Wczoraj zakończył się Imladris. Na konwent do Krakowa zjechali fani z całej Polski, aby bawić się w doborowym towarzystwie w klimacie Ameryki lat 20-tych XX wieku.
Na konwent dojechaliśmy późnym popołudniem, po długiej drodze przez mękę (i roboty drogowe) z Trójmiasta. Na miejscu czekała na nas niewielka szkoła w centrum Krakowa oraz tłumy przed wejściem, czekające na oficjalne otwarcie. Zaparkowaliśmy z tyłu i w ciągu godziny udało nam się dosyć sprawnie wnieść rzeczy, zaakredytować i zainstalować się w Games Roomie.
Organizatorzy zadbali, aby gry planszowe miały dużo miejsca – do dyspozycji dostaliśmy całą salę gimnastyczną oraz mnóstwo stołów i krzeseł. Jedynym minusem było to, że na noc przychodzili tu spać konwentowicze, którym zabrakło miejsca w salach sypialnych – wg mnie sala „programowa” powinna być zupełnie oddzielona od sypialnej i takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
Games Room zaczął działać w piątek wieczorem i bardzo szybko sprowadził wielu zainteresowanych. Było z czego wybierać – do dyspozycji oddaliśmy ponad 20 tytułów różnych gier. Największym powodzeniem, jak zwykle, cieszyła się planszowa wersja Warcrafta oraz coraz bardziej popularna Gra o Tron. Wiele osób grało także w Lost Cities – świetną karciankę dla dwóch osób, której 3 egzemplarze były prawie cały czas używane. Sporo osób zagrywało się w Drakona, wydanego niedawno przez Galaktę oraz w Runebounda.
W sobotę odbyły się ponadto przedpremierowe pokazy dwóch gier planszowych Kuźni Gier – Troi oraz Rice Wars. Obie cieszyły się dużym zainteresowaniem, nawet pomimo tego, że były prezentowane w wersji „beta” – jako proste wydruki na tekturowych kartach. Więcej na temat tych i innych produkcji Kuźni już niebawem.
Także w sobotę odbyło się ciekawe spotkanie z Krakowską Grupą Kreatywną – wydawcą Troi. Marcin Tomczyk zdradzał plany KGK na najbliższe miesiące. Troja jest już w drukarni, a tymczasem już na początku grudnia ma się ukazać kolejna gra – o roboczym tytule Artefakt. Będzie to niekolekcjonerska karcianka, w klimatach high fantasy (elfy, krasnoludy, magowie i potwory), w której każdy z graczy ma własną talię (jak w Brawl czy Frenzy). Zapowiada się ciekawie, niestety nie zdradzono jeszcze nic nt zasad. Szykują się także kolejne tytuły, więcej o nich niebawem.
Na spotkaniu można ponadto było się dowiedzieć o problemach, jakie pojawiają się przy próbie wydania gry planszowej w Polsce. Przy niewielkim nakładzie (do 2 tysięcy) niemal niemożliwe jest wydanie ładnej, wytrzymałej planszy, profesjonalnego, wzmacnianego tekturowego pudełka czy opakowania w postaci folii aluminiowej (takiej jak boostery do karcianej kolekcjonerskich). Okazuje się, że Polska to nadal trzeci świat pod tym względem – drukarnie stawiają głównie na opakowania do codziennych wyrobów (kartony do mleka) i niemałym problemem jest nawet wydanie kart w formacie odpowiadającym standardowym koszulkom.
Tymczasem w GR niesłabnącą popularnością cieszyłą się Jenga – prosta gra z drewnianymi klockami, która skupiała wokół siebie czasami nawet do 10 osób, raz po raz zwrajając na siebie uwagę hukiem rozpadającej się wieży. Gra ta jest na pewno konwentowym hitem oraz pozwala zachęcić do gry osoby, które przez Games Room tylko przechodzą czy nie interesują się planszówkami.
Generalnie, w Games Roomie pojawiało się bardzo wiele osób, które w planszówki nigdy w życiu nie grały, bądź ostatnie w co grały to Magia i Miecz. Zwykle przychodziły tutaj ponieważ akurat nic się nie działo albo badały co jeszcze dzieje się na konwencie. Wiele z tych osób zostawało i „wsiąkało” w planszówki, część z nich nawet do końca konwentu. Z rzadka zdarzały się także osoby, które twierdziły, że „ee, planszówki, to nie dla mnie” lub „ja gram tylko w rpg” – czasami udawało się je przekonać do spróbowania, czasami nie.
Najważniejsze chyba jest to, że o Games Roomie wiedzieli prawie wszyscy. Myślę, że wiele osób przekonało się, że gry planszowe to nie jest żadna egzotyka, że grają w nie normalni ludzie (a nie dzieci) i że jest to świetna rozrywka, równie dobra jak RPG, karcianki, bitewniaki czy LARPy. Taka świadomość powoli zaczyna się budować wśród bywalców konwentów – a to niebagatelna, kilkutysięczna grupa ludzi.
Potwierdza się też fakt, że Games Room ma szansę stać się żelaznym punktem wielu konwentów w kraju. Wynika to z jednej strony z atrakcyjności samego Games Roomu, a z drugiej z pewnego wyczerpania standardowej formuły konwentu – wielu bywalców było już na spotkaniach z wszystkimi autorami, na prelekcjach na każdy temat i szuka po prostu czegoś nowego.
Niestety, niewiele więcej mogę napisać o samym konwencie – po prostu praca w Games Roomie nie pozwoliła mi na pełne w nim uczestnictwo – byłem zaledwie na dwóch konkursach (przy tym w drugim NIC nie wiedziałem), które były świetnie – dopisała zarówno publiczność jak i humor.
W programie było mnóstwo ciekawych punktów, LARP’ów, chętni mogli zapisać się na sesje z wieloma mniej lub bardziej znanymi Mistrzami Gry – raczej trudno było się nudzić. Czasami zawodziła co prawda informacja – obsługa nie zawsze wiedziała co gdzie jest, na drzwiach sal nie było spisów spotkań. Jak na tę liczbę atrakcji oraz uczestników (ponad 500 osób), zdecydowanie za mała okazała się też szkoła, w której konwent był organizowany.
W sumie bawiłem się świetnie a co ważniejsze na konwencie poznałem mnóstwo wspaniałych osób, w tym wiele zaangażowanych w tworzenie lub promocję gier planszowych. Mam nadzieję, że z wieloma uczestnikami spotkamy się już za miesiąc – na Falkonie!
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Fajnie bylo :] Szkoda ze nie pogralem we wszystkie gry co chcialem zagrac :shock:
W aGoT lamilem jak jakis noob ale godzina 1 w nocy to nie pora na ta gre :P
A to fakt, Dud – strasznie dales sie Lannisterowi pojechac :)
Nataniel naprawdę nie ma sensu powtarzać stereotypów o 3 świecie pod względem możliwości wydawniczych/drukarskich w Polsce. To jest zwyczajna nieprawda.
Grami planszowymi zajmuję się zawodowo od 15 lat i zapewniam Cię, że każdą grę można wydać w Polsce na takim samym poziomie jak na zachodzie.
Problemem jest jedynie wielkość nakładu danej gry. Bo trudno aby np. robić formę na wtryskarkę za 50 000 zł jeśli nakład gry ma być 1000 szt. Także na zachodzie nikt czegoś takiego nie robił. Ale te 50 000 zł rozbijcie na nakład 20 000 szt
I tylko dlatego wydawcy muszą rezygnować z pewnych elementów, aby przy małym nakładzie cena była atrakcyjna dla kupującego. Dlatego problemem nie są możliwości a jedynie wielkość rynku.
Alez pisalem wlasnie, ze przy malym nakladzie (do 2 tys.) jest to problem. Gdyby byly u nas drukarnie robiace takie rzeczy standardowo, to naklad nie mial by az takiego znaczenia.
Relacjonuje poza tym to co uslyszalem na spotkaniu – Marcin opowiadal historie o probie wykonania trwałego, profesjonalnego pudełka – po pokazaniu egzemplarza drukarzowi (egzemplarza wydrukowanego na zachodzie), ten odparł, że „się nie da”.
Na pewno jest w tym względzie coraz lepiej, jednak nadal każdy nietypowy element wymaga olbrzymich nakładów. Kiedyś na podobnej zasadzie koszt druku gazetki w nakładzie 100-200 egzemplarzy był kosmiczny – a dzisiaj załatwiają to małe poligrafie tanim drukiem laserowym.
A to ciekawa informacja. Co prowadzi nas do wniosku – Polska to Trzeci Świat pod względem zainteresowania grami, któe zmusza do wydawani gier w nakładzie 2000 egzemplarzy.
Chciałam jeszcze od siebie dodać że dziękuję wszystkim za dbanie o gry i przejmowanie się każdym zgubionym żetonem :) Miło będzie Was spotkać na następnych konwentach, w Games Roomach, gdzie co rusz rozlega się huk spadającej Jengi ;)
Dziękuję również organizatorom – naprawdę zadbali o GR i o wystarczającą liczbę krzeseł. :) Było bardzo sympatycznie.
Sasanka w stosunku do Niemiec to nie jesteśmy nawet 3 światem. Osadnicy z Catan w samych Niemczech sprzedano 2 500 000 szt a ze wszystkimi dodatkami 7 500 000 szt.
Taką liczbę trudno sobie wyobrazić nawet.
Nataniel – 2000 szt to nie jest wcale mało jak na dzisiejsze czasy. Nie wiem co to było za „tajemnicze” pudełko ale jakoś trudno mi wyobrazić sobie takie, które „nie da się zrobić”.
Wizyta na targach gier w Essen powoduje, że dopiero wtedy widać jaka jest różnica pomiędzy rynkami Nimieckim i Polskim. Kilka słów na ten temat napisałem na http://www.galakta.pl
Przekaze tlumaczowi tej specjalnej karty, ktorej nie ma w oryginalnym pudelku, wyrazy uszanowania od Ciebie ;D
Generalnie planszowek na konwentach (poa Dracoolem) nigdy nie bylo duzo. Dopiero sie zaczyna!
Games Room to znakomita sprawa. Sasanka & Nataniel – pelen szakunec – jestesci swietni. Ze sie Wam chce :)
Dziekuje wszystkim, ktorzy przyszli na prezentacje Rice Wars i Troi. Mam nadzieje, ze dowiedzieliscie sie czegos o tych grach i ze sie Wam spodobaly.