanego kredytu, mimo że po otrzymaniu wypłaty często byłoby nas stać na spłatę pozostałych na ręku rachunków. Taki mechanizm pozbawia nas elementarnej możliwości planowania, w której moglibyśmy wyliczyć, jakiej kwoty potrzebujemy na koniec miesiąca i zaplanować naszą ścieżkę na torze kariery. Wybór między akcją kariery, a akcją rodziny miałby wówczas znacznie większe znaczenie, a tak idziemy w ciemno, bo i tak nie wiemy, jakie rachunki przyniesie nam nowy miesiąc i ile będziemy potrzebować na ich spłatę.
Byle do pierwszego opiera się głównie na negatywnej interakcji, podzielonej na walkę o przewagi w lokacjach oraz zagrywanie, uprzykrzających życie innym, kart akcji. I o ile nie przepadam za negatywną interakcją upchaną na siłę do gier z mechanizmem budowy i rozwijania silniczka (np. Osadnicy NI), o tyle tutaj, gdzie interakcja jest wszechobecna, dokuczanie przeciwnikom wydaje mi się całkiem przyjemne.
Grałem w Byle do pierwszego w 3 oraz w 5 osób (minimalny i maksymalny skład). Zdecydowanie lepiej gra działa w pełnym składzie. Na planszy jest gęściej, jest więcej interakcji, nie zdarzają się sytuacje, w których „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Dodatkowo w wariancie 3-osobowym zarysowuje się spora przewaga pierwszego gracza, przynajmniej na początku partii, bo spłacając swoje rachunki z rabatem w pierwszym ruchu, może on następnie wykorzystać pionki z tej lokacji do natychmiastowego zniwelowania przewagi pozostałych graczy w innych miejscach, przez co będą musieli oni zapłacić swoje rachunki bez upustów. Poza tym rozpoczynający jako pierwszy dobiera niezwykle wartościową kartę akcji oraz uzyskuje możliwość skorzystania z niej.
Niestety gra jest bardzo losowa. Dokucza to w szczególności przy doborze rachunków, bo rozstrzał pomiędzy kwotami do spłaty jest ogromny (od 50 do 400 zł za jeden rachunek przy 600 zł pensji w partii 5-osobowej). Powoduje to, że szanse na wygranie gry już na początku partii mogą być bardzo nierówne, a gracze nie zawsze mają wpływ na zmianę tej sytuacji. Co prawda spłata większego rachunku to dobór silniejszej akcji, ale nie rekompensuje to w pełni straty sporo większej ilości gotówki od przeciwnika. Karty akcji są na szczęście bardziej zbalansowane i w zasadzie wszystkie mogą być przydatne w określonych momentach rozgrywki.
Bonusy zapewniane przez niektóre święta na kalendarzu nie są bardzo znaczące dla rozgrywki i mogą być raczej traktowane jako ciekawostka, choć niektóre mogą wpędzić graczy w lekkie zakłopotanie (np. Dzień całusa, w którym uzyskanie profitu jest zależne od pocałowania współgraczy).
Niestety Byle do pierwszego – w przeciwieństwie do Kacpra Ryxa – nie podbiło mojego serca. Nie potrafię czerpać radości z rozgrywki, nie porywa mnie mechanika, nie śmieszą grafiki, nie oczarowują dodatkowe bajery (jak np. kalendarz). Mechanizmy kuleją, na wydarzenia na planszy nieraz nie mamy większego wpływu, spora i dokuczliwa jest losowość, a karty rachunków są mało zbalansowane. Co prawda partie w pełnym składzie, w odpowiednim towarzystwie oraz z pewnymi modyfikacjami zasad (wypłata następuje przed spłatą rachunków, do uregulowania należności w lokacji niezbędna jest obecność naszego pionka) sprawiały mi pewną przyjemność i od czasu do czasu mógłbym do niej zasiąść, ale jest to dla mnie zbyt mało, żebym mógł grę polecić. Z drugiej strony niewykluczone, że może akurat Wam BdP się spodoba, bo, jak można przeczytać w ostatnim Cotygodniku, nawet w naszej redakcji zdania co do tej gry są podzielone.
Pingwin: Rzeczywiście moje odczucia są zgoła inne. W Byle do pierwszego grało mi się niemal wyśmienicie – aż jestem zaskoczona końcową oceną Łukasza. Ale faktem jest, że to była partia 5-osobowa, a więc ta w najlepszym możliwym układzie. Ten rozstrzał rachunków od 50 zł do 400 zł zupełnie niepotrzebnie ciężar powodzenia w rozgrywce składa w ręce losu – stosunek opłacalności spłacania najdroższych rachunków do siły kart, które dzięki temu pozyskujemy oraz do początkowej ilości pieniędzy jest, moim zdaniem, niekorzystny. Niepotrzebne jest też różnicowanie tanich, średnich i drogich rachunków – czy nie wystarczyłoby, gdyby to były rachunki 100 / 200 / 300 zł zamiast 50-100 / 150-250 / 300-400 ? Nieopłacalne jest też inwestowanie w karierę – zbyt dużo to kosztuje zanim dojdziemy do takiego etapu, w którym na początek miesiąca dostaniemy na rękę znacząco więcej pieniędzy. A różnica 50 czy 100 zł na tym etapie to niewiele. O wiele bardziej opłaca się przemieszczać meeple na planszy, czyli inwestować w rodzinę. I gdyby jeszcze odpowiednio skompensować przewagę, jaką ma pierwszy gracz (może więcej gotówki dla kolejnych graczy lub wyższy stopień na torze kariery?), to byłby to mega grywalny tytuł, bo akurat jeśli chodzi o oprawę graficzną, to ja nie mam jej nic do zarzucenia. Ech, czuję w tej grze niewykorzystany potencjał…
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.
Całość wygląda bardzo fajnie, ale wykonanie trochę boli moim zdaniem. I tematyka taka sobie ;)
Może kiedyś przy okazji się sprawdzi.