Już jakiś czas gracze mogą się cieszyć nową edycją Dominiona, świetnej gry Donalda X Vaccarino, laureata Spiel des Jahres, trzydziestej (obecnie) gry w prestiżowym rankingu serwisu Boardgamegeek.com. Odświeżone wydanie w niedalekim czasie doczeka się oczywiści recenzji na naszym portalu, będzie też konkurs, w którym Dominion będzie nagrodą. Zanim to wszystko jednak nastąpi przypomnijmy sobie lub dowiedzmy się czym ten Dominion jest, bo nie znać tej gry to naprawdę wielka strata.
Dominion: Rozdarte Królestwo to gra karciana o mechanice deck buldingu (budowania talii) przeznaczona dla 2-4 graczy od 10 roku życia, w której partia powinna trwać około 30 minut (przy pełnym składzie może odrobię dłużej).
Karciane Królestwo
Cała zawartość, sporego przecież, pudełka do Dominiona to karty i instrukcja. Żadnej planszy, żadnych kostek, żadnych żetonów, znaczników czy pionków. Tylko masa kart poszeregowana w fantastycznej wyprasce wskazującej miejsce każdej karty (kurcze, jak w szafie mojej żony).
O jakości wykonania nie będę się rozwodził. Mi, mimo kilkunastu partii, karty się nie zniszczyły więc chyba można uznać, że jest okej. Jeśli chodzi o grafiki to są fajne, mroczne, klimatyczne. Tak, klimatyczne. Niektórzy zarzucają grze zupełny brak klimatu. Trochę racji w tym jest, że mechanika gry nie współgra z tematyką, bo niby jak sobie wyobrazić, że rzucając kart Przebudowy (pozwala odrzucić dowolną kartę z ręki i dobrać inną o koszcie wyższym o 2 złota) możemy przebudować Fosę w Lichwiarza. Mimo tego za każdym razem jak wyciągam tą grę na stół czuję dziwny majestat bijący z pudełka, wydaje mi się, że wchodzę z garścią monet do średniowiecznego, ponurego królestwa, pełnego intryg i zdrad, gdzie wszystko można kupić i wszystko ma swoją cenę. Wiem, że będę tu musiał zdobywać Wioski, przekupywać Milicję, zatrudniać Wiedźmy, żeby szkodziły moim przeciwnikom, mnożyć bogactwa, kupować Posiadłości, Powiaty, Prowincje, żeby zdobywać posłuch i uznanie, aż w końcu zjednoczę Rozdarte Królestwo. Tak, dla mnie ta gra ma klimat.
Instrukcja – karta praw i zasad Królestwa
Zasady Dominiona są proste, nawet jak na grę deckbuldingową, które w ogóle do najtrudniejszych nie należą (no dobra, są wyjątki).
Generalnie, na początek partii każdy gracz dostaje identyczny deck dziesięciu kart, na który składa się siedem kart monet jednozłotowych i trzy karty posiadłości. Dodatkowo na stole rozkładamy dziesięć stosów kart akcji po dziesięć kart, odpowiednią (zależną od liczby graczy) ilość kart skarbu w nominałach 1, 2, 3 oraz kart zwycięstwa. Każdy, korzystając z pięciu swoich kart dociąganych na rękę, może standardowo wykonać jedną akcję (czyli zagrać kartę akcji) i dokonać jednego zakupu (zagrywając dowolną ilość kart monet). Tylko, że ten normalny układ ruchu można zmieniać zagrywając odpowiednie karty akcji, np. zagrywając Wioskę, która pozwala wykonać dwie dodatkowe akcje lub Targowisko dające możliwość dobrania kolejnej karty, wykonania dodatkowego zakupu i akcji oraz zapewniające dodatkową gotówkę. Po wykorzystaniu wszystkich możliwości następuje czyszczenie, gdzie gracz odkłada karty na stos kart zużytych i dobiera nowy komplet. Partia dobiega końca po wykończeniu trzech dowolnych decków lub decku kart Prowincji. Teraz następuje podliczenie punktów z zebranych kart zwycięstwa (co ciekawe karty te podczas rozgrywki zamulają rękę, bo nie możemy ich wykorzystać w żaden sposób, ale w ostatecznym rozrachunku to one decydują o sukcesie).
Czy warto zjednoczyć Królestwo?
Nie owijając w bawełnę powiem, że Dominion to gra świetna. Proste zasady, zarzucane niekiedy tytułowi, pozwalają przystąpić do rozgrywki niemal całkowicie nowym osobom, z kolei nowatorska (jak na czasy premiery) i ciekawa mechanika przyciągnęła do stołu bardziej wytrawnych graczy. 25 odmiennych zestawów kart zapewnia grze spore pokłady regrywalności. Różnorodne zdolności kart to z kolei możliwość przeprowadzania różnorakich strategii do zwycięstwa (moją ulubioną jest inwestowanie w pozwalające odmulić rękę Piwnice i kupowanie jak tylko nadarzy się okazja wysoko punktowanych kart Powiatów i Prowincji). Gra bardzo dobrze się też skaluje (różna liczba graczy wpływa jedynie na ilość kart zwycięstwa w poszczególnych deckach), dzięki czemu z powodzeniem zastąpić może niejedną dwuosobówkę, jak i dobrze wypaść w szerszym gronie graczy. Krótki czas rozgrywki i niewielki downtime to zalety same w sobie.
Czy są jakieś wady? Na sieci pojawiają się konkretne zarzuty. Przyznaję, że ja ich jakoś nie czuję, ale z recenzenckiej rzetelności je tutaj wymienię.
Pierwszy dotyczy losowości. Nie wiemy przecież co nam na rękę przyjdzie. Niby to prawda – nie wiemy, ale z drugiej strony wiemy, czego możemy się spodziewać, bo w końcu wiemy co kupiliśmy. Raz nie przyjdzie karta, której oczekujemy to przyjdzie drugi raz. Raczej o nic tu się z nikim nie ścigamy więc możemy turę lub dwie poczekać.
Inny zarzut to brak klimatu. O tym pisałem wcześniej. Obiektywnie patrząc to faktycznie go za dużo tu nie ma, ale ja jakoś sobie z tym radzę i nie narzekam.
Często zwracano też uwagę na konieczność wielokrotnego tasowania kart, co wydatnie wpływa na ich trwałość. Trudno mi się do tego odnieść, możliwe, że za rzadko w grę grałem (około 12-15 razy), żeby spowodować jakiś uszczerbek, a ostatnio nawet karty zakoszulkowałem więc liczę, że wytrzymają jeszcze długi czas (karty w koszulkach również ładnie mieszczą i trzymają się w wyprasce).
Recenzję Dominiona planowałem już jakiś czas temu, zanim jeszcze Games Factory Publishing zapowiedziało wydanie reedycji karcianki. Miała ona wówczas nosić nostalgiczny tytuł Utracone Królestwo, nawiązujący do wyczerpania się zapasów gry w sklepach. Na szczęście dzięki GFP historia o utraconym królestwie doczekała się happy endu i gracze ponownie mogą w sklepach nabyć polską wersję tego światowego hitu autorstwa Donalda X Vaccarino.
Ps. recenzja i fotki na podstawie starego egzemplarza gry od wydawnictwa Bard.
Pingwin (11/10): Tak, wiem, że nie ma takiej oceny. Dla mnie Dominion jest absolutnie hitem nr 1 i nie ma sobie równych. Kocha go cała moja rodzina. Ma tak proste zasady, że można usiąść do niego niemal z każdym. Ma tyle możliwości kombinowania, że nigdy mi się nie znudzi.
Losowość, którą niektórzy podnoszą jako wadę (skoro Łukasz pisze, że tak jest to pewnie tak jest – mnie nie przyszło to w ogóle do głowy – aż do dzisiaj) jest – w porównaniu z innymi grami deck buildingowymi – pomijalna. Choćby z takim Kamieniem Gromu – tam trzeba mieć kombo, żeby wejść do Podziemi, w Dominionie – można mieć kombo, żeby z niego więcej wyciągnąć, ale jak się nie ma to też się gra. Choćby z taką Mythotopią, gdzie też trzeba zwykle zebrać trzy konkretne karty (na pięć posiadanych na ręce), żeby dało się coś sensownego zagrać. Choćby z deck buildingowym Star Trekiem, gdzie losowy dobry układ kart na początku potrafi wywołać kulę śnieżną. Choćby z Nightfallem, w którym karty muszą się łączyć kolorami, żeby coś więcej z nich wydobyć (a jeszcze do tego są dopalacze!). W Dominionie to wszystko nie występuje. Proste jest piękne. To wspaniała gra.
Mam w domu wszystkie dodatki (całe dwa ;-/) do polskiej wersji językowej – ale muszę stwierdzić, że najlepiej gra mi się Rozdartym Królestwem. Nie znaczy to, że nie kombinujemy z układami. Ale te innowacje, które wprowadza Intryga (karty „dzielone” tzn. jednocześnie będące np. posiadlością i walutą) oraz Róg obfitości (karty nagród, turniej rycerski) jakoś mniej mnie kręcą. Sama idea deck buildingu i niemal perfekcyjne opracowanie kart podstawki wystarczą.
Nie wiem co wnoszą pozostałe dodatki – gram często z dziećmi, które – gdy zaczęliśmy grać w Dominiona – nie łapały na tyle języka angielskiego, żeby opłacało się w niego inwestować. Ale wiem jedno – jeśli zostaną wydane, na pewno znajdą się w mojej kolekcji. Oby tylko pasowały do starego wydania!
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.