Dzisiaj krótko – czyżby wakacje? ;) Ale też ciut inaczej niż zwykle. Możecie bowiem poczytać o Conflict of Heroes: Awakening the Bear, Szeryfie z Nottingham i… nieprzyjemnych doświadczeniach Łukasza. Jednym słowem, w dzisiejszym odcinku zachęta miesza się z przestrogą! A po południu przygotowaliśmy dla Was uzupełniający RZUT OKA Asi na nową grę Galakty. Zostańcie przy odbiornikach!
Odi
Ostatnimi czasy, w ramach trójmiejskich spotkań pod egidą Muzeum II Wojny Światowej, na stole pojawiła się taktyczna gra wojenna Conflict of Heroes: Awakening the Bear. To hit sprzed kilku lat, z punktu widzenia polskiego rynku o tyle interesujący, że posiada dodatek CoH: Price of Honour, wprowadzający wojska polskie – rzecz zupełnie unikalna w grach tego typu. System CoH nie podbił mojego serca, bo ono zajęte jest już przez Combat Commandera, ale na pewno pozwala sporo pokombinować i miło spędzić czas. Stwarzane graczom dylematy ogniskują się wokół kolejności i formy aktywacji poszczególnych oddziałów. Trzeba tak manewrować swoimi drużynami i pojazdami, żeby zyskać lepszą linię strzału (jednostki są wrażliwsze na ogień z tylnej półsfery), a dodatkowo starać się osiągnąć sytuację, w której możemy wykonać nasze akcje bez przeciwdziałania przeciwnika. Gra w prosty sposób modeluje różnice zarówno sprzętowe, jak i w wyszkoleniu i organizacji jednostek. Przykładowo: sowieckie czołgi, choć potężniejsze od niemieckich (lepiej uzbrojone i zwykle także opancerzone), potrzebują więcej punktów PA (waluta w grze) do wykonania akcji strzału. Tym samym sowieckie mastodonty najprawdopodobniej strzelą w turze tylko jeden raz, a niemieckie czołgi mogą to zrobić dwukrotnie, co oddaje gorszy sposób podziału zadań załogi w czołgach radzieckich. Co mi się niezbyt podoba, to nadmierna – moim zdaniem – rola kostek w określaniu trafienia. Generalnie jednak popularność serii CoH nie jest bezpodstawna. To gra dobra dla początkujących wargamerów, przy jednoczesnym powiązaniu z niektórymi realiami konfliktu.
Board Game Girl
Wakacje w pełni, to i na naszym stole lądują częściej niż zwykle lekkie tytuł. Szeryf z Nottingham to jedna z wielu tegorocznych premier wydawnictwa REBEL.pl. Prosta, imprezowa gra przy której po prostu nie sposób się choć raz nie zaśmiać. Wcielamy się tu w kupców, którzy pędzą ze swoimi towarami na targ. Towary wkładamy do woreczków, które dokładnie zamykamy, a następnie deklarujemy Szeryfowi, co w nich jest. Możemy przewozić legalne towary lub kontrabandę. Kontrabanda przynosi oczywiście większy zysk (o ile nie zostanie skonfiskowana przez szeryfa!). Szeryfem zaś w trakcie rozgrywki każdy gracz zostaje dwukrotnie (a nawet trzykrotnie w rozgrywce trzyosobowej). Decyduje wtedy, których kupców puścić bez inspekcji, kogo za odpowiednią „dopłatą”, a kogo po prostu sprawdzić. Jeśli ktoś deklarował nieprawdę i zostanie to udowodnione – musi zapłacić karę. Jest więc to tytuł przy którym trzeba wykazać się przebiegłością i sprytem. I dobrze blefować (lub jak kto woli – łgać w żywe oczy)! Przy 5 graczach rozgrywka trwała godzinę i była to godzina pełna śmiechu, niepewności i podejrzeń. Co ciekawe – dwa najwyższe wyniki zostały osiągnięte dwiema zupełnie różnymi drogami. I już nie mogę się doczekać, żeby przejść nimi jeszcze raz. Czas, żeby szeryf na dobre rozgościł się na regale z grami! :)
Ginet
Miniony tydzień to przede wszystkim ogrywanie 7 Cudów Świata z dodatkiem Miasta i gry imprezowe: Przebiegłe Wielbłądy, Avalon i Cardline: Zwierzęta (w tę grałem głównie z moim 4,5-letnim synem). W dwie gry zagrałem też pierwszy i mam nadzieję ostatni raz i właśnie przed nimi chciałem Czytelników ostrzec.
Na czwartkowe spotkanie „po pracy” jeden z kolegów przyniósł Erynie. Dostał ją z jakiejś okazji jako dodatek dołączony do… książki. Książka podobno całkiem niezła, w grę jeszcze nie grał. Trzeba było więc spróbować. Plansza i grafiki – trzeba przyznać – całkiem klimatyczne. Taki polski noir. Poczułem się zachęcony, więc z napięciem zacząłem słuchać tłumaczenia zasad. Jednak z każdą chwilą tego pięcio-, może siedmiominutowego wykładu mój zapał gasł. Założenia są nawet fajne. Zbieramy i podrzucamy dowody winy lub niewinności jednego z oskarżonych o zbrodnie mieszkańców Lwowa. Co i komu możemy podrzucać wskazują karty podejrzanych. Naszym celem jest takie „zarządzenie” dowodami, żeby jak najwięcej poszlak i dowodów winy trafiło na planszetkę jegomościa, którego mamy oczerniać, a osobnik którego mamy chronić został uniewinniony (cele każdego z graczy są oczywiście tajne dla jego przeciwników). To wszystko spoko. Tylko, że mechanika polega na ruszeniu pionka na dowolne pole miasta, zabraniu stamtąd, najczęściej losowego, dowodu, a w kolejnym ruchu podrzucenie go któremuś z podejrzanych. I to wszystko, i tak w kółko przez 20 tur !!! Wygrałem, ale jedyny wniosek jaki z tej partii wyciągnąłem, to nie grać w gry dołączane do książek. Dla mnie 3/10.
Kiedy myślałem, że w nic gorszego już nie zagram, przyszła niedziela. Dzień wcześniej świętowaliśmy na działce urodziny kolegi. Jednym z prezentów, które dostał była gra planszowa Biznes Internetowy (dla jasności nie, nie ode mnie) – kolejny klon Monopoly, więc po imprezie trza było prezent ograć. Niestety, nie udało mi się subtelnie wymknąć i jako „koleś od planszówek” musiałem zasiąść do stołu. Na nic się zdały moje prośby i przekonywania, żeby pograć w Dixita: „nie, BI to prezent, więc gramy w niego, poza tym nie trzeba uczyć się zasad – słyszałem”. Ok, poświęciłem się, ku przestrodze innych. Po dwóch godzinach rozgrywki (graliśmy z takim homerulem: „koniec partii następuje, kiedy gra znudzi się wszystkim graczom”) zaobserwowałem, że to, czym BI różni się od innych monopolopodobnych produkcji, w które grałem w dzieciństwie (Eurobiznes, Fortuna, … Pomnik Stalina), to możliwość zdobycia pracy, przynoszącej nam stałe dochody co okrążenie, punkty lojalnościowe, za które możemy kupić różne bonusy (jak 50% zniżki, karty szansy, zlecenia płatności, czyli banknoty o nominale 500 lub 1000 zł), czy magiczne kostki pozwalające podwoić wynik rzutu. Moja ocena po jednej, JEDYNEJ partii to: rozgrywka 1/10, wykonanie 1/10 (szkoda, że nie widzieliście „domków” i „hoteli” :) ), złożoność 2/10.