Co roku w Tajlandii, pierwszego dnia pełni księżyca, w dwunastym miesiącu tajskiego kalendarza lunarnego, rozpoczyna się ogromny festiwal: Loy Krathong. Festiwal światła. Na wodę puszczane są malutkie tratwy wielkości dłoni zrobione z kawałka pnia bananowca, ozdobione kwiatami, świeczkami i kadzidełkami, a w powietrzu unosi się mnóstwo kolorowych, papierowych lampionów.
Festiwal lampionów to gra przeznaczona dla 2–4 graczy w wieku od 8 lat, w której uczestnicy starają się przyozdobić taflę jeziora najpiękniejszymi kombinacjami kolorowego światła.
Zasady
Celem gry jest zdobywanie Kart Talentów, które przynoszą punkty zwycięstwa. Jak je zdobyć? Zbierając Karty Lampionów. Jak zatem zdobywać Karty Lampionów? Dokładając kafelki jeziora – jak w Carcassonne czy Kakao. Kolory nie muszą się zgadzać, ale im więcej kolorów dopasujesz, tym więcej kart w tych kolorach otrzymasz.
Przebieg tury:
- Na początku możesz zwrócić dwie łódeczki, aby wymienić jedną Kartę Lampionu na inną.
- Możesz też zwrócić Karty Lampionów tworzące jeden z możliwych układów (7 różnych kolorów, 3 pary lub 4 takie same karty), aby zdobyć wierzchnią Kartę Talentu z odpowiadającego mu stosu. Najcenniejsze karty są na szczycie stosu.
-
Teraz musisz dołożyć jeden kafelek jeziora. Za każdy bok dołożonego kafelka dopasowany kolorystycznie otrzymujesz 1 Kartę Lampionu w tym kolorze. Dodatkowo otrzymujesz znacznik łódki za każdy symbol widniejący na dokładanym kafelku lub stykający się z nim, o ile udało ci się kolorystycznie dopasować lampiony na tych kafelkach.
- Na koniec następuje rozdzielenie Kart Lampionów – każdy z graczy otrzymuje kartę w kolorze boku (dołożonego w tej turze kafelka) zwróconego w jego stronę (o ile taka karta jest dostępna, lampiony są bowiem limitowane).
Kafelki dobiera się po swojej turze tak, aby mieć na ręku trzy. Gra kończy się, gdy wyczerpie się stos do dobierania oraz kafelki na ręku. Rozgrywa się wtedy jeszcze jedną „pustą” rundę, podczas której można już tylko zdobyć jakąś kartę talentu i następuje podliczenie punktów.
Wrażenia
Jak już wspomniałam, Lampiony kojarzą się z Kakao albo Carcassonne. Jednak w przeciwieństwie do owych gier są dość proste i liniowe. Schematyczne. Nie rozwijam się ani nie kombinuję, aby zostawić coś „na później”. Zbieram i wymieniam sety jak najszybciej, bo dla maruderów zostają popłuczyny. Jedyne, na co muszę uważać, to żeby grając „pod siebie” nie pomóc za bardzo innym, bo może się okazać, że ci inni ubiegną mnie w wyścigu po talenty.
Lampiony nie powalają na kolana i nie wyzwalają mega emocji, niemniej gra się w nie całkiem przyjemnie. Interakcja jest spora, ale nie polega na podkładaniu sobie świń – w tej negatywnej odsłonie co najwyżej może się zdarzyć, że przeciwnik zgarnie nam trochę bardziej punktujący talent. Może tak ustawić kafelek, że ominie nas lampion podczas fazy ich rozdzielana lub wręcz przeciwnie – grając pod siebie przypadkiem i nam zrobi dobrze (np. dostaniemy ostatni brakujący element układanki). To w zasadzie jedyne emocje, jakie nam towarzyszą.
Z jednej strony gra zmusza do myślenia, bo przecież nie chcemy pomagać przeciwnikom (a każde dołożenie kafelka implikuje, że dostaną karty). Z drugiej jednak strony wybory są często oczywiste, a co więcej – co byśmy nie dołożyli i tak w większości przypadków przeciwnik dostanie jakiś lampion. Nie ten to inny – zawsze jakiś się przyda. Może miałoby to większe znaczenie, gdyby ograniczenie lampionów było bardziej restrykcyjne (pod koniec naszej tury możemy mieć przed sobą tylko (albo aż) 12 lampionów). Ale przyjmując strategię jak najczęstszych wymian i tak trudno jest przekroczyć tę liczbę.
A strategia jest dość prosta – przy pozbywaniu się jak najmniejszej liczby kart zdobyć jak najwięcej punktów. Pierwszym błędem, jaki gracze robią, jest rzucanie się na talent o wartości 10 (za siedem różnych kart). Oddając cztery karty, otrzymamy raptem o dwa punkty mniej. Oddając kolejne cztery w następnej turze, otrzymamy 7 punktów (o ile nikt nam ich nie podbierze), co razem daje aż 15. Oczywiście wszystko jest względne, bo kiedy wyczerpują się stosy, to różnice w punktach się pogłębiają. Nie zawsze też uda się zgromadzić 4 takie same karty. Najważniejsze, żeby optymalizować i jak najczęściej dokonywać wymian, pamiętając o tym, że tylko raz na turę można zakupić kartę talentu. Cóż z tego, że uzbierasz 3 razy po cztery karty, jeśli nie kupisz ich wszystkich jednocześnie?
Gra jest losowa, jak losowe jest dociąganie kafelków – ale ponieważ jest tyle miejsc, w które można się dokładać, nie jest to wielkim ciężarem. Może frustrować dopiero pod koniec gry, gdy niczego nowego już nie dociągniemy, a potrzebujemy zupełnie czegoś innego (niż to co mamy), co pozwoliłoby nam otrzymać upragniony kolor. Liczyć na przeciwników? Raczej nie warto …
Gra dwuosobowa jest nieco bardziej taktyczna, bo czego nie dam oponentowi, tego od nikogo innego nie dostanie. We dwie osoby rzadko kiedy też wyczerpują się stosy lampionów, co ma często miejsce przy pełnej obsadzie.
Jest to szybka, lekka pozycja typu familijnego. Może nawet być postrzegana jako filler pomiędzy większymi grami. Atutem jest piękne wydanie i mega proste zasady. Gra znalazła się wśród wybrańców Mensa Select 2015. I choć znam lepsze gry pobudzające szare komórki, to jednak trudno się nie zgodzić, że ta ma w sobie to coś, co zasługuje na wyróżnienie.
Podsumowanie
+ proste zasady, dobrze napisana instrukcja
+ szybki setup
+ dobra jakość wydania i ładne grafiki
+ nieuwierająca losowość
+ dobrze działająca mechanika, zwłaszcza zróżnicowanie w PZ na kartach talentów jest dobrze pomyślane
+ poprawna skalowalność
+ brak przestojów (no chyba, że ktoś już bardzo musi)
+ obecna interakcja (głównie w podbieraniu punktów i rozdzielaniu lampionów)
+ lekka i przyjemna gra
– niestety nie wyzwala wielkich emocji
– dość schematyczna
– klimat szyty grubymi nićmi
Festiwal lampionów nie jest grą przeciętną. Jest ładnie zaprojektowana i trudno znaleźć jakąś poważną wadę w przebiegu rozgrywki, jednak dla osób preferujących bardziej ambitne tytuły będzie zbyt prosta i mechaniczna. To produkt kierowany do rodzin i mniej wymagających graczy – będzie na pewno świetnym tytułem dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z planszówkami. Do moich ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.