Publiczna służba zdrowia to jedno z najbardziej paranoidalnych miejsc jakie może wyobrazić sobie współczesnym człowiek. Popadająca w skrajności i kontrasty niczym polityk walczący o wyborców. Z jednej strony mamy bohaterskich ratowników, walczących o życie pacjentów lekarzy, pełne współczucia i pomocy pielęgniarki. Z drugiej chamstwo, głupotę i korupcję. Pijanych anestezjologów, przekupionych chirurgów, ratowników – morderców jak swego czasu w łódzkim pogotowiu. Przedziwne miejsce.
Światek służby zdrowia przybliża najnowsza produkcja polskiego wydawnictwa Kuźnia Gier. Przybliża w cudzysłowie bo opiera się na parodii i czarnym humorze skupiając się na tych bardziej niesławnych zjawiskach jak „łowcy skór” i „łódzkie pogotowie”. Choć jednocześnie nie przesadza w dowcipach i nie powinien poczuć się dotknięty nikt kto ma choć odrobinę poczucia humoru.
Na sygnale, bo taki nosi tytuł, została opracowana przez Michała „Puszona” Stachyrę i Macieja „Sqvę” Zasowskiego. W zaprezentowanej formie sama gra jest następcą Wiochmen Rejsera, wcześniejszej produkcji Kuźnii Gier. Sławny poprzednik bardzo przypadł mi swego czasu do gustu, stąd już od dłuższego czasu wierciłem się i oczekiwałem najnowszego tytułu. Czy nadal jest tak grywalny jak wcześniejsza pozycja, czy wciąż można wesoło spędzić czas na żartach i wkurzaniu przeciwników? Czy wreszcie jest godnym sukcesorem Wiochmen Rejsera? Przekonajmy się.
Wygląd
Pudełko jest identycznej wielkości jak Wiochmen Rejser i podobnie wykonane. Na co pozostaje tylko powiedzieć – niestety. Otrzymany przeze mnie egzemplarz od razu był mocno sfatygowany i porwany na rogu. Co nie może być żadną niespodzianką, bo materiał, z którego jest zrobiony jest po prostu kiepski. Tak, więc nie zdziwcie się jak po paru transportach z miejsca na miejsce opakowanie będzie wyglądać jak psu z gardła wyjęte. Jest to dość bolesne bo Na sygnale to gra stworzona do częstego przewożenia i grania na wyjazdach. Przygotujcie się więc, że pudełko będzie powoli, ale stopniowo zmieniało geometrię, uzyskując coraz bardziej egzotyczne kształty.
Co w środku? Po pierwsze pionki i kostki umieszczone w woreczku strunowym. W drugiej torebeczce znajdują się żetony pacjentów oraz punktów akcji. Dalej mamy obwiązane gumką karty – najważniejszy element gry. Zatrzymajmy się chwilę przy nich. Całość graficzna opracowana została przez Marcina „Elwisa” Gręźlikowskiego. Jeżeli chodzi o karty ich wykonanie nie rzuca na kolana, jest robione po najmniejszej linii oporu, czyli czarno-białe rysunki, prosta kreska, bez zbędnych szczegółów. Niemniej trzyma się klimatu gry i wprowadza poczucie parodii. Ilustracje są dowcipne i często celne. Podobnie ma się sprawa z opisami na kartach. Bywają zabawne, choć daleko im do kultowości tekstów Sim Wiochy i Wiochmen Rejsera. Reasumując najważniejszy element gry – karty, sprawiają umiarkowane wrażenie. Czuć niedosyt, ale też nie kompromitują się. Mogą być.
W pudełku znajdziemy o dziwo jeszcze jeden niespodziewany element – planszę. Czegoś takiego Wiochmen Rejser nie posiadał tak więc od razu ucieszyłem się – jest postęp w stosunku do poprzednika! Niestety ostateczny efekt prezentuje się niespecjalnie. Graficznie wygląda słabo, czarno biała, jakby ktoś przed chwilą czerwonym flamastrem dorysował krzyże oznaczające szpital czy liczby wskazujące aktualny wynik. Do tego po rozłożeniu nie utrzymuje stabilności. Pionki do oznaczania punktów się wywracają, podobnie z karetkami, żetony chorych potrafią zjeżdżać z nierówności. Raczej trzeba to zaliczyć do postępu w rodzaju: krok w przód, dwa kroki w tył.
Cały zestaw zamyka instrukcja. Mała, trzymająca się stylu – czyli czarno-biała, ale dobrze opisana i okraszona przykładowymi rysunkami. Mechanika jest prosta, więc szybko czyta się zasady i można przejść do samej rozgrywki.
Ogólnie efekt wizualny prezentuje się bardzo słabo. Oczywiście jest to zamierzony proces, twórcy chcą stworzyć grę jak najtańszym kosztem, dzięki czemu będą mogli ją sprzedawać po niskiej cenie. Podobnie było z Wiochmen Rejserem. Niemniej czuć pewien niedosyt. Minął rok, na rynku co by nie mówić zmieniło się sporo. Człowiek grał w mnóstwo gier, często kosztujących niewiele więcej niż Na sygnale, a wyglądających o niebo lepiej. Kolorowych, błyszczących, cieszących oko. A tutaj jakby czas się zatrzymał. A chwilami wydaje mi się, że nawet cofnął się. Jednym słowem produkcja ma postać samoróbki. Z wyjątkiem może rysunków na kartach bez większych problemów każdy mógłby zrobić taką grę i sprzedawać ją na Allegro.
Mechanika
Nie jednak wygląd jest najważniejszy. Tak było w Wiochmen Rejserze i taki cel stał przed Na sygnale. Liczy się zgrabna mechanika, zabawne karty i grywalność. Tego od tej gry trzeba oczekiwać.
Po przeczytaniu instrukcji trzeba powiedzieć jedno – zasady są proste. Wytłumaczenie je komukolwiek zajmuje kilka minut. Specjalnych niuansów nie zauważyłem, kilka wyjątkowych sytuacji opisanych zostało od razu w FAQ. To zdecydowana zaleta Na sygnale – prostota.
W czasie rozgrywki każdy z graczy wciela się w ordynatora przychodni. Za pomocą swojej niezmordowanej karetki porusza się po mieście, zbiera chorych i zawozi ich do swojej placówki. Następnie każdy dostarczony przypadek jest odnotowywany w statystykach Narodowego Funduszu Zdrowia. Osoba, która uzyska jako pierwsza ustalony wynik wygrywa. Pomysł niezły.
Przebieg gry dzieli się na powtarzające trzy fazy: Fazę Planowania, Fazę Pogotowia i Fazę Miasta. Na początku rozgrywki za pomocą kostki rozlosowuje się miejsca występowania chorych (początkowo lekko chorych) oraz rozdaje każdemu z uczestników po 6 punktów akcji.
W Fazie Planowania gracze za pomocą licytacji przeprowadzają przetarg o możliwość rozpoczynania tury oraz kierowania karawanem. Licytacja jest do bólu prosta. Wszyscy równocześnie wyciągają pewną liczbą punktów akcji. Wygrywa ten kto da najwięcej. Zwycięstwo umożliwia mu poruszanie mrocznym karawanem, który zabiera chorych z ulic. Niestety samo sterowanie karawanem nie daje wielkich możliwości taktycznych. Zasięg pięciu pól od miejsca startowego pozwala raz zabrać pacjenta drugi raz nie.
Tak, więc raz komuś nieco popsujemy lekko plany, drugi raz nic nie zrobimy ciekawego.
Kolejna faza to Faza Pogotowia. Tutaj wydajemy punkty akcji, aby poruszać naszym pionkiem (czytaj karetką) po ulicach miasta. Po drodze zbieramy leżących chorych. Możemy też kupować nowe karty na rękę dostarczające nam „przeszkadzajek” na przeciwników lub „pomagaczy” dla siebie. Na koniec możemy te karty zagrywać. Wybór jest dość elementarny, bez jakiś oryginalnych pomysłów. Możemy komuś odrzucić karty z ręki, pozbawić go pacjenta, spowolnić poruszanie się gracza, ewentualnie obronić się przed kartą przeciwnika. Dość standardowy zestaw w karciankach.
Ostatnia faza to Faza Miasta. Zmieniamy wszystkich lekko chorych na ciężko chorych, ciężko chorych odrzucamy, wyrzucamy działające nadal karty i wylosowujemy nowych pacjentów. I tak w kółko, aż ktoś nabije odpowiednio wysokie statystyki dla NFZ i wygra.
Spostrzeżenia
Na niezwykle obfitym rynku gier komputerowych istnieje znane zjawisko na sprawdzanie czy dany tytuł jest godny zainteresowania. Ściąga się demo i daje grze 5 minut. Jeżeli w ciągu tych 5 minut gra czymś zaskoczy, zainteresuje to warto się ją kupić, jeżeli nie to należy ją olać. Najczęściej nie wnosi nic nowego i należy o niej zapomnieć. Większość dobrych producentów gier komputerowych kładzie wielki nacisk, aby pierwsze pięć minut pochłonęło gracza.
Niestety Na sygnale nie zdaje tego testu, a nawet bardziej rozszerzonego. Nie wytrzymuje i dziesięciu minut i dwudziestu i czterdziestu. Pierwszą moja rozgrywkę, którą przeprowadziłem nie udało się zakończyć, bo gracze zaczęli zasypiać. Była tak nudna, że ja – fan wszelkich gier planszowych i entuzjasta nowych produkcji – zacząłem zastanawiać się co ja robię i po co tak marnuję czas?
Dlaczego tak jest? Co ty opowiadasz? Przecież jest dobry pomysł, są zabawne karty i to twórcy, którzy stworzyli lubianego przez ciebie Wiochmen Rejser? Co się stało? Pewnie wiele. To, że mamy rok 2006, polski rynek poszedł do przodu, gracze mają styczność z nowoczesnymi produkcjami. To, że wprowadzona mechanika jest przestarzała i nie posiada nic oryginalnego. Trywialna licytacja, poruszanie pionkiem i kupowanie kart. Raz zagrasz kartę i przeszkodzisz innemu graczowi, drugi raz obronisz się przed kartą przeciwnika, a trzeci raz się nie obronisz i stracisz pacjenta. Jedziesz po jednego chorego, wracasz do przychodni, jedziesz po drugiego, wracasz do przychodzi, jedziesz po trzeciego, wracasz do przychodni. I tak cały, cały czas. Ani krzty polotu. Grywalność jest mizerna.
Podczas jednej z moich partii przechodziły osoby zupełnie nieobyte z grami. I pytały: „W co gracie? W Chińczyka?” Były oczywiście kompletnymi ignorantami, ale trafiły w sedno. Bo Na sygnale pasuje mi jako taki rozbudowany o karty Chińczyk. Tu sobie rzucę kostką, aby pojawili się chorzy, pojadę sobie pionkiem po planszy o tyle ile mi pozwolą punkty akcji i zagram jakąś kartę. I tak ciągle. Werwy brak za grosz.
Gdyby jeszcze gra była krótka to może utrafiłaby dobrze jako gra-przerywnik. Ale ona wcale nie jest taka krótka. Nie może rywalizować z produkcjami w stylu For Sale. Rozgrywka często dochodzi do ponad 40 minut. A w niewiele dłuższy czas można już zagrać w takie produkcje jak Thurn und Taxis, Mykerinos, a z polskich Neuroshimę Hex. I bawić się przy tym wybornie. Tak więc po co stosować jako przerywnik, nudną i słabą grę? Niestety na to nie umiem odpowiedzieć.
Pomysł został moim zdaniem zmarnowany w całości. Karawan symbolizujący Tych Złych mógł zostać opracowany na mnóstwo różnych ciekawych sposobów. A powstał nic nie wnoszący do rozgrywki element. Zagrywanie punktów akcji, żeby się poruszać jest prymitywne do bólu. Zbyt standardowe karty nie wprowadzają jakieś różnorodności i możliwości zagrań. Punktacje poszczególnych graczy niewiele się różnią między sobą i idą często łeb w łeb. Powodem jest głównie to, że każdy robi prawie identyczne czynności, raz przeszkodzi przeciwnikowi, drugi raz pomoże sobie. No chyba, że kilku graczy skupi się na jednej osobie to wtedy może będą miały miejsce jakieś dysproporcje w wynikach.
Losowość jest niemała. Po pierwsze sporo zależy od kart czy nam przypasują bardziej czy mniej. Po drugie miejsce występowania nowych pacjentów zależy od rzutu kostką. Stąd przy bardziej szczęśliwych chory pojawi się bliżej nas, przy bardziej pechowych dalej.
Skalowalność. Na sygnale umożliwia rozgrywanie gry od dwóch do czterech uczestników. Cóż powiedzieć. Żadna konfiguracja nie ratuje tytułu. Czy to będzie dwóch, trzech czy czterech to nadal jest potwornie nudno. Ale jak już grać to w więcej niż mniej. Zawsze może choć zabawowe towarzystwo uratuje ten produkt i nie poczujemy, że to kompletnie stracony czas.
Podsumowanie
Na sygnale miał być w moim mniemaniu kontynuacją zabawy z Wiochmen Rejsera. Niestety tak się nie stało i gra poniosła druzgocącą porażkę. Pewnie dlatego, że jest zbyt podobna do jej sławnego poprzednika, nic kompletnie nie wnosząc nowego. Dlatego, że nie wytrzymuje konkurencji na współczesnym rynku gier planszowych.
To, że będzie brzydka każdy się spodziewał, ale mogła ją ratować grywalność i przyjemność z zabawy. Niestety tak się nie stało. Podczas rozgrywki panuje znużenie i zmęczenie. Miodność jest zerowa. I nie tylko nie chce się jej drugi raz zagrać, ale nawet zakończyć pojedynczej rozgrywki. Może tytuł wpasuje się w wymagania uczniów, którzy chcą się wyluzować na przerwie. Niestety w mój profil nie trafił kompletnie. Nie polecam i odradzam.
Zalety
- niska cena
- proste zasady
Wady
- nudna
- brzydka
- bardzo niska grywalność
- przestarzała mechanika
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Miałem nieszczęście być wczoraj zmuszony do zagrania w tę „grę” (była to przepustka do zagrania w Thurn und Taxis :-) ).
Nic dodać, nic ująć do recenzji Marka. Gra jest przeraźliwie nudna, muli straszliwie – dobre 10 minut musiałem się wybudzać, żeby przestawić się na TuT.
Zdecydowanie odradzam – masz 25 pln i nie możesz kupić nic z zagranicznych karcianek (chociażby Bohnanzy)? Kup Wiochmena. Albo odłóż pieniądzę na coś lepszego.
Czasem ciężkie jest życie recenzenta :-)…
P.S. Można używać słowa „olać” w recenzji? Ależ panie Marku, co też pan… :-P
A ja powiem, ze u nas Na sygnale całkiem nieźle się sprawił – graliśmy co prawda raz, ale po kilku piwach i zwracając się do siebie „panie doktorze”, nawet bawił. Zgadzam się natomiast absolutnie z zarzutami o zerową oryginalność.
Nie byłbym jednak tak ostry w ocenie wykonania. Faktycznie, niewiele droższa Bohnanza wygląda o niebo lepiej, faktycznie plansza jest nieporozumieniem (po wyjęciu jej z pudełka przez chwilę myślałem, że to instrukcja zostala wydana na kredzie…), jednak pudełko nie jest takie złe, nie ma już nieszczęsnych wykałaczek a są bardzo ładne żetoniki. Może nie światowa liga, ale też nie jest to takie straszne.
Nie grałem jeszcze w „Na sygnale”, będę w nią grał w przyszłym tygodniu.
„Na sygnale” tak nie do końca chyba jest następcą „Wiochmena”, bo choć nazwa Kuźnia Gier jest na obu pudełkach, to autorzy gier są różni. „Na sygnale” jest troszkę tak reklamowane, jako kolejny „Wiochmen”, ale na pudełku „Wiochmena” jest napisane, że jego autorem jest Piotr Stankiewicz, a na pudełku „Na sygnale” Michał Stachyra i Maciej Zasowski, czyli autorzy Labiryntu Czarnoksiężnika o ile wiem (nie mam przed nosem LC, więc nie mogę tego sprawdzić na 100%).
Ok Ignacy, ale potencjalni klienci nie wiedzą o tym. Dla nich to jest następca Wiochmena, zresztą elementy, wykonanie, mechanika wzorują się na poprzedniku.
Na początku chciałam się wykłócać z autorem gry, ale po kilkukrotnym przeczytaniu jego tekstu, stwierdziłam że w zasadzie nie mam z czym dyskutować, bo oprócz bardzo subiektywnych stwierdzeń (bo nijak nawet nie jestem w stanie nazwać tego analiza czy opinią) merytorycznie recenzja jest pustkowiem.
> Z wyjątkiem może rysunków na kartach bez większych problemów każdy mógłby zrobić taką grę i sprzedawać ją na Allegro.
Opinia na poziomie, gratuluję. A, że tak zażartuję : Ujmując 'nadęcia’ autorskiego to na takim poziomie merytorycznym mój młodszy brat mógł by spokojnie pisać recenzje i umieszczać je na portalach (dlaczego tego nie robi? bo wstydzi się swojego niskiego poziomu- uprzedzając ewentualne pytania)
> Przygotujcie się więc, że pudełko będzie powoli, ale stopniowo zmieniało geometrię, uzyskując coraz bardziej egzotyczne kształty.
Nie miałam tego problemu, a są wakacje i trochę podróżuję… Chyba nie chce wiedzieć gdzie autor w takim razie trzyma swoje pudełko „Na sygnale” ;D
> Graficznie wygląda słabo, czarno biała, jakby ktoś przed chwilą czerwonym flamastrem dorysował krzyże oznaczające szpital czy liczby wskazujące aktualny wynik.
Czyli jednym słowem utrzymuje poziom graficzny pozostałych elementów gry… Nie wiedziałam, że to błąd. (pomijając czy poziom graficzny się podoba czy nie – bo to jednak degustibus)
> Raczej trzeba to zaliczyć do postępu w rodzaju: krok w przód, dwa kroki w tył.
Ponieważ autor nie potrafił wyprostować sobie planszy?! No kamon, to żenujące. Po tym jak planszę się rozprostuje pionki nie zjeżdżają i się nie przewracają (a że szkoda iż plansza nie jest sztywna to nie będę się sprzeczać, szkoda)
> Człowiek grał w mnóstwo gier, często kosztujących niewiele więcej niż Na sygnale, a wyglądających o niebo lepiej. Kolorowych, błyszczących, cieszących oko.
A, przepraszam że tak zapytam, W jakim to te błyszczące, kolorowe i cieszące oko zostały nakładzie wydane? Sądzę, że gdyby rynek polski był chłonny chociażby w minimalnym stopniu, a nie sporadycznie tak jak jest to teraz w Polsce, można było by zwiększyć nakład – a co za tym idzie zmniejszyć koszta. Ale Polska to niestety głównie Europa w rozumieniu geograficznym ;/
Nie będę polemizować w sprawie mechaniki, jestem zwolennikiem twierdzenia „im prostsze tym lepsze” „im mniej włosów tym lepiej się toczy”
>Raz zagrasz kartę i przeszkodzisz innemu graczowi, drugi raz obronisz się przed kartą przeciwnika, a trzeci raz się nie obronisz i stracisz pacjenta. Jedziesz po jednego chorego, wracasz do przychodni, jedziesz po drugiego, wracasz do przychodzi, jedziesz po trzeciego, wracasz do przychodni. I tak cały, cały czas. Ani krzty polotu. Grywalność jest mizerna.
Polot podobno to inwencja graczy, a w mniejszym stopniu autora, aaaaale może się nie znam.
To ja nie rozumiem w takim razie pojęcia „grywalność”. Bo dla mnie grywalność gry to znaczy czy w grę da się zagrać, czy zasady nie przeszkadzają, czy da się skończyć grę (dlatego Gwiezdny Kupiec jest dyskusyjny;) i czy gra się „toczy swoim torem” .
> Losowość jest niemała. Po pierwsze sporo zależy od kart czy nam przypasują bardziej czy mniej.
Nooo… Odkrywcze!
Nie, przykro mi, ale ja nie będę dalej dyskutować z autorem recenzji.
Ja bawiłam się dobrze, biorąc pod uwagę cenę – nawet bardzo dobrze. Bardzo podobają mi się żetony, a prostota zasad jest godna pochwały. Wesoło i z przekąsem, a do tego karty z obrazkami które spowodowały napad śmiechawki (proponuję autorowi recenzji poszukać nawiązań w samych rysunkach – sądzę że poprawi to jego poziom gry, i pomoże w rozumieniu idei gry)
Może zachwycona nie jestem „Na sygnale”, ale uważam że recenzja Marka jest niemerytoryczna, tendencyjna i krzywdząca. Ja bawiłam się DOBRZE!
i ło! ;D
> Na początku chciałam się wykłócać z autorem gry, ale po kilkukrotnym
miałam na myśłi autora recenzj
Czasami ponoszą mnie emocję i mam na myśli jedno, piszę drugie.
To dziwne, bo gdy ja czytalem ta recenzje to stwierdzilem, ze pisac komentarza nie bede bo ze wszystkim w sumie sie zgadzam. Wykonanie jest fatalne, mechanika nudna. Czym sie tu zachwycac.
Tez zgadzam sie czasem z zasada „im prostsze tym lepsze”. O ile ta prostota zasad pozwala czepac radosc z rozrywki. A nie jest powodem znuzenia.
Jesli tak Ci sie podobala ta gra to sie ciesz. Ale w moim przekonaniu, albo masz niskie wymagania albo nie gralas w zbyt duzo naprawde dobrych tytulow (albo przynajmniej lepszych).
Pozdrawiam
Cóż niektórzy mają zdecydowanie inne zdanie na temat tej gry,
http://valkiria.net/index.php?type=review&area=1&p=articles&id=11882
Ignacy – troszke mijasz się z prawdą autorzy WR są autorami Na Sygnale.
Wiochmen Rejser – autorzy: Piotr Stankiewicz oraz Marek Mydel, Michał 'Puszon’ Stachyra, Maciej 'Sqva’ Zasowski
Na sygnale – autorzy: Michał 'Puszon’ Stachyra, Maciej 'Sqva’ Zasowski oraz Agata Zasowska
Labirynt Czarnoksiężnika – autorzy: Kamil 'Aandred’ Bachmiński, Michał 'Puszon’ Stachyra, Maciej 'Sqva’ Zasowski oraz Marek Mydel i Piotr Stankiewicz
Pancho – mam propozycję abyś został testerem naszych produkcji, co ty na to?
Zgadzam się całkowicie z Pancho, z AvantaRem także. Gra zasługuje na Wielką Malinę 2006. Miałem okazję podziwiać wczoraj rozgrywkę i niestety… jedyne na co można zwrócić uwagę to rysunki i humor (w sumie niezłe). Plansza – myślałem, że to żart. Raczej nazywajmy to kartką na której kładziemy pionki i żetony (dobrze położyć karty w odpowiednim miejscu – wtedy troche się prostuje. Co ciekawe zrobiono czerwone krzyże (reszta czarno-biała). Zamiast tego można było pokolorawać szpitale zgodnie z kolorami pionków – przynajmniej nie trzebaby pamiętać kto ma jaki kolor. A sama rozgrywka – jedna wielka faza nudy.
Dodam tylko jeszcze, że Pancho na przyniósł wczoraj grę, żeby poznać zdanie nowych graczy. Wszyscy nie dotrwali do końca i byli zgodni co do oceny.
Ta recenzja na valkirii to jakis koszmar. Zero konkretow i szczegolow. Rozumiem ze gry mozna bronic ale w taki sposob? Zero odniesienia sie do mechaniki gry! Humor humorem – pewnie jest fajny. Rysunki – rzecz subiektywna. Ale nie napisac o najwazniejszym? Tekst jest pelen frazesow i ogolnikow, tak jakby byk pisany na odczepnego.
Puszon – czy ta recenzja byla w jakis sposob sponsorowana?
„Z pewnością warto ją będzie nabyć! Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o niesamowitych ilustracjach Marcina „Elwisa” Gręźlikowskiego. Autentycznie można boki zrywać. Podsumowując, można uznać Na sygnale za produkt bardzo udany. Świetne, schludne wykonanie, przyzwoita cena (29,90 pln), znakomite rysunki i proste, acz ciekawe zasady. Naprawdę kawał dobrej roboty! ”
Co w nim jest udane? Tak szczerze? Karty mi sie podobaja, rysunki sa zabawne (teksty gorsze niz w Wiochmenie, ale tez przejda), ale samo wykonanie juz nie do konca. No chyba, ze to tylko znajomy otrzymal egzemplarz na ktorym rozciera sie farba (mimo, ze wtedy gra nie byla jeszcze nawet grana). Plansza jest udana? Bez jaj … znacznie lepiej by bylo jakby plansze skladalo sie z mniejszych czesci, ktore bylyby formatu kart do gry – plansza bylaby wtedy plaska bez zadnych nierownosci, a co najwazniejsze zmienialaby sie w kazdej rozgrywce co troche urozmaiciloby gre. Pionki moglyby byc zastapione jakimis drewnianymi elementami lub takimi „pionkami” jak w Dungeoneerze lub MiMie. W ogole recenzja na Valkirii nie zawiera praktycznie nic na temat samej rozgrywki, jedynie
„Oczywiście zmagania wcale nie są łatwe. Oprócz pechowych zdarzeń losowych, na drodze do sukcesu stają załogi innych szpitali. Dodatkowo zakład pogrzebowy „Happy End” nie próżnuje i jego wszędobylski czarny karawan zbiera na ulicach okrutne żniwo. Zasady gry są bardzo proste i nawet najbardziej struty constarowskimi wędlinami pacjent będzie w stanie poradzić sobie z rozgrywką. Kolejne tury przyprawiają momentami o ból brzucha (oczywiście ze śmiechu). Gdy zawodnicy nie przebierają w słowach i trzymają klimat serialu o szpitalu w Leśniej Górze, bywa naprawdę gorąco.”
Naprawde bylem pozytywnie do tego tytulu nastawiony, ale zawiodlem sie dosc srogo. Licze jednak na dalsze produkcje (niekoniecznie w Polskich klimatach) – tylko niech beda staly na wyzszym poziomie wykonania (chocby za wyzsza cene) i mialy troche bardziej oryginalne zasady (wykorzystajcie ten element licytacji bo to naprawde jest fantastyczna sprawa, ale musi ona miec jakis bardziej znaczacy wplyw na gre, bo w Na Sygnale karawan mozna sobie o du** z reguly rozwalic).
Powodzenia zycze
Avatar – potraktuje twoją wypowiedź o sponsoringu jako średnio udany dowcip, bo inaczej musiałbym się (a i Artut pewnie też) obrazić.
Może po prostu osoby nie będące „starymi wyjadaczami” mają nieco inne zdanie na ten temat niż tutaj zgromadzeni (co widać po opiniach na rebelu np.) :P
Chociaż nie – tekst był sponsorowany – tak jak recenzja Pancha – recenzenci dostali darmowe egzemplarze gry.
Geko > pomowienia sa w Polsce karane sadownie, wiec prosilbym o liczenie sie ze slowami. O ile wymagasz, by autorzy gry potrafili pogodzic sie z tym, ze ktos ma inna opinie od nich, to takze pogodz sie z tym, ze ktos moze miec odmienna opinie od Ciebie.
Mozesz narzekac na styl recenzji, na podejscie recenzenta czy jego fachowosc – ale wysuwanie takich zarzutów jest nie tylko niesympatyczne ale także karalne :P
Czytam komentarze z pewnym zainteresowaniem, ale i niesmakiem.
To drugie związane jest z jakobym sponsorowaniem recenzji.
Mam nadzięję że komentarz Artura uspokoi ten wątek.
Co ciekawe co jakiś czas podobny temat wraca, oczywiście związany jest z recenzjami polskich gier.
W „Na sygnale” nie grałem i są małe szanse że zagram. Humor Wiochmena mi nie pasuje, ogólnie produkcje Kuźni nie są w moim typie :(
Ale nie o tym chciałem pisać.
Polscy wydawcy muszą sobie zdawać sprawę, że recenzje na gry-planszowe mogą być ostrzejsze. Powód – w tym portalu większość recenzentów to fanatycy planszówek. Gramy w nie prawie codziennie, wydajemy sporo ciężko zarobionej kasy na nasze hobby.
Wydaje mi się że pozytywna recenzja tutaj znaczy dużo więcej niż na innych portalach… wiadomo poszczególni recenzenci mają inne upodobania, ale staramy się również dobierać gry według tego co lubimy.
Min. Pancho wziął Na sygnale, ponieważ podobał mu się Wiochmen i liczył na dobrą rozrywkę.
Bynajmniej nie bronię nas recenzentów. Nasze (moje) recenzje mają wiele wad, ale są to raczej wady stylistyczne, formy… zależy nam jednak na rzetelnym opisie tytułów.
Mam nadzieję że wydawcy zdają sobie z tego sprawę, że nie będzie „obrażania” się tylko wyciąganie wniosków… a wszystkim życzę jak najlepszych gier.
Mam prośbę do wszystkich, którym „Na sygnale” się nie podoba – zostańcie testerami naszych gier w beta-testach.
Naprawdę chcemy unikać błędów i nie jest naszym zamairem wydawanie gier słabych. „Na sygnale” było testowane przez kilkanaście „grup testerskich” z całej Polski, (często starych wyjadaczy:P) i miało naprawdę bardzo pochlebne opinie (aż byliśmy zaskoczenie), dlatego zdecydowalismy się grę wydać. W ogóle to cały czas spływają do nas pozytywne o grze opinie od różnych osób (może nie siedzących tak mocno w światku gier planszowych) – zresztą o tym, że ukazała się ta recenzja dowiedziałem się od oburzonego fana „Na sygnale”, który zapowiedział własną recenzję :)- dziękuję Czarny.
Teraz szykujemy się do wydania kolejnej gry – „Inwigilacji” – wstępne testy (zewnętrzne) przyniosły pozytywny odzew – z wielką chęcią zapoznamy się też z Waszymi na jej temat opiniami. Teraz napisze coś co brzmi może nieco patetycznie, no ale trudno – wierzę, że powinno Wam zależeć aby w Polsce ukazywały się dobre POLSKIE gry – prosimy zatem pomóżcie nam w tym. Poproszę o zgłoszenia na email mój (puszon@rpg.pl) oraz testy@kuzniagier.pl
1. Nie chciałem nikogo urazić, jeśli tak się stało to przepraszam.
2. Nie wiedziałem czy tekst jest sponsorowany czy nie (to wyjaśniło się w kolejnych postach). Tekst po prostu nie wygląda na recenzję a na reklamę – same zachwyty, nawet nawet mocną wątpliwe (np. odnośnie wykonania). Moja ocena dotyczyła formy napisania a nie faktu czy autorzy zapłacili za tą recenzję czy nie.
3. Szanuję pracę autorów ale niestety uważam grę za wyjątkowo nieudaną.
Dodam tylko, że usunąłem swojego poprzedniego posta, którego sformuowanie rzeczywiście było kiepskie. Przepraszam, napisałem go impulsywnie i nie miałem zamiaru nikogo posądzać o ukrytą reklamę. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do recenzji na g-p.pl…
Michał napisał:
„Teraz napisze coś co brzmi może nieco patetycznie, no ale trudno – wierzę, że powinno Wam zależeć aby w Polsce ukazywały się dobre POLSKIE gry – prosimy zatem pomóżcie nam w tym. ”
Ja Ci wierzę i takie podejście bardzo mi się podoba.
Wyciąganie wniosków prowadzi tylko do dobrego :)
maUpa,
> A, że tak zażartuję : Ujmując 'nadęcia’ autorskiego to na takim poziomie
> merytorycznym mój młodszy brat mógł by spokojnie pisać recenzje i
> umieszczać je na portalach (dlaczego tego nie robi? bo wstydzi się
> swojego niskiego poziomu- uprzedzając ewentualne pytania)
Nie grałem w tę grę (jeszcze), ale moim zdaniem merytorycznie recenzji niczego nie brakuje. Została przedstawiona gra, jej wykonanie, skrót zasad, wrażenia z rozgrywki. Marek przedstawił swoją opinię i napisał dlaczego tak uważa.
Za to Twoja wypowiedź ogranicza się do kilku komentarzy do wyrwanych z kontekstu zdań z recenzji, kilku wycieczek osobistych pod adresem autora recenzji i jego współgraczy i tego akapitu::
> Ja bawiłam się dobrze, biorąc pod uwagę cenę – nawet bardzo dobrze.
> Bardzo podobają mi się żetony, a prostota zasad jest godna pochwały.
> Wesoło i z przekąsem, a do tego karty z obrazkami które spowodowały
> napad śmiechawki (proponuję autorowi recenzji poszukać nawiązań w
> samych rysunkach – sądzę że poprawi to jego poziom gry, i pomoże w
> rozumieniu idei gry)
Pomijając moje niezrozumienie w jaki sposób znalezienie tajemniczych „nawiązań” w rysunkach ma poprawić poziom gry (skąd wiesz, ze w ogóle jest co poprawiać?), są to czysto subiektywne stwierdzenia, w dodatku mające niewielki związek z przyjemnością z gry. Śliczność żetonów, prostota zasad czy jajcarskość kart nie gwarantują dobrej gry i nie wystarczą na długo. Jeśli bawiłaś się dobrze, to może podziel się z nami tą tajemnicą – napisz dlaczego gra jest dobra, najlepiej dając nam równocześnie wzorzec merytorycznej wypowiedzi zamiast ograniczać się do flejmowania.
Jak już wspomniałem, NIE GRAŁEM jeszcze w Na Sygnale. Z opinii, którę znajduję w inecie (ten serwis oraz blogi planszówkowe) wynika, że gra jest nimożebnie nudna.
Nie ma w niej błędów, lecz jest zwyczajnie nudna (tak jak LCzarnoksiężnika).
W takim wypadku, Puszon, beta testerzy ci na nic. Beta tester wyłapuje błędy w regułach, jakieś zacięcia, nieścisłości. Betatester nie jest od pisania za autora gry i robienia jej ciekawą. Od tego autor musi mieć pomysł i talent, a nie betatesterów.
Gratuluję autorom zdrowego podejścia do swoich produktów – kwestia testów, ulepszania i szukania słabych punktów w grze :-)
Ciekawi mnie czy Kuźnia Gier zamierza wydawać trochę droższe, lepiej wykonane i osadzone w mniej karykaturalnej tematyce gry. Bo można odnieść wrażenie, że koncentruje się na czarno-humorzastych karciankach w nienajlepszym wydaniu (może Labirynt Czarnoksiężnika słabo się sprzedał, choć był krokiem w dobrą stronę moim zdaniem). A chciałoby się zobaczyć, a i pewnie kupić coś innego niż kolejne karcianki za 25-30 pln.
Jeśli panowie z Kuźni Gier chcą wydawać lepsze gry, to powinni przemyśleć kwestię poszerzenia swego składu – widać wyraźnie, że odejście dwóch autorów, które nie zostało wyrównane dopływem nowej, świeżej krwi, nie służy dobrze Wydawnictwu. Bo więcej autorów to więcej świeżości, większa ilość pomysłów do rozważenia i pomoc w realizacji od strony mechaniki.
I zgadzam sie z trzewikiem w kwestii beta-testerów. O tym, czy gra jest dobra lub zła, decyduje faza koncepcyjna (będąca domeną autorów), zaś zadaniem beta-testerów jest tylko „oszlifowanie” gry. Wiadomo, że lepiej do szlifowania nadaje się diament, niż cegła – tę ostatnią też można podszlifować, lecz właściwie po co.
Mi się z kolei wydaje, że ograni beta testerzy mieliby szansę zwrócić uwagę autorom na wady gry. Jeśli zwycięzca licytacji może kierować karawanem, ale to najczęściej nic nie daje – można by podrasować karawan, żeby coś dawał. Jeśli licytacja w ciemno na punkty akcji (których jest jedynie 6) jest mało atrakcyjna, to można by zmienić system licytacji na ciekawszy. Czasami zmiana kilku niuansów potrafi uratować grę. To prawda, że nie takie jest główne zadanie beta testerów – oni powinni próbować grę zaciąć, zepsuć, szukać błędów i niedopowiedzeń.
Problem jest jeszcze taki, że trudno takich testerów znaleźć. Gracze doświadczeni, znający wiele gier, grający dużo i chętnie mają najczęściej coś innego do roboty niż drukowanie prototypu i testowanie go w czasie gdy mogliby grać w coś fajnego. Rozwiązaniem tego mogłaby być wizyta Autorów z kilkoma prototypami na różnych odbywających się w Polsce spotkaniach planszówkowych – w Puerto w Trójmieście, na Smolnej lub w Allibi w Warszawie, czy na kolejnych Planszówkonach. Taką drogę wybrał choćby Pędrak ze swoją Pomarańczową Rewolucją i gra się podobała o ile pamiętam (choć nie została dotąd niestety wydana).
Witam.
Odkąd kupiłem gre, grałem w „Na Sygnale” już kilkanaście (może kilkadziesiąt) razy i to w różnych konfiguracjach (2,3,4 graczy). Z tego co przeczytałem w recenzji oraz w poprzednich postach odnoszę wrażenie, że wypowiadający się nie zagardzo wgłębili się i mało angażowali w rozgrywkę. Gra została uznana za badziewną już w pierwszych minutach rozgrywki, albo tuż po rozpakowaniu. Argumenty sa juz tylko przytaczane na poparcie tej tezy. Piszecie, że wygranie licytacji daje tylko możliwość jazdy karawanem. Pragnę zauważyć, że na planszy jest tylko 8 pól (po 2 w każdym rogu planszy) do których karawan nie może dojechać w ciągu jednej tury. Co za tym idzie można pozbawić przeciwnika pacjęta niemalże na całej planszy. Potem karty. Pancho pisze, że za pomocą kart można tylko pomóc sobie lub zaszkodzić przeciwnikowi. Wydaje mi się, a może jestem w błędzie, że w większości gier w których są używane karty służą one do ponocy graczowi albo do szkodzenia przeciwnikowi. Pozatym czesto z kart mozna utworzyc swoiste kombosy umozliwiajace uzyskanie punktu. Skrytykowany rownież został system poruszania karetki po planszy oparty na punktach akcji. Trzeba się jednak dobrze zastanowić ile PA wydać na licytacjie, na ruch, a ile na wymianę kart. I tutaj mamy element taktyczny całej rozgrywki. Moim zdaniem gra jest całkiem niezła, nie aspiruje może do miana gry wszechczasów, jednak jest to ciekawa pełna humoru rozrywka, trzeba tylko spróbować się w nią wgryźć. Co do kwestii wykonanie nie będę się wypowiadał. Swój komentarz w tej sprawie wystawiłem już na stronie rebela.
Dlaczego wiele osób, które raczyło się tu wypowiedzieć zachowuje się jak wyrocznia? Jesli się Wam gra nie podoba to macie do tego święte prawo. Macie święte prawo o tym głośno mówić i pisać. Ale jakim prawem innym narzucacie swoje zdanie?
Ja jestem autorem recenzji „Na sygnale”, która została opublikowana na Valkirii. Gra mi się podobała, bawiłem się przy niej świetnie. Moi znajomi, którzy grali ze mną również spędzili przy grze miłe chwile. Więc do diabła mam prawo o tym napisać. Tak, gra mi się podobała i basta! Posądzanie mnie o pisanie tekstu sponsorowanego to nic innego jak nazwanie mnie prostytutką. Nie życzę sobie tego. Trzymajmy może pewien poziom, choćby niski, ale niech będzie :-P
Ja w „Na Sygnale” grałem m.in. w rozpędzonym pociągu InterCity. Składana, papierowa plansza sprawdziła się bez najmniejszych problemów.
Uważam, że ta gra to kawał dobrej roboty. Nie można porównywać polskiej, niskonakładowej i taniej produkcji do np. planszowego „Warcrafta” przy którym siedział sztab ludzi, i który wydano w nakładzie nieporównywalnie większym.
Na koniec…
W mojej recenzji nie opisywałem szczegółowo zasad bo uważam, że nie ma takiej potrzeby. Z mojego doświadczenia wiem, że użytkownicy Valkirii są na tyle rozgarnięci, że potrafią kliknąć w link do oficjalnej strony wydawcy i tam mogą sobie przeczytać instrukcję, która jest ogólno dostępna. Na Valkirii ludzi głównie interesuje to jak produkt wygląda i jakie ogólne wrażenia ma recenzent.
Być może na serwisie gry-planszowe.pl jest inaczej. Nie zdziwił bym się jeśli by mi ktoś owiedział, że tu użytkowników interesuje szczegółowy opis krok, po kroku, jak wygląda rozgrywka, co się robi po kolei itp. To zależy od serwisu.
To tyle…. życzę więcej dystansu i opanowania. Miejcie ludzie świadomość tego, że są inni, którzy mogą mieć inne zdanie. Nie trzeba ich od razu podejżewać o sprzedawanie się.
Nie obraź się, ale od recenzji oczekuję trochę więcej obiektywnego spojrzenia na grę. Pozwól, że zacytuję:
„Oczywiście gra nie jest pozbawiona wad. Największą z nich na pewno jest to, że jest… taka krótka.” – to raczej zaleta przedstawiana pod płaszczykiem wady, chociaż można rozumieć jako wadę (zależy co kto lubi).
„Plusy i minusy
– świetne ilustracje
– dużo humoru
– pomysł na grę
– jakość wykonania
– mogła być tańsza –
– po kilkunastu rozgrywkach może się znudzić”
Niestety przyzwyczaiłem się do bardziej obiektywnych recenzji na tym portalu. Nawet osoby zachwycone daną grą wynajdują jej minusy.
Nie twierdzę w żadnym wypadku, że twoja recenzja jest do niczego. Jest w sumie napisana całkiem przyjemnie, szkoda tylko, że jest za bardzo subiektywna. Rozumiem, pograłeś i gra bardzo Ci się spodobała. I bardzo dobrze – kwestia osobistych odczuć. Niemniej jednak uważam Twoją recenzję za zbyt pozytywną, stąd skojarzyła mi się z reklamowym opisem gry. Jak już wspomniałem chodziło mi o formę, nie o zdarzenie rzeczywiste w postaci pisania reklamy pod pozorem recenzji.
Pozdrawiam
PS. Moje zdanie jest jak zwykle subiektywne i nie uważam się za wyrocznię. Można się nie zgadzać.
Niestety z fragmentu „plusy i minusy” uciekły moje komentarze (napisałem w nawiasach trójkątnych). Więc jeszcze raz (tym razem komentarz po pauzie):
„Plusy i minusy
– świetne ilustracje – zależy od gustu, dla mnie mogą być, choć mają specyficzny klimat
– dużo humoru – jak wyżej
– pomysł na grę – może być
– jakość wykonania – niestety co najwyżej średnia
– mogła być tańsza – to można powiedzieć właściwie o każdej grze
– po kilkunastu rozgrywkach może się znudzić” – jedyna istotna wada wymieniona w recenzji
A już myślałem, że nic w temacie nie dodam od siebie, bo nie lubię gier a la Cheapass (tanie wykonanie, czerń i biel), nie lubię gier o polskiej rzeczywistości (mam jej dostatecznie dużo za oknem) i nie posiadam swojego egzemplarza. A jednak :)
Co do recenzji na Valkirii… Czytałem ją i jest wyjątkowo lakoniczna i bardzo bezkrytyczna. I ta lakoniczność moim zdaniem może się to niektórym czytelnikom wydawać podejrzana, nawet, jeśli recenzentowi naprawdę się gra bardzo podobała. Ja jednak nie będę szedł tropem spiskowej teorii dziejów — przyjmuję, że Artut dobrze się bawił przy grze „Na sygnale” i autorzy gry powinni być z tego faktu bardzo zadowoleni, ponieważ trafili przynajmniej do jakiejś grupy docelowej.
Chce tu jednak zaznaczyć, że recenzje na tym portalu zawsze będą ostrzejsze. Pisane są przez graczy doświadczonych, kolekcjonerów, graczy, którzy są na bieżąco z nowymi i najnowszymi tytułami z całego świata. Z uwagi na to polskie tytuły zawsze będą recenzowane w porównaniu do tego, co się wydaje na świecie i porównaniu do dzięsiątek innych tytułów, bez specjalnej taryfy ulgowej. I dlatego „na sygnale” tutaj pewnie będzie też porównywane do innych gier (bo ja na przykład to robię), ale wcale nie do Warcrafta, o którym w recenzji ani słowa…
A co do niskonakładowości — ja osobiście wolę kupić grę ładnie wydaną, nawet, jesli ma kosztować 50 zł. I tak, jestem stary, zgorzkniały, za dużo zarabiam (za dużo? ;) młodzież chce się bawić… Ale chciec to moc. Ja chce ładne planszówki i „Na sygnale” nie kupię, bo jest brzydkie.
Ale fajnie. Wreszcie jakaś porządna dyskusja pod recenzją. Jest i krew i krzyki. Jest grożenie sądami i ostrzeżenia. Są oburzeni fani i wkurzone nastolatki. Nie ma jak kontrowersyjny temat. Tylko tak dalej! :)
Oczywiście trzeba na początku ustosunkować się w jakiś sposób do zarzutów Magdy. Wiem, jest ciężko, dziewczyna wiele miejsca na polemikę nie pozostawiła. Była boska to trzeba jej przyznać :) Poszła w wycieczki osobiste, zdeptała kanon zasad polemiki czyli nakaz atakowania poglądów, a nie osoby, po prostu mnie rozjechała :) Kurcze tylko pozazdrościć takich fanek. Gdybyśmy mieli więcej tego rodzaju osób, to planszówkowa Polska byłaby mlekiem i miodem płynąca :) Cóż moje dziecko, pozostaje mi tylko potwierdzić – nie bawiłem się przy niej dobrze i potwierdzam to w całej rozciągłości. Nic tu twoje fochy, tupanie nóżką i krzyki nie zmienią. W tyłku pudełka nie nosiłem, a jednak się zniszczyło. Do planszy nie używałem żelazka i dlatego pewnie nie było stabilne. Przedstawiłem swoje argumenty merytorycznie jak się dało i nie oszczędziłem niczego. Tendencyjna? Jaką tendencję niby propagowałem? Chyba jakieś tajemnicze bractwo przeciwników polskich planszówek bo sam nie wiem co innego. Byłem krzywdzący? A niby dlaczego? Dlatego, że napisałem swoje odczucia, wrażenia, które nie zgadzają się z twoimi własnymi poglądami? Przy recenzjach ma panować jednomyślność, bo inaczej w ryj? Następnym razem sprecyzuj jakoś argumenty, bo ze sloganami mało kto ma tu zamiar dyskutować i tracić czas. Wywołuje to tylko sarkastyczny uśmiech na twarzy.
Mnie się gra wybitnie nie podoba. Nie spotkałem osoby, która starałaby się mi to jakoś wyperswadować chociaż próbowałem takową znaleźć. Przetestowałem ją w trzech różnych zespołach, o różnych preferencjach i doświadczeniu w planszówkowaniu. Pierwsza grupa to osoby bardzo lubiące gry luźne, wesołe. Sim Wiocha, Wiochmen Rejser, Machina to tytuły, które odniosły u niej sukces. Tak więc pierwsze co zrobiłem to skierowałem się do nich? I co? I już po paru kolejkach uczestnicy zaczęli wymiękać. Nudzić się, ziewać, zamiast dobrze bawić się, zaczęli się męczyć. Nie udało się. Druga grupa to byłem ja i moja żona. Chciałem jeszcze raz sprawdzić Na sygnale. Czy po prostu źle do niej podszedłem? Jak wygląda rozgrywka na dwie osoby? Znowu nudziliśmy się, nudziliśmy okrutnie. Koniec gry powitaliśmy z radością. Ale dałem jej kolejną i ostatnią szansę. Zabrałem na spotkanie planszówkowców. Gdzie spotykają się bardzo doświadczone osoby, stykające się z mnóstwem gier, co tydzień rozgrywających sporo rozgrywek. I znów było nieciekawie. Jednego gracza straciliśmy po 5 minutach. Znaczy grał, ale myślami był już daleko stąd. A minę miał tak zdołowaną, że aż żal się robiło. Pozostałych graczy też nie rzuciło na kolana.
Drodzy krytycy. Czy jak wygląda na jakiegoś sadystę? :) Czy ja sobie tutaj siedzę na tym portalu, piszę recenzje i wyłapuje polskie gry, po czym zrównuje ją z ziemią, bo czerpię z tego jakąś psychiczną satysfakcję? Przyjemność mi sprawia kontakt ze słabą grą i możliwość jej skrytykowania? Cieszę się, że kolejny polski tytuł jest nieudany i nie przystaje do światowej normy (nie do hiciorów, po prostu do nowoczesnych, ciekawych planszówek czy karcianek niekolecjonerskich)? No, bez jaj. Po prostu takie a nie inne wrażenia miałem po Na sygnale i nic tego nie zmieni. Dałem jej dużo możliwości i sprawdziłem ją dokładnie. Nikt na mnie nie wymusi, żeby dobrze pisał o grze, którą uważam za bardzo słabą. W końcu podpisuje się pod recenzją własnym imieniem oraz nazwiskiem i nie mam zamiaru pisać czegoś czego nie uważam za prawdę.
Na sygnale naprawdę dużo można by darować. Nawet to wykonanie i różne potknięcia. Ale monotonność odrzuca kompletnie. Ja się nudzę przy niej okropnie. Głównie przez mechanikę, która nie wytrzymuje tego w co się obecnie gra na świecie i wśród zorientowanych planszówkowców. Mam za sobą w ostatnich trzech miesiącach dobrze ponad 200 rozgrywek w najróżniejsze gry, stykam się mnóstwem najnowszych tytułów i śledzę na bieżącą rynek. Dlaczego zarzucacie mi niekompetencje i nierzeczowość w recenzji? Nie wymyśliłem sobie tych wszystkich krytycznych uwag. Tak niestety jest.
Co do testowania. Nie wiem kto testował te gry, ale czy to na pewno były osoby, które mają styczność ze współczesnymi Eurogrami? Przecież Na sygnale nie przeszłoby jednego pobytu na naszych warszawskich spotkaniach maniaków planszówkowych. Jeżeli wydaliście ją pod kątem osób nie obytych z rynkiem, to ok, może im się podoba. Nie mogę za nich pisać. Mnie i znajomym się nie podoba. I z ubolewaniem muszę to powiedzieć, ale Na sygnale reprezentuje planszówkowy trzeci świat.
Puszon, co betatestingu. Widzisz, nie wiem. Ja nie mam nieograniczonego czasu. Jak będę testował gierki to nie będę grał w inne, nowe, już skończone. Nie będę miał czasu na recenzje albo teksty dla blogu. Coś za coś. Z drugiej strony nie chcę też zostawiać was w takiej sytuacji. Krytykować coś, a później nie wyciągnąć pomocnej dłoni, przynajmniej na polu testowania. Możemy spróbować. Skonsultuję się z ludźmi z naszych warszawskich spotkań. Zobaczymy czy się zgodzą. Bo wielu z nich przychodzi zrelaksować się, pobawić, a betatesting to niestety już praca. Jeżeli mam mieć sens to trzeba do niej solidnie podejść.
Stoję jedną noga w młodości a drugą już w starzyźnie. Zagrałem wczoraj raz „Na sygnale” i mam odczucia umiarkowane. Za zaletę gry uważam pomysł na planszę. Powinna byc jednak dużo większa, aby dać graczom wiecej możliwości taktycznych. za udamy uważam pomysł zdobywania punktów. Trochę to podobne do Osadników. Wielkimi literami: TROCHĘ, aby nikt nie komentował mojego subiektywnego odczucia.
A teraz przejdźmy do wad. Wiem, że Łódź leży na wzgórzu, ale plansza powinna być płaska. Składanie i rozkładanie z prostowanie co partię niszczy ten bądź co bądź kawałek papieru. Karawan niewiele wnosi do gry. Można było o wiele lepiej go wykorzystać. Mechanizm licytacji fajny, ale nie opłaca się tracić żetonów na ruszanie karawanem. Dużo lepiej za nie ewentualnie dokupić karty. Żenujący jest brak oznaczeń szpitali. Nie wiem jak po kilku piwach można wiedzieć, który należy do kogo. Wydaje mi się, że jeśli gracze by sie dobrze przy grze bawili, to zupełnie by się w tym nie łapali.
Napiszmy szczerze, z jakimi grami porównywaliśmy „Na sygnale”. 1. Wilki i owce. 2. Chatki Robinsona. Cenowo niewiele droższe, ale wykonanie przepiękne, mechanika dajaca możliwości taktyczne i strategiczne, dla dzieci i rodziców. Tylko czekać na recenzje.
Zdaje sie, że to Kuźnia Gie proponowała zostanie beta-testerem jakieś trzy miesiace temu. Czy się mylę? Skoro nikt nie miał gry na warszawskich spotkaniach przed jej wydaniem, to niech teraz pokutują negatywną recenzję.
masz racje draco, to oni odmowili i mnie i Tobie(bo z tego co wtedy pisales wynikalo ze sie zglaszales) te kilka miesiecy temu. teraz niestety moja glowna grupa graczy juz zapomniala o ochocie na beta-testowanie gier niedokonczonych, a za to powoli oswaja sie z mysla ze bede ich meczyl printAndPlayami :-)
Puszon – zglaszalem sie na beta testy, niestety ja i wielu innych dostalo negatywna odpowiedz. Rozumie – nie kazdy moze sie zalapac. Ale ilu wlasciwie bylo tych betatesterow? Czy ktos z GP w ogole sie zalapal na to?
Pzdr
Tak drogi Avantarze.
Ja się załapałem.
Co do gry – recenzja na Poltergeist jest „w obróbce termicznej” przechodzi znaczy się przez żarna korektorów. Wypowiem się jedynie że podczas betatestów zmodyfikowane zostały jedynie niektóre karty i zasady. Gameplay… no gra jest dość nudna, a testowałem ją na grupie która na planszówkach nie zna się w ogóle. :) Gra pokazuje swoją siłe dopiero po lekkim zawianiu się trunkiem z procentami.
Saise – wow, bo juz myslalem, ze te zapisy na betatesterow to taka „gra pod publiczke” :P
Troche mnie wkurza, ze co chwile ktos mowi o procentach przy planszowkach jakby bylo to niezbedne do rozgrywki. Jesli potrzebuje alkohol, zeby dobrze bawic sie przy jakims tytule to chyba cos jest nie tak. Jesli „zawieje sie” to juz mi zadna gra do tego nie jest potrzebna.
ARTUR – zdanie mozesz miec, ale ta recenzja bardziej przypominala notke z bloga, bo to tam czesto pisze sie „podoba mi sie, bo jest fajne”. Ja nie musze czytac calych zasad w recenzji. Chcialbym jednak wiedziec co w nich jest takiego fajnego, ze warto na nia wydac pieniadze.
Ja uwazam, ze dobrze iz na GP tak ostro traktuje sie nawet polskie tytuly. Jakby nie patrzec – jest to serwis specjalistyczny, dla pasjonatow gier planszowych. I nie ma co slodzic, ze jest pieknie i wspaniale jesli nie jest.
Pzdr
Ps. Hehe ladny flejmik sie robi :D
Robi???…hehe…już się zrobił gdzieś dwadzieścia wpisów temu…;)…a ja tak sobie czytam i mam naprawdę niezły ubaw…;)…ale Pancho ma rację…grunt, żeby się działo…:))…
P.S. W grę nie grałem…więc puśćcie mnie z życiem…:))…
A Rebel i tak poleca;)
a co ma nie polecac – 'hardcorowi’ planszowkowcy nie wydaje sie zeby byli glownymi klientami. jak mowi nataniel to nie puerto rico jest najlepiej sprzedajaca sie gra. jest nas mniej, i w dodatku wiele gier sprowadzamy sobie sami z zachodu. czemu wiec nie ma polecac gry swojej glownej grupie klientow, jesli tej grupie gra sie podoba? czy tez naprawde uwazacie ze rebel (albo wydawca) sam sobie te komentarze wystawia?
A czy ja napisalem, ze ma nie polecac?
>Ignacy – troszke mijasz się z prawdą autorzy WR są autorami Na Sygnale.
>Wiochmen Rejser – autorzy: Piotr Stankiewicz oraz Marek Mydel, Michał 'Puszon’ Stachyra, Maciej 'Sqva’ Zasowski
>Na sygnale – autorzy: Michał 'Puszon’ Stachyra, Maciej 'Sqva’ Zasowski oraz >Agata Zasowska
>Labirynt Czarnoksiężnika – autorzy: Kamil 'Aandred’ Bachmiński, Michał >’Puszon’ Stachyra, Maciej 'Sqva’ Zasowski oraz Marek Mydel i Piotr >Stankiewicz
Z prawdą się mija? Nie wydaje mi się. To Piotr Stankiewicz był całkowitym autorem Wiochmen Rejsera- ten pomysł datuje się dużo wcześniej niż jego znajomość z Tobą Puszon. A fakt, że zostałeś dołączony jako autor, był elementem o ile wiem, grzeczności- obowiązującej wtedy w Kuźni Gier. Tak samo jak Piotrek został dołączony do grona autorów LC (czego do dziś żaluję). Więc bądź tak łaskaw i nie sugeruj swojego autorstwa serii, bo Twój udział ograniczył się do betatestingu. Wystarczy zresztą popatrzyć jakie jest Na Sygnale, bez Piotra.
Poczuwam się do jego reprezentowania jako bliski przyjaciel i w obliczu tego, że Piotr jest obecnie po ciężkiej operacji i ciężko mu bronić się samemu.
Aha. Bezczelność. To jest słowo które mi się nasunęło. Przemyśl to.
Nie bylo mnie przez weekend, więc po kolei.
Beta testerzy to u nas kilkanaście osób, które grają ze swoimi znajomymi, staraliśmy się ich dobierać z rożnych „grup społecznych” ;) tak aby odpowiadali jak największemu przekrojowi potencjalnych graczy. I owszem są wśród nich osoby majace styczność z Eurogrami.
Są po to aby wyłapywać błędy i stwierdzać czy gra jest fajna czy nie. Jeżeli ich testy wykażą, że gra nie jest fajna bo autorom zabrakło talentu…, to po prostu się nie ukaże. A Na sygnale mialo jednoznacznie pozytywne opinie.
Wszelkie uwagi od testerów analizujemy i staramy się wdrożyć o ile to możliwe.
Żałuję, że draco, bazik i Avatar nie zostali przyjęci do ostatnich testów, nasz testmaster został już upomniany. Bo teraz widzimy, że to był błąd. Jeśli moglibyście być tak mili i raz jeszcze napisać zgłoszenie ;)
Saise – czy zgłaszałeś nam w czasie testów, że gra jest twoim zdaniem dość nudna? Bo do mnie taka opinia ie dotarła, choć to pewnie problem z komunikacją wewnątrz kuźniową.
Geko – co do gier droższych i większych – tak mamy takie plany :)
Aczkolwiek z naszych obserwacj, rozmów ze sprzedającymi gry wynika, iż polski klient („masowy”, a nie zagorzały fan) zwraca jednak przede wszystkim uwagę na cenę gry, a dopiero później na inne rzeczy.
Pancho – cóż mam nadzieję iż uda Ci się przekonać znajomych i zostaniesz naszym testerem. Bo choć to prawda, że taki testing to potroszku rpaca, to jednak chyba również dobra zabawa.
Brak oznaczeń szpitali – nie robiliśmy go, bo stwierdzaliśmy, że lepiej będzie jak gracze sobie będą wybierać szpital, a nie że będzie przypisane to na sztywno.
Co do polecania przez Rebel – pokazywaliśmy (graliśmy) grę na Krakonie Piotrowi i Natanielowi, spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem i dopingowaniem nas do pracy
trollu – nigdy ani ja ani Sqva nie twierdziliśmy inaczej niż to, że Piotr jest pomysłodawcą i głównym autorem gry. Dlatego jest wymieniony na pierwszym miejscu, a pozostala trójka po słowie oraz. Jednakowóż mój (czy pozostałych osób) udział był znacząco większy niż twierdzisz, bo pierwotny pomysł Piotra uległ znaczącym modyfikacjom i usprawnieniom. Bo sam pomysł nie zostałby wydany i nie osiągnął takiego sukcesu.
Choć oczywiście koncept Wiochmena to dzieło Piotra, przed czym jak najbardziej chylę czoła.
Dzięki wszystkim za pozytywne opinie :)
Avantar (nie Avatar) to raz. A dwa – jesli uda mi sie dostac do nastepnego betatestingu to bedzie mi bardzo milo.
No i miloby bylo jakbyscie ruszyli wlasnie z czyms wiekszym i ladniej wykonanym (Labirynt z tego co widzialem stal na calkiem przyzwoitym poziomie).
Pozdrawiam :)
Sorkie za literówkę. Upał źle na mnie wpływa. Emailnij mnię proszę.
Jakbym mial Emaila Twego to bym imejlnal ;p
Był podany trochę wyzej:)
puszon@rpg.pl
Puszon, nadesłałem nadesłałem, a to że nie dostałeś może być moją winą, gdyż wysłałem, swoją opinie dokładnie jeden dzień po zakończeniu terminu podsyłania opini, możliwie więc że jakimś sposobem nie dotarła.
Pojawiła się recenzja Na sygnale w serwisie Nowa Gildia.
Na samym początku pragnę powiadomić, że mam ambiwalentny stosunek do samej gry „Na sygnale” (o tym może później) zatem jestem w stanie zrozumieć zarówno przeciwników jak i zwolenników.
Jednak lekko zirytowała mnie recenzja Panch’a (co zresztą wydaje mi się było jego bardziej lub mniej świadomym celem) zatem chciałbym zatrzymać się chwilę nad głównym zarzutem, który wręcz wylewa się z recenzji i dyskusji – mam tu na myśli nudę !
Myślę że znudzenie grą zwykle występuje w wyniku braku klimatu w grze oraz niewłaściwej mechaniki gry. Rozpatrzmy oba elementy.
Mechanika gry – przyczynia się do znudzenia w sytuacji gdy mamy do czynienia ze zbyt uproszczoną nie dającą możliwości podejmowania złożonych działań strategicznych zbliżających nas do wygranej (patrz Chińczyk) lub zbyt złożoną (patrz Gwiezdny Kupiec) i jednocześnie czasem wręcz wewnętrznie niespójną. Może być też tak, że mechanika nie sprzyja dynamice gry, ze względu na stosunkowo małą możliwość interakcji z innymi graczami (patrz Ticket to the Ride).W przypadku gry „Na sygnale” z pewnością nie możemy mówić o zbyt złożonej mechanice bo jest ona klarowna i prosta. Z drugiej strony daje zdecydowanie więcej możliwości taktycznego działania i jest bardziej wyważona niż „Wiochmen Rejser” gdzie zawsze pojawiała się możliwość, że wygra osoba która jest na samych końcu (np. działanie Koncertu). Z kolei interakcja również jest zapewniona – czasem wręcz uniemożliwia ona podjęcie jakichkolwiek sensownych działań.
Klimat gry – gra powinna poprzez wykonanie, mechanikę a przede wszystkim pomysł stwarzać unikalną atmosferę, która dla danej grupy społecznej wyda się interesująca przez co wywoła uczycie przyjemności z grania. I tutaj mamy do czynienia z dwoma zagadnieniami: gust oraz wyobraźnia gracza. „De gustibulus non disputantum est” i tak ja nie potrafię się wczuć w klimat ‘starożytny’ i np. „Age of Mithology” mnie męczy (inna sprawa, że mechanika jest ciut zbyt złożona). Dobry przykładem byłby tutaj „Shadows of the Camelot”, który w odpowiednim gronie jest doskonały ale z pewnymi graczami może wydawać się przeraźliwie nudny. Tutaj między innymi wyobraźnia stanowi klucz do sukcesu lecz niektórzy jej po prostu nie mają.
Zmierzając do finału chcę powiedzieć, że gra na „Na sygnale” może wydać się nudna gdy nie trafi w gusta gracza (co po części i mnie dotyczy) lecz wydaje mi się, że przede wszystkim wyda się nudna osobie, która sama jest nudna … i tym oto pejoratywnym określeniem atakującym osobę recenzenta zakończę ten post.
(napisał ostrą mało konstruktywną krytykę to teraz musi się bronić ;) pozdrawiam wyżej wymienionego)
Cóż powiedzieć, poraziła mnie twoja dedukcja drogi Watsonie. W ogóle przebywam w towarzystwie zblazowanych, nudnych jak flaki z olejem ludzi, bo każdy z moich graczy nudził się okropnie. Cóż dobrze czuję się w gigantycznej liczbie klimatów od Amun-Re, Manile, Ticket to Ride, St. Petersburg, przez Neuroshime Hex, Zombiaki, Wiochmen Rejsera, Chez Geeka i Munchkina po Carcassonne, Osadników i Shadows over Camelot. Ale tej gry nie trawię i mnie nudzi. Jak i resztę moich znajomych. Najwidoczniej, więc to nie „Na sygnale” ma tu problem (idąc twoim tropem), ale gracze, którzy w nią grają. Są emocjonalnie nieprzygotowani do jej rozgrywania i nie powinni się wypowiadać. Śmiała teza, nie powiem. Cóż jakoś przeżę, że nie umiem jej ogarnąć. Mam osobiście bardzo elastyczne podejście co do klimatu i mało jakiej gry nie potrafię „poczuć”. Jednak „Na sygnale” widocznie ma zbyt duże wymagania. Cóż, jakoś będę musiał z tym żyć.
Ad frakmis: widzę, że kolega się wysilił nad pokazaniem się jako znawca. Jednak ta wypowiedź nie ma dla mnie żadnego znaczenia, bo wypada chociaż znać tytuły gier jak się o nich pisze.
Ad pancho: Dodałbym z pewnością Pirates Cove i Niagarę. A może coś jeszcze?
Skoro szanowny recenzent potrafi odnaleźć się w tak szerokim spektrum gier to po pierwsze gratuluję po drugie – rzeczywiście moja argumentacja nie może być zbyt trafna. Lecz nie poddam się tak łatwo i zważywszy na fakt, że post został skomentowany (a zatem polemika jest możliwa) pokuszę się o jeszcze jedną teorię w duchu dedukcji :)
Autor artykułu wspominał, iż testował grę w 3 różnych grupach zanim opatrzył grę etykietą: ‘nuda’. Choć zastosowany sposób rozumowania, zwany indukcją niezupełną, pozbawiony jest cech niezawodności to biorąc pod uwagę ‘realia’ życia jest wręcz rzeczą chwalebną. Niebezpieczną jednak sprawą jest fakt osobistego uczestnictwa we wszystkich trzech rozgrywkach/grupach (tak zrozumiałem opis – jeśli się mylę proszę mnie wyprowadzić z błędu). Załóżmy, że z jakiegoś powodu (mniejsza o to jakiego – brzydki rysunek, który nie przypadł do gustu albo niechęć wywołana szacunkiem do służby zdrowia) jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki w umyśle pojawiła się natrętna myśl – „ta gra musi być głupia”. Idąc dalej tym tropem – zadziałał mechanizm samospełniającego się proroctwa a konformistyczna postawa współtowarzyszy pod działaniem niepodważalnego autorytetu dokończyła dzieła zniszczenia – internalizując ową myśl. Wiem, że może to brzmieć jak pseudonaukowy bełkot lecz kiedyś sprawdziłem to w praktyce. Grałem raz w kiepskim humorze w „Osadników z Catanu” (a może powinienem powiedzieć Die Siedler von Catan aby Draco nie mógł zastosować sofizmatycznej riposty) w gronie mało doświadczonych graczy. Pod wpływem moich permanentnych cynicznych wypowiedzi (aby poprawić sobie humor bo grę uważam za rewelacyjną) w stylu „ta gra to takie nieudane połączenie Magic’a z Monopolem…” została uznana za kompletną klapę (tak, miałem później moralnego kaca :).
Podsumowując pragnę pokreślić, że wcale nie uważam „Na sygnale” za grę roku ale może cieszyć swoją prostotą, czarnym humorem i ‘lekkością’ a gdy jeszcze rozważymy cenę to jest to moim subiektywnym zdaniem projekt udany.
Brzmi jak najbardziej jak bełkot, ale oczywiście wiem o co ci chodzi. I akurat jest to bardzo sensowny zarzut. Tylko, że widzisz ja zdawałem sobie sprawę z takiego biegu rzeczy.
1. Przed pierwszą rozgrywką oczywiście nie można było mówić, że się sugerowałem, że gra będzie nudna. Bowiem w nią jeszcze nie grałem. Prawda? Do tego jeszcze byłem pozytywnie nastawiony, bo podobał mi się Wiochmen Rejser (przecież sam się wyrywałem do recenzji Na sygnale). I co najważniejsze skierowałem się do grupy graczy preferujących gry lekkie. Właśnie z nimi bawiłem się bardzo dobrze przy Zombiakach, Machinie, Wiochmen Rejserze czy Munchkinie. Chyba bardziej docelowej grupy dla Na sygnale nie można sobie wyobrazić. I skończyło się jak wiadomo porażką. Nikt nie chwalił, wszyscy wprost przeciwnie – krytykowali.
2. Druga rozgrywka oczywiście mogłaby być obarczona jakimś sugerowaniem się. Ale zdawałem z tego sprawę. Stąd jeszcze raz przeczytałem instrukcję i karty. I znów wpłynęło we mnie trochę optymizmu. Po przeczytaniu zasad stwierdziłem, że gra nie jest wcale taka zła. Przeprowadziłem rozgrywkę i wszystkie wątpliwości odeszły – jest nudna jak flaki z olejem!
3. W trzeciej rozgrywce oczywiście sugerowałem się już. Wiedziałem, że jest nudna i spotkanie z doświadczonymi graczami było motywowane tym – „może oni zmienią moje zdanie, może oni znajdą coś w niej dobrego. Wtedy napiszę w recenzji dla takich i takich osób jest fajna”. Ludzie, którzy grają na naszych warszawskich spotkaniach nie boją się własnego zdania. Mamy mnóstwo osób, które nie zgadzają się w poglądach między sobą na wiele gier, mają różne spojrzenia na mechanikę i typ rozgrywki, stąd potrzebowałem ich opinii. I żaden z nich nie próbował mnie przekonywać, że gra jest fajna. Wprost przeciwnie jeden prawie zasnął.
Taka jest prawda. Szczerze mówiąc nie wiem po co ta polemika. Czy rzeczywiście jestem jedyną osobą na planecie, która twierdzi że Na sygnale jest nudne? Czy postawiłem jakiś nadzwyczajnie egzotyczny zarzut? Może męczyły by mnie jakieś wyrzuty sumienia, gdybym rzeczywiście spotkał jakąś osobę, której się bardzo podobała rozgrywka. Ale w moim przypadku było wprost przeciwnie. Wszyscy mówili, że nudna i wiele trzeba w niej dopracować.
Podsumowując. Zgadzam się po części z twoim ostatnim zdaniem. Gra jest tania, prosta, lekka, posiada czarny humor. Natomiast jest nudna jak diabli i uważam ją za projekt nieudany. Wszystko to zamieściłem w recenzji.
Taa…recenzja sie nie podoba?
No coz, na pewno recenzent zle testowal, zle myslal, mial zle nastawienie do gry, zle nastawil graczy albo diabli wiedza co. No bo przeciez niemozliwe zeby ta gra ktora tak uwielbiam w wyniku obiektywnej oceny recenzenta zostala tak zjechana. Recenzent po prostu MUSIAL popelnic jakis, jakikolwiek blad. Trzeba go tylko znalezc i moja gra wroci na piedestal.
Mocno irytujaca postawa. :-/
do jax’a:
proszę uważnie czytać posty – mnie osobiście ta gra nie przypadła zbytnio do gustu bo nie przepadam za takim klimatem – wiec argument jest całkowicie bezpodstawny. Jednak wcale nie uważam aby gra była nudna gdyż sam brałem udział w niejednej rozgrywce i również obserwowałem innych podczas gry i nijak zapamiętany obraz w mojej głowie nie pasuje do tego jaki zostały zarysowany w powyżej recenzji.
P.S. Na wszelki wypadek dodam jeszcze, że nie łączą mnie z autorami gry żadne więzy ani familijne ani finansowe.
Odpowiedz do Framiksa i reszty ludu pracującego :D Każdy ma prawo wypowiedzieć się na dany temat – podoba się wam gra? No? To świetnie – ale ja popieram recenzję Pancha w stu procentach. Gra jest kosmicznie wręcz nudna, a muszę zauważyć że moja grupa graczy absolutnie nie zna się na grach, jest tak zwanym „Przeciętnym Klientem” gdyż nie siedzi w temacie.
http://www.kip.irpg.pl/
Zapraszam do recenzji NA SYGNALE
Witam, po dłuższej przerwie :)
Pojawiły się nowe recenzje Na sygnale, linki są już w komentarzach powyżej.
Pancho – i jak zdecydujesz się nam pomóc? Wiem, że przy Córce gubernatora działałeś ;]
Saise – bardzo ciekawi mnie twoja postawa – określasz grę jako przeraźliwie nudną podczas gdy w swojej opini z beta testów wydałeś jej dość pozytywną opinię – owszem zarzuciłeś jej wyjątkową 'nudność’ w wersji dla 2 graczy, ale nie dało się odnaleźć opinii, że gra jest zła, „Gra ma jednak sporą dozę czarnego humoru i dzięki neutralnej tematyce powinna trafić do szerszej grupy odbiorców. Jest to doskonała gra na przełamanie lodów na każdym konwencie/spotkaniu/imprezie”.
Po recenzji Pancha doszło do mnie kilka hmmm „wspierających głosów”, od osób których zupełnie nie znam – od zwykłych graczy :)
Autor jednego z postów zgodził się na zamieszczenie go tutaj. To tak tylko po mto żeby pokazać, iż niektórzy patrzą na „Na sygnale” w inny sposób.
================================================
Cześć!
Nie chce mi się rejestrować na gp, więc kilka słów o Na Sygnale przesyłam w mejlu.
Daleko mi do maniaków z gp, nie jestem jednak również totalnym laikiem, choć grałem prawie tylko w polskie gry, lub wydane w Polsce.
Mi Na Syganle podoba się bardzo. Problem w tym, że nie jest to kontynuator Wiochmena. Wiochmen to gra z gatunku 0%
myślenia, 100% klimatu. Tymczasem Na Sygnale jest zdecydowanie mniej dynamiczne (co nie znaczy gorsze, po prostu inne).
Przy licytacji trzeba się zastanowić. Ile może dać gracz, który ją poprzednio wygrał (bo w razie remisu to on wygra) i na
ile przyda nam się incjatywa. Karawan się niby nie przydaje, to dziwna opinia, jak jedziemy z pacjentem i jesteśmy prawie
w naszej przychodni, to wtedy lepiej by inny gracz nie przejął kontrolę nad karawanem i nie przejął naszego pacjenta. A,
że karawan nie zawsze zabierze pacjenta, bo nie zawsze dotrze, to durny zarzut, przeicież widać gdzie stoi i tym samym
widać, czy dojedzie do pacjenta, czy nie, no i jeszcze karta karawan.
Oprócz licytacji gra też jest wolniejsza od Wiochmena, po prostu trzeba się ruszać karetką wolniótko, co chwila czekając,
czy ktoś nie zrobi nam kuku, a jak ma coś zrobić to poczeka aż wydamy możliwie najwięcej PA.
Jeżeli chodzi o coś czego mi brakowało, to nie było bajerów. W grze dosyć prostej to może przyciągnąć uwagę. Chodzi mi o
haczyki z gatunku małe a cieszy. Wiochmen miał ich 2: wykałaczki (niby każdy znajdzie w domu własne znaczniki, ale jak to
pasuje do gry! no i nie zwiększa ceny) i utwór Łydki Grubasa. W Na Sygnale brakowało mi takiego zaskoczenia. Nie wiem
może pudełko mogło być stylizowane na lek, czy coś innego.
Jeszcze krótkie pytanie: Czy trzeba licytować minumum 1, czy można nie dawać nic?
Wydaje mi się, że wiem dlaczego na gp gra została zjechana. Reklama sugeruje, że to podobnie jak Wiochmen lekka i zabawna
gra, a tak nie jest. Karty są śmieszne (tutaj to naprawdę nie wiem dlaczego się ludziom nie podoba), ale rozgrywka jest
wolniejsza, trochę się trzeba zastanawiać. Z kolei dla maniaków, może być za mało skomplikowana. Jest to jednak bardzo
dobra gra i w dodatku tania (dla mnie wszystkie gry ponad 100zł to już bardzo drogie, co prawda zarabiam, ale jak mam
wybór gra tania, czy droga, to wolę często tanią, jak jest dobra. Po co płacić dużo, jak można się dobrze bawić wydając
mniej).
Grałem na egzemplarzu kolegi, ale spodobało mi się na tyle, że kupię sobie Na Sygnale. Brawo Kuźnia, czekam na kolejne
udane gry!
Pozdrawiam
Paweł Stefański