Minęło już kilka dni od zakończenia Letniej Szkoły Go, postanowiłem już nie na gorąco podzielić się wspomnieniami z tej imprezy.
W małej wiosce Gliśno, kilkanaście kilometrów od cywilizacji, znajduje się gospodarstwo agroturystyczne „Przystanek Alaska”. Tam właśnie Benerit – dusza imprezy – postanowił zorganizować Letnią Szkołę Go w 2005 roku. „Przystanek Alaska” to szereg budynków starego gospodarstwa zaadoptowanych do celów turystycznych. Między innymi znajduje się tam pięć dwupokojowych domków. Jeden z nich stał się naszym domem na 10 dni. W pokoju obok zamieszkali nasi znajomi z Wodzisławia, którzy zaryzykowali i postanowili wybrać się z nami w drugi kraj Polski.
Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Są fajne umywalki, czyste ubikacje, prysznic (z zimną wodą, ciepłą należy sobie podgrzać w kuchni polowej a następnie zanieść do zbiornika – prysznica), jest nawet prąd ! ;-) Jedyny minus to niestety fakt, że działają komórki :-(. Koledzy z pracy postanowili czasami zamętlić spokojny odpoczynek ;-).
Właśnie spokój tego miejsca, to jego ogromna zaleta. Spokój i jezioro, znajdujące się kilkadziesiąt metrów od naszego domku. Nie ma nic lepszego nad poranną kąpiel w ziiiimnej wodzie jeziora.
W tym właśnie miejscu zebrała się blisko setka wariatów w celu… pogrania w najlepszą grę świata – GO. Kto nie był na tego typu kilkudniowej imprezie ten nie zrozumie nastroju wieczorno/nocno/dziennych gier, stuku kamieni, głosu zegarów, wszechobecnych plansz z kamieniami. Dla goisty to po prostu raj ;-). Graliśmy indywidualnie, parami, drużynowo, w rengo. Klasycznie, w one color go i w blind go. Rozegrano kilka turniejów: zapoznawczy, na 13 dla dorosłych i dzieci, na 9-tkach, memoriał, drużynowy, rengo.
Nie tylko go żyje człowiek, graliśmy również w inne gry. Dzięki Tommy’emu (ciągle radosnemu) spora grupa ludzi po raz pierwszy poznała takie tytuły jak: Gra o Tron, Zaginione Miasta, Labirynt Trola, Arena Maximus i Osadnicy. Ta ostatnia stała się hitem LSG. Przez planszę „przewinęło” się kilkadziesiąt osób. Rozegrany został nawet turniej, niestety nie pamiętam kto go wygrał :-(. Tu mała dygresja na przyszłość. Wiele z grających osób zapominało, że bawi się czyjąś własnością. Niejednokrotnie karty były porozrzucane :-(. Część została podniszczona. Jako fan planszówek (nie tylko go) również przywiozłem kilka z nich. Oprócz powyższych pograliśmy również w Zug um Zug (znany bardziej jako Ticket To Ride), Drakona, Rummikub i Age of Heroes.
Przy okazji innych gier muszę podjąć wątek Podjazdów – miłej gry w „przepychanie” kamieni po planszy od go. Niestety często kamienie spadały na ziemię. Jestem graczem starej daty, wpojono we mnie szacunek do planszy i kamieni. Widok tych ostatnich porozrzucanych po ziemi, zalanych plansz to po prostu barbarzyństwo. Mam nadzieję, że osoby, które tak beztrosko rozrzucały sprzęt zastanowią się nad tym. Fakt jak wielkie straty poniósł Benerit niech da nam wszystkim do myślenia.
Obok gier umysłowych kwitła rozrywka fizyczna. Jezioro, kajaki, łódki to jedna strona medalu, druga to golf, siatkówka, kometka, kosz. W pierwsze trzy rozegrane były turnieje. Szczególnie golf w wydaniu Alaskańskim to bardzo radosne przeżycie.
Chyba każdy turniej kończył się wręczaniem nagród. Tu wielkie podziękowanie dla Benerita któremu udało się zorganizować mnóstwo nagród.
Jak na Letnią Szkołę Go przystało, były również wykłady. Trudno mi o nich coś pisać, bo bywałem przeważnie na swoich ;-). Mam nadzieję, że za bardzo nie zanudzałem.
Jak napisałem na początku, przez LSG przewinęła się prawie setka ludzi. Wielu z nich poznałem po raz pierwszy w realu. Chciałem Wam wszystkim podziękować za grę, za wspólną zabawę, wspólnie spędzony czas. Nie chcę wymieniać po kolei, bo mogę kogoś przeoczyć, ale jednej osobie muszę podziękować.
Paweł „Benerit” Noga. Po raz pierwszy w realu spotkaliśmy się na LSG. Główny organizator, który naprawdę zrobił kawał dobrej roboty. Zorganizowanie takiej imprezy samemu to ciężka praca. Kto tego nie próbował nie zrozumie. W imieniu uczestników dziękujemy. Za wszystkie problemy z nami związane przepraszam. Dodatkowo Benerit to kawał równego chłopa ;-)
10 dni na „Przystanku Alaska” minęło szybko, jak to zwykle bywa za szybko. Ja osobiście wolałbym by tego typu impreza co roku była organizowana w innym miejscu Polski, ale jak wynika z ankiet byłem w mniejszości :-). Jak by nie było mam nadzieję że wezmę udział w LSG w przyszłości.
Ps. Galeria z LSG jest pod niniejszym adresem
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.